[Felieton "TS"] Tomasz Terlikowski: Być albo nie być Kościoła
Tyle że moim zdaniem ów spadek, jeśli się utrzyma, wcale nie będzie skutkiem zbyt ostrej postawy pro-life Kościoła. Ta bowiem ani teraz, ani wcześniej nie jest i nie była wcale radykalna. Owszem, kilku hierarchów (w tym arcybiskup Stanisław Gądecki) przypomniało nauczanie Kościoła, ale ani przed orzeczeniem Trybunału, ani po nim niewiele widać było nacisków czy wyrazów triumfu po stronie hierarchii. Biskupi raczej się pochowali, zamilkli i zaczęli przekonywać, że oni nie mają z tym nic wspólnego. Jeśli coś trzeba zarzucić hierarchii, to raczej to, że życia nienarodzonych broni dość niemrawo, a nie to, że broni go w ogóle.
Istotą zarzutu, jaki można wobec niej sformułować, jest jednak jeszcze co innego. Otóż tak się składa, że można odnieść wrażenie, że Kościół w Polsce w ogóle nie wypracował własnej agendy tematycznej, własnego języka do komunikowania się z wiernymi i niewierzącymi, własnej strategii społecznej. Od czasu do czasu podchwytuje on – wrzucane z przyczyn politycznych – tematy polityczne, i posługuje się przy ich rozważaniu językiem właśnie politycznym. Od czasu do czasu wesprze jakieś słuszne działania, ale poza tym milczy. Można i trzeba zarzucić hierarchom także, że przez lata nie zbudowali strategii duszpasterskiej, ewangelizacyjnej, że zaprzepaścili szansę, jaką była katecheza w szkole, i wreszcie, że uwierzyli, że wszystkie problemy – jak niegdyś Jan Paweł II – tak teraz załatwi za nich władza. Oczywiście nie chodziło o ich załatwienie, ale o to, by zamieść pod dywan skandale seksualne wewnątrz Kościoła, medialnie wspomóc rozmaite kościelne imprezy, a przede wszystkim budować wrażenie, że wszystko jest wspaniale. Kłopot polega tylko na tym, że teraz na ulicach pokazało się, jak jest naprawdę, co się dzieje. To nie obrona życia jest tego przyczyną, ona jest tylko zapalnikiem. Prawdziwych przyczyn trzeba szukać gdzie indziej. Dopiero ich rozwiązanie może doprowadzić do wzrostu wskaźników zaufania do Kościoła.
Tomasz Terlikowski