Ewa Wąsikowska: "W książce „Nocny rejs” opisałam swoje doświadczenia"

Początki mojego pisania wiążą się z dziennikarstwem. Mnie uczono, żeby ludzie czytali tekst z zaciekawieniem od początku do końca. Kiedyś były badania rynku, pokazujące, jak odbiorcy czytają nasze teksty. To bardzo uczyło pokory i warsztatu. Wracając do książek, książki piszę bardzo szybko. „Nocny rejs” powstał w trzy tygodnie. Pisząc, wpadam w taki rytm, że nie wiem jaki jest dzień i która jest godzina. Zamykam się w samotni, wyłączam się z otaczającego świata i piszę – mówi Ewa Wąsikowska dziennikarka, producentka telewizyjna, vlogerka w rozmowie z Bartoszem Boruciakiem.
Ewa Wąsikowska Ewa Wąsikowska:
Ewa Wąsikowska / Materiały prasowe

– Aż tak źle jest w dziennikarstwie, jak mówią?

– Mam ponad dwudziestoletnie doświadczenie dziennikarskie. Wcześnie zaczynałam, bo już od pierwszego roku studiów i cieszę się bardzo, że poznałam ten zawód, kiedy był on czymś zupełnie innym. Jestem zafascynowana tym, jak przez 20 lat zmieniła się nasza dziennikarska rzeczywistość, co nie znaczy, że zmieniła się na lepsze. Nie powiem też wprost, że zmieniła się na gorsze. Po prostu mało kto jeszcze trudni się tym fachem. To, co obecnie robi większość osób pracujących w redakcjach, ja osobiście dziennikarstwem bym nie nazwała. Smutno mi nawet, gdy słyszę, że to, co ja robię, jak robię i jaki standard oferuję, to „stare dziennikarstwo”. Postarza mnie to (śmiech).

– Niedługo będziesz zapowiadać seriale w telewizji jak „stare prezenterki”. Tylko musisz sobie kupić paprotkę. I wtedy będą mówić na Ciebie, że jesteś nadętą pindą siedzącą przy kwiatku. To określenie jako pierwsza wprowadziła do obiegu Agnieszka Woźniak-Starak. Chciałabyś na stare lata być taką panią przy roślinach?

– To określenie było związane z takimi prezenterkami jak Krystyna Loska czy Bogumiła Wander. Panie miały swoją klasę, wysokie umiejętności pracy z kamerą, były profesjonalistkami w każdym calu, ale były wyłącznie tzw. gadającymi głowami. Obecnie by się to nie sprawdziło, bo telewizja bazuje na osobowościach. Natomiast im wręcz nie wolno było pokazywać, jakie są naprawdę. Takie wówczas były standardy. W tamtych czasach, kiedy prezenterce chodziła mucha po nosie, udawała, że nic się nie dzieje, nawet nie drgnęła i uznawano to za zawodowstwo. Dziś z pewnością zabawnie by to skomentowała, wykorzystała tę sytuację na plus. A odpowiadając na twoje pytanie – ja zapowiadam w Tele 5 i filmy, i seriale, ale jest to już właśnie zupełnie inny sposób prezentacji niż ten, który pamiętamy z lat 80., czy jeszcze 90. XX w. No i nie mam paprotki w studiu.

– YouTube dał możliwość bycia prezenterem, nie mając warsztatu czy doświadczenia. Jesteś zadowolona z tego stanu rzeczy?

– Jak oglądam archiwalne materiały telewizyjne, to jestem zadowolona z tego, co jest teraz. Kiedy patrzę na początki prezenterów, np. Kingi Rusin, to materiały z nią w roli głównej, obecnie bardzo ciężko się ogląda. Początkowo ona również była tą „gadającą głową” . Potem przyszedł świeży oddech i prezenterzy oraz dziennikarze telewizyjni zaczęli bazować na swojej charyzmie i osobowości. Jednak nie lubię kiedy dziennikarz kreuje się na większą gwiazdę niż osoba, z którą przeprowadza wywiad. Kiedy  zaczynałam, moi mistrzowie uczyli mnie, że w tej sytuacji nie ja jestem gwiazdą. Moim zadaniem jest uzyskać od mojego rozmówcy ciekawe informacje, historie, anegdoty. Do dziś uważam, że to jest cenna rada. Jeżeli ktoś mi poświęca swój czas, to moim zadaniem jest solidnie się przygotować i dowiedzieć się czegoś nowego od rozmówcy. O brylowaniu można zapomnieć. Super wywiad jest wtedy, kiedy odbiorca coś z niego wyniesie.

– Dziennikarz obecnie musi być bardziej rozpoznawalny od rozmówcy, żeby osiągnąć sukces w mediach. Gdzie w takim razie znaleźć złoty środek?

– Na tym polega profesjonalizm. Dobry dziennikarz potrafi wyczuć złoty środek. A popularność mu w tym nie przeszkodzi.

– Teraz z prasy przeszłaś do telewizji. Umiejętności pozyskane w prasie przydają się w telewizji?

– Oczywiście. Kiedyś usłyszałam radę, którą mogę teraz przekazać młodym osobom marzącym o byciu dziennikarzami: prawdziwego dziennikarstwa nauczy cię prasa, a dokładniej pisanie, bo może być to pisanie do portali internetowych – i do tego zachęcam. To ono uczy analitycznego myślenia, układania myśli w pewien ciąg, dramaturgii wypowiedzi. Kiedy zaczniesz od video skupisz się na innych rzeczach – na tym jak ustawić się do kamery, jak gestykulować, jak modulować głos. To są niezwykle ważne umiejętności warsztatowe, ale bazą powinno być to co i jak chcemy przekazać. Zauważ, że wielu youtuberów amatorów ma chaos w swoich wypowiedziach, często się powtarza, albo gubi rytm wypowiedzi. Widać od razu, kto nie ma podstaw.

– Prasa jest w odwrocie. Czujesz konkurencję ze strony młodszych dziennikarzy?

– Konkurencja byłaby dobra, ale jak ja bym mogła porównywać to, co robiłam przez ostatnie lata z tworzeniem tekstów na podstawie postów z instagrama? Wystarczy, że jakaś celebrytka zamieści zdjęcie w kusej koszulce i dla tych „media workerów” to jest news. Przepiszą to, co gwiazdka sama napisała i ich zdaniem to jest dziennikarstwo. Cieszę się, że ja  nie muszę tak pracować, że mogę sobie pozwolić na niezależność. W dużych korporacjach ciężko o nią. Od kilku lat rozwijam się jako vlogerka, teraz robię to już na moim całkowicie niezależnym kanale na YT Ewa Wąsikowska. Mój poprzedni kanał z 21 tysiącami subskrybentów musiałam pozostawić poprzedniemu pracodawcy.

– Skąd ten transwer do Tele 5? Co się stało, że już nie pracujesz w Super Expressie? Twoje vlogi na ich kanale YouTube były bardzo popularne.

– Nie nazwałabym tego transwerem. Ja po prostu zostałam zwolniona (śmiech). Vlogi to było tylko jedno z moich zajęć. Byłam tam szefową dodatku telewizyjnego, szefową dodatku popularno-naukowego i dwa razy w tygodniu prowadziłam półgodzinny magazyn telewizyjny #HOT, do którego sama pisałam scenariusze i zapraszałam gwiazdy. A co do decyzji kierownictwa, to nie mogę się wypowiadać na ten temat, ponieważ nigdy nie poznałam jej powodów. Ale jeśli ktoś chciałby się dowiedzieć, jak mogło wyglądać wypowiedzenie wieloletniej umowy pracownikowi, który trochę zrobił dla tej redakcji, to może przeczytać moją najnowszą książkę „Nocny rejs”. Bohaterka Majka, która została zwolniona z redakcji, nie jest moim alter ego, ale nasze doświadczenia zawodowe są bardzo podobne.

– I tu płynnie przechodzimy do książki. Ile jest wątków autobiograficznych w „Nocnym rejsie”?

– Rozdziały, w których opisane są sytuacje redakcyjne, są mocno autobiograficzne. Jednak nie chcę ich przypisywać konkretnej redakcji. To zbiór moich doświadczeń. Trudno mi po tylu latach pracy w mediach wyzbyć się ich. Czasami jak oglądam seriale czy filmy, w których pokazane jest środowisko dziennikarskie, wstydzę się, bo od razu widzę, kiedy scenarzyści nie konsultowali scenariusza z dziennikarzami. To tylko takie ich wyobrażenie o tym, jak to wygląda, jak ze sobą rozmawiamy itp. U mnie pod tym względem autentyzm jest zapewniony.

– Zauważasz, że często dziennikarze zostają PR-owcami?

– Tak. Zauważyłam to. Widać to również w działce showbiznesowej. Kiedyś jak szef redakcji widział, że dziennikarz bawi się w PR, to ostrzegał go, że zaraz straci przez to wiarygodność. Teraz mało kto się tego obawia. Kiedyś dziennikarze nie mogli brać udziału w reklamie, musieli być niezależni. Obecnie wszystko opiera się na pieniądzu i czasie. Jakość nie odgrywa już takiej roli jak kiedyś. Często od swoich dziennikarzy słyszałam, że w ramach wywiadu aktorzy czy piosenkarze chcą, żeby wysyłać im pytania i oni mailem odpowiedzą na nie. Tłumaczyłam, że to nie jest wywiad, tylko kwestionariusz. To nie jest rozmowa, bo nie ma w tym interakcji. Chociaż wiem, że może być to wygodne dla obu stron. Bo wywiad trzeba spisać, a to przecież męczące, trzeba poświęcić temu czas. Artyści również odsyłając odpowiedzi, nie muszą już autoryzować tekstu, bo jest on dokładnie taki, na jakim im zależało. I dla mnie właśnie to nie jest dziennikarstwo. Dlatego zawsze nalegałam, żeby rozmowa odbyła się chociaż drogą telefoniczną.

– Ewo, nie czujesz, że jesteś gatunkiem na wymarciu?

– Jestem (śmiech). Mogę się domyślać, dlaczego zostałam zwolniona z Super Expressu. Po co im ktoś taki jak ja? Skoro za moją pensję można było stworzyć trzy a może cztery tanie stanowiska i przyjąć stażystów czy osoby, dla których to pierwsza praca. Co z tego, że mam doświadczenie i kontakty. Mogę zrobić świetny wywiad i napiszę clickbaitowy tytuł, a stażysta przepisze post z instagrama, też da z clickbaitowy tytuł i będziemy mieli porównywalną liczbę wyświetleń. To po co inwestować w taką osobę jak ja.

– „Nocny rejs” bardzo szybko się czyta. Czuć, że książkę pisała dziennikarka, akcja jest bardzo szybka, zdanie są krótkie. Taki jest twój pomysł na siebie na rynku wydawniczym?

– Ja inaczej nie umiem (śmiech). Początki mojego pisania wiążą się z dziennikarstwem. Mnie uczono, żeby ludzie czytali tekst z zaciekawieniem od początku do końca. Kiedyś były badania rynku, pokazujące, jak odbiorcy czytają nasze teksty. To bardzo uczyło pokory i warsztatu. Wracając do książek, książki piszę bardzo szybko. „Nocny rejs” powstał w trzy tygodnie. Pisząc, wpadam w taki rytm, że nie wiem jaki jest dzień i która jest godzina. Zamykam się w samotni, wyłączam się z otaczającego świata i piszę.

– Obecnie ludzie odchodzą od oglądania telewizji w klasyczny sposób. Jak chcesz zmienić kanał telewizyjny, w którym jesteś szefem redakcji?

– Myślę, że tu nie chodzi o zmianę, po prostu się rozwijamy. Zacznijmy od tego, że pogląd, że internet całkowicie wypiera telewizję, jest nieprawdziwy. Telewizja ma inne treści niż internet i częściowo też innego odbiorcę. Głównym hasłem Tele 5 jest „Moc rozrywki”. Wszystko co jest w naszej telewizji ma się kojarzyć z dobrą rozrywką. Mocno inwestujemy w filmy. Dla naszej grupy odbiorców cenne są kabarety. Ja w Tele 5 zajmuje się produkcją programów. Moje produkcje też są ściśle związane z internetem. Przedstawiam zabawne filmiki z internetu, przy których ludzie bawią się doskonale. Oglądalność mówi sama za siebie. Jest bardzo zadowalająca. A mnie to niesamowicie nakręca.

– Pisanie książek jest twoją walką z clickbaitem?

– Pisanie książek jest naturalnym etapem w życiu zawodowym dziennikarza. Dziennikarz chce się podzielić wiedzą z czytelnikami, którą zdobył przez wiele lat. Dlatego zapraszam serdecznie wszystkich do zapoznania się z moją najnowszą książką „Nocny rejs”.

Rozmawiał: Bartosz Boruciak

 

 

 


 

POLECANE
Wybory prezydenckie 2025. Są wyniki late poll Ipsos z ostatniej chwili
Wybory prezydenckie 2025. Są wyniki late poll Ipsos

Tuż po północy pracownia Ipsos opublikowała wyniki late poll. Rafał Trzaskowski zdobył 31,1 proc. głosów, a Karol Nawrocki 29,1 proc. i to oni zmierzą się w drugiej turze wyborów prezydenckich.

Joe Biden ciężko chory. Agresywna forma raka z ostatniej chwili
Joe Biden ciężko chory. "Agresywna forma raka"

Były prezydent USA Joe Biden zmaga się z agresywnym rakiem prostaty Gleason 9 z przerzutami do kości.

Jarosław Kaczyński dla Tysol.pl: Prawica wyraźnie wygrała z ostatniej chwili
Jarosław Kaczyński dla Tysol.pl: Prawica wyraźnie wygrała

Wynik jest z naszego punktu widzenia bardzo korzystny i dający otwarcie na zwycięstwo - powiedział dziś w rozmowie z Tysol.pl Jarosław Kaczyński, prezes PiS.

Trzaskowski kontra Nawrocki w drugiej turze. Pierwszy taki sondaż z ostatniej chwili
Trzaskowski kontra Nawrocki w drugiej turze. Pierwszy taki sondaż

Rafał Trzaskowski w drugiej turze wyborów prezydenckich może liczyć na 46 proc. głosów. Karol Nawrocki cieszy się poparciem 44 proc. — wynika z sondażu Opinia24 dla TVN24.

Polonia z Kanady wybrała Karola Nawrockiego pilne
Polonia z Kanady wybrała Karola Nawrockiego

Karol Nawrocki okazał się zwycięzcą wśród osób głosujących w Kanadzie - wynika z danych Państwowej Komisji Wyborczej. Kandydat wspierany przez PiS zdobył 42,65 proc. głosów, podczas gdy Rafał Trzaskowski - 27,73 proc.

Kogo poprą wyborcy Razem? Zandberg: Wyborcy to mądrzy ludzie, którzy mają swoje poglądy pilne
Kogo poprą wyborcy Razem? Zandberg: "Wyborcy to mądrzy ludzie, którzy mają swoje poglądy"

Jak wynika z sondażu exit poll wykonanego przez Ipsos dla TVP, TVN24 i Polsat News, Adrian Zandberg uzyskał 5,2 proc. poparcia zajmując piąte miejsce w niedzielnych wyborach prezydenckich.

Kogo poprze Mentzen w drugiej turze? Znamienne słowa z ostatniej chwili
Kogo poprze Mentzen w drugiej turze? Znamienne słowa

Sławomir Mentzen zabrał głos po ogłoszeniu wyników exit poll pierwszej tury wyborów prezydenckich.

Karol Nawrocki liderem pierwszej tury wśród Polonii w USA z ostatniej chwili
Karol Nawrocki liderem pierwszej tury wśród Polonii w USA

Karol Nawrocki okazał się zwycięzcą wśród osób głosujących w Stanach Zjednoczonych - wynika z danych Państwowej Komisji Wyborczej. Kandydat wspierany przez PiS zdobył 42,3 proc. głosów, podczas gdy Rafał Trzaskowski - niecałe 30 proc.

Wiemy w których województwach wygrał Nawrocki, a w których Trzaskowski z ostatniej chwili
Wiemy w których województwach wygrał Nawrocki, a w których Trzaskowski

Karol Nawrocki w I turze wyborów prezydenckich zwyciężył w w sześciu województwach, a Rafał Trzaskowski w 10 - wynika z sondażu exit poll przeprowadzonego przez Ipsos dla TVN24, Polsat News i TVP.

Chcę się zwrócić osobiście. Nawrocki zaapelował do Mentzena i wyborców Konfederacji z ostatniej chwili
"Chcę się zwrócić osobiście". Nawrocki zaapelował do Mentzena i wyborców Konfederacji

– To czas na uratowanie Polski, to czas na uratowanie Polski. Oboje przecież chcemy Polski suwerennej, silnej, bogatej i bezpiecznej – zwrócił się do Sławomira Mentzena tuż po ogłoszeniu wyników exit poll Karol Nawrocki.

REKLAMA

Ewa Wąsikowska: "W książce „Nocny rejs” opisałam swoje doświadczenia"

Początki mojego pisania wiążą się z dziennikarstwem. Mnie uczono, żeby ludzie czytali tekst z zaciekawieniem od początku do końca. Kiedyś były badania rynku, pokazujące, jak odbiorcy czytają nasze teksty. To bardzo uczyło pokory i warsztatu. Wracając do książek, książki piszę bardzo szybko. „Nocny rejs” powstał w trzy tygodnie. Pisząc, wpadam w taki rytm, że nie wiem jaki jest dzień i która jest godzina. Zamykam się w samotni, wyłączam się z otaczającego świata i piszę – mówi Ewa Wąsikowska dziennikarka, producentka telewizyjna, vlogerka w rozmowie z Bartoszem Boruciakiem.
Ewa Wąsikowska Ewa Wąsikowska:
Ewa Wąsikowska / Materiały prasowe

– Aż tak źle jest w dziennikarstwie, jak mówią?

– Mam ponad dwudziestoletnie doświadczenie dziennikarskie. Wcześnie zaczynałam, bo już od pierwszego roku studiów i cieszę się bardzo, że poznałam ten zawód, kiedy był on czymś zupełnie innym. Jestem zafascynowana tym, jak przez 20 lat zmieniła się nasza dziennikarska rzeczywistość, co nie znaczy, że zmieniła się na lepsze. Nie powiem też wprost, że zmieniła się na gorsze. Po prostu mało kto jeszcze trudni się tym fachem. To, co obecnie robi większość osób pracujących w redakcjach, ja osobiście dziennikarstwem bym nie nazwała. Smutno mi nawet, gdy słyszę, że to, co ja robię, jak robię i jaki standard oferuję, to „stare dziennikarstwo”. Postarza mnie to (śmiech).

– Niedługo będziesz zapowiadać seriale w telewizji jak „stare prezenterki”. Tylko musisz sobie kupić paprotkę. I wtedy będą mówić na Ciebie, że jesteś nadętą pindą siedzącą przy kwiatku. To określenie jako pierwsza wprowadziła do obiegu Agnieszka Woźniak-Starak. Chciałabyś na stare lata być taką panią przy roślinach?

– To określenie było związane z takimi prezenterkami jak Krystyna Loska czy Bogumiła Wander. Panie miały swoją klasę, wysokie umiejętności pracy z kamerą, były profesjonalistkami w każdym calu, ale były wyłącznie tzw. gadającymi głowami. Obecnie by się to nie sprawdziło, bo telewizja bazuje na osobowościach. Natomiast im wręcz nie wolno było pokazywać, jakie są naprawdę. Takie wówczas były standardy. W tamtych czasach, kiedy prezenterce chodziła mucha po nosie, udawała, że nic się nie dzieje, nawet nie drgnęła i uznawano to za zawodowstwo. Dziś z pewnością zabawnie by to skomentowała, wykorzystała tę sytuację na plus. A odpowiadając na twoje pytanie – ja zapowiadam w Tele 5 i filmy, i seriale, ale jest to już właśnie zupełnie inny sposób prezentacji niż ten, który pamiętamy z lat 80., czy jeszcze 90. XX w. No i nie mam paprotki w studiu.

– YouTube dał możliwość bycia prezenterem, nie mając warsztatu czy doświadczenia. Jesteś zadowolona z tego stanu rzeczy?

– Jak oglądam archiwalne materiały telewizyjne, to jestem zadowolona z tego, co jest teraz. Kiedy patrzę na początki prezenterów, np. Kingi Rusin, to materiały z nią w roli głównej, obecnie bardzo ciężko się ogląda. Początkowo ona również była tą „gadającą głową” . Potem przyszedł świeży oddech i prezenterzy oraz dziennikarze telewizyjni zaczęli bazować na swojej charyzmie i osobowości. Jednak nie lubię kiedy dziennikarz kreuje się na większą gwiazdę niż osoba, z którą przeprowadza wywiad. Kiedy  zaczynałam, moi mistrzowie uczyli mnie, że w tej sytuacji nie ja jestem gwiazdą. Moim zadaniem jest uzyskać od mojego rozmówcy ciekawe informacje, historie, anegdoty. Do dziś uważam, że to jest cenna rada. Jeżeli ktoś mi poświęca swój czas, to moim zadaniem jest solidnie się przygotować i dowiedzieć się czegoś nowego od rozmówcy. O brylowaniu można zapomnieć. Super wywiad jest wtedy, kiedy odbiorca coś z niego wyniesie.

– Dziennikarz obecnie musi być bardziej rozpoznawalny od rozmówcy, żeby osiągnąć sukces w mediach. Gdzie w takim razie znaleźć złoty środek?

– Na tym polega profesjonalizm. Dobry dziennikarz potrafi wyczuć złoty środek. A popularność mu w tym nie przeszkodzi.

– Teraz z prasy przeszłaś do telewizji. Umiejętności pozyskane w prasie przydają się w telewizji?

– Oczywiście. Kiedyś usłyszałam radę, którą mogę teraz przekazać młodym osobom marzącym o byciu dziennikarzami: prawdziwego dziennikarstwa nauczy cię prasa, a dokładniej pisanie, bo może być to pisanie do portali internetowych – i do tego zachęcam. To ono uczy analitycznego myślenia, układania myśli w pewien ciąg, dramaturgii wypowiedzi. Kiedy zaczniesz od video skupisz się na innych rzeczach – na tym jak ustawić się do kamery, jak gestykulować, jak modulować głos. To są niezwykle ważne umiejętności warsztatowe, ale bazą powinno być to co i jak chcemy przekazać. Zauważ, że wielu youtuberów amatorów ma chaos w swoich wypowiedziach, często się powtarza, albo gubi rytm wypowiedzi. Widać od razu, kto nie ma podstaw.

– Prasa jest w odwrocie. Czujesz konkurencję ze strony młodszych dziennikarzy?

– Konkurencja byłaby dobra, ale jak ja bym mogła porównywać to, co robiłam przez ostatnie lata z tworzeniem tekstów na podstawie postów z instagrama? Wystarczy, że jakaś celebrytka zamieści zdjęcie w kusej koszulce i dla tych „media workerów” to jest news. Przepiszą to, co gwiazdka sama napisała i ich zdaniem to jest dziennikarstwo. Cieszę się, że ja  nie muszę tak pracować, że mogę sobie pozwolić na niezależność. W dużych korporacjach ciężko o nią. Od kilku lat rozwijam się jako vlogerka, teraz robię to już na moim całkowicie niezależnym kanale na YT Ewa Wąsikowska. Mój poprzedni kanał z 21 tysiącami subskrybentów musiałam pozostawić poprzedniemu pracodawcy.

– Skąd ten transwer do Tele 5? Co się stało, że już nie pracujesz w Super Expressie? Twoje vlogi na ich kanale YouTube były bardzo popularne.

– Nie nazwałabym tego transwerem. Ja po prostu zostałam zwolniona (śmiech). Vlogi to było tylko jedno z moich zajęć. Byłam tam szefową dodatku telewizyjnego, szefową dodatku popularno-naukowego i dwa razy w tygodniu prowadziłam półgodzinny magazyn telewizyjny #HOT, do którego sama pisałam scenariusze i zapraszałam gwiazdy. A co do decyzji kierownictwa, to nie mogę się wypowiadać na ten temat, ponieważ nigdy nie poznałam jej powodów. Ale jeśli ktoś chciałby się dowiedzieć, jak mogło wyglądać wypowiedzenie wieloletniej umowy pracownikowi, który trochę zrobił dla tej redakcji, to może przeczytać moją najnowszą książkę „Nocny rejs”. Bohaterka Majka, która została zwolniona z redakcji, nie jest moim alter ego, ale nasze doświadczenia zawodowe są bardzo podobne.

– I tu płynnie przechodzimy do książki. Ile jest wątków autobiograficznych w „Nocnym rejsie”?

– Rozdziały, w których opisane są sytuacje redakcyjne, są mocno autobiograficzne. Jednak nie chcę ich przypisywać konkretnej redakcji. To zbiór moich doświadczeń. Trudno mi po tylu latach pracy w mediach wyzbyć się ich. Czasami jak oglądam seriale czy filmy, w których pokazane jest środowisko dziennikarskie, wstydzę się, bo od razu widzę, kiedy scenarzyści nie konsultowali scenariusza z dziennikarzami. To tylko takie ich wyobrażenie o tym, jak to wygląda, jak ze sobą rozmawiamy itp. U mnie pod tym względem autentyzm jest zapewniony.

– Zauważasz, że często dziennikarze zostają PR-owcami?

– Tak. Zauważyłam to. Widać to również w działce showbiznesowej. Kiedyś jak szef redakcji widział, że dziennikarz bawi się w PR, to ostrzegał go, że zaraz straci przez to wiarygodność. Teraz mało kto się tego obawia. Kiedyś dziennikarze nie mogli brać udziału w reklamie, musieli być niezależni. Obecnie wszystko opiera się na pieniądzu i czasie. Jakość nie odgrywa już takiej roli jak kiedyś. Często od swoich dziennikarzy słyszałam, że w ramach wywiadu aktorzy czy piosenkarze chcą, żeby wysyłać im pytania i oni mailem odpowiedzą na nie. Tłumaczyłam, że to nie jest wywiad, tylko kwestionariusz. To nie jest rozmowa, bo nie ma w tym interakcji. Chociaż wiem, że może być to wygodne dla obu stron. Bo wywiad trzeba spisać, a to przecież męczące, trzeba poświęcić temu czas. Artyści również odsyłając odpowiedzi, nie muszą już autoryzować tekstu, bo jest on dokładnie taki, na jakim im zależało. I dla mnie właśnie to nie jest dziennikarstwo. Dlatego zawsze nalegałam, żeby rozmowa odbyła się chociaż drogą telefoniczną.

– Ewo, nie czujesz, że jesteś gatunkiem na wymarciu?

– Jestem (śmiech). Mogę się domyślać, dlaczego zostałam zwolniona z Super Expressu. Po co im ktoś taki jak ja? Skoro za moją pensję można było stworzyć trzy a może cztery tanie stanowiska i przyjąć stażystów czy osoby, dla których to pierwsza praca. Co z tego, że mam doświadczenie i kontakty. Mogę zrobić świetny wywiad i napiszę clickbaitowy tytuł, a stażysta przepisze post z instagrama, też da z clickbaitowy tytuł i będziemy mieli porównywalną liczbę wyświetleń. To po co inwestować w taką osobę jak ja.

– „Nocny rejs” bardzo szybko się czyta. Czuć, że książkę pisała dziennikarka, akcja jest bardzo szybka, zdanie są krótkie. Taki jest twój pomysł na siebie na rynku wydawniczym?

– Ja inaczej nie umiem (śmiech). Początki mojego pisania wiążą się z dziennikarstwem. Mnie uczono, żeby ludzie czytali tekst z zaciekawieniem od początku do końca. Kiedyś były badania rynku, pokazujące, jak odbiorcy czytają nasze teksty. To bardzo uczyło pokory i warsztatu. Wracając do książek, książki piszę bardzo szybko. „Nocny rejs” powstał w trzy tygodnie. Pisząc, wpadam w taki rytm, że nie wiem jaki jest dzień i która jest godzina. Zamykam się w samotni, wyłączam się z otaczającego świata i piszę.

– Obecnie ludzie odchodzą od oglądania telewizji w klasyczny sposób. Jak chcesz zmienić kanał telewizyjny, w którym jesteś szefem redakcji?

– Myślę, że tu nie chodzi o zmianę, po prostu się rozwijamy. Zacznijmy od tego, że pogląd, że internet całkowicie wypiera telewizję, jest nieprawdziwy. Telewizja ma inne treści niż internet i częściowo też innego odbiorcę. Głównym hasłem Tele 5 jest „Moc rozrywki”. Wszystko co jest w naszej telewizji ma się kojarzyć z dobrą rozrywką. Mocno inwestujemy w filmy. Dla naszej grupy odbiorców cenne są kabarety. Ja w Tele 5 zajmuje się produkcją programów. Moje produkcje też są ściśle związane z internetem. Przedstawiam zabawne filmiki z internetu, przy których ludzie bawią się doskonale. Oglądalność mówi sama za siebie. Jest bardzo zadowalająca. A mnie to niesamowicie nakręca.

– Pisanie książek jest twoją walką z clickbaitem?

– Pisanie książek jest naturalnym etapem w życiu zawodowym dziennikarza. Dziennikarz chce się podzielić wiedzą z czytelnikami, którą zdobył przez wiele lat. Dlatego zapraszam serdecznie wszystkich do zapoznania się z moją najnowszą książką „Nocny rejs”.

Rozmawiał: Bartosz Boruciak

 

 

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe