Recenzja filmu "La La Land": Słodko-gorzkie La La La

6 października 1927 odbył się w Ameryce pierwszy seans filmu dźwiękowego – „Śpiewaka jazzbandu”. Ludzie sztuki i krytycy wieszczyli wówczas koniec X muzy. Z czasem okazało się, że ten krok w dziejach filmu był koniecznością, choćby dlatego, że wzbogacił go o nowy gatunek – musical.
 Recenzja filmu "La La Land": Słodko-gorzkie La La La
/ mat. prasowe
Jak pisał nasz poeta, dramaturg i krytyk Antoni Marianowicz, „Musical jako gatunek uformował się w Ameryce, ale stanowi zlepek elementów zarówno amerykańskich (burleski, wodewilu, jazzu), jak i europejskich (operetki, rewii, kabaretu)”. Ze swej ojczyzny powędrował w świat, choć nigdzie nie zdobył takiej popularności jak na zachód od Atlantyku. Jej szczyt osiągnął w latach 50. i 60., potem ją utracił na rzecz nowych gatunków. I oto na przełomie lat 2016 i 2017 zdaje się odradzać. Faworytem najbliższego rozdania Oscarów jest bez dwóch zdań ,,La La Land” Damiena Chazelle’a, już obsypany nagrodami Critics Choice, Bafty i Złotymi Globami.

Twórca owego fenomenu to urodzony w 1985 roku syn pary pochodzących z Francji nauczycieli akademickich, niedoszły (jak twierdzi, miał zbyt mało talentu) perkusista jazzowy, absolwent filmografii na Harvardzie. Za oceanem zwrócił uwagę nieznanym w Polsce musicalem „Guy i Madeline na ławce w parku” (2009), a prestiż na całym świecie zdobył 2 lata temu pełnometrażową wersją wcześniejszej etiudy „Whiplash” – filmem o istocie muzyki i muzycznego geniuszu.

„La La Land” to opowieść o dwojgu młodych ludziach, próbujących w Los Angeles zrealizować swe marzenia. Mia (Emma Stone, nagrodzona Pucharem Volpi dla najlepszej aktorki podczas ostatniego festiwalu w Wenecji) pragnie zostać aktorką, a jeszcze bardziej pisać scenariusze, Sebastian (Ryan Gosling), pianista – założyć klub grający wyłącznie muzykę swingowaną. Poznają się w korku na drodze dojazdowej do centrum Miasta Aniołów, potem zaś stykają się ze sobą coraz częściej podczas swych perypetii, nieuchronnych na drodze do ziszczenia się snów.

Co właściwie aż tak przyciąga w filmie, którego zarys fabuły trąci banałem? Lekkość i błyskotliwość. Chazelle to filmowy zwierzak, czujący kino, wręcz bawiący się środkami, które chwycił w ręce. „La La Land” przyciąga i pieści zmysły. Sztuczność kreowanego świata podkreślają malarskość i bajkowość scenografii i dekoracji (zasługa Austina Gorga i jego zespołu), barwność i wymyślność kostiumów zaprojektowanych przez Mary Zophres, oświetlenie kadrów Linusa Sandgrena. Życie w rozgrywającą się na naszych oczach historię wnosi bezpretensjonalne aktorstwo – najbardziej trzeba tu wyróżnić Emmę Stone, Gosling jest poprawny i tyle, J.K. Simmons (tyranizujący otoczenie pryncypał Seba) szkicuje postać Billa karykaturalnie, ale i tak patrzymy nań z przyjemnością. Zachwyca montaż niemal wszystkich scen, od szalonego tańca podczas ulicznego korka, aż po sekwencję finałową, olśniewającą pomysłowością. Może podobać się (choć mnie niekoniecznie, za mało w niej energii) muzyka Justina Hurwitza, stałego współpracownika Chazelle’a, zarówna instrumentalna, jak i chwytliwe, przebojowe piosenki. Tak, „La La Land” ma bez wątpienia wiele uroku. A jednak...

