Afera z przemocą w szkołach teatralnych. Joanna Koroniewska: "na myśl o nazwisku Ewa Mirowska robi mi się niedobrze"

- Byłam „pupilką” jednej z Profesorek, o której kilkanaście godzin temu wspomniała Weronika Rosati. Tak, na samą myśl o nazwisku Ewa Mirowska robi mi się niedobrze
- pisze Joanna Koroniewska
- (...) nie zapomnę jej jednego. I niestety nie wybaczę jej tego nigdy. Kiedy umierała na raka moja mama, byłam w trakcie prób do przedstawienia dyplomowego, od którego zależało moje być albo nie być na uczelni. Siedząc z moją umierającą mamą, bez rodzeństwa, bez oparcia ze strony ojca, zadzwoniłam do Pani Mirowskiej, że to ostatnie godziny mojej mamy i bardzo chciałabym móc ją pożegnać. Byłam w tej sytuacji sama. Tak jak i sama była moja matka, która bardzo mnie potrzebowała. Pamiętam jak dziś - były dwa tygodnie do spektaklu dyplomowego (jedynego, w którym mogłam wystąpić w danym roku, ze względu na wspomnianą krytyczną sytuację rodzinną). Spektakl był przygotowany, rola zrobiona a ja prosiłam o zaledwie jeden dzien. Usłyszałam w słuchawce wzburzony głos moje Profesorki, że absolutnie nie ma takiej możliwości, że muszę wracać mimo, że usilnie tłumaczyłam, że nie mam z kim zostawić mojej mamy (...) Oczywiście tego samego dnia którego wyjechałam na próbę do Łodzi, a moja mama umarła. W hospicjum. W samotności.
- wspomina znana aktorka
Od paru dni próbuje napisać coś sensownego i od paru dni nie mogę. Wiecie dlaczego? Mam w sobie ogromne emocje. Tak...
Opublikowany przez Joannę Koroniewską Czwartek, 25 marca 2021