[Tylko u nas] Tomasz Terlikowski: Koniec Kościoła jaki znamy
I wiele wskazuje na to, że jesteśmy obecnie na granicy głębokiej, być może takiej jaką w historii znamy z czasów Reformacji i Kontrreformacji przemiany rzeczywistości Kościoła. Skandale seksualne przeciwko nieletnim i bezbronnym dorosłym, odkrywanie masowego zjawiska ich ukrywania, a także powiązania z rozmaitymi, zacnymi i zasłużonymi, ale bezsilnymi wobec nowych zjawisk, a niekiedy rodzącymi patologie, elementami tradycji sprawiło, że Kościół staje wobec zjawiska porównywalnego z wystąpieniem Marcina Lutra. Nie ma wprawdzie teraz kogoś, kto mógłby się stać symbolem przemian, ale w niczym nie zmienia to faktu, że na naszych oczach owa przemiana się dokonuje. A skandale z udziałem kolejnych, zdawać by się mogło, świętych osób tylko pogłębiają tempo przemian. I tak po skandalu z założycielem Legionistów Chrystusa, z założycielem Wspólnoty Świętego Jana, założycielami Wspólnoty L’Arche, a także liderami Wspólnoty Błogosławieństw teraz przyszedł czas na współzałożyciela Ognisk Światła i Miłości. Ksiądz Georges Finet (1898-1990), współzałożyciel Ognisk Światła i Miłości, dopuszczał się w latach 1945-1983 nadużyć seksualnych wobec dziewcząt, które spowiadał. Dziewczęta miały od dziesięciu do czternastu lat, a duchowny obmacywał je i zadawał niezwykle intymne pytania w czasie spowiedzi. O sprawie poinformowały, po wewnętrznym dochodzeniu, władze wspólnoty.
Warto pamiętać, że sprawy, o których napisałem nie są wyprodukowane przez media, a fakt, że raz niesłusznie oskarżono i skazano kard. George’a Pella (warto pamiętać, że mówimy o oskarżeniu o molestowanie, bo wiele wskazuje na to, że oskarżenia o ukrywanie przestępstw innych są w jego przypadku prawdziwe) nie oznacza, że inne sprawy też są wyssane z palca. A nie oznacza bowiem ogromną większość z nich potwierdziły dochodzenia kościelne, a ich ofiary nadal są w Kościele, a wiele z nich bardzo cierpi. To ze względu na nie, ale też ze względu na Ewangelię, konieczna jest głęboka reforma. Jaka? Odpowiedzi udzielają, także w mojej książce „Tylko prawda nas wyzwoli” liczni eksperci, a na świecie dyskutują o niej teolodzy, hierarchowie i liderzy katolickiej opinii. I większość z nich nie ma wątpliwości, że konieczne będzie przemyślenie systemy kontroli władzy biskupiej. Obecnie biskup odpowiada tylko przed Stolicą Apostolską i Bogiem, a nie ma najmniejszej formy jego kontroli przez kapłanów i wiernych. Oni mogą, co najwyżej odwołać się do mediów, a nie jest to droga dobra. Dlatego warto wrócić, do obecnych w średniowieczu czy starożytności, metod kontroli biskupów. Inną kwestią jest przemyślenie modelu sprawowania władzy w Kościele w ogóle. Nie ma powodów, by absolutyzm, który został odrzucony w sferze świeckiej nadal panował w Kościele. On nie wynika z teologii, a z przejęcia modelu władzy w państwie do życia Kościoła. I to w momencie, gdy w państwach europejskich ten ostatni się kończył. Wydaje się, że przemyśleniu podlegać będzie także formacja kapłańska, a być może - choć na razie dyskusja została ograniczona - kwestia celibatu czy dokładniej święcenia mężczyzn żonatych. I wreszcie debata odbędzie się, a prawdopodobnie zostaną z niej wyciągnięte jakieś wnioski, także odnośnie kierownictwa duchowego i spowiedzi. Nie, nie chodzi o to, by je zlikwidować, ale o to, by ograniczyć możliwość wykorzystywania ich przez ludzi. Struktury i prawo mają to do siebie, że bywają ważniejsze, niż ludzie, bo uniemożliwiają lub utrudniają niegodnym robienie rzeczy złych. Zmiany zachodzą już także w innych kwestiach, bo na kryzys seksualny nakładają się szersze zmiany. Nie da się już zapewne uniknąć zmiany w rozumieniu posługi papieskiej, decentralizacji władzy, a nawet uznania, że pewne kwestie doktrynalne, będą cedowane w dół, poza Watykan.
I to, czy zmiany te nam się podobają czy nie, nie ma znaczenie, bowiem do nich dojdzie. Zamiast więc walczyć o to, by nic się nie zmieniło (jak to robili pierwsi przeciwnicy reformacji) warto zająć się odpowiedzią na pytanie, co trzeba zmienić koniecznie, ale w taki sposób, by Kościół katolicki pozostał katolickim, a jednocześnie przeszedł konieczną reformę. Innej drogi nie ma, a wybrali ją przed nami Ojcowie Soboru Trydenckiego. Warto ich naśladować.
Tomasz Terlikowski