„Gazeta Polska”: Restauracja u Sowy działa mimo obostrzeń. Wśród klientów politycy koalicji rządzącej
„Gazeta Polska” przypomina, że od kilku miesięcy w całej Polsce w ramach koronawirusowych obostrzeń obowiązuje zakaz działalności restauracji. Według obowiązujących przepisów lokale mogą serwować dania jedynie na wynos. „Część właścicieli knajp, szczególnie w Warszawie, zdecydowała się jednak prowadzić działalność w tzw. podziemiu, łamiąc tym samym rządowe obostrzenia” – pisze w opublikowanym w środę artykule Piotr Nisztor.
Mimo rządowych obostrzeń lokal znanego kucharza Roberta Sowy tętni życiem. Bywają tam biznesmeni, celebryci, lobbysci, prawnicy, politycy (niemal z każdej opcji), a także menadżerowie państwowych spółek. O tym w najnowszej @GPtygodnik (w kioskach od 17.03). Polecam lekture! pic.twitter.com/sRH1Ip7iYR
— Piotr Nisztor 🇵🇱 (@PNisztor) March 16, 2021
Według informacji dziennikarza wynika, że szczególną popularnością cieszy się restauracja N31 znanego kucharza Roberta Sowy. Mimo bardzo wysokich cen – „kolacja na dwie osoby z butelką wina kosztuje tu około tysiąca złotych” – lokal ma być tłumnie odwiedzany przez znanych biznesmenów, lobbystów, celebrytów, prawników, wysokich urzędników państwowych i polityków, także tych z koalicji rządzącej.
„Politycy nie płacą za siebie”
Gazeta informuje, ze wśród gości widywane są osoby, które bywały w poprzednim lokalu Roberta Sowy - Sowa i Przyjaciele - który zasłynął przy okazji tzw. afery taśmowej.
Dziennikarz zwraca także uwagę na inną sprawę - jak stać na wizyty w tak eksluzywnym lokalu polityków, których miesięczne zarobki wynoszą ok. 8 tys. złotych? „Politycy nie płacą za siebie. Są zapraszani głównie przez lobbystów i biznesmenów” – czytamy.
– Na własne oczy widziałem dwóch posłów ze Zjednoczonej Prawicy jedzących kolację i pijących wódkę na koszt znanego lobbysty. Kiedyś było dwóch pracowników jednego z urzędów. Pijali z jakimiś biznesmenami – mówi „Gazecie Polskiej” jeden z rozmówców.
Inny dodaje, że do restauracji wpuszczani są jedynie klienci, których osobiście zna Robert Sowa, lub osoby przez nich zaproszone. – Człowiek z ulicy nie ma szans na wejście. Znajomy, którego zabrałem tam na kolację, chciał potem sam wejść do restauracji. Nie został wpuszczony – podkreśla.