Zabili ją "jak psa". W Belgii proces ws. eutanazji zdrowej kobiety
Eutanazja Tiny Nys miała miejsce 27 kwietnia 2010 r. i została przeprowadzona na jej prośbę. Rodzice i rodzeństwo kobiety wnieśli jednak sprawę do sądu oskarżając lekarzy o sfałszowanie historii jej choroby oraz o działanie w sposób niekompetentny i pozbawiony szacunku
- informuje red. Beata Zajączkowska z Watykanu opisując historię Tiny Nys, która będąc osobą całkowicie zdrową poprosiła o eutanazję po rozstaniu z narzeczonym. Psychiatra u której była pod opieką stwierdziła jednak, że nie występuje u niej „chroniczna i nieuleczalna choroba”, nie wydała więc zgody na podanie śmiertelnego zastrzyku. Wtedy Nys zwróciła się do innej psychiatry, słynnej w całej Belgii, która autoryzowała 1/3 wszystkich przypadków eutanazji przeprowadzonych w tym kraju z powodów psychicznych. Mowa o Lieve Thienpont, która po zaledwie 2-3 spotkaniach z Tiną stwierdziła u niej Zespół Aspergera i na tej podstawie autoryzowała przeprowadzenie eutanazji.
Ponadto Thienpont miała utrudniać rodzicom otrzymanie dokumentacji medycznej - otrzymali ją dopiero po 51 dniach, podczas gdy prawo przewiduje cztery dni). Lekarka pozwoliła sobie nawet na skandaliczny komentarz, w którym określa rodzinę zmarłej Tiny "straumatyzowaną, zranioną, anormalną, o niewielkiej empatii i szacunku do innych".
Oburzenie budzi także sposób, w jaki przeprowadzono eutanazję. "Lekarz", który przyjechał do domu Tiny w celu podania jej śmiertelnego zastrzyku nie miał nawet plastra do przyklejenia igły i kazał ją podtrzymywać ojcu w momencie podawania trucizny. Po śmierci kobiety dał stetoskop któremuś z członków rodziny by sprawdził, czy jej serce przestało bić. Wychodząc porównał śmierć Tiny z „śmiertelnym zastrzykiem, które podaje się domowemu zwierzęciu, by ulżyć mu w cierpieniu”.
źródło: vaticannews.va
raw
#REKLAMA_POZIOMA#