Waldemar Żyszkiewicz: Człowiek z Sopotu i złota pani Aniela

W lutym br. Angela Merkel pojawiła się z wizytą w Warszawie. Sądziłem, że w obliczu sondażowego blitzkriegu socjalisty Schulza kanclerz Niemiec przyjechała, by wypracować jakiś sensowny dla obu naszych stron modus vivendi. Pomyliłem się dość grubo, ale dla blogera to chleb powszedni. Gorzej, że złotej pani Anieli dał się nabrać sam prezes Kaczyński oraz sztab jego strategów.
 Waldemar Żyszkiewicz: Człowiek z Sopotu i złota pani Aniela
/ screen YouTube
Owszem, przesłanki ku takiej pomyłce były spore. Trzeba przyznać, że deklarując gotowość do odpuszczenia sobie Donalda Tuska, a później zmieniając agendę o 180 stopni, kanclerz Merkel skrewiła. I to mocno. Sugestie, że zależy jej nie tyle na konkretnej osobie, lecz na kimś z Europejskiej Partii Ludowej okazały się zręczną pułapką. Co wyszło na jaw, gdy kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości wystawiło kandydaturę Jacka Saryusza-Wolskiego do objęcia funkcji szefa Rady Europejskiej.

Koncept był chytry: znaleziono merytorycznego kandydata, który należał do EPL, czyli spełniał warunki postawione przez złotą panią Anielę. Taki wybór dowodził ponadto otwartości obozu rządzącego, który gotów był poprzeć nawet polityka z Platformy Obywatelskiej... Ale Jarosław Kaczyński nie wziął chyba pod uwagę, z kim ma szczególną okoliczność. Jakby zapomniał o tym, o czym sam mówił podczas kampanii wyborczej w roku 2011.

No i wtedy poszło na ostro. EPL – niczym pod dyktando – pozbyła się Saryusza-Wolskiego ze swych szeregów, więc ten już warunków pani Anieli nie spełniał. Co więcej, minister Waszczykowski popełnił błąd elementarny, by nie powiedzieć podwórkowy, bo zapowiedział wszem i wobec użycie przez Polskę broni ostatecznej. Tego się nigdy nie robi, to się po prostu stosuje. Niestety, awizowana przez MSZ gruba berta okazała się zwykłym kapiszonem, więc wyszło trochę niesporo.

Nie chcę przez to powiedzieć, że Polska powinna była Donalda Tuska poprzeć, broń Boże... Ale przecież wystarczyło już w czasie szczytu, bez przesadnego zapowiadania, zwyczajnie się wobec kandydatury sopocianina zdystansować, podać merytoryczne uzasadnienie i przypomnieć, że w tej sprawie miała obowiązywać w Unii zasada konsensu. Oczywiście, forsowanego przez Niemcy Tuska na funkcji i tak by osadzono, bo taka jest specyfika z gruntu antydemokratycznej unijnej polityki kadrowej. Przynajmniej w tych gremiach, które o czymś naprawdę decydują.

O demokratycznych procedurach wyłaniania przedstawicieli można mówić jedynie w odniesieniu do Parlamentu Europejskiego, który – tak się złożyło – pełni w gruncie rzeczy rodzaj brukselsko-strasburskiego decorum. Mówiąc inaczej, stanowi wygodne alibi wobec żarliwych, ale niezbyt dociekliwych zwolenników demokracji.

Nawet przegrany przez Polskę, ale bez wielkiego halo, protest przeciwko Tuskowi byłby potyczką w słusznej sprawie, potyczką o rezultatach korzystnych dla wszystkich stron, bo jakoś nie wydaje mi się, żeby Jarosław Kaczyński pragnął szybkiego powrotu Tuska do kraju bardziej niż Schetyna. Natomiast człowiek z Sopotu przez dwa i pół roku miałby znacznie bliżej do Angeli Merkel niż do Małgorzaty Wassermann.

Ostatecznie kanclerz Niemiec jeszcze raz postawiła na swoim. Jej ulubiony premier Rzeczypospolitej – ten sam, który najpierw z dnia na dzień zrezygnował z ambicji prezydenckich, a cztery lata później, zniechęcony wydźwiękiem słynnych polskich nagrań, podjął się w równie zaskakującym trybie przewodniczenia Radzie Europejskiej – został posadowiony na kolejne dwa i pół roku na brukselskim tronie.

Dramatycznie spektakularne okoliczności, w jakich za sprawą polskiej Somosierry ów akt się dokonywał, skłaniają do refleksji nad przyjętą strategią i taktyką. Warto też pamiętać, że zastosowaną przy tej okazji – zwłaszcza wobec państw Wyszehradu oraz Wielkiej Brytanii – mieszankę perswazji, presji oraz miękkiego dyktatu umożliwił traktat lizboński. Obowiązująca wcześniej w UE zasada wypracowywania konsensu została przez dokument z Lizbony poważnie ograniczona, a polityczna siła Niemiec w połączeniu z potęgą gospodarczą tego państwa dopełniają reszty. Stąd wziął się Brexit.

Dzisiejszą praktykę polityczną federalizującej się UE łatwiej skojarzyć ze Spinellim, Coudenhovem-Kalergim czy Schachtem niż z wizją, jaką kreślili Monnet, De Gasperi czy Adenauer. Toteż żywione przez część polskich polityków przekonanie, że globalny wajchowy pozwoli na odnowę zbiurokratyzowanej Unii w duchu solidarności, patriotyzmu oraz chrześcijańskiego dziedzictwa Europy, wydaje się niezbyt realistyczne.
 
Postscriptum
Niewykluczone zresztą, że nieformalna oferta złożona Kaczyńskiemu w Warszawie nie była z założenia pułapką. Decyzja o obsadzie szefa RE mogła się ucierać w dłuższym czasie. Paryskie wzmożenie Hollande’a zdaje się potwierdzać hipotezę, że złota pani Aniela objeżdżała centra oraz peryferie, sondując różne możliwości i optymalizując swą ostateczną decyzję. I taką wersję wydarzeń warto wziąć pod uwagę.
 
Waldemar Żyszkiewicz

 

POLECANE
Wiadomości
80 lat listu, który dzielił dowódców AK

12 sierpnia 2025 roku minęło dokładnie 80 lat od momentu, gdy ówczesny kpt. Stanisław Sojczyński „Warszyc”, jeden z najbardziej bezkompromisowych dowódców Armii Krajowej, napisał list otwarty do płk. Jana Mazurkiewicza „Radosława”. List ten, stanowiący świadectwo głębokiego podziału w powojennym podziemiu, nabiera nowego znaczenia w obliczu historii i losów obu legendarnych oficerów, którzy ostatecznie zostali awansowani na stopień generała brygady, ale w skrajnie różnych okolicznościach.

Samuel Pereira broni KPO tylko u nas
Samuel Pereira broni KPO

„Skandal! Dotacje! Lody!” – krzyczą krytycy KPO, jakby każde euro z Brukseli trafiało prosto w kieszeń Donalda Tuska. Tymczasem rzeczywistość jest mniej sensacyjna: środki te mają pomóc polskim firmom, instytucjom i społecznościom przetrwać kryzysy i rozwijać się w przyszłości.

Wejdą do KRS? Operacja jest przygotowywana z ostatniej chwili
Wejdą do KRS? "Operacja jest przygotowywana"

W rządzie otrzymali zielone światło, aby przygotowywać plan wejścia do Krajowej Rady Sądownictwa. Szykują operację "a'la TVP" (…). W przygotowaniach biorą udział i ministrowie, i ludzie służb – twierdzi w podcaście "Polityczny WF" Marcin Fijołek.

Media: Nawrocki przypomniał Trumpowi o Bitwie Warszawskiej z ostatniej chwili
Media: Nawrocki przypomniał Trumpowi o Bitwie Warszawskiej

Podczas telekonferencji europejskich przywódców z Donaldem Trumpem prezydent Karol Nawrocki wspomniał o rocznicy Bitwy Warszawskiej oraz wspólnej walce Polaków i Ukraińców przeciwko bolszewikom – poinformował portal Axios. Trump miał zakomunikować przywódcom, że podczas spotkania z Putinem chce doprowadzić do zawieszenia broni.

Straż Pożarna dementuje informację o śmierci strażaka OSP z ostatniej chwili
Straż Pożarna dementuje informację o śmierci strażaka OSP

Państwowa Straż Pożarna dementuje informacje lokalnych mediów o strażaku, który miał zginąć podczas akcji w Kawlach.

Prezydent Nawrocki spotka się z premierem Tuskiem. Padła data z ostatniej chwili
Prezydent Nawrocki spotka się z premierem Tuskiem. Padła data

Na prośbę premiera Donalda Tuska jutro o godz. 12 prezydent Karol Nawrocki spotka się z premierem w Pałacu Prezydenckim – przekazał rzecznik prasowy prezydenta Rafał Leśkiewicz.

Zniszczył pomniki ofiar UPA. ABW zatrzymała 17-letniego Ukraińca z ostatniej chwili
Zniszczył pomniki ofiar UPA. ABW zatrzymała 17-letniego Ukraińca

Funkcjonariusze ABW oraz policji zatrzymali 17-letniego obywatela Ukrainy, który na zlecenie obcych służb przeprowadzał dewastacje pomników ofiar UPA – przekazał w środę koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak.

PZU wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
PZU wydał pilny komunikat

Rada Nadzorcza PZU odwołała Andrzeja Klesyka; obowiązki prezesa czasowo objął Tomasz Tarkowski. Spółka ogłasza konkurs na prezesa – poinformowano w komunikacie PZU.

Tusk pominięty przez Trumpa. Wiadomo było, że Polskę reprezentuje prezydent Nawrocki z ostatniej chwili
Tusk pominięty przez Trumpa. "Wiadomo było, że Polskę reprezentuje prezydent Nawrocki"

Szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz skrytykował w środę stronę rządową za podawanie informacji, że w konsultacjach z prezydentem USA Donaldem Trumpem miał uczestniczyć premier Donald Tusk. – Od wtorku wiadomo było, iż Polskę reprezentuje prezydent Karol Nawrocki – powiedział.

Duży pożar na Kaszubach. Płonie hala produkcyjna z ostatniej chwili
Duży pożar na Kaszubach. Płonie hala produkcyjna

W miejscowości Kawle w gminie Sierakowice (powiat kartuski) doszło do pożaru na terenie zakładu produkcyjnego – informuje Express Kaszubski.

REKLAMA

Waldemar Żyszkiewicz: Człowiek z Sopotu i złota pani Aniela

W lutym br. Angela Merkel pojawiła się z wizytą w Warszawie. Sądziłem, że w obliczu sondażowego blitzkriegu socjalisty Schulza kanclerz Niemiec przyjechała, by wypracować jakiś sensowny dla obu naszych stron modus vivendi. Pomyliłem się dość grubo, ale dla blogera to chleb powszedni. Gorzej, że złotej pani Anieli dał się nabrać sam prezes Kaczyński oraz sztab jego strategów.
 Waldemar Żyszkiewicz: Człowiek z Sopotu i złota pani Aniela
/ screen YouTube
Owszem, przesłanki ku takiej pomyłce były spore. Trzeba przyznać, że deklarując gotowość do odpuszczenia sobie Donalda Tuska, a później zmieniając agendę o 180 stopni, kanclerz Merkel skrewiła. I to mocno. Sugestie, że zależy jej nie tyle na konkretnej osobie, lecz na kimś z Europejskiej Partii Ludowej okazały się zręczną pułapką. Co wyszło na jaw, gdy kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości wystawiło kandydaturę Jacka Saryusza-Wolskiego do objęcia funkcji szefa Rady Europejskiej.

Koncept był chytry: znaleziono merytorycznego kandydata, który należał do EPL, czyli spełniał warunki postawione przez złotą panią Anielę. Taki wybór dowodził ponadto otwartości obozu rządzącego, który gotów był poprzeć nawet polityka z Platformy Obywatelskiej... Ale Jarosław Kaczyński nie wziął chyba pod uwagę, z kim ma szczególną okoliczność. Jakby zapomniał o tym, o czym sam mówił podczas kampanii wyborczej w roku 2011.

No i wtedy poszło na ostro. EPL – niczym pod dyktando – pozbyła się Saryusza-Wolskiego ze swych szeregów, więc ten już warunków pani Anieli nie spełniał. Co więcej, minister Waszczykowski popełnił błąd elementarny, by nie powiedzieć podwórkowy, bo zapowiedział wszem i wobec użycie przez Polskę broni ostatecznej. Tego się nigdy nie robi, to się po prostu stosuje. Niestety, awizowana przez MSZ gruba berta okazała się zwykłym kapiszonem, więc wyszło trochę niesporo.

Nie chcę przez to powiedzieć, że Polska powinna była Donalda Tuska poprzeć, broń Boże... Ale przecież wystarczyło już w czasie szczytu, bez przesadnego zapowiadania, zwyczajnie się wobec kandydatury sopocianina zdystansować, podać merytoryczne uzasadnienie i przypomnieć, że w tej sprawie miała obowiązywać w Unii zasada konsensu. Oczywiście, forsowanego przez Niemcy Tuska na funkcji i tak by osadzono, bo taka jest specyfika z gruntu antydemokratycznej unijnej polityki kadrowej. Przynajmniej w tych gremiach, które o czymś naprawdę decydują.

O demokratycznych procedurach wyłaniania przedstawicieli można mówić jedynie w odniesieniu do Parlamentu Europejskiego, który – tak się złożyło – pełni w gruncie rzeczy rodzaj brukselsko-strasburskiego decorum. Mówiąc inaczej, stanowi wygodne alibi wobec żarliwych, ale niezbyt dociekliwych zwolenników demokracji.

Nawet przegrany przez Polskę, ale bez wielkiego halo, protest przeciwko Tuskowi byłby potyczką w słusznej sprawie, potyczką o rezultatach korzystnych dla wszystkich stron, bo jakoś nie wydaje mi się, żeby Jarosław Kaczyński pragnął szybkiego powrotu Tuska do kraju bardziej niż Schetyna. Natomiast człowiek z Sopotu przez dwa i pół roku miałby znacznie bliżej do Angeli Merkel niż do Małgorzaty Wassermann.

Ostatecznie kanclerz Niemiec jeszcze raz postawiła na swoim. Jej ulubiony premier Rzeczypospolitej – ten sam, który najpierw z dnia na dzień zrezygnował z ambicji prezydenckich, a cztery lata później, zniechęcony wydźwiękiem słynnych polskich nagrań, podjął się w równie zaskakującym trybie przewodniczenia Radzie Europejskiej – został posadowiony na kolejne dwa i pół roku na brukselskim tronie.

Dramatycznie spektakularne okoliczności, w jakich za sprawą polskiej Somosierry ów akt się dokonywał, skłaniają do refleksji nad przyjętą strategią i taktyką. Warto też pamiętać, że zastosowaną przy tej okazji – zwłaszcza wobec państw Wyszehradu oraz Wielkiej Brytanii – mieszankę perswazji, presji oraz miękkiego dyktatu umożliwił traktat lizboński. Obowiązująca wcześniej w UE zasada wypracowywania konsensu została przez dokument z Lizbony poważnie ograniczona, a polityczna siła Niemiec w połączeniu z potęgą gospodarczą tego państwa dopełniają reszty. Stąd wziął się Brexit.

Dzisiejszą praktykę polityczną federalizującej się UE łatwiej skojarzyć ze Spinellim, Coudenhovem-Kalergim czy Schachtem niż z wizją, jaką kreślili Monnet, De Gasperi czy Adenauer. Toteż żywione przez część polskich polityków przekonanie, że globalny wajchowy pozwoli na odnowę zbiurokratyzowanej Unii w duchu solidarności, patriotyzmu oraz chrześcijańskiego dziedzictwa Europy, wydaje się niezbyt realistyczne.
 
Postscriptum
Niewykluczone zresztą, że nieformalna oferta złożona Kaczyńskiemu w Warszawie nie była z założenia pułapką. Decyzja o obsadzie szefa RE mogła się ucierać w dłuższym czasie. Paryskie wzmożenie Hollande’a zdaje się potwierdzać hipotezę, że złota pani Aniela objeżdżała centra oraz peryferie, sondując różne możliwości i optymalizując swą ostateczną decyzję. I taką wersję wydarzeń warto wziąć pod uwagę.
 
Waldemar Żyszkiewicz


 

Polecane
Emerytury
Stażowe