[Tylko u nas] Marek Budzisz: Turcja. Rosja. Coraz bardziej nerwowa partia szachów

Światowe media podały informację, że rosyjskie systemy S-400 zakupione przez Turcję w Rosji, co stało się powodem kryzysu wewnątrz NATO, mogą zostać aktywowane w Libii i być w ten sposób użyte przeciw siłom walczącym z wspieranym przez Turcję rządem.
/ Wikipedia CC BY-SA 3,0 Arild Vagen
Przy czym portal The Eurasian Times informuje, że bezpośrednim powodem takiej decyzji jest ubiegłotygodniowe bombardowanie bazy Al-Watiya wykorzystywanej przez wojska rządowe, w której stacjonują też tureckie drony bojowe. Nie do końca wiadomo, kto przeprowadził nocny nalot. Jedna z wersji mówi, iż odpowiedzialne za niego jest lotnictwo rosyjskie, zwłaszcza, że kilka tygodni temu światowe media obiegły informacje i zdjęcia rosyjskich Mig-ów i Su, pomalowanych na kolory maskujące w otoczeniu pustynnym, które miały być przerzucone z Syrii do Libii. Ale jest też druga równie intrygująca teoria, która mówi, że chodzi o unieszkodliwienie francuskich myśliwców typu Rafale, będących na wyposażeniu egipskiej armii, a może wręcz francuskiego lotnictwa, które zaangażowało się w libijski konflikt po przeciwnej stronie niźli francuski formalny sojusznik z NATO, czyli Turcja. Co ciekawe, portal powołuje się na opinię Basela Haj Jasema, eksperta w zakresie relacji turecko – rosyjskich, który twierdzi, że takie posunięcie jest z punktu widzenia Ankary posunięciem typu win – win, bo z jednej strony pozwala uniknąć amerykańskich sankcji zapowiedzianych w związku z zakupem S-400, a z drugiej uzyskać doświadczenia z zastosowaniem rosyjskich systemów w warunkach bojowych. Co ciekawe, jak argumentuje przywoływany ekspert, posunięcie z wysłaniem S-400 do Libii, miałoby być wspólnym turecko – amerykańsko – rosyjską decyzja pozwalająca wszystkim „wyjść z twarzą” z problemu.

Inne wydarzenia są już mniej dwuznaczne, choć równie kłopotliwe. Otóż w związku z decyzją tureckich władz o przekształceniu Hagia Sophia w meczet, do prezydenta Putina ze specjalnym listem wystąpił Ivan Saavidi, lider greckiej diaspory w Rosji. Sprawa jest dla Moskwy dość niewygodna. Z jednej strony mamy bowiem do czynienia z realnymi interesami i cały czas trwającymi rozgrywkami z Turcją na wielu polach i Rosji wcale nie zależy na zaognianiu relacji, ale z drugiej, symboliczna wymowa posunięcia Erdoğana jest trudna do zaakceptowania dla wielu prawosławnych. Putin, który wielokrotnie kreował się na obrońcę prawosławia znalazł się w niezręcznej sytuacji. Saavidi też nie jest byle kim. Ten mieszkający w Rosji oligarcha greckiego pochodzenia wspierał szereg akcji prorosyjskich na Bałkanach, m.in. przeciwników wejścia do NATO Macedonii. Nie można mu tak, po prostu, bezpardonowo odmówić, bez strat repetycyjnych w społecznościach prawosławnych na Bałkanach. A zatem albo z jednej strony pogorszenie reputacji Rosji w oczach Słowian na Bałkanach, albo z drugiej zaognienie relacji z Turcją.  

Ale to nie jedyny problem, przed którym Moskwa stanęła w ostatnich dniach. Znacznie poważniejsze konsekwencje mieć może zaostrzenie napięcia na granicy między Armenią a Azerbejdżanem. Chodzi o wymianę ognia artyleryjskiego, która zaczęła się w niedzielę, trwała z przerwami w poniedziałek i już doprowadziła do ofiar, ale również, ewakuowania części ludności cywilnej. Sprawa jest dość tajemnicza, bo walki rozpoczęły się w rejonie Tovuz, czyli na odcinku granicy na którym nie ma międzynarodowych (tak jak np. w Karabachu) obserwatorów. Nie wiadomo zatem kto zaczął strzelać pierwszy, ale straty Azerbejdżanu, o których informuje portal Kavkazkij Uzieł są zastanawiające. Azerskie Ministerstwo Obrony poinformowało o śmierci generał-majora Połada Gaszimowa, oraz pułkownika i dwóch majorów. Ormianie relacjonują o śmierci dwóch oficerów i kliku rannych po swojej stronie, choć Azerowie mówią o setce zabitych przeciwników, czemu zresztą energicznie zaprzeczają Ormianie. Nieistotna w tym wypadku jest ta smutna statystyka, ani też pytanie „kto zaczął”, bo tego prawdopodobnie świat nie dowie się nigdy. Pytaniem fundamentalnym jest to czy starcia w rejonie Tovuz, a także incydenty na granicach azerskiej enklawy Nachiczewań nie przekształcą się w otwarty konflikt wojenny między obydwoma państwami na większą skalę, tak jak to już miało miejsce w czasie tzw. wojny czterodniowej w 2016 roku, poprzedzonej jesienią 2015 wymianą ognia w okolicach Tovuz. W Baku, stolicy Azerbejdżanu już odbył się wiec, którego uczestnicy nie tylko oskarżali Erywań o sprowokowanie starć ale żądali od prezydenta Alijewa aby ten wydał im broń, a wtedy odbiją azerskie ziemie zajęte przez Ormian.

Co ciekawe, na poziomie dyplomatycznym, mamy do czynienia z niewspółmierną reakcją. Otóż o ile minister spraw zagranicznych Turcji Mevlüt Çavuşoğlu poparł stanowisko Baku „na całej linii i jednoznacznie” oskarżając Armenię o wywołanie zajść, o tyle Moskwa zajęła znacznie bardziej stonowane stanowisko. Rosyjski Kommiersant zwraca też uwagę na to, że zaplanowane na poniedziałek posiedzenie rosyjskiej organizacji wojskowej ODKB do której formalnie należy Armenia i od której Erywań może oczekiwać wojskowego wsparcia najpierw zostało zapowiedziane, ale później przesunięte na czas bliżej nieokreślony. Dziennik wiąże to z postawą sekretarza organizacji generała Zasia, z Białorusi, którego nominację przez długi czas blokowali Ormianie, uważając, że jest on sympatykiem Azerbejdżanu. Chodziło o eksport białoruskiej broni do Baku. Takie wyjaśnienie tej zwłoki jest dość prawdopodobne, ale może też chodzić o to, że Rosja nie chce zajmować zdecydowanego pro-ormiańskiego stanowiska, bo z jednej strony pogorszyłoby to jej relacje z Azerbejdżanem, które są w ostatnim czasie dobre, a z drugiej z Turcją.

Na to nakładają się kwestie gospodarcze na które też warto zwracać uwagę. Otóż jak informuje Reuters jeden z dwóch rosyjskich gazociągów który dostarcza paliwo do Turcji po tym jak został na dwa tygodnie zamknięty w maju celem przeprowadzenia remontu nadal nie wznowił pracy. Chodzi o Blue Stream, przy pomocy którego Rosja pompowała do Turcji średnio w roku 16 mld m³ gazu. Turcja w tym roku już o 70 % zmniejszyła zakupy rosyjskiego gazu ziemnego. Powodem są oczywiście ceny na konkurencyjny LNG. Jak napisał na łamach The Daily Sabath turecki analityk w ramach długoletnich umów z Gazpromem tamtejsi odbiorcy musieliby płacić po 228 dolarów za 1000m³, podczas gdy cena rynkowa jest obecnie na poziomie 40 – 50 dolarów za taką sama ilość. Nie ma zatem niczego dziwnego w tym, że zarówno państwowy Botas, jak i mniejsi prywatni odbiorcy rosyjskiego gazu robią co mogą aby od Gazpromu nie kupować. Rosjanie utrzymują pozorny spokój (choć Gazprom zanotował w I kwartale stratę, a w drugim będzie jeszcze gorzej) bo mają w kontrakcie wpisaną umowę take or pay i jeśli Turcy nie biorą gazu, to i tak będą musieli, ich zdaniem, zapłacić. Ale to wszystko powoduje, że relacje gazowe między obydwoma państwami zaczynają przypominać tykającą bombę, bo trudno przypuszczać aby Erdoğan, kreujący się na twardego rozgrywającego interesy Turcji, chciał zapłacić miliardy za nieodebrany gaz. Tym bardziej w czasach kryzysu.

Wydaje się zatem, że na wielu, może nawet zbyt wielu, polach sytuacja zaczyna się komplikować. Do tej listy moglibyśmy jeszcze dopisać Idlib oraz chińsko – irański deal o którym pisze prasa światowa. Zawarcie umowy między Pekinem a Teheranem, wycenianej nawet na 400 mld dolarów, gruntownie może zmienić układ sił w regionie. Sytuacja staje się coraz bardziej zawikłana, punkty potencjalnie sporne mnożą się, do wybuchu albo eskalacji dojść może w każdej chwili. Pole manewru Rosji zdaje się zawężać, choć i Turcja liczyć się musi z ograniczeniami. Wielcy światowi gracze, zarówno Stany Zjednoczone jak i Chiny stoją nieco z boku, przyglądając się na to jak rozgrywają inni. Sprowadzenie Rosji do roli państwa, które musi się liczyć ze zdaniem Turcji i tak manewrować aby utrzymać kruchą równowagę jest świadectwem zmniejszających się obiektywnie możliwości Moskwy.

Marek Budzisz

 

POLECANE
Nowy rząd Czech odrzuci pakt migracyjny i ETS2. Padła jasna zapowiedź wideo
Nowy rząd Czech odrzuci pakt migracyjny i ETS2. Padła jasna zapowiedź

Tomio Okamura, przewodniczący partii Wolność i Demokracja Bezpośrednia (SPD) oraz nowo wybrany przewodniczący Izby Deputowanych, zapowiedział w piątek 5 grudnia, że pierwsza sesja nowego gabinetu Andreja Babiša obejmie “odrzucenie Paktu Migracyjnego UE i systemu handlu emisjami ETS2”.

Nowa aktorka w Klanie. Szykują się zmiany w obsadzie Wiadomości
Nowa aktorka w "Klanie". Szykują się zmiany w obsadzie

Widzowie „Klanu” już wkrótce zauważą istotną zmianę w obsadzie. Dominika Torman, jedna z ważniejszych postaci ostatnich lat, pojawi się ponownie w serialu - jednak z nową twarzą.

Klęska Tuska w Sejmie. Tak to skomentował z ostatniej chwili
Klęska Tuska w Sejmie. Tak to skomentował

W piątkowym głosowaniu Sejm nie uzyskał wystarczającej liczby głosów, aby odrzucić weto prezydenta Karola Nawrockiego ws. ustawy dotyczącej kryptoaktywów. Co na to premier Donald Tusk?

Sejm uchwalił budżet na 2026 r. z ostatniej chwili
Sejm uchwalił budżet na 2026 r.

Dochody wyniosą 647,2 mld zł, wydatki 918,9 mld zł a deficyt 271,7 mld zł.

Wojewoda wyraził zgodę na usunięcie nazw „Radziłów” i „Jedwabne” w Treblince. IPN protestuje Wiadomości
Wojewoda wyraził zgodę na usunięcie nazw „Radziłów” i „Jedwabne” w Treblince. IPN protestuje

Decyzja wojewody mazowieckiego dotycząca zmian na terenie Muzeum Treblinka wywołała poważny spór. Chodzi o zgodę na usunięcie nazw „Radziłów” i „Jedwabne” z kamieni tworzących upamiętnienie Żydów deportowanych do obozu zagłady Treblinka II. Głazy te od lat stanowią element symbolicznego miejsca pamięci, które przypomina o wysiedleniach mieszkańców różnych miejscowości podczas okupacji niemieckiej.

Kontrola poselska w UTK. „Należy zawiesić licencję ukraińskiemu przewoźnikowi kolejowemu” wideo
Kontrola poselska w UTK. „Należy zawiesić licencję ukraińskiemu przewoźnikowi kolejowemu”

Posłowie Prawa i Sprawiedliwości Kacper Płażyński i Jerzy Polaczek przeprowadzili kontrolę poselską w Urzędzie Transportu Kolejowego.

Rośnie przewaga lidera. Nowy sondaż z ostatniej chwili
Rośnie przewaga lidera. Nowy sondaż

Koalicja Obywatelska utrzymuje wyraźną przewagę nad Prawem i Sprawiedliwością – wynika z najnowszego badania CBOS.

Niemiecki rząd tnie wydatki. Pracownicy Deutsche Welle wściekli tylko u nas
Niemiecki rząd tnie wydatki. Pracownicy Deutsche Welle wściekli

Pracownicy Deutsche Welle (DW), niemieckiego publicznego nadawcy międzynarodowego, protestują przeciwko drastycznym cięciom budżetowym. Powodem niezadowolenia jest decyzja komisji budżetowej Bundestagu, która na wniosek podsekretarza stanu ds. kultury i mediów Wolfganga Weimera obcięła budżet DW na 2026 rok o 10 milionów euro – z planowanych 405,5 mln euro do 395 mln euro. Redukcja ta zagraża nie tylko setkom miejsc pracy, ale także zasięgowi niemieckiej sieci medialnej.

Zaskakujące kosmiczne odkrycie. Naukowcy mówią o wyjątkowym zjawisku Wiadomości
Zaskakujące kosmiczne odkrycie. Naukowcy mówią o wyjątkowym zjawisku

Naukowcy zaobserwowali niezwykłą formację w kosmicznej sieci galaktyk. Chodzi o wydłużone włókno, w którym całe galaktyki zdają się wykonywać ruch obrotowy wokół wspólnej osi. Według badaczy może to być jedna z największych wirujących struktur, jakie kiedykolwiek wykryto.

Komunikat dla mieszkańców woj. kujawsko-pomorskiego z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców woj. kujawsko-pomorskiego

Nowy rozkład jazdy POLREGIO w Kujawsko-Pomorskiem przywraca po kilkunastu latach pociągi do Ciechocinka i zwiększa liczbę codziennych połączeń m.in. do Bydgoszczy, Olsztyna, Kołobrzegu i Piły.

REKLAMA

[Tylko u nas] Marek Budzisz: Turcja. Rosja. Coraz bardziej nerwowa partia szachów

Światowe media podały informację, że rosyjskie systemy S-400 zakupione przez Turcję w Rosji, co stało się powodem kryzysu wewnątrz NATO, mogą zostać aktywowane w Libii i być w ten sposób użyte przeciw siłom walczącym z wspieranym przez Turcję rządem.
/ Wikipedia CC BY-SA 3,0 Arild Vagen
Przy czym portal The Eurasian Times informuje, że bezpośrednim powodem takiej decyzji jest ubiegłotygodniowe bombardowanie bazy Al-Watiya wykorzystywanej przez wojska rządowe, w której stacjonują też tureckie drony bojowe. Nie do końca wiadomo, kto przeprowadził nocny nalot. Jedna z wersji mówi, iż odpowiedzialne za niego jest lotnictwo rosyjskie, zwłaszcza, że kilka tygodni temu światowe media obiegły informacje i zdjęcia rosyjskich Mig-ów i Su, pomalowanych na kolory maskujące w otoczeniu pustynnym, które miały być przerzucone z Syrii do Libii. Ale jest też druga równie intrygująca teoria, która mówi, że chodzi o unieszkodliwienie francuskich myśliwców typu Rafale, będących na wyposażeniu egipskiej armii, a może wręcz francuskiego lotnictwa, które zaangażowało się w libijski konflikt po przeciwnej stronie niźli francuski formalny sojusznik z NATO, czyli Turcja. Co ciekawe, portal powołuje się na opinię Basela Haj Jasema, eksperta w zakresie relacji turecko – rosyjskich, który twierdzi, że takie posunięcie jest z punktu widzenia Ankary posunięciem typu win – win, bo z jednej strony pozwala uniknąć amerykańskich sankcji zapowiedzianych w związku z zakupem S-400, a z drugiej uzyskać doświadczenia z zastosowaniem rosyjskich systemów w warunkach bojowych. Co ciekawe, jak argumentuje przywoływany ekspert, posunięcie z wysłaniem S-400 do Libii, miałoby być wspólnym turecko – amerykańsko – rosyjską decyzja pozwalająca wszystkim „wyjść z twarzą” z problemu.

Inne wydarzenia są już mniej dwuznaczne, choć równie kłopotliwe. Otóż w związku z decyzją tureckich władz o przekształceniu Hagia Sophia w meczet, do prezydenta Putina ze specjalnym listem wystąpił Ivan Saavidi, lider greckiej diaspory w Rosji. Sprawa jest dla Moskwy dość niewygodna. Z jednej strony mamy bowiem do czynienia z realnymi interesami i cały czas trwającymi rozgrywkami z Turcją na wielu polach i Rosji wcale nie zależy na zaognianiu relacji, ale z drugiej, symboliczna wymowa posunięcia Erdoğana jest trudna do zaakceptowania dla wielu prawosławnych. Putin, który wielokrotnie kreował się na obrońcę prawosławia znalazł się w niezręcznej sytuacji. Saavidi też nie jest byle kim. Ten mieszkający w Rosji oligarcha greckiego pochodzenia wspierał szereg akcji prorosyjskich na Bałkanach, m.in. przeciwników wejścia do NATO Macedonii. Nie można mu tak, po prostu, bezpardonowo odmówić, bez strat repetycyjnych w społecznościach prawosławnych na Bałkanach. A zatem albo z jednej strony pogorszenie reputacji Rosji w oczach Słowian na Bałkanach, albo z drugiej zaognienie relacji z Turcją.  

Ale to nie jedyny problem, przed którym Moskwa stanęła w ostatnich dniach. Znacznie poważniejsze konsekwencje mieć może zaostrzenie napięcia na granicy między Armenią a Azerbejdżanem. Chodzi o wymianę ognia artyleryjskiego, która zaczęła się w niedzielę, trwała z przerwami w poniedziałek i już doprowadziła do ofiar, ale również, ewakuowania części ludności cywilnej. Sprawa jest dość tajemnicza, bo walki rozpoczęły się w rejonie Tovuz, czyli na odcinku granicy na którym nie ma międzynarodowych (tak jak np. w Karabachu) obserwatorów. Nie wiadomo zatem kto zaczął strzelać pierwszy, ale straty Azerbejdżanu, o których informuje portal Kavkazkij Uzieł są zastanawiające. Azerskie Ministerstwo Obrony poinformowało o śmierci generał-majora Połada Gaszimowa, oraz pułkownika i dwóch majorów. Ormianie relacjonują o śmierci dwóch oficerów i kliku rannych po swojej stronie, choć Azerowie mówią o setce zabitych przeciwników, czemu zresztą energicznie zaprzeczają Ormianie. Nieistotna w tym wypadku jest ta smutna statystyka, ani też pytanie „kto zaczął”, bo tego prawdopodobnie świat nie dowie się nigdy. Pytaniem fundamentalnym jest to czy starcia w rejonie Tovuz, a także incydenty na granicach azerskiej enklawy Nachiczewań nie przekształcą się w otwarty konflikt wojenny między obydwoma państwami na większą skalę, tak jak to już miało miejsce w czasie tzw. wojny czterodniowej w 2016 roku, poprzedzonej jesienią 2015 wymianą ognia w okolicach Tovuz. W Baku, stolicy Azerbejdżanu już odbył się wiec, którego uczestnicy nie tylko oskarżali Erywań o sprowokowanie starć ale żądali od prezydenta Alijewa aby ten wydał im broń, a wtedy odbiją azerskie ziemie zajęte przez Ormian.

Co ciekawe, na poziomie dyplomatycznym, mamy do czynienia z niewspółmierną reakcją. Otóż o ile minister spraw zagranicznych Turcji Mevlüt Çavuşoğlu poparł stanowisko Baku „na całej linii i jednoznacznie” oskarżając Armenię o wywołanie zajść, o tyle Moskwa zajęła znacznie bardziej stonowane stanowisko. Rosyjski Kommiersant zwraca też uwagę na to, że zaplanowane na poniedziałek posiedzenie rosyjskiej organizacji wojskowej ODKB do której formalnie należy Armenia i od której Erywań może oczekiwać wojskowego wsparcia najpierw zostało zapowiedziane, ale później przesunięte na czas bliżej nieokreślony. Dziennik wiąże to z postawą sekretarza organizacji generała Zasia, z Białorusi, którego nominację przez długi czas blokowali Ormianie, uważając, że jest on sympatykiem Azerbejdżanu. Chodziło o eksport białoruskiej broni do Baku. Takie wyjaśnienie tej zwłoki jest dość prawdopodobne, ale może też chodzić o to, że Rosja nie chce zajmować zdecydowanego pro-ormiańskiego stanowiska, bo z jednej strony pogorszyłoby to jej relacje z Azerbejdżanem, które są w ostatnim czasie dobre, a z drugiej z Turcją.

Na to nakładają się kwestie gospodarcze na które też warto zwracać uwagę. Otóż jak informuje Reuters jeden z dwóch rosyjskich gazociągów który dostarcza paliwo do Turcji po tym jak został na dwa tygodnie zamknięty w maju celem przeprowadzenia remontu nadal nie wznowił pracy. Chodzi o Blue Stream, przy pomocy którego Rosja pompowała do Turcji średnio w roku 16 mld m³ gazu. Turcja w tym roku już o 70 % zmniejszyła zakupy rosyjskiego gazu ziemnego. Powodem są oczywiście ceny na konkurencyjny LNG. Jak napisał na łamach The Daily Sabath turecki analityk w ramach długoletnich umów z Gazpromem tamtejsi odbiorcy musieliby płacić po 228 dolarów za 1000m³, podczas gdy cena rynkowa jest obecnie na poziomie 40 – 50 dolarów za taką sama ilość. Nie ma zatem niczego dziwnego w tym, że zarówno państwowy Botas, jak i mniejsi prywatni odbiorcy rosyjskiego gazu robią co mogą aby od Gazpromu nie kupować. Rosjanie utrzymują pozorny spokój (choć Gazprom zanotował w I kwartale stratę, a w drugim będzie jeszcze gorzej) bo mają w kontrakcie wpisaną umowę take or pay i jeśli Turcy nie biorą gazu, to i tak będą musieli, ich zdaniem, zapłacić. Ale to wszystko powoduje, że relacje gazowe między obydwoma państwami zaczynają przypominać tykającą bombę, bo trudno przypuszczać aby Erdoğan, kreujący się na twardego rozgrywającego interesy Turcji, chciał zapłacić miliardy za nieodebrany gaz. Tym bardziej w czasach kryzysu.

Wydaje się zatem, że na wielu, może nawet zbyt wielu, polach sytuacja zaczyna się komplikować. Do tej listy moglibyśmy jeszcze dopisać Idlib oraz chińsko – irański deal o którym pisze prasa światowa. Zawarcie umowy między Pekinem a Teheranem, wycenianej nawet na 400 mld dolarów, gruntownie może zmienić układ sił w regionie. Sytuacja staje się coraz bardziej zawikłana, punkty potencjalnie sporne mnożą się, do wybuchu albo eskalacji dojść może w każdej chwili. Pole manewru Rosji zdaje się zawężać, choć i Turcja liczyć się musi z ograniczeniami. Wielcy światowi gracze, zarówno Stany Zjednoczone jak i Chiny stoją nieco z boku, przyglądając się na to jak rozgrywają inni. Sprowadzenie Rosji do roli państwa, które musi się liczyć ze zdaniem Turcji i tak manewrować aby utrzymać kruchą równowagę jest świadectwem zmniejszających się obiektywnie możliwości Moskwy.

Marek Budzisz


 

Polecane