A jednak główny kandydat do Oscarów (zarówno tych technicznych: za dźwięk, montaż, tych dekoratywnych: za muzykę, kostiumy czy scenografię, jak i tych najbardziej prestiżowych: za scenariusz, reżyserię, dla aktorów i dla producentów) rozczarował mnie. Mało tego: seans – mimo bezdyskusyjnej efektowności – po prostu mnie nużył. Musical zaś powinien mieć tempo, tętnić życiem, wzruszać. Winą za ten mankament obarczyłbym Chazelle’a scenarzystę. Akcję określiłbym jako nadmiernie rozciągniętą, wiele epizodów wydaje się zbędnych. Fabuła podzielona została zgodnie z następstwem pór roku, które jednak w zasadzie niczym się na ekranie nie różnią, więc narracji to wcale nie dynamizuje, podkreśla tylko upływ czasu. I kłopot chyba nie w stereotypowości – również „Whiplash” był nią skażony, lecz w przeciwieństwie do „La La Land” emocjonalne napięcie wywoływało niemal skrzenie. Czyżby wątek osobisty, niespełnionej kariery muzyka jazzowego, dał taką siłę poprzedniemu dziełu Amerykanina? Wielki faworyt najbliższych Oscarów wydaje mi się bowiem w porównaniu z nim (a trudno nie porównywać dzieł rozwijającego się artysty) po prostu pusty. Trudno przecież poważnie traktować przekaz o potrzebie podążania za marzeniami. Owszem, da się dostrzec w „La La Land” nutę ironii. Ostentacyjna sztuczność każe nam dostrzec, jak bardzo umowny jest filmowy świat. Może oglądamy po prostu bajkę, chwilami przyprawioną goryczą? Wcielenie american dream wraz z nieuchronną ceną? Wszystko zaś w formie musicalu, który jak operetka w pozornie lekkomyślnej formie zawiera powagę i ból? Aby jednak można było tak potraktować nowy film Chazelle’a, musiałby mieć więcej spontaniczności, witalności, energii.

A może na „La La Land” należy spojrzeć inaczej, może trzeba traktować go jako pastisz gatunku, dzieło autotematyczne, raczej mówiące o musicalu, niż nim naprawdę będące? Na to jednak brak mu intelektualnej dyscypliny, precyzji w budowie scenariusza, spójności, konsekwentnej autoironii. Czyżby więc filmowi Chazelle’a zaszkodził brak jasnej koncepcji? Zbyt chłodny i wykoncypowany, ale też zbyt lekki i zalecający się łatwą urodą? Czyżby próbę ożywienia musicalu należało skwitować opinią Witolda Gombrowicza o operetce: „Styl operetkowy, bosko idiotyczny i doskonale sklerotyczny [...] nie toleruje niczego, co nie mieściłoby się w nim bez reszty”?
Wielki filmowiec francuski René Clair mówił: „Film jest jak gazeta, którą czyta się dzisiaj albo nigdy”. Twórczość samego Claira dowodzi, że twierdzenie to nie obejmuje arcydzieł X muzy. Zapewne Amerykańska Akademia Filmowa hojnie obdaruje ostatni film Chazelle’a swymi statuetkami. Ale czas pokaże, na jak długo „La La Land” zapisze się w pamięci tych, którzy kochają kino.

„La La Land”; reż.: Damien Chazelle; wyk.: Emma Stone, Ryan Gosling; USA 2016  

Paweł Gabryś-Kurowski


Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (08/2017) dostępnego także w wersji cyfrowej tutaj

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Kłopot w Pałacu Buckingham. Chodzi o księcia Harry'ego z ostatniej chwili
Kłopot w Pałacu Buckingham. Chodzi o księcia Harry'ego

Informacje o chorobie nowotworowej księżnej Kate i króla Karola III spędzają sen z powiek Brytyjczykom. W mediach nie brakuje nowych informacji związanych ze stanem zdrowia arystokratów. Pojawiły się również doniesienia dotyczące księcia Harry'ego, który już niedługo ma zjawić się w Wielkiej Brytanii.

Burza w Pałacu Buckingham. Lekarz zabrał głos ws. króla Karola III z ostatniej chwili
Burza w Pałacu Buckingham. Lekarz zabrał głos ws. króla Karola III

Temat choroby króla Karola III wciąż rozgrzewa media. O monarchę martwią się zarówno członkowie rodziny królewskiej, jak i poddani. W sprawie pojawiły się nowe informacje.

Katastrofa budowlana w Małopolsce. Jest ofiara śmiertelna i osoby ranne z ostatniej chwili
Katastrofa budowlana w Małopolsce. Jest ofiara śmiertelna i osoby ranne

Jedna osoba zginęła, a trzy zostały ranne w wyniku zawalenia się ściany budynku gospodarczego w miejscowości Dębno (Małopolskie).

Katastrofa amerykańskiego myśliwca F-16 z ostatniej chwili
Katastrofa amerykańskiego myśliwca F-16

W pobliżu bazy sił powietrznych Holloman w stanie Nowy Meksyk doszło do katastrofy. Chodzi o amerykański myśliwiec F-16.

Nie żyje znany pisarz z ostatniej chwili
Nie żyje znany pisarz

Media obiegła informacja o śmierci znanego pisarza. Paul Auster miał 77 lat.

Za dostarczenie do Niemiec, migranci zapłacili przemytnikom potężne pieniądze. Są zatrzymania Wiadomości
Za dostarczenie do Niemiec, migranci zapłacili przemytnikom potężne pieniądze. Są zatrzymania

Setki tysięcy jak nie miliony ludzi na tej planecie chciałoby żyć w Europie. Dla wielu z nich spełnieniem marzeń i krajem docelowym są Niemcy. Dotarcie do tego kraju jest jednak trudne, niebezpieczne i w większości przypadków po prostu nierealne.

Ten moment... . Dramat gwiazdy M jak miłość z ostatniej chwili
"Ten moment... ". Dramat gwiazdy "M jak miłość"

Aktorka Anna Mucha podzieliła się z fanami informacją o przykrym incydencie, jaki miał miejsce w jej domu. Wszystko stało się po tym, jak gwiazda wyjechała na krótki urlop.

Ks. Janusz Chyła: Europy nie można zrozumieć i ocalić bez Chrystusa Wiadomości
Ks. Janusz Chyła: Europy nie można zrozumieć i ocalić bez Chrystusa

Kultura, w której zostaliśmy wychowani, uczy szacunku wobec starszych. Europa nazywana jest „starym kontynentem”, co budzi zrozumiały respekt. Przywilejem starszych jest prawo do zmęczenia. I chyba jesteśmy świadkami zadyszki, jakiej doznaje nasz kontynent zarówno w swoich instytucjach, jak i w świadomości wielu mieszkańców. Może to powodować zniechęcenie i prowadzić do odżywania starych lub tworzenia nowych ideologicznych uproszczeń. Postawa bardziej wyważona, wskazuje jednak na potrzebę wdzięczności za przekazane dziedzictwo i gotowości twórczego zaangażowania w jego pomnażanie.

Prezydent Duda: potrzebujemy wielkiego lotniska w sercu Europy z ostatniej chwili
Prezydent Duda: potrzebujemy wielkiego lotniska w sercu Europy

Potrzebujemy wielkiego lotniska w sercu Europy – mówił w środę w Poznaniu prezydent Andrzej Duda. Podkreślił, że koleje szybkich prędkości, wielki transport lotniczy, potężna, rozwijająca się polska gospodarka to nasze wyzwanie na kolejne 20 lat w UE.

