[Tylko u nas] Tadeusz Płużański: Eugeniusz Chimczak. "Manikiurzysta" Pileckiego. Torturował mojego Ojca
![[Tylko u nas] Tadeusz Płużański: Eugeniusz Chimczak. "Manikiurzysta" Pileckiego. Torturował mojego Ojca](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/48419.jpg)
„Nie widziałem, nie słyszałem”
Przesłuchiwany w III RP przez prokuratora, Eugeniusz Chimczak zeznawał: „O tym, w co był zamieszany Pilecki mogłem się zorientować z wyjaśnień, jakie mi złożył. (...) Moich zwierzchników interesowały wyjątkowo „sprawy szpiegowskie” a sprawa Pileckiego do takich została zaliczona”.
Pytany o stosowanie przymusu fizycznego i psychicznego w śledztwie pozwalał sobie nawet na dowcipy: „nie widziałem żadnych obrażeń na ciele przesłuchiwanych i o nich nie słyszałem. (...) Owszem, zostałem przez Tadeusza Płużańskiego oskarżony o znęcanie się nad nim w czasie przesłuchań, ale to nieprawda”.
Niestety, Eugeniusz Chimczak torturował w czasie przesłuchań mojego Ojca.
„Zmęczenie”
Chimczak mówił również, że nie miał żadnego wpływu na czas i charakter przesłuchań, bo wypełniał jedynie polecenia przełożonych. Przy okazji ujawniał jednak mechanizmy śledztwa: „Zawsze sporządzałem protokół przesłuchania, nawet, gdy podejrzany nie chciał wyjaśniać”. O co chodzi? Śledczy w protokole pisał, co chciał, nawet, gdy przesłuchiwany nie dał się złamać biciem.
Chimczak żalił się, że pracę miał ciężką, że przesłuchiwał od rana (8-9) do godzin popołudniowych (15-16), potem miał trzy-cztery godziny przerwy (aresztowani nie mieli takiego luksusu) i znowu, do 24.
8 sierpnia 1947 r. Chimczak wystąpił z wnioskiem o przedłużenie tymczasowego aresztowania wobec Pileckiego. Po co? Tu odpowiedź też jest prosta: aby mieć więcej czasu na bicie. Wniosek podpisał mjr (potem ppłk) Mieczysław Dytry z Naczelnej Prokuratury Wojskowej (przedwojenny prawnik na służbie komunistów).
Podczas procesu Pilecki stwierdził: „protokoły podpisywałem przeważnie nie czytając ich, bo byłem wówczas bardzo zmęczony”. Stwierdził tak, gdyż sala sądowa też była wypełniona „śledziami”, ale nie trzeba chyba wyjaśniać, co to „zmęczenie” oznaczało i z czego wynikało. Podobnie wypowiadał się przed sądem mój Ojciec.
Zły stan zdrowia
A tak Tato wspominał Chimczaka: „Metody miał szczególne. Kiedy bicie nie skutkowało, krzyczał: „My wiemy, że masz twardą d…, ale w celi obok jest twoja żona, z której wszystko wybijemy”.
Ponownie Ojciec spotkał Chimczaka w latach 70. na warszawskim Nowym Świecie: „Mogłem mu tylko napluć w twarz, ale tego nie zrobiłem. Nawet na to nie zasłużył”.
A tak Ojciec tłumaczył, dlaczego nie poszedł na proces „swojego” śledczego, kiedy ten był sądzony w połowie lat 90. ubiegłego wieku razem z Adamem Humerem: „Teraz miałbym go znowu oglądać? Podczas procesu ofiary musiały się tłumaczyć, przekonywać, że były bite”. Odczytano zeznania Ojca złożone w śledztwie.
Wspomniany proces zakończył się dla Chimczaka (w 1996 r.) wyrokiem siedmiu i pół roku więzienia, ale za kratki „ze względu na stan zdrowia” – podobnie jak większość sądzonych wówczas ubeków – nie trafił.
Cmentarz Północny w Warszawie
Eugeniusz Chimczak zmarł w październiku 2012 r. Chory – oczywiście na sprawiedliwość – pozostawał jak łatwo policzyć 16 lat. Gdy dowiedziałem się o terminie pogrzebu, pojechałem na Cmentarz Północny w Warszawie, żeby pożegnać go w imieniu swoim, a przede wszystkim Ojca. Żeby zobaczyć też, w jaki sposób ten komunistyczny zbrodniarz będzie chowany. Czy podobnie, jak zbrodniarze niemieccy, którzy na ogół nie odchodzili w chwale, bo tamten system - brunatny totalitaryzm - został jednak w jakiejś mierze potępiony i rozliczony. Czy na pogrzeb przyjdą koledzy Chimczaka z bezpieczeństwa.
Ale rodzina, najwyraźniej ze strachu, że ktoś „zakłóci uroczystość”, w ostatniej chwili przełożyła pochówek o pół godziny. Zrezygnowała też z oprawy muzycznej i laudacji. Chimczakowie przemknęli boczną bramą od razu do grobu, bez zamówionej wcześniej uroczystości w domu pogrzebowym. W spokoju pochowali kochanego męża, ojca i dziadka.
„Syn bandyty”
Wobec zmiany godziny uroczystości, spotkałem ich, gdy już wychodzili z cmentarza. Zdecydowałem się podejść. W grupce – jak się potem okazało – była żona, córka i jeszcze kilka osób. Spytałem, czy wiedzą, co pan Eugeniusz robił po wojnie? Jak się z tym czują? Starsza pani przyjrzała się mi i bez cienia emocji odpowiedziała: „Nie interesuje mnie, kim pan jest, ale skoro pan zadaje takie pytanie, musi być pan synem jakiegoś bandyty, a my z takimi bandytami robiliśmy po wojnie porządek”.
Towarzyszący pani mężczyzna dodał, że chcę z pogrzebu robić sprawę polityczną, a wszystkie informacje mogę znaleźć w… Internecie. Z kolei dwudziestokilkulatek (wnuk?) już szykował się do bójki. Czyli rodzina świetnie wiedziała, co Chimczak robił po wojnie, ale nie robiło to na nich żadnego wrażenia. Nie mieli żadnego dyskomfortu, nie mówiąc o poczuciu winy czy skruchy. Zresztą nigdy w rozmowach ze mną żaden stalinowiec, czy jego rodzina, nie przeprosili za zbrodnie. Nie przeprosili przede wszystkim rodzin ofiar. Czuli się całkowicie bezkarni i wręcz przekonani, że działali w lepszej sprawie. Uważali siebie za bohaterów.
Potem sprawdziłem, dlaczego Stanisława Chimczak powiedziała: „robiliśmy porządek”, w liczbie mnogiej. Ona też pracowała w bezpiece.
Tadeusz Płużański