"Ten Hoess to był bydlak". Niezwykła historia Lucyny Wojno - najstarszej więźniarki Auschwitz-Birkenau

Życie 103 letniej sopocianki, Lucyny Wojno mogłoby zainspirować wiele filmowych scenariuszy. Mogłyby to być filmy przygodowe z wieloma zwrotami akcji lub dramaty z II Wojną Światową w tle.
Numer Obozowy na ramieniu Lucyny Wojno
Numer Obozowy na ramieniu Lucyny Wojno / Fot. Małgorzata Tarasiewicz

W obu przypadkach widz pozostawałby cały czas w napięciu śledząc losy kobiety, praktycznie sieroty, która była sanitariuszką w wojsku polskim w 1939 roku, przeżyła dwa obozy koncentracyjne i pieszo wróciła po wyzwoleniu obozu w Ravensbruck z Niemiec do Polski, gdzie osiedliła się w Sopocie. 

Droga życiowa Lucyny Wojno od początku była wypadkową niezwykłych wydarzeń, które w niespokojnych czasach w jakich przyszło jej żyć dotknęło wielu ludzi. Jednak w jej przypadku trudne sytuacje zdawały się kumulować i piętrzyć prowadząc ją poprzez nieprawdopodobne życiowe zawirowania.

Lucyna Wojno w kwietniu skończyła 103 lata. (Urodziła się 6 kwietnia 1918 r. Wojny Wawrzyńce , woj. Podlaskie, gmina Szepietowo).  Mieszka w jednym z pięknych sopockich domów zbudowanych dla kuracjuszy na początku ubiegłego wieku. Bardzo blisko morza i powstającego właśnie woonerfu co ułatwi jej wkrótce spacery po alejce nadmorskiej. Jej jedyny opiekun, syn Jerzy, chciał żeby w lokalnych mediach napisać o jego mamie. Jak się domyślam pragnie zainteresować jej losami młodszych ludzi, którzy mogliby wpaść z wizytą, na ulubiony przez Lucynę sernik lub lody.  Albo na wspólny spacer. Spośród jej rówieśników i rodziny właściwie nikogo już nie ma na świecie, więc kobieta czuje się samotna.

Lucyna Wojno jest bardzo bezpośrednia i podczas rozmowy ani przez chwilę nie czuję dystansu mimo sporej różnicy wieku. Rozmawia nam się dobrze, choć przypominanie starych czasów nie jest dla niej łatwe. Pewnie z powodu wiążących się z nimi ciężkich wspomnień. 

Opowiada jak służyła jako sanitariuszka tuż przed wybuchem wojny w wojsku polskim.  Wpadła wraz z oddziałem w ręce Sowietów, którzy planowali wywieźć polskich żołnierzy na wschód.  Nie wiadomo czy Lucyna przeżyłaby tę wywózkę gdyby nie decyzja Rosjan o wypuszczeniu tych osób, które zadeklarują, że mają rodzinę po „niemieckiej stronie”.  Lucynie udało się w ten sposób wrócić pod koniec 1939 roku do Warszawy. 

fot. Małgorzata Tarasiewicz

Na przedramieniu mojej rozmówczyni widnieje złowrogi numer 44357 z obozu koncentracyjnego Auschwitz gdzie trafiła 7 maja 1943 roku. Jest najstarszą żyjąca byłą więźniarką Auschwitz. Według relacji Lucyny Wojno i jej syna kobieta trafiła tam z Monachium gdzie pracowała jako krawcowa. Zmuszona była szyć mundury dla niemieckich żołnierzy. Niestety "wpadła w oko” Ukraińcowi, kierownikowi szwalni, który starał się zmusić ją aby zaakceptowała jego awanse. Gdy molestowanie i próba zmuszenia do seksu nie udały się, mężczyzna złożył na nią fałszywy donos i w konsekwencji została skazana na pobyt w obozie koncentracyjnym pod zarzutem działalności politycznej przeciwko III Rzeszy. Do Auschwitz została przewieziona po krótkim okresie uwięzienia  w warszawskim obozie przejściowym dla więźniów, zwanym Dulagiem Skaryszewska. (Tomasz Chudzyński z Dziennika Bałtyckiego przedstawił nieco odmienną wersję niż ta, która obecnie usłyszałam od rodziny. Według niej Lucyna po powrocie z Monachium  została aresztowana w lutym 1943 roku w Warszawie w mieszkaniu na ulicy Hożej 15, pod zarzutem przynależności do organizacji AK.)

W obozie pracowała w komandzie 19, które zajmowało się kopaniem dołów pod fundamenty.  Była to ciężka i wyniszczająca praca fizyczna, jednak jeszcze gorszy był strach.  Jak mówiła  Tomaszowi Chudzyńskiemu w wywiadzie dla Dziennika Bałtyckiego dwa lata temu:

”Codziennie żyliśmy w strachu, bo pięć kominów krematorium bez przerwy dymiło…A pociągi wciąż przywoziły ludzi prosto do kominów. (…) Ten Hoess to był bydlak - wspomina spotkanie z komendantem. Stałyśmy na apelu , starsza kobieta trzymała rękę w kieszeni. On przechodził, zobaczył to. Strasznie ja skatował. Myśmy poszły w pole, a ona na placu apelowym została. Nie ruszała się.”

W 1944 Lucyna zostaje przewieziona do Ravensbruck. To było bardzo niebezpieczne miejsce ze względu na prowadzone tam eksperymenty medyczne na kobietach. Wiele z nich na skutek przeprowadzanych operacji, zmarło lub straciło na zawsze zdrowie. Cudem 24 lipca 1944 roku Lucyna Wojno została skierowana do pracy w fabryce amunicji w Saksonii, w jednym z podobozów Buchenwaldu. 

Na szczęście wojna miała się już niedługo skończyć.  12 kwietnia 1945 roku Niemcy  wyprowadzili z obozu na pole około 1000 kobiet i tam je pozostawili. 13 kwietnia nadeszły wojska amerykańskie i wraz z nimi długo oczekiwane wyzwolenie.

Lucyna nie chciała zostawać na Zachodzie. Postanowiła wyruszyć pieszo do Warszawy. Nie była to łatwa droga.  Napotyka na niej dwukrotnie pijanych żołnierzy sowieckich, którym w poszukiwaniu zdobyczy seksualnej nie sprawia różnicy, że spotkali byłą więźniarkę obozu koncentracyjnego. Jednak Lucyna cudem, dzięki interwencji sowieckich oficerów  wydostaje się z opresji i idzie dalej.  

Niestety w stolicy nie znajduje dla siebie żadnych możliwości, ani szans na przeżycie. Krewni, którzy przed wojną wykorzystywali ją do ciężkiej pracy nie chcą jej przyjąć u siebie. Miasto jest zburzone, wszędzie gruzy i ruiny. Nie ma gdzie się zatrzymać. Dlatego postanawia, tak jak wielu warszawiaków, którzy po wojnie nie mieli gdzie się podziać, wyruszyć na wybrzeże gdzie można było zamieszkać  w mieszkaniu po wysiedlonych Niemcach. Dodatkowo, na Oruni w Gdańsku mieszkała Lucyny siostra. 

Trafia do Sopotu, który jak na powojenne czasy przypomina raj. Mimo niewielkich zniszczeń wille i kamienice nadal noszą ślady dawnej świetności. Dzięki pomocy przypadkowo spotkanej kobiety udaje jej się zamieszkać w małym domku z dwoma typowymi dla Sopotu werandami. Mieszka w nim do dziś. 

W 1949 roku rodzi się jej syn, Jerzy,  jednak Lucyna nie wiąże się z ojcem dziecka. Wybiera samotne wychowanie syna i samodzielność. Po trudnych przeżyciach wie, że najlepiej liczyć na siebie. Dawała sobie radę sama, dosłownie od najwcześniejszego dzieciństwa. Po latach opowie dziennikarzowi Dziennika Bałtyckiego: „Mój ojciec umarł, gdy byłam malutka.  W agonii trzymał mnie na swoich piersiach. Mama odeszła gdy miałam dwa latka.  Waliłam w drzwi, za którymi leżała martwa i ją wołałam…”

Lucyna posiada na szczęście doskonały fach, gdyż jest utalentowaną krawcową.  Już przed wojną w Warszawie pracowała dla dobrych pracowni krawieckich. Właśnie z tego powodu trafiła do Monachium gdzie szyła mundury. I ponownie, w Sopocie umiejętności, które zdobyła jako nastolatka pozwoliły jej na niezależność i utrzymanie syna.  Bez trudu znalazła pracę. Najpierw w introligatorni, a następnie  w Sopockich Zakładach Wyrobów Galanteryjnych, które później przyjęły nazwę Sopotplastu. Firma zatrudniała rzesze pracowników, a jej wyroby z czasem stały się kultowe. Lucyna kontrolowała jakość wyrobów z Sopotplastu czyli toreb, walizek, czy portfeli. Miewała z tego powodu zatargi z kierownictwem ponieważ chciała żeby wyroby w sopockiej firmy miały najwyższą jakość co denerwowało kierownictwo, które stawiało raczej na szybka produkcję i zbyt. Do dzisiaj Sopotplast to ważna część historii kurortu. Sopot i praca w Sopotplaście to była dla Lucyny szczęśliwa przystań, w której nareszcie mogła żyć spokojnie.

Spotkanie z wiekową sopocianką skłania mnie do wielu refleksji. Ile niezwykłych losów skrzyżowało się w Sopocie, który jak wszystkie miejsca, skąd wysiedlono po wojnie miejscową ludność stało się schronieniem dla więźniów obozów, którzy jak Lucyna Wojno cudem uniknęli śmierci, przesiedleńców zza Buga, czy warszawiaków, nie mających możliwości dalszego życia w swoim mieście. Co w Sopocie oznacza duch miejsca, na który złożyło się tak wiele znaczeń, wspomnień i oczekiwań? Nasze dziedzictwo, to w przypadku Sopotu także przybysze terenów całej przedwojennej Polski ze wszystkimi ich trudnymi i skomplikowanymi przeżyciami. Nie mam niestety poczucia aby w jakikolwiek świadomy sposób przekładało się to na współczesną opowieść o naszym mieście. 

fot. archiwum rodzinne Lucyny Wojno


 

POLECANE
Anthony Joshua miał poważny wypadek. Media: Są ofiary śmiertelne z ostatniej chwili
Anthony Joshua miał poważny wypadek. Media: Są ofiary śmiertelne

Anthony Joshua odniósł poważne obrażenia w wypadku samochodowym w Nigerii – informuje Sky News powołując się na lokalną policję. Według dziennika "Punch" w wypadku śmierć poniosły dwie inne osoby.

Rząd zadecydował. W 2026 r. nie ma przestrzeni na obniżenie kwoty wolnej od podatku pilne
Rząd zadecydował. W 2026 r. "nie ma przestrzeni" na obniżenie kwoty wolnej od podatku

Miało być realne wsparcie dla podatników, będzie status quo. Rząd oficjalnie przyznaje, że w 2026 roku nie podniesie kwoty wolnej od podatku, mimo wcześniejszych zapowiedzi. Jest to szczególnie bolesne dla podatników ponoszących coraz bardziej rosnące koszty życia.

KE publikuje listę zaufanych sygnalistów. Wiele lewicowych organizacji z ostatniej chwili
KE publikuje listę "zaufanych sygnalistów". Wiele lewicowych organizacji

Komisja Europejska publikuje listę zaufanych sygnalistów DSA. Ich zgłoszenia nielegalnych treści mają być traktowane priorytetowo. Na liście są organizacje wywołujące spore kontrowersje.

Obowiązkowa kwalifikacja wojskowa w 2026 roku. Wezwania już w styczniu pilne
Obowiązkowa kwalifikacja wojskowa w 2026 roku. Wezwania już w styczniu

W 2026 roku w całej Polsce przeprowadzona zostanie kwalifikacja wojskowa, obejmująca około 235 tys. osób. Procedura ma charakter obowiązkowy i dotyczy nie tylko 18-latków, ale także starszych roczników oraz wybranych grup kobiet. Ministerstwo Obrony Narodowej ujawniło projekt rozporządzenia, który wyznacza rekordową liczbę powołań.

Nowa lista leków refundowanych od stycznia. Ministerstwo podaje szczegóły Wiadomości
Nowa lista leków refundowanych od stycznia. Ministerstwo podaje szczegóły

Od 1 stycznia pacjenci zyskają dostęp do 24 nowych terapii objętych refundacją. Ministerstwo Zdrowia zaprezentowało nową listę leków, podkreślając konieczność kontroli kosztów w systemie ochrony zdrowia.

Spotkanie Trump–Zełenski. Kreml zabrał głos z ostatniej chwili
Spotkanie Trump–Zełenski. Kreml zabrał głos

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, komentując w poniedziałek niedzielne spotkanie prezydentów USA i Ukrainy na Florydzie, wyraził przekonanie, że Ukraina powinna wycofać swoich żołnierzy z całego terytorium Donbasu – przekazała Agencja Reutera.

Byli dziennikarze TVP przesłuchiwani. Sekretarki i kierowcy taśmowo wzywani do prokuratury pilne
Byli dziennikarze TVP przesłuchiwani. Sekretarki i kierowcy taśmowo wzywani do prokuratury

Prokuratura przesłuchuje dziennikarzy i pracowników Telewizji Polskiej w sprawie umów zawieranych za poprzedniej władzy. Śledztwo dotyczy działalności administracyjnej spółki i obejmuje także osoby, które nie podejmowały decyzji finansowych.

Węgry pozywają TSUE. To test granic władzy Trybunału Sprawiedliwości UE tylko u nas
Węgry pozywają TSUE. To test granic władzy Trybunału Sprawiedliwości UE

Węgry pozywają Trybunał Sprawiedliwości UE w bezprecedensowej sprawie, która może zmienić sposób postrzegania władzy sądowniczej Unii. Skarga dotyczy nie tylko rekordowych kar finansowych, ale stawia fundamentalne pytanie o granice kompetencji TSUE i realną odpowiedzialność unijnych instytucji wobec państw członkowskich.

Awaria sieci wodociągowej w Krakowie. Jest komunikat z ostatniej chwili
Awaria sieci wodociągowej w Krakowie. Jest komunikat

W poniedziałek 29 grudnia mieszkańcy kilku krakowskich dzielnic skarżą się na brak wody. Wodociągi Miasta Krakowa odnotowały problemy i przekazały, że przewidywany czas przywrócenia dostaw wody to godz. 13.

Tusk alarmuje o podziałach. Przydacz: Proszę się nie boczyć z ostatniej chwili
Tusk alarmuje o podziałach. Przydacz: Proszę się nie boczyć

W sprawach kluczowych dla bezpieczeństwa państwa potrzebna jest współpraca, a nie publiczne wpisy. Prezydencki minister Marcin Przydacz wprost odpowiedział premierowi Donaldowi Tuskowi, apelując o przekazywanie informacji z międzynarodowych spotkań.

REKLAMA

"Ten Hoess to był bydlak". Niezwykła historia Lucyny Wojno - najstarszej więźniarki Auschwitz-Birkenau

Życie 103 letniej sopocianki, Lucyny Wojno mogłoby zainspirować wiele filmowych scenariuszy. Mogłyby to być filmy przygodowe z wieloma zwrotami akcji lub dramaty z II Wojną Światową w tle.
Numer Obozowy na ramieniu Lucyny Wojno
Numer Obozowy na ramieniu Lucyny Wojno / Fot. Małgorzata Tarasiewicz

W obu przypadkach widz pozostawałby cały czas w napięciu śledząc losy kobiety, praktycznie sieroty, która była sanitariuszką w wojsku polskim w 1939 roku, przeżyła dwa obozy koncentracyjne i pieszo wróciła po wyzwoleniu obozu w Ravensbruck z Niemiec do Polski, gdzie osiedliła się w Sopocie. 

Droga życiowa Lucyny Wojno od początku była wypadkową niezwykłych wydarzeń, które w niespokojnych czasach w jakich przyszło jej żyć dotknęło wielu ludzi. Jednak w jej przypadku trudne sytuacje zdawały się kumulować i piętrzyć prowadząc ją poprzez nieprawdopodobne życiowe zawirowania.

Lucyna Wojno w kwietniu skończyła 103 lata. (Urodziła się 6 kwietnia 1918 r. Wojny Wawrzyńce , woj. Podlaskie, gmina Szepietowo).  Mieszka w jednym z pięknych sopockich domów zbudowanych dla kuracjuszy na początku ubiegłego wieku. Bardzo blisko morza i powstającego właśnie woonerfu co ułatwi jej wkrótce spacery po alejce nadmorskiej. Jej jedyny opiekun, syn Jerzy, chciał żeby w lokalnych mediach napisać o jego mamie. Jak się domyślam pragnie zainteresować jej losami młodszych ludzi, którzy mogliby wpaść z wizytą, na ulubiony przez Lucynę sernik lub lody.  Albo na wspólny spacer. Spośród jej rówieśników i rodziny właściwie nikogo już nie ma na świecie, więc kobieta czuje się samotna.

Lucyna Wojno jest bardzo bezpośrednia i podczas rozmowy ani przez chwilę nie czuję dystansu mimo sporej różnicy wieku. Rozmawia nam się dobrze, choć przypominanie starych czasów nie jest dla niej łatwe. Pewnie z powodu wiążących się z nimi ciężkich wspomnień. 

Opowiada jak służyła jako sanitariuszka tuż przed wybuchem wojny w wojsku polskim.  Wpadła wraz z oddziałem w ręce Sowietów, którzy planowali wywieźć polskich żołnierzy na wschód.  Nie wiadomo czy Lucyna przeżyłaby tę wywózkę gdyby nie decyzja Rosjan o wypuszczeniu tych osób, które zadeklarują, że mają rodzinę po „niemieckiej stronie”.  Lucynie udało się w ten sposób wrócić pod koniec 1939 roku do Warszawy. 

fot. Małgorzata Tarasiewicz

Na przedramieniu mojej rozmówczyni widnieje złowrogi numer 44357 z obozu koncentracyjnego Auschwitz gdzie trafiła 7 maja 1943 roku. Jest najstarszą żyjąca byłą więźniarką Auschwitz. Według relacji Lucyny Wojno i jej syna kobieta trafiła tam z Monachium gdzie pracowała jako krawcowa. Zmuszona była szyć mundury dla niemieckich żołnierzy. Niestety "wpadła w oko” Ukraińcowi, kierownikowi szwalni, który starał się zmusić ją aby zaakceptowała jego awanse. Gdy molestowanie i próba zmuszenia do seksu nie udały się, mężczyzna złożył na nią fałszywy donos i w konsekwencji została skazana na pobyt w obozie koncentracyjnym pod zarzutem działalności politycznej przeciwko III Rzeszy. Do Auschwitz została przewieziona po krótkim okresie uwięzienia  w warszawskim obozie przejściowym dla więźniów, zwanym Dulagiem Skaryszewska. (Tomasz Chudzyński z Dziennika Bałtyckiego przedstawił nieco odmienną wersję niż ta, która obecnie usłyszałam od rodziny. Według niej Lucyna po powrocie z Monachium  została aresztowana w lutym 1943 roku w Warszawie w mieszkaniu na ulicy Hożej 15, pod zarzutem przynależności do organizacji AK.)

W obozie pracowała w komandzie 19, które zajmowało się kopaniem dołów pod fundamenty.  Była to ciężka i wyniszczająca praca fizyczna, jednak jeszcze gorszy był strach.  Jak mówiła  Tomaszowi Chudzyńskiemu w wywiadzie dla Dziennika Bałtyckiego dwa lata temu:

”Codziennie żyliśmy w strachu, bo pięć kominów krematorium bez przerwy dymiło…A pociągi wciąż przywoziły ludzi prosto do kominów. (…) Ten Hoess to był bydlak - wspomina spotkanie z komendantem. Stałyśmy na apelu , starsza kobieta trzymała rękę w kieszeni. On przechodził, zobaczył to. Strasznie ja skatował. Myśmy poszły w pole, a ona na placu apelowym została. Nie ruszała się.”

W 1944 Lucyna zostaje przewieziona do Ravensbruck. To było bardzo niebezpieczne miejsce ze względu na prowadzone tam eksperymenty medyczne na kobietach. Wiele z nich na skutek przeprowadzanych operacji, zmarło lub straciło na zawsze zdrowie. Cudem 24 lipca 1944 roku Lucyna Wojno została skierowana do pracy w fabryce amunicji w Saksonii, w jednym z podobozów Buchenwaldu. 

Na szczęście wojna miała się już niedługo skończyć.  12 kwietnia 1945 roku Niemcy  wyprowadzili z obozu na pole około 1000 kobiet i tam je pozostawili. 13 kwietnia nadeszły wojska amerykańskie i wraz z nimi długo oczekiwane wyzwolenie.

Lucyna nie chciała zostawać na Zachodzie. Postanowiła wyruszyć pieszo do Warszawy. Nie była to łatwa droga.  Napotyka na niej dwukrotnie pijanych żołnierzy sowieckich, którym w poszukiwaniu zdobyczy seksualnej nie sprawia różnicy, że spotkali byłą więźniarkę obozu koncentracyjnego. Jednak Lucyna cudem, dzięki interwencji sowieckich oficerów  wydostaje się z opresji i idzie dalej.  

Niestety w stolicy nie znajduje dla siebie żadnych możliwości, ani szans na przeżycie. Krewni, którzy przed wojną wykorzystywali ją do ciężkiej pracy nie chcą jej przyjąć u siebie. Miasto jest zburzone, wszędzie gruzy i ruiny. Nie ma gdzie się zatrzymać. Dlatego postanawia, tak jak wielu warszawiaków, którzy po wojnie nie mieli gdzie się podziać, wyruszyć na wybrzeże gdzie można było zamieszkać  w mieszkaniu po wysiedlonych Niemcach. Dodatkowo, na Oruni w Gdańsku mieszkała Lucyny siostra. 

Trafia do Sopotu, który jak na powojenne czasy przypomina raj. Mimo niewielkich zniszczeń wille i kamienice nadal noszą ślady dawnej świetności. Dzięki pomocy przypadkowo spotkanej kobiety udaje jej się zamieszkać w małym domku z dwoma typowymi dla Sopotu werandami. Mieszka w nim do dziś. 

W 1949 roku rodzi się jej syn, Jerzy,  jednak Lucyna nie wiąże się z ojcem dziecka. Wybiera samotne wychowanie syna i samodzielność. Po trudnych przeżyciach wie, że najlepiej liczyć na siebie. Dawała sobie radę sama, dosłownie od najwcześniejszego dzieciństwa. Po latach opowie dziennikarzowi Dziennika Bałtyckiego: „Mój ojciec umarł, gdy byłam malutka.  W agonii trzymał mnie na swoich piersiach. Mama odeszła gdy miałam dwa latka.  Waliłam w drzwi, za którymi leżała martwa i ją wołałam…”

Lucyna posiada na szczęście doskonały fach, gdyż jest utalentowaną krawcową.  Już przed wojną w Warszawie pracowała dla dobrych pracowni krawieckich. Właśnie z tego powodu trafiła do Monachium gdzie szyła mundury. I ponownie, w Sopocie umiejętności, które zdobyła jako nastolatka pozwoliły jej na niezależność i utrzymanie syna.  Bez trudu znalazła pracę. Najpierw w introligatorni, a następnie  w Sopockich Zakładach Wyrobów Galanteryjnych, które później przyjęły nazwę Sopotplastu. Firma zatrudniała rzesze pracowników, a jej wyroby z czasem stały się kultowe. Lucyna kontrolowała jakość wyrobów z Sopotplastu czyli toreb, walizek, czy portfeli. Miewała z tego powodu zatargi z kierownictwem ponieważ chciała żeby wyroby w sopockiej firmy miały najwyższą jakość co denerwowało kierownictwo, które stawiało raczej na szybka produkcję i zbyt. Do dzisiaj Sopotplast to ważna część historii kurortu. Sopot i praca w Sopotplaście to była dla Lucyny szczęśliwa przystań, w której nareszcie mogła żyć spokojnie.

Spotkanie z wiekową sopocianką skłania mnie do wielu refleksji. Ile niezwykłych losów skrzyżowało się w Sopocie, który jak wszystkie miejsca, skąd wysiedlono po wojnie miejscową ludność stało się schronieniem dla więźniów obozów, którzy jak Lucyna Wojno cudem uniknęli śmierci, przesiedleńców zza Buga, czy warszawiaków, nie mających możliwości dalszego życia w swoim mieście. Co w Sopocie oznacza duch miejsca, na który złożyło się tak wiele znaczeń, wspomnień i oczekiwań? Nasze dziedzictwo, to w przypadku Sopotu także przybysze terenów całej przedwojennej Polski ze wszystkimi ich trudnymi i skomplikowanymi przeżyciami. Nie mam niestety poczucia aby w jakikolwiek świadomy sposób przekładało się to na współczesną opowieść o naszym mieście. 

fot. archiwum rodzinne Lucyny Wojno



 

Polecane