To robi wrażenie. Von der Leyen o Polsce w UE z ostatniej chwili
"To robi wrażenie". Von der Leyen o Polsce w UE

- Powinniśmy byli bardziej słuchać tego, co mówią kraje Europy Środkowej w sprawie Rosji i wcześniej podjąć zdecydowane działania - powiedziała w środę na konferencji prasowej w Brukseli przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen przy okazji 20. rocznicy rozszerzenia UE m.in. o Polskę.

REKLAMA

Recenzja filmu "La La Land": Słodko-gorzkie La La La

6 października 1927 odbył się w Ameryce pierwszy seans filmu dźwiękowego – „Śpiewaka jazzbandu”. Ludzie sztuki i krytycy wieszczyli wówczas koniec X muzy. Z czasem okazało się, że ten krok w dziejach filmu był koniecznością, choćby dlatego, że wzbogacił go o nowy gatunek – musical.
 Recenzja filmu "La La Land": Słodko-gorzkie La La La
/ mat. prasowe
Jak pisał nasz poeta, dramaturg i krytyk Antoni Marianowicz, „Musical jako gatunek uformował się w Ameryce, ale stanowi zlepek elementów zarówno amerykańskich (burleski, wodewilu, jazzu), jak i europejskich (operetki, rewii, kabaretu)”. Ze swej ojczyzny powędrował w świat, choć nigdzie nie zdobył takiej popularności jak na zachód od Atlantyku. Jej szczyt osiągnął w latach 50. i 60., potem ją utracił na rzecz nowych gatunków. I oto na przełomie lat 2016 i 2017 zdaje się odradzać. Faworytem najbliższego rozdania Oscarów jest bez dwóch zdań ,,La La Land” Damiena Chazelle’a, już obsypany nagrodami Critics Choice, Bafty i Złotymi Globami.

Twórca owego fenomenu to urodzony w 1985 roku syn pary pochodzących z Francji nauczycieli akademickich, niedoszły (jak twierdzi, miał zbyt mało talentu) perkusista jazzowy, absolwent filmografii na Harvardzie. Za oceanem zwrócił uwagę nieznanym w Polsce musicalem „Guy i Madeline na ławce w parku” (2009), a prestiż na całym świecie zdobył 2 lata temu pełnometrażową wersją wcześniejszej etiudy „Whiplash” – filmem o istocie muzyki i muzycznego geniuszu.

„La La Land” to opowieść o dwojgu młodych ludziach, próbujących w Los Angeles zrealizować swe marzenia. Mia (Emma Stone, nagrodzona Pucharem Volpi dla najlepszej aktorki podczas ostatniego festiwalu w Wenecji) pragnie zostać aktorką, a jeszcze bardziej pisać scenariusze, Sebastian (Ryan Gosling), pianista – założyć klub grający wyłącznie muzykę swingowaną. Poznają się w korku na drodze dojazdowej do centrum Miasta Aniołów, potem zaś stykają się ze sobą coraz częściej podczas swych perypetii, nieuchronnych na drodze do ziszczenia się snów.

Co właściwie aż tak przyciąga w filmie, którego zarys fabuły trąci banałem? Lekkość i błyskotliwość. Chazelle to filmowy zwierzak, czujący kino, wręcz bawiący się środkami, które chwycił w ręce. „La La Land” przyciąga i pieści zmysły. Sztuczność kreowanego świata podkreślają malarskość i bajkowość scenografii i dekoracji (zasługa Austina Gorga i jego zespołu), barwność i wymyślność kostiumów zaprojektowanych przez Mary Zophres, oświetlenie kadrów Linusa Sandgrena. Życie w rozgrywającą się na naszych oczach historię wnosi bezpretensjonalne aktorstwo – najbardziej trzeba tu wyróżnić Emmę Stone, Gosling jest poprawny i tyle, J.K. Simmons (tyranizujący otoczenie pryncypał Seba) szkicuje postać Billa karykaturalnie, ale i tak patrzymy nań z przyjemnością. Zachwyca montaż niemal wszystkich scen, od szalonego tańca podczas ulicznego korka, aż po sekwencję finałową, olśniewającą pomysłowością. Może podobać się (choć mnie niekoniecznie, za mało w niej energii) muzyka Justina Hurwitza, stałego współpracownika Chazelle’a, zarówna instrumentalna, jak i chwytliwe, przebojowe piosenki. Tak, „La La Land” ma bez wątpienia wiele uroku. A jednak...

A jednak główny kandydat do Oscarów (zarówno tych technicznych: za dźwięk, montaż, tych dekoratywnych: za muzykę, kostiumy czy scenografię, jak i tych najbardziej prestiżowych: za scenariusz, reżyserię, dla aktorów i dla producentów) rozczarował mnie. Mało tego: seans – mimo bezdyskusyjnej efektowności – po prostu mnie nużył. Musical zaś powinien mieć tempo, tętnić życiem, wzruszać. Winą za ten mankament obarczyłbym Chazelle’a scenarzystę. Akcję określiłbym jako nadmiernie rozciągniętą, wiele epizodów wydaje się zbędnych. Fabuła podzielona została zgodnie z następstwem pór roku, które jednak w zasadzie niczym się na ekranie nie różnią, więc narracji to wcale nie dynamizuje, podkreśla tylko upływ czasu. I kłopot chyba nie w stereotypowości – również „Whiplash” był nią skażony, lecz w przeciwieństwie do „La La Land” emocjonalne napięcie wywoływało niemal skrzenie. Czyżby wątek osobisty, niespełnionej kariery muzyka jazzowego, dał taką siłę poprzedniemu dziełu Amerykanina? Wielki faworyt najbliższych Oscarów wydaje mi się bowiem w porównaniu z nim (a trudno nie porównywać dzieł rozwijającego się artysty) po prostu pusty. Trudno przecież poważnie traktować przekaz o potrzebie podążania za marzeniami. Owszem, da się dostrzec w „La La Land” nutę ironii. Ostentacyjna sztuczność każe nam dostrzec, jak bardzo umowny jest filmowy świat. Może oglądamy po prostu bajkę, chwilami przyprawioną goryczą? Wcielenie american dream wraz z nieuchronną ceną? Wszystko zaś w formie musicalu, który jak operetka w pozornie lekkomyślnej formie zawiera powagę i ból? Aby jednak można było tak potraktować nowy film Chazelle’a, musiałby mieć więcej spontaniczności, witalności, energii.

A może na „La La Land” należy spojrzeć inaczej, może trzeba traktować go jako pastisz gatunku, dzieło autotematyczne, raczej mówiące o musicalu, niż nim naprawdę będące? Na to jednak brak mu intelektualnej dyscypliny, precyzji w budowie scenariusza, spójności, konsekwentnej autoironii. Czyżby więc filmowi Chazelle’a zaszkodził brak jasnej koncepcji? Zbyt chłodny i wykoncypowany, ale też zbyt lekki i zalecający się łatwą urodą? Czyżby próbę ożywienia musicalu należało skwitować opinią Witolda Gombrowicza o operetce: „Styl operetkowy, bosko idiotyczny i doskonale sklerotyczny [...] nie toleruje niczego, co nie mieściłoby się w nim bez reszty”?
Wielki filmowiec francuski René Clair mówił: „Film jest jak gazeta, którą czyta się dzisiaj albo nigdy”. Twórczość samego Claira dowodzi, że twierdzenie to nie obejmuje arcydzieł X muzy. Zapewne Amerykańska Akademia Filmowa hojnie obdaruje ostatni film Chazelle’a swymi statuetkami. Ale czas pokaże, na jak długo „La La Land” zapisze się w pamięci tych, którzy kochają kino.

„La La Land”; reż.: Damien Chazelle; wyk.: Emma Stone, Ryan Gosling; USA 2016  

Paweł Gabryś-Kurowski


Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (08/2017) dostępnego także w wersji cyfrowej tutaj


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe