Rzucanie jedzeniem, rozbijanie talerzy, syn bijący matkę. Skandaliczne zachowanie nielegalnych imigrantów w szpitalach
– Ja naprawdę nie zwracam uwagi na wiek, narodowość czy wyznanie pacjenta. Człowiek jest człowiek i moim zadaniem jest niesienie pomocy. Ale też nie można milczeć na to, co widzimy. I to niezależnie od tego, kto by to robił
– mówi w rozmowie z „Polska the Times” pracownik jednego ze szpitali.
Doniesienia są szokujące. Jednym z przypadków jest przypadek kobiety, która została pobita przez synów. Miało się to wydarzyć dlatego, że „oddaliła się bez pozwolenia”.
– Musieliśmy zabrać tę kobietę na dodatkowe badania. I jak to czasami bywa, trochę to trwa. Jak ją przywieźliśmy z powrotem, podszedł starszy syn, krzyczał na nią. Nawet nie patrzył, że są obok inni ludzie. Kobieta coś próbowała tłumaczyć, pokazywała rękami miejsce, do którego ją zabieraliśmy na badania. Potem syn ją mocno uderzył w twarz, a młodszy podszedł i jeszcze poprawił. Później ten starszy w stronę personelu szpitala coś mówił głośno, odpychał, kiedy chcieliśmy pomóc jeszcze raz tej kobiecie. Ale ona już sama nas odepchnęła. Tak zrozumieliśmy z tej sytuacji, że synom nie spodobało się, że matka oddaliła się bez pozwolenia
– opisuje pracownik szpitala.
– Przywieźliśmy jedzenie pacjentom. To był szok, patrzeć, jak kobieta, którą do nas przywiozła Straż Graniczna, popatrzyła tylko na talerz, a potem wzięła i wyrzuciła wszystko na podłogę, i jeszcze potem o to rozbiła talerz. Człowiek normalnie nie wie, jak ma się zachować w takiej sytuacji. Krzyczała coś do nas ta kobieta, potem się odwróciła i w ogóle nie podejmowała kontaktu. Była obrażona na wszystkich. Dwa razy taka sytuacja się zdarzyła w naszym szpitalu
– opowiada pracownik innego szpitala.
Pracownicy opisują, że spotykają się ze strony nielegalnych imigrantów z agresją, kiedy ci tylko dojdą do siebie. Nie oczekują wdzięczności, ale choćby ze względu na braki obsady personelu i sytuację epidemiczną oczekują, że przynajmniej nikt nie będzie im utrudniał pracy. Dlatego zdecydowali się na poinformowanie o sytuacji opinię publiczną.
Pracownicy proszą o zachowanie anonimowości i nieujawnianie danych placówek. Boją się posądzenia o rasizm.