Krysztopa: "Rewolucja" jest fałszywa. Prawdziwy bunt jest dziś na prawo
- Pierwszym konkretnym sygnałem, że plan został wdrożony do realizacji, była konwencja PiS w Lublinie. Już wtedy zarysowane zostały fundamenty programu kierowanego przez Michała Moskala Forum Młodych, skierowanego do młodzieży. Opiera się on na kilku punktach: ekologii, ochronie zwierząt, równouprawnieniu płacowym kobiet oraz walce z przemocą w rodzinie. Ważnym i jednocześnie najbardziej kontrowersyjnym elementem działalności Forum Młodych ma być próba zaprzestania wojny ideologicznej z lewicą. Oznacza to unikanie antagonizowania w związku z akcentowaniem tematów dotyczących LGBT, aborcji czy eutanazji. Oczywiście przy pełnym sprzeciwie wobec propagowania tego typu idei i praktyk
- pisze Piotr Nisztor na Niezalezna.pl w artykule "Przepis PiS na głosy młodzieży". Skądinąd szacowny Pan Redaktor pisze o tym, mam wrażenie, w tonie akceptującym, a ja jestem tym przerażony.
Dużo bowiem wskazuje na to, że jedną z ostatnich realnych linii obrony w wojnie kulturowej, ma potencjał być Prawo i Sprawiedliwość, które jednakowoż, choć mam wrażenie że wybrane, przynajmniej w 2015 roku, głosami ludzi, którzy chcieli żeby nią było, jakby być nią chce coraz mniej.
Ktoś powie: a co nas obchodzi jakaś abstrakcyjna "wojna kulturowa"? I niestety mówi. Tyle, że ta wojna wcale nie jest abstrakcyjna. Na jej polach giną na przykład masowo dzieci nienarodzone. Mordowane w brutalny sposób również za rządów Prawa i Sprawiedliwości. Ba, mordowane w coraz większej liczbie. Na jej polach rany psychiczne odnoszą nasze dzieci poddawane indoktrynacji za pomocą mediów, gier, popkultury i coraz częściej szkoły, tak tej szkoły, którą od pięciu lat kieruje PiS (zwróciliście ostatnio uwagę na doniesienia o oficjalnych podręcznikach, w których Greta Thunberg przedstawiana jest jako współczesna Joanna d'Arc, a pedagogikę wstydu sączy się za pośrednictwem artykułów Adama Michnika?). To nie wszystko. Jako Tygodnik Solidarność, piórem Waldemara Krysiaka we współpracy z Agnieszką Żurek, ujawniliśmy skandal związany z tajnymi czatami transseksualistów, na których sprzedaje się dzieciom nielegalne hormony, namawia do zmiany płci, a o pedofilii mówi w sposób otwarty i jak najbardziej akceptujący. Czy to jest abstrakcja? Nie, to jest jeden z frontów wojny kulturowej, którą jeśli przegramy, to takie mechanizmy, nie będą czymś skandalicznym, tylko staną się "normą". To stanie się zapewne mniej więcej wtedy, kiedy "normą" będzie już u nas, jak na mitycznym zachodzie, uśmiercanie staruszków "dla ich dobra", w czym nie będzie przeszkadzać fakt ich chęci życia. Nie, "wojna kulturowa", to nie są opaśli panowie, wymieniający w telewizji abstrakcyjne opinie. Wojna kulturowa, to wojna o kształt świata, w którym będą żyły nasze dzieci.
Dużo niestety wskazuje na to, że Prawo i Sprawiedliwość chce tu popłynąć z prądem idąc drogą zachodnich chadeków i konserwatystów, którzy chadekami i konserwatystami pozostali głównie z nazwy. I to ma być jego "pomysł" na zyskanie młodzieży? Jeżeli rację ma Karol Gac, to wręcz przeciwnie.
Owszem, warto się pochylić nad potrzebami młodych ludzi. Kłopotami mieszkaniowymi, problemami z wejściem na rynek pracy, trudnościami z zakładaniem i prowadzeniem małych firm. Ale czy na pewno ideologii "eko" PiS prześcignie ekoradykałów? Czy Polska z najniższymi wskaźnikami "przemocy w rodzinie" naprawdę najbardziej potrzebuje jej zwalczania? Czy też może taki "rozwodniony" PiS będzie stanowił jakąś atrakcyjną konkurencję dla wyrazistych młodych narodowców? Ani jedno ani drugie. Wszystkie kwestie warto poruszać, tak gdzie są problemy, rozwiązywać, ale żeby przyciągnąć młodzież trzeba być wyrazistym, tak, trzeba umieć zaproponować formę buntu, a nie tworzyć jakiś inkubator młodych karierowiczów, ciepłych kluch bez właściwości i "unikających antagonizowania".
A ten bunt jest, leży na ulicy, tylko że PiS dano na ulicy nie był, więc go nie widzi. Pisałem już o tym, ale pozwolę sobie powtórzyć
Przecież w tej malowanej miliardami dolarów "rewolucji", którą sprzedają nam media, popkultura, celebryci i "aktywiści", nie ma autentyczności. Cóż to bowiem za "rewolucja" wspierana przez największe koncerny? Największe media? Netflix, Adidas, Facebook, Twitter, Nike, Disney, Warner Bros, HBO, Viacom CBS, Amazon, Marvel Entertainment, Hulu, Starz, YouTube [Google] i inne. Naprawdę ktoś wierzy, że koncerny walczą o "sprawiedliwość społeczną"? O "lepszy świat"? Jednocześnie, przypadkiem są to najczęściej te same koncerny, które prowadzą opłacaną ogromnymi pieniędzmi inżynierię społeczną, która ma doprowadzić do powstania "nowego człowieka".
Na to wszystko nakłada się jeszcze frustracja "inżynierów społecznych" i nienawiść wobec polityków, którzy przynajmniej chwilowo zablokowali "postęp, który miał zawsze postępować".
Tylko pozornie chodzi o stworzenie "nowego człowieka", tolerancyjnego, wyzbytego zahamowań, kierującego się "nową moralnością", a w istocie pozbawionego wszelkich obiektywnych systemów wartości, które jako czynniki zewnętrzne , pozostają poza kontrolą "inżynierów społecznych". Taki człowiek znacznie bardziej podatny na manipulację, jest bardziej posłusznym konsumentem. Stawianie człowieka w roli "boga" ma tutaj bardzo konkretny cel w zastąpieniu obiektywnych systemów wartości, systemami powstałymi na deskach kreślarskich "projektantów nowych społeczeństw". Przy czym tylko pozornie każdy człowiek ma tu występować w roli własnego "boga". Jedynymi "bogami" w tym układzie mają być "inżynierowie postępu", reszta ma być tylko tworzywem, przedmiotem "twórczości" prawdziwych "stwórców".
Dobrą ilustracją jest tutaj przypadek Facebooka, który z jednej strony daje mało zorientowanym w jego naturze, poczucie "wolności", "kontaktu z całym światem", a w istocie jest narzędziem brutalnej dekonstrukcji społeczeństw w opisanym powyżej duchu. Agresywnej propagandy i cenzury nie usprawiedliwia tutaj "prywatność" podmiotu. Cóż nam za różnica czy bat, który mamy nad plecami jest państwowy czy prywatny? Ambiwalentna postawa państw, które bezczynnie przyglądają się budowie przez takie podmioty jak Facebook interfejsów "do obsługi" ludzkości, nie zmienia faktu, że ci którym się wydaje, że są "użytkownikami Facebooka", są w istocie jedynie towarem, jego zasobem, sprzedawanym w postaci dającej władzę informacji na ich temat, rzeczywistym klientom i "użytkownikom" Facebooka, niczym stada baranów sprzedawane na skupie żywca.
Cóż to więc za bunt sterowany przez koncerny i opętanych neomarksistowskimi ideami miliarderów-oszołomów? Wspierany przez wszechmocną brukselską administrację? Wymyślany na korytarzach tajnych spotkań tłustych misiów? Implementowany za pośrednictwem wartych miliardy produkcji filmowych, obracających miliardami mediów społecznościowych, reklam, które sprzedają jako "bunt" ciuchy i kosmetyki? Żaden. Jakiego wysiłku taki "bunt" wymaga? Żadnego. Co stanowi o jego "buntowniczości"? Nic. Taki "bunt" dostaje się w postaci łatwo przyswajalnych kolorowych batoników prosto z krzykliwie "obrendowanego" automatu z "rewolucją".
Jedynym prawdziwym buntem dziś, jest stanie po stronie obiektywnych systemów wartości, niezależnych od "inżynierów społecznych". Ostatniej reduty człowieczeństwa. To jest idea, to jest wizja prawdziwej walki, która może kogoś porwać. I tak się składa, że to idea, w pewnym uproszczeniu, prawicowa. Leży na ulicy.
Tylko trzeba ruszyć otłuszczony tyłek.