[Tylko u nas] Prof. David Engels: Nauka? Badania naukowe i nauczanie są coraz bardziej absurdalnie zideologizowane

„Normalna” praca naukowa na uczelniach staje się coraz trudniejsza. Nauka ma ustąpić miejsca uczuciom, a „prawda” przestaje być interesująca dla kogokolwiek; kanon dyktują mniejszości.
 [Tylko u nas] Prof. David Engels: Nauka? Badania naukowe i nauczanie są coraz bardziej absurdalnie zideologizowane
/ Pixabay.com

Każdy, kto w ostatnich latach śledził rozwój sytuacji w świecie akademickim, zwłaszcza w anglosaskim, nie mógł nie zauważyć, do jakiego stopnia postępuję tam ideologizacja badań i procesu nauczania - coś, co 20 lat temu byłaby uważane za absurd. To, co od dziesięcioleci, a w niektórych dziedzinach od wieków, uważano za klasyczny materiał dydaktyczny, dziś bywa odrzucane i potępione jako mizoginiczne i rasistowskie idee „starych białych mężczyzn”, w zamian zaś na pierwszy plan wysuwają się trzeciorzędni autorzy z ich anachronicznymi tematami badawczymi, nie gwarantujące co prawda wielkiego przyrostu wiedzy i przynoszące jeszcze mniejsze owoce, gdy chodzi o wkład do zachodniej kultury dydaktycznej z myślą o przyszłych pokoleniach, cieszący się jednak najwyższą polityczną protekcją, co daje owym badaczom możliwość bycia po tej (rzekomo) „właściwej stronie” historii - w najszerszym tego słowa znaczeniu. A tą „właściwą stroną” jest oczywiście lewicowość – obecnie w niemal karykaturalnej formie.

Czego nie można!

A przecież w szeroko pojętym świecie akademickim powinno być wystarczająco dużo przestrzeni, aby nie dochodziło do politycznych zawłaszczeń i aby można było spokojnie prowadzić „normalne”, apolityczne badania naukowe. Dziś jednak ta wolność stopniowo się kurczy: „raniące”, bo rzekomo antydemokratyczne, mizoginiczne, rasistowskie czy islamofobiczne teksty, takie jak choćby Platona, Owidiusza, Chaucera czy Dantego, opatrywane są „ostrzeżeniami dla czytelnika”, bywają cenzurowane lub całkowicie usuwane z programów  nauczania; również w bibliotekach dokonuje się systematycznego eliminowania tych książek, które w ostatnich latach „nie były dostatecznie konsultowane” –  czytaj: nie zostały zalecone przez profesorów jako lektura obowiązkowa; do publikacji oddawane jest w większości tylko to, co w procedurze  "peer-review" zaklasyfikowane zostało przez co najmniej trzech kolegów jako prace pod względem akademickim i ideologicznym „nieszkodliwe”; pieniądze na projekty zatwierdzone zostają tylko wtedy, gdy znajdują się w nich odpowiednie hasła, takie jak „diversity“, „migration“, „tolerance“, „privilege“, „gender“ „climate“, „inclusiveness“ wraz z odpowiednim ustawieniem samego tematu; artykuły nie są oceniane według ich treści, ale według „rankingu” czasopism, w których są publikowane; wakaty w dużej mierze rozdzielane są między członków przeróżnych „mniejszości” w celu wypełnienia określonych z góry kwot; a nawet ci, którzy jeszcze wczoraj wierzyli, iż posiadają niezachwianą pozycję akademicką, mogą ją obecnie szybko stracić, o ile nie będą dostarczać regularnie dowodów na posiadanie „uznanych” publikacji i na pozyskiwanie środków z zewnętrznych źródeł finansowania, co jest nierozerwalnie związane z odpowiednimi decyzjami ideologicznymi i personalnymi.

Wolność naukowa tylko dla przystosowanych

Krótko mówiąc, wolność nauki istnieje obecnie tylko dla tych, którzy wykazują odpowiednią „cultural awareness”; wszyscy zaś inni muszą pogodzić się z interpretowaniem ich apolitycznej postawy jako współuczestnictwo w utrwalaniu systemu opartego na „white male privilege” – z absurdalnymi tego konsekwencjami: od nauk o starożytności domagano się ostatnio nawet samolikwidacji, gdyż według prof. Dan-el Padilla Peralta powiązane są one „strukturalnie” z podstawami ideologicznymi „białej supremacji”; zaś czcigodne „International Society of Anglo-Saxonists” musiało zrezygnować z nawiązania do tytułowych Anglosasów, aby lepiej konfrontować się z problematyką rasizmu, seksizmu, „inclusiveness”, „representation”, czego  domagała się przewodnicząca Mary Rambaran-Olm; w szkołach amerykańskich, np. w Oregonie, nie należy już wytykać uczniom kolorowym błędów w zadaniach arytmetycznych, gdyż „poszukiwanie jednej poprawnej odpowiedzi” jest typowym instrumentem supremacji białej rasy; ba, dziś nawet niektóre osoby, uznawane dotąd za lewicowych i feministycznych intelektualistów i polityków, jak choćby Sahra Wagenknecht czy Svenja Flaßpöhler, coraz częściej spotykają się z oskarżeniem o „reakcjonizm”, jeśli odmawiają uczestnictwa w najnowszych odsłonach kultu „ofiarnictwa”, czyli bycia ciągle obrażanym, czy w tzw. „cancel culture” - krótko mówiąc: rewolucja zaczyna pożerać już własne dzieci. Czy zatem nie wystarczyłoby usiąść wygodnie i poczekać kilka lat aż poprawność polityczna doprowadzi wszystko do totalnego absurdu, a następnie podjąć odbudowę na bardziej umiarkowanych zasadach - zapytają być może niektórzy obserwatorzy?

Otóż nie, bowiem dzisiaj uniwersytety zbierają jedynie owoce tego, co zasiane zostało wiele dekad temu  i co skondycjonowało cały system akademicki w kierunku relatywizmu i liberalizmu. Pogląd Poppera, że tylko to jest naukowe, co da się sfalsyfikować, wyrządził ogromne szkody w świecie naukowym, zwłaszcza w naukach humanistycznych, gdyż ostateczna instancja, jaką jest prawda, zastąpiona została częstotliwością cytowań i kwantyfikacją bibliometryczną, tworząc jakoby klimat konkurencyjności, co w świecie naukowym jest jedynie elegancką parafrazą prawa silniejszego, a więc tego, który jest lepiej protegowany w sensie polityki uniwersyteckiej, i co umożliwia w sposób ultymatywny podważanie nauk o uznanej dotąd renomie jako instrumentu władzy „białego człowieka”, skierowanego przeciwko subiektywnym „uczuciom” uciskanych rzekomo mniejszości. Wiąże się to również z ekonomiczną liberalizacją uniwersytetów: tam, gdzie „prawda” jest negowana i postrzegana jako czysto prowizoryczna decyzja większości, tam logiczną konsekwencją staje się podporządkowane finansowania badań zasadzie współzawodnictwa o pieniądz z „wolnego rynku” i upolitycznienie funduszy - z katastrofalnym skutkiem, że naukowcy zmuszeni zostają przez macierzyste uczelnie do stawania się najpierw menedżerami, a następnie ideologicznymi akolitami, aby w ogóle móc wykonywać swoją pracę.

Od uniwersytetów nie można oczekiwać rozwiązywania problemu

Chciałoby się zawołać, cytując frazę z Ucznia Czarnoksiężnika Goethego: „Herr, die Not ist groß! Die ich rief, die Geister, werd' ich nun nicht los“ (Panie! Biada mi! Upiorów, które wywołałem, nie sposób już oddalić). Przy czym nadzieja na powrót do „status quo ante” jest całkowicie iluzoryczna: z jednej bowiem strony mamy obecnie do czynienia z awansem nowej elity akademickiej, która nie jest zainteresowana sprawami merytorycznymi, lecz jedynie postawą polityczną, a zatem trudno oczekiwać, by była w stanie w najbliższych latach przywrócić dawny porządek; z drugiej zaś, rzeczywista przyczyna obecnej, tak bardzo szkodliwej sytuacji nie pochodzi bynajmniej z zewnątrz, lecz od środka. Potrzebne jest zatem radykalne przemyślenie od nowa, czym ma się zajmować nauka; potrzebna byłaby nowa karolińska reforma edukacyjna, która skupiłaby się znów na wolności i bezpieczeństwie naukowca, na gwarancjach jego niezakłóconej swobody podejmowania przezeń fundamentalnych problemów i zintegrowania jego badań z nadrzędnym celem, jakim jest dążenie do prawdy, zgodnie z pierwotnym holistycznym pojęciem „universitas”. W dzisiejszych czasach jesteśmy od tego bardziej oddaleni niż kiedykolwiek, a rozwiązanie prawdopodobnie nie nadejdzie od samych uniwersytetów, lecz musi być budowane krok po kroku poprzez powoływanie i nadawanie modelowego charakteru nowym instytutom i akademiom, które ponownie postawią na badania i rozwój, a nie na „output” i dyplom.

[z niemieckiego tłumaczył Marian Panic]

Tekst pierwotnie opublikowany na die-tagespost.de


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Sondaż: Wojska NATO na Ukrainie? Polacy odpowiedzieli z ostatniej chwili
Sondaż: Wojska NATO na Ukrainie? Polacy odpowiedzieli

Z sondażu IBRiS przeprowadzonego na zlecenie „Rzeczpospolitej” wynika, że 74,8 proc. badanych nie chce, aby do Ukrainy zostali wysłani żołnierze polscy oraz z krajów NATO. Za takim rozwiązaniem jest tylko 10,2 proc. pytanych, a 15 proc. nie ma zdania - podaje czwartkowa "Rzeczpospolita".

Wraca skandal wokół przejęcia TVP. Jest komunikat neoprokuratury z ostatniej chwili
Wraca skandal wokół przejęcia TVP. Jest komunikat neoprokuratury

"W nawiązaniu do dzisiejszego artykułu red. Patryka Słowika pt. "Sienkiewicz, Wrzosek, Wolne Sądy i wniosek. Jak prokurator walczyła o wolne media" informuję, iż Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej prowadzi śledztwo" - brzmi komunikat opublikowany przez prok. Przemysława Nowaka, rzecznika prasowego Prokuratury Krajowej. 

Dramat w Pałacu Buckingham. Ekspert zabrał głos ws. księżnej Kate z ostatniej chwili
Dramat w Pałacu Buckingham. Ekspert zabrał głos ws. księżnej Kate

Kilka miesięcy temu media obiegła informacja o problemach zdrowotnych księżnej Kate, która trafiła do szpitala. Żona księcia Williama musiała przejść pilną operację jamy brzusznej. Brytyjczycy zamartwiają się o swoją ulubienicę, nie brakuje również spekulacji, które mnożą się wśród lekarzy.

Wraca skandal wokół przejęcia TVP. Jest komentarz zastępcy Bodnara z ostatniej chwili
Wraca skandal wokół przejęcia TVP. Jest komentarz zastępcy Bodnara

"Oto odpolitycznienie prokuratury w praktyce. Oto jej nowe kadry. Patrzcie na to, prokuratorzy. Patrzcie i wyciągajcie wnioski" - pisze na platformie X Michał Ostrowski, zastępca Prokuratora Generalnego Adama Bodnara, powołany na to stanowisko jeszcze za czasów poprzedniego Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry.

Trwają poszukiwania defektoskopu. Wyznaczono nagrodę z ostatniej chwili
Trwają poszukiwania defektoskopu. Wyznaczono nagrodę

Niedawno media obiegła informacja o zaginięciu defektoskopu. Urządzenie to może stanowić zagrożenie dla życia i zdrowia. Wyznaczono nagrodę za jego znalezienie. 

3 lata więzienia za „nawoływanie do nienawiści ze względu na orientację”. Szykują się zmiany w kodeksie karnym z ostatniej chwili
3 lata więzienia za „nawoływanie do nienawiści ze względu na orientację”. Szykują się zmiany w kodeksie karnym

Rządowe Centrum Legislacji opublikowało projekt dot. zmian w kodeksie karnym zaproponowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Resort próbuje przeforsować zaostrzenie przepisów w sprawie tzw. mowy nienawiści.

Wpadka Igi Świątek przed kamerą. Sieć obiegło nagranie z ostatniej chwili
Wpadka Igi Świątek przed kamerą. Sieć obiegło nagranie

Iga Świątek ukończyła zmagania w turnieju WTA w Miami. Przegrała w meczu z Rosjanką Jekateriną Aleksandrową 4:6, 2:6. Przez dłuższy czas utrzymywała się jednak na prowadzeniu i zachwycała publiczność. Tenisistka w czasie pracy nad materiałem do oficjalnego kanału WTA zaliczyła zabawną wpadkę. Została ona uwieczniona na krótkim nagraniu.

Odwołanie gen. Gromadzińskiego. Szef MON zabiera głos z ostatniej chwili
Odwołanie gen. Gromadzińskiego. Szef MON zabiera głos

Nasi sojusznicy zostali poinformowani o odwołaniu gen. Jarosława Gromadzińskiego ze stanowiska dowódcy Eurokorpusu z odpowiednim wyprzedzeniem - powiedział w czwartek szef MON Władysław Kosiniak Kamysz. Zapewnił, że "nie ma żadnego zaniepokojenia między nami a sojusznikami".

Neoprokuratura usiłuje zastraszyć adwokata Fundacji Profeto? z ostatniej chwili
Neoprokuratura usiłuje zastraszyć adwokata Fundacji Profeto?

Mec. Krzysztof Wąsowski, adwokat Fundacji Profeto, opisuje w mediach społecznościowych szokujące zachowanie prokuratorów po zatrzymaniu ks. Michała O., którzy mieli namawiać go, aby… zrezygnował z obrony duchownego. 

Szef KPRM: Nie należy się spodziewać, że konsultacje z Ukrainą przyniosą jakiś przełom z ostatniej chwili
Szef KPRM: Nie należy się spodziewać, że konsultacje z Ukrainą przyniosą jakiś przełom

– Nie należy się spodziewać, że czwartkowe polsko-ukraińskie konsultacje międzyrządowe przyniosą jakiś przełom; w sprawie rolnictwa stanowiska są rozbieżne. Ważne, że prowadzimy dialog, ale stan rozmów nie jest jeszcze zadowalający – powiedział PAP szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Jan Grabiec.

REKLAMA

[Tylko u nas] Prof. David Engels: Nauka? Badania naukowe i nauczanie są coraz bardziej absurdalnie zideologizowane

„Normalna” praca naukowa na uczelniach staje się coraz trudniejsza. Nauka ma ustąpić miejsca uczuciom, a „prawda” przestaje być interesująca dla kogokolwiek; kanon dyktują mniejszości.
 [Tylko u nas] Prof. David Engels: Nauka? Badania naukowe i nauczanie są coraz bardziej absurdalnie zideologizowane
/ Pixabay.com

Każdy, kto w ostatnich latach śledził rozwój sytuacji w świecie akademickim, zwłaszcza w anglosaskim, nie mógł nie zauważyć, do jakiego stopnia postępuję tam ideologizacja badań i procesu nauczania - coś, co 20 lat temu byłaby uważane za absurd. To, co od dziesięcioleci, a w niektórych dziedzinach od wieków, uważano za klasyczny materiał dydaktyczny, dziś bywa odrzucane i potępione jako mizoginiczne i rasistowskie idee „starych białych mężczyzn”, w zamian zaś na pierwszy plan wysuwają się trzeciorzędni autorzy z ich anachronicznymi tematami badawczymi, nie gwarantujące co prawda wielkiego przyrostu wiedzy i przynoszące jeszcze mniejsze owoce, gdy chodzi o wkład do zachodniej kultury dydaktycznej z myślą o przyszłych pokoleniach, cieszący się jednak najwyższą polityczną protekcją, co daje owym badaczom możliwość bycia po tej (rzekomo) „właściwej stronie” historii - w najszerszym tego słowa znaczeniu. A tą „właściwą stroną” jest oczywiście lewicowość – obecnie w niemal karykaturalnej formie.

Czego nie można!

A przecież w szeroko pojętym świecie akademickim powinno być wystarczająco dużo przestrzeni, aby nie dochodziło do politycznych zawłaszczeń i aby można było spokojnie prowadzić „normalne”, apolityczne badania naukowe. Dziś jednak ta wolność stopniowo się kurczy: „raniące”, bo rzekomo antydemokratyczne, mizoginiczne, rasistowskie czy islamofobiczne teksty, takie jak choćby Platona, Owidiusza, Chaucera czy Dantego, opatrywane są „ostrzeżeniami dla czytelnika”, bywają cenzurowane lub całkowicie usuwane z programów  nauczania; również w bibliotekach dokonuje się systematycznego eliminowania tych książek, które w ostatnich latach „nie były dostatecznie konsultowane” –  czytaj: nie zostały zalecone przez profesorów jako lektura obowiązkowa; do publikacji oddawane jest w większości tylko to, co w procedurze  "peer-review" zaklasyfikowane zostało przez co najmniej trzech kolegów jako prace pod względem akademickim i ideologicznym „nieszkodliwe”; pieniądze na projekty zatwierdzone zostają tylko wtedy, gdy znajdują się w nich odpowiednie hasła, takie jak „diversity“, „migration“, „tolerance“, „privilege“, „gender“ „climate“, „inclusiveness“ wraz z odpowiednim ustawieniem samego tematu; artykuły nie są oceniane według ich treści, ale według „rankingu” czasopism, w których są publikowane; wakaty w dużej mierze rozdzielane są między członków przeróżnych „mniejszości” w celu wypełnienia określonych z góry kwot; a nawet ci, którzy jeszcze wczoraj wierzyli, iż posiadają niezachwianą pozycję akademicką, mogą ją obecnie szybko stracić, o ile nie będą dostarczać regularnie dowodów na posiadanie „uznanych” publikacji i na pozyskiwanie środków z zewnętrznych źródeł finansowania, co jest nierozerwalnie związane z odpowiednimi decyzjami ideologicznymi i personalnymi.

Wolność naukowa tylko dla przystosowanych

Krótko mówiąc, wolność nauki istnieje obecnie tylko dla tych, którzy wykazują odpowiednią „cultural awareness”; wszyscy zaś inni muszą pogodzić się z interpretowaniem ich apolitycznej postawy jako współuczestnictwo w utrwalaniu systemu opartego na „white male privilege” – z absurdalnymi tego konsekwencjami: od nauk o starożytności domagano się ostatnio nawet samolikwidacji, gdyż według prof. Dan-el Padilla Peralta powiązane są one „strukturalnie” z podstawami ideologicznymi „białej supremacji”; zaś czcigodne „International Society of Anglo-Saxonists” musiało zrezygnować z nawiązania do tytułowych Anglosasów, aby lepiej konfrontować się z problematyką rasizmu, seksizmu, „inclusiveness”, „representation”, czego  domagała się przewodnicząca Mary Rambaran-Olm; w szkołach amerykańskich, np. w Oregonie, nie należy już wytykać uczniom kolorowym błędów w zadaniach arytmetycznych, gdyż „poszukiwanie jednej poprawnej odpowiedzi” jest typowym instrumentem supremacji białej rasy; ba, dziś nawet niektóre osoby, uznawane dotąd za lewicowych i feministycznych intelektualistów i polityków, jak choćby Sahra Wagenknecht czy Svenja Flaßpöhler, coraz częściej spotykają się z oskarżeniem o „reakcjonizm”, jeśli odmawiają uczestnictwa w najnowszych odsłonach kultu „ofiarnictwa”, czyli bycia ciągle obrażanym, czy w tzw. „cancel culture” - krótko mówiąc: rewolucja zaczyna pożerać już własne dzieci. Czy zatem nie wystarczyłoby usiąść wygodnie i poczekać kilka lat aż poprawność polityczna doprowadzi wszystko do totalnego absurdu, a następnie podjąć odbudowę na bardziej umiarkowanych zasadach - zapytają być może niektórzy obserwatorzy?

Otóż nie, bowiem dzisiaj uniwersytety zbierają jedynie owoce tego, co zasiane zostało wiele dekad temu  i co skondycjonowało cały system akademicki w kierunku relatywizmu i liberalizmu. Pogląd Poppera, że tylko to jest naukowe, co da się sfalsyfikować, wyrządził ogromne szkody w świecie naukowym, zwłaszcza w naukach humanistycznych, gdyż ostateczna instancja, jaką jest prawda, zastąpiona została częstotliwością cytowań i kwantyfikacją bibliometryczną, tworząc jakoby klimat konkurencyjności, co w świecie naukowym jest jedynie elegancką parafrazą prawa silniejszego, a więc tego, który jest lepiej protegowany w sensie polityki uniwersyteckiej, i co umożliwia w sposób ultymatywny podważanie nauk o uznanej dotąd renomie jako instrumentu władzy „białego człowieka”, skierowanego przeciwko subiektywnym „uczuciom” uciskanych rzekomo mniejszości. Wiąże się to również z ekonomiczną liberalizacją uniwersytetów: tam, gdzie „prawda” jest negowana i postrzegana jako czysto prowizoryczna decyzja większości, tam logiczną konsekwencją staje się podporządkowane finansowania badań zasadzie współzawodnictwa o pieniądz z „wolnego rynku” i upolitycznienie funduszy - z katastrofalnym skutkiem, że naukowcy zmuszeni zostają przez macierzyste uczelnie do stawania się najpierw menedżerami, a następnie ideologicznymi akolitami, aby w ogóle móc wykonywać swoją pracę.

Od uniwersytetów nie można oczekiwać rozwiązywania problemu

Chciałoby się zawołać, cytując frazę z Ucznia Czarnoksiężnika Goethego: „Herr, die Not ist groß! Die ich rief, die Geister, werd' ich nun nicht los“ (Panie! Biada mi! Upiorów, które wywołałem, nie sposób już oddalić). Przy czym nadzieja na powrót do „status quo ante” jest całkowicie iluzoryczna: z jednej bowiem strony mamy obecnie do czynienia z awansem nowej elity akademickiej, która nie jest zainteresowana sprawami merytorycznymi, lecz jedynie postawą polityczną, a zatem trudno oczekiwać, by była w stanie w najbliższych latach przywrócić dawny porządek; z drugiej zaś, rzeczywista przyczyna obecnej, tak bardzo szkodliwej sytuacji nie pochodzi bynajmniej z zewnątrz, lecz od środka. Potrzebne jest zatem radykalne przemyślenie od nowa, czym ma się zajmować nauka; potrzebna byłaby nowa karolińska reforma edukacyjna, która skupiłaby się znów na wolności i bezpieczeństwie naukowca, na gwarancjach jego niezakłóconej swobody podejmowania przezeń fundamentalnych problemów i zintegrowania jego badań z nadrzędnym celem, jakim jest dążenie do prawdy, zgodnie z pierwotnym holistycznym pojęciem „universitas”. W dzisiejszych czasach jesteśmy od tego bardziej oddaleni niż kiedykolwiek, a rozwiązanie prawdopodobnie nie nadejdzie od samych uniwersytetów, lecz musi być budowane krok po kroku poprzez powoływanie i nadawanie modelowego charakteru nowym instytutom i akademiom, które ponownie postawią na badania i rozwój, a nie na „output” i dyplom.

[z niemieckiego tłumaczył Marian Panic]

Tekst pierwotnie opublikowany na die-tagespost.de



Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe