[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Piękny

„Oto się powiedzie mojemu Słudze, wybije się, wywyższy i wyrośnie bardzo. Jak wielu osłupiało na Jego widok - - tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd i postać Jego była niepodobna do ludzi - tak mnogie narody się zdumieją, królowie zamkną przed Nim usta, bo ujrzą coś, czego im nigdy nie opowiadano, i pojmą coś niesłychanego.” (Iz 52, 13-15)
 [Tylko u nas]  Aleksandra Jakubiak: Piękny
/ pixabay.com/JacksonDavid

Od pewnego czasu "chodzi za mną" temat Bożego piękna, ale do tych konkretnych myśli skłoniła mnie, w sposób szczególny, niesamowicie urzekająca druga strofa hymnu jutrzni ze święta Przemienienia Pańskiego:

„Nie ma nic w śpiewie milszego,

Bardziej błogiego dla słuchu

Ani droższego w myśleniu

Niż Jezus, Syn Wszechmocnego”.

Rozważam różne przymioty Boga, ale Jego piękno do niedawna stosunkowo rzadko w tych modlitwach gościło. Jakby było mniej ważne. Nie jest.

I uderza oślepiająco.

Czasem odruchowo myślę o pięknu w kategoriach urody, widzę je uwięzione w ramach estetycznych kanonów, ewentualnie w otwartych wytworach własnej wyobraźni lub w najlepszym razie - a to już i tak krok milowy - jako kalokagathię, kategorię bardziej etyczną, która łączy piękno z dobrem, zespala je i wynosi rozumienie piękna powyżej sfery materialnej. Czujemy jednak z całą pewnością, że w wypadku Chrystusa to nadal za mało, znacznie za mało. Tu jest bowiem coś więcej niż etyka, estetyka, wzajemne korelacje i choćby najwznioślejsze idee. Tu jest tajemnica Piękna, którą przyjąć można tylko głębią serca. I z jednej strony wszelkie sensoryczne próby wyobrażenia go sobie z definicji stanowią porażkę, z drugiej jednak właśnie w najdrobniejszych doświadczeniach doczesnych zmysłów, promienie, jakby odblaski tego Piękna, nas dotykają. Po mikronie, po duchowym pikselu budują pozazmysłowy „obraz”. 

Tak, to jest trudne. Nieuchwytne definicjom. Nie da się go ogarnąć rozumem, ale przy odrobinie wysiłku i zaangażowania to Piękno nie jest nam niedostępne. Ono wręcz kipi zaproszeniem do poznawania. To jednak taki przymiot, który w przeciwieństwie do innych, nie daje się - choćby w małej części - ująć w ramy teoretycznych dysput. Ono może być tylko doświadczane w spotkaniu. Nijak inaczej. Nie da się go złapać na „oszustwo” powierzchownej religijności. Autentyczność w relacji to jedyna droga do niego. Przy czym nie jest to jakieś - funkcjonujące na wysokim poziomie abstrakcji - pojęcie, to w pełni doświadczalny konkret, który pochodzi od Osoby i ma tej Osoby cechy.

Nie zależy nam zbytnio na pięknu. Przejawia się to choćby w podejściu do kultury, która niczym uboga krewna pełnego brzucha, poczucia bezpieczeństwa i wygody zwykle stoi na końcu kolejki po środki finansowe, nieśmiało wyciągając rękę z poczuciem winy. Jakby chciała okraść bardziej przyziemne potrzeby. Tymczasem cywilizacja grzebiąca kulturę w piwnicy, jako zbędną, nie zdaje sobie sprawy, że tym aktem nie tylko znajduje się na równi pochyłej własnego upadku, ale w pewnym sensie już upadła, a na jej niwie rodzi się pod skórą coś nowego, coś, co wybuchnie jak kaskada w mało spodziewanym momencie, bo ludzkiego ducha nie da się tłamsić długo. Doświadczanie pozawerbalnych poruszeń serca w spotkaniu z pięknem lub tworzenie go, nie jest luksusem, jest głęboką potrzebą naszej duszy. Dlaczego? Bo jesteśmy na obraz Boży i Jego podobieństwo, i nasze serce nie zazna ukojenia, dopóki nie będzie się karmić tym, co głęboko w jaźni zostało nam zaszczepione - doświadczeniem miłości i zachwytu. A do tegoż zachwytu nie ma lepszego obiektu „Niż Jezus, Syn Wszechmogącego”. Można wręcz powiedzieć, że każdorazowo zachwycając się Bogiem spełniamy swoje, jako stworzenia, głębokie powołanie. Im bardziej się Nim zachwycamy, tym bardziej stajemy się sobą. Nie chodzi, rzecz jasna, o jakieś podyktowane religijnym „przymusem” akty czci, chodzi o faktyczną radość odkrywania Jego niewysłowionego piękna. Wzrokiem miłości.

Kiedy tak krok po kroku zbliżamy się do Boga, patrzymy, doświadczamy, zachwycamy się, upajamy pięknem Jego istoty, to powoli zaczynamy zadawać sobie pytanie: co mi się w ogóle przytrafiło? Z Kim ja obcuję? Kto mnie wybrał i wywyższył ponad wszelką miarę? Kim On jest, ten zachwycający? Jak niebotyczne szczęście mnie spotkało? Radosne odpowiedzi na te pytania i ciągła potrzeba wpatrywania się, wsłuchiwania w to najpiękniejsze we wszechświecie Zjawisko zwane Chrystusem, potęguje szczęście. Nie da się tego doświadczenia opisać, ale jest w tej bezradności naszego rozumu wobec Boga prawdziwa ewangelia - bo da się je przeżyć. A raz poznane nie ma końca, stale będzie znacznie więcej do doświadczenia niż tego, co już poznaliśmy. Przy czym „poznaliśmy” nie jest tu kategorią intelektualną, a niejako wewnątrzzmysłową. 

Tymczasem żyjemy w kulturze brzydoty, w czasach, gdy to materia dyktuje kształty i formy. Gdy mędrcy i powiernicy finezji zaczęli często służyć samym sobie, przez co przestali być punktami odniesienia, w jakimś sensie się sprzeniewierzyli. Gdy po kontestacji dotychczasowych form za pieniądze można z pozoru kupić wszystko, kanonem i jednocześnie dyktatem staje się obiekt pożądania tłumów, a on zawsze będzie pośledniejszy niż impulsy poruszające poszczególne dusze z osobna. W tym zalewie badziewia nasze serca potrzebują, jak wody, ratunku Chrystusowego piękna, od którego wszelkie inne piękno pochodzi. 

Na tej kanwie drobna dygresja. Od lat boli mnie wewnętrznie, że tak mało dbamy w Kościele o piękne przedstawianie Jezusa. Czasem, kiedy widzę bezmiar szpetoty w tym zakresie lub kiedy jakiś wizerunek swoim paskudztwem szczególnie mnie zniesmaczy, gotowam w ferworze gniewu żądać kar kościelnych lub przynajmniej infamii za antyświadectwo, ale serio - zalew sakrogadżetów pokroju śliniaczków z Matką Bożą, świecących „świętych” figurek, zapalniczek, kieliszków, otwieraczy, poduszek etc. z wizerunkami sakralnymi jest zasmucający, bo znamionuje pewien kulturowy brak wrażliwości na piękno rzeczywistości, która nas przekracza, jakby brak namysłu nad jej transcendencją, ale też brak wewnętrznej delikatności w miłości wobec niej. Pamiętam - serio, bez kitu - jak w internecie natknęłam się na skarpetki ze Zmartwychwstałym. I nie chodzi mi tu wcale o blokowanie ludzkiej kreatywności, ani inkwizycyjne strzeżenie czystości kultu. Chodzi mi o to, że miłość jest wrażliwa na obiekt ukochania. To samo tyczy sakralnej architektury, która dawno już straciła przywilej wskazywania na rzeczywistość, do której odsyła. A właściwie nie tyle straciła, co sama się go zrzekła. Te wszystkie budowle, które w pierwszej chwili kojarzą nam się z bezkształtnymi bunkrami, by po jakimś czasie okazało się, że to kościoły... Kto ich nie widział, ręka do góry. Spodziewam się, że tych rąk nie ma zbyt wiele.

Druga rzecz, to oddziaływanie wizerunku Jezusa w horyzoncie ewangelizacyjnym. Tak często zaobserwować można obrazki z postacią o blond puklach, czerwonych ustach, pąsowych policzkach i błękitnych oczętach, których wyraz nasuwa mi na myśl nadużycie substancji psychoaktywnych. Nie chcę nikomu tym opisem sprawić bólu. Ale serio? Kiedy tak utrwalamy w społeczeństwie obraz Chrystusa, kiedy dzieci od najmłodszych lat karmione są takimi oto „Jezuskami”, to spodziewać się możemy, że jako nastolatki będą Go traktować jak Lwa Judy? To sztuka kształtuje naszą wyobraźnię, także w kwestiach wiary podświadomie mogą wpływać na nas obrazy, ilustracje, zwłaszcza te z dzieciństwa. Oglądanie takich plakatów, banerów, obrazków sprawia mi zwykłą przykrość. 

Wracając do nieopisywalnego - na temat którego udało mi się jednakowoż wyprodukować powyżej dość pokaźną ilość akapitów - piękno nie jest mniej ważne. Ono jest zwieńczeniem wszystkich twierdzeń, które w bezmiarze tego, czego o Bogu nie wiemy, możemy jednak wyznać jako prawdy na Jego temat - podyktowane Objawieniem, wielowiekowym rozeznaniem Kościoła i naszym własnym doświadczeniem. To Jego Piękno zaspokaja nienazwany głód, który odróżnia nas od wszelkich innych stworzeń. Jest odpowiedzią na nie wiadomo skąd biorący się smutek. Stoi u zbiegu wszelkich Jego przymiotów. Z jednej strony jest czymś doświadczanym bezinteresownie, bowiem nie skorzystamy na nim, nie ubijemy na nim interesików, nie zaspokoimy szemranych i ukrytych intencji. Jest zatem czyste - upragnione w oderwaniu od naszym pożądań. Z drugiej jednak strony, kto go doświadcza, bez niego gotów usychać, bo nade wszystko jest ono Obecnością. To Tajemnica Wiecznego Dawcy, słabość Miłości Wszechmocnej, szalony i dziki Creator mundi.

 


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Sąd Najwyższy podjął decyzję w sprawie wnuka byłego prezydenta Lecha Wałęsy z ostatniej chwili
Sąd Najwyższy podjął decyzję w sprawie wnuka byłego prezydenta Lecha Wałęsy

Sąd Najwyższy oddalił wniosek kasacyjny w sprawie dwóch młodych mężczyzn skazanych za rozbój i pobicie obywateli Szwecji. Jednym z nich był wnuk byłego prezydenta Lecha Wałęsy. Bartłomiej W. odbywa karę 4 lat więzienia.

PE za wprowadzeniem limitu płatności gotówką. O jakie kwoty chodzi? z ostatniej chwili
PE za wprowadzeniem limitu płatności gotówką. O jakie kwoty chodzi?

Europarlament przyjął w środę przepisy, które mają wzmocnić walkę z praniem brudnych pieniędzy w UE. Jeśli zatwierdzi je Rada UE, zakaz płatności gotówką powyżej określonej kwoty zostanie wprowadzony.

Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów! Zobacz najdłuższy skok w historii [WIDEO] z ostatniej chwili
Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów! Zobacz najdłuższy skok w historii [WIDEO]

Japończyk Ryoyu Kobayashi ustanowił nieoficjalny rekord świata w długości lotu narciarskiego, osiągając odległość 291 metrów na specjalnie przygotowanej skoczni na zboczu wzgórza Hlidarfjall w miejscowości Akureyri na Islandii.

Były premier alarmuje: Ceny prądu dla przedsiębiorców będą no limit z ostatniej chwili
Były premier alarmuje: Ceny prądu dla przedsiębiorców będą no limit

„Pani Hennig-Kloska zapominała złożyć wniosek o notyfikacje pomocy dla przedsiębiorców. Innymi słowy ceny prądu dla przedsiębiorców będą noLimit” – alarmuje były premier Mateusz Morawiecki.

Obrońca ks. Michała Olszewskiego ujawnia szokujące kulisy sprawy z ostatniej chwili
Obrońca ks. Michała Olszewskiego ujawnia szokujące kulisy sprawy

„Ponieważ sprawa się rozlewa po dziennikarzach (rozmaitych barw i orientacji) pragnę odnieść się do ujawnionych już informacji” – pisze mec. dr Krzysztof Wąsowski, pełnomocnik ks. Michała Olszewskiego.

Mariusz Kamiński: Nie bójcie się, czasy walki z korupcją wrócą z ostatniej chwili
Mariusz Kamiński: Nie bójcie się, czasy walki z korupcją wrócą

– Jedyne moje przesłanie do funkcjonariuszy służb antykorupcyjnych w naszym kraju było takie: walić w złodziei niezależnie od tego, do jakiego ugrupowania się przykleili – mówił na antenie RMF były szef MSWiA Mariusz Kamiński.

Lista podsłuchwianych przez system Pegasus nie będzie jawna. Bodnar podał powody z ostatniej chwili
Lista podsłuchwianych przez system Pegasus nie będzie jawna. Bodnar podał powody

– To jest dla mnie przykre, że nawet na tej sali zwracam się do osób, które zostały objęte inwigilacją – mówił w Sejmie minister sprawiedliwości Adam Bodnar, przedstawiając sprawozdanie w Sejmie. Dodał, że lista podsłuchiwanych przez system Pegasus nie będzie jawna.

Niemieckie media: Polski pokaz siły w Waszyngtonie z ostatniej chwili
Niemieckie media: Polski pokaz siły w Waszyngtonie

„Pozycja Polski w NATO daje jej ogromny wpływ na sojuszników. Mówi się, że dyplomaci odegrali ważną rolę w porozumieniu USA w sprawie miliardowej pomocy dla Ukrainy. W przeciwieństwie do swoich europejskich sojuszników Warszawa ma do dyspozycji ważny zestaw instrumentów” – pisze niemiecki „Die Welt”.

Apel Piotra Dudy: To nie czas na bierność, to czas na solidarność z ostatniej chwili
Apel Piotra Dudy: To nie czas na bierność, to czas na solidarność

Piotr Duda, przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, wystosował apel do członków i sympatyków NSZZ „Solidarność”, w którym wzywa do obecności na demonstracji, jaką Solidarność i Solidarność RI organizują 10 maja w Warszawie.

„Narodowy Dzień gwałtu”. Szokująca akcja na TikToku z ostatniej chwili
„Narodowy Dzień gwałtu”. Szokująca akcja na TikToku

Na platformie społecznościowej TikTok w Niemczech pojawiają się fake'owe materiały promujące informację, jakoby 24 kwietnia miał miejsce „National Rape Day” [Narodowy Dzień Gwałtu – red.], w którym napaści seksualne na kobiety i dziewczynki rzekomo pozostają bezkarne. Sprawa wzbudziła reakcję berlińskich władz.

REKLAMA

[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Piękny

„Oto się powiedzie mojemu Słudze, wybije się, wywyższy i wyrośnie bardzo. Jak wielu osłupiało na Jego widok - - tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd i postać Jego była niepodobna do ludzi - tak mnogie narody się zdumieją, królowie zamkną przed Nim usta, bo ujrzą coś, czego im nigdy nie opowiadano, i pojmą coś niesłychanego.” (Iz 52, 13-15)
 [Tylko u nas]  Aleksandra Jakubiak: Piękny
/ pixabay.com/JacksonDavid

Od pewnego czasu "chodzi za mną" temat Bożego piękna, ale do tych konkretnych myśli skłoniła mnie, w sposób szczególny, niesamowicie urzekająca druga strofa hymnu jutrzni ze święta Przemienienia Pańskiego:

„Nie ma nic w śpiewie milszego,

Bardziej błogiego dla słuchu

Ani droższego w myśleniu

Niż Jezus, Syn Wszechmocnego”.

Rozważam różne przymioty Boga, ale Jego piękno do niedawna stosunkowo rzadko w tych modlitwach gościło. Jakby było mniej ważne. Nie jest.

I uderza oślepiająco.

Czasem odruchowo myślę o pięknu w kategoriach urody, widzę je uwięzione w ramach estetycznych kanonów, ewentualnie w otwartych wytworach własnej wyobraźni lub w najlepszym razie - a to już i tak krok milowy - jako kalokagathię, kategorię bardziej etyczną, która łączy piękno z dobrem, zespala je i wynosi rozumienie piękna powyżej sfery materialnej. Czujemy jednak z całą pewnością, że w wypadku Chrystusa to nadal za mało, znacznie za mało. Tu jest bowiem coś więcej niż etyka, estetyka, wzajemne korelacje i choćby najwznioślejsze idee. Tu jest tajemnica Piękna, którą przyjąć można tylko głębią serca. I z jednej strony wszelkie sensoryczne próby wyobrażenia go sobie z definicji stanowią porażkę, z drugiej jednak właśnie w najdrobniejszych doświadczeniach doczesnych zmysłów, promienie, jakby odblaski tego Piękna, nas dotykają. Po mikronie, po duchowym pikselu budują pozazmysłowy „obraz”. 

Tak, to jest trudne. Nieuchwytne definicjom. Nie da się go ogarnąć rozumem, ale przy odrobinie wysiłku i zaangażowania to Piękno nie jest nam niedostępne. Ono wręcz kipi zaproszeniem do poznawania. To jednak taki przymiot, który w przeciwieństwie do innych, nie daje się - choćby w małej części - ująć w ramy teoretycznych dysput. Ono może być tylko doświadczane w spotkaniu. Nijak inaczej. Nie da się go złapać na „oszustwo” powierzchownej religijności. Autentyczność w relacji to jedyna droga do niego. Przy czym nie jest to jakieś - funkcjonujące na wysokim poziomie abstrakcji - pojęcie, to w pełni doświadczalny konkret, który pochodzi od Osoby i ma tej Osoby cechy.

Nie zależy nam zbytnio na pięknu. Przejawia się to choćby w podejściu do kultury, która niczym uboga krewna pełnego brzucha, poczucia bezpieczeństwa i wygody zwykle stoi na końcu kolejki po środki finansowe, nieśmiało wyciągając rękę z poczuciem winy. Jakby chciała okraść bardziej przyziemne potrzeby. Tymczasem cywilizacja grzebiąca kulturę w piwnicy, jako zbędną, nie zdaje sobie sprawy, że tym aktem nie tylko znajduje się na równi pochyłej własnego upadku, ale w pewnym sensie już upadła, a na jej niwie rodzi się pod skórą coś nowego, coś, co wybuchnie jak kaskada w mało spodziewanym momencie, bo ludzkiego ducha nie da się tłamsić długo. Doświadczanie pozawerbalnych poruszeń serca w spotkaniu z pięknem lub tworzenie go, nie jest luksusem, jest głęboką potrzebą naszej duszy. Dlaczego? Bo jesteśmy na obraz Boży i Jego podobieństwo, i nasze serce nie zazna ukojenia, dopóki nie będzie się karmić tym, co głęboko w jaźni zostało nam zaszczepione - doświadczeniem miłości i zachwytu. A do tegoż zachwytu nie ma lepszego obiektu „Niż Jezus, Syn Wszechmogącego”. Można wręcz powiedzieć, że każdorazowo zachwycając się Bogiem spełniamy swoje, jako stworzenia, głębokie powołanie. Im bardziej się Nim zachwycamy, tym bardziej stajemy się sobą. Nie chodzi, rzecz jasna, o jakieś podyktowane religijnym „przymusem” akty czci, chodzi o faktyczną radość odkrywania Jego niewysłowionego piękna. Wzrokiem miłości.

Kiedy tak krok po kroku zbliżamy się do Boga, patrzymy, doświadczamy, zachwycamy się, upajamy pięknem Jego istoty, to powoli zaczynamy zadawać sobie pytanie: co mi się w ogóle przytrafiło? Z Kim ja obcuję? Kto mnie wybrał i wywyższył ponad wszelką miarę? Kim On jest, ten zachwycający? Jak niebotyczne szczęście mnie spotkało? Radosne odpowiedzi na te pytania i ciągła potrzeba wpatrywania się, wsłuchiwania w to najpiękniejsze we wszechświecie Zjawisko zwane Chrystusem, potęguje szczęście. Nie da się tego doświadczenia opisać, ale jest w tej bezradności naszego rozumu wobec Boga prawdziwa ewangelia - bo da się je przeżyć. A raz poznane nie ma końca, stale będzie znacznie więcej do doświadczenia niż tego, co już poznaliśmy. Przy czym „poznaliśmy” nie jest tu kategorią intelektualną, a niejako wewnątrzzmysłową. 

Tymczasem żyjemy w kulturze brzydoty, w czasach, gdy to materia dyktuje kształty i formy. Gdy mędrcy i powiernicy finezji zaczęli często służyć samym sobie, przez co przestali być punktami odniesienia, w jakimś sensie się sprzeniewierzyli. Gdy po kontestacji dotychczasowych form za pieniądze można z pozoru kupić wszystko, kanonem i jednocześnie dyktatem staje się obiekt pożądania tłumów, a on zawsze będzie pośledniejszy niż impulsy poruszające poszczególne dusze z osobna. W tym zalewie badziewia nasze serca potrzebują, jak wody, ratunku Chrystusowego piękna, od którego wszelkie inne piękno pochodzi. 

Na tej kanwie drobna dygresja. Od lat boli mnie wewnętrznie, że tak mało dbamy w Kościele o piękne przedstawianie Jezusa. Czasem, kiedy widzę bezmiar szpetoty w tym zakresie lub kiedy jakiś wizerunek swoim paskudztwem szczególnie mnie zniesmaczy, gotowam w ferworze gniewu żądać kar kościelnych lub przynajmniej infamii za antyświadectwo, ale serio - zalew sakrogadżetów pokroju śliniaczków z Matką Bożą, świecących „świętych” figurek, zapalniczek, kieliszków, otwieraczy, poduszek etc. z wizerunkami sakralnymi jest zasmucający, bo znamionuje pewien kulturowy brak wrażliwości na piękno rzeczywistości, która nas przekracza, jakby brak namysłu nad jej transcendencją, ale też brak wewnętrznej delikatności w miłości wobec niej. Pamiętam - serio, bez kitu - jak w internecie natknęłam się na skarpetki ze Zmartwychwstałym. I nie chodzi mi tu wcale o blokowanie ludzkiej kreatywności, ani inkwizycyjne strzeżenie czystości kultu. Chodzi mi o to, że miłość jest wrażliwa na obiekt ukochania. To samo tyczy sakralnej architektury, która dawno już straciła przywilej wskazywania na rzeczywistość, do której odsyła. A właściwie nie tyle straciła, co sama się go zrzekła. Te wszystkie budowle, które w pierwszej chwili kojarzą nam się z bezkształtnymi bunkrami, by po jakimś czasie okazało się, że to kościoły... Kto ich nie widział, ręka do góry. Spodziewam się, że tych rąk nie ma zbyt wiele.

Druga rzecz, to oddziaływanie wizerunku Jezusa w horyzoncie ewangelizacyjnym. Tak często zaobserwować można obrazki z postacią o blond puklach, czerwonych ustach, pąsowych policzkach i błękitnych oczętach, których wyraz nasuwa mi na myśl nadużycie substancji psychoaktywnych. Nie chcę nikomu tym opisem sprawić bólu. Ale serio? Kiedy tak utrwalamy w społeczeństwie obraz Chrystusa, kiedy dzieci od najmłodszych lat karmione są takimi oto „Jezuskami”, to spodziewać się możemy, że jako nastolatki będą Go traktować jak Lwa Judy? To sztuka kształtuje naszą wyobraźnię, także w kwestiach wiary podświadomie mogą wpływać na nas obrazy, ilustracje, zwłaszcza te z dzieciństwa. Oglądanie takich plakatów, banerów, obrazków sprawia mi zwykłą przykrość. 

Wracając do nieopisywalnego - na temat którego udało mi się jednakowoż wyprodukować powyżej dość pokaźną ilość akapitów - piękno nie jest mniej ważne. Ono jest zwieńczeniem wszystkich twierdzeń, które w bezmiarze tego, czego o Bogu nie wiemy, możemy jednak wyznać jako prawdy na Jego temat - podyktowane Objawieniem, wielowiekowym rozeznaniem Kościoła i naszym własnym doświadczeniem. To Jego Piękno zaspokaja nienazwany głód, który odróżnia nas od wszelkich innych stworzeń. Jest odpowiedzią na nie wiadomo skąd biorący się smutek. Stoi u zbiegu wszelkich Jego przymiotów. Z jednej strony jest czymś doświadczanym bezinteresownie, bowiem nie skorzystamy na nim, nie ubijemy na nim interesików, nie zaspokoimy szemranych i ukrytych intencji. Jest zatem czyste - upragnione w oderwaniu od naszym pożądań. Z drugiej jednak strony, kto go doświadcza, bez niego gotów usychać, bo nade wszystko jest ono Obecnością. To Tajemnica Wiecznego Dawcy, słabość Miłości Wszechmocnej, szalony i dziki Creator mundi.

 



Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe