[Tylko u nas] Cezary Krysztopa: Nie spieprzmy tego

Światowa układanka się zmienia. Wojna na Ukrainie przestawia klocki, które wydawały się nie do przestawienia od lat, a być może od stuleci. Ci którym się wydaje, że "może być tak jak było" prawdopodobnie się mylą. Przed Polską otwierają się okna, których istnienia wcześniej Polacy nawet nie podejrzewali.
Polski żołnierz [Tylko u nas] Cezary Krysztopa: Nie spieprzmy tego
Polski żołnierz / Pixabay.com

Wszystko było już ustalone. Ukraina miała paść w trzy dni. Niemcy miały z amerykańskim błogosławieństwem tworzyć wraz z Rosją swoją "przestrzeń od Władywostoku po Lizbonę". Zagłodzona Polska miała być rzucona na kolana - co nie znaczy, że głodzona już nie będzie – i stać się wewnętrzną kolonią Berlina pod pozorem "europejskiej integracji". Nasi zachodni sąsiedzi mieli rozdawać karty przy pomocy gazowego, a potem wodorowego "ekologicznego" huba rosyjskiej energii, łaskawie rozdawanej niemiecką ręką. Do carskiego tronu trwał wyścig Berlina i Paryża.

 

Sprawa się rypła

I nagle sprawa się rypła. Okazało się, że ci, którym się wydawało, że są najmądrzejsi, nie mieli racji, Ukraińcy nie uciekli przed rosyjską potęgą. Ba, złodziejski system zbudowany przez Putina i jego ludzi okradł sam siebie i miliardy, które miały zbudować nowoczesną potęgę rosyjskiej armii, poszły z dymem, pozostawiając w wojskowych garażach ten sam złom, który zastały lata temu. 

Nagle Ukraina, z która, jak relacjonuje ambasador Ukrainy w Niemczech Andrij Melnyk, nikt nie chciał już rozmawiać, stała się centralnym punktem świata. Realnie oceniając swoje siły i możliwie optymalnie je wykorzystując skutecznie przeciwstawiła się "drugiej armii świata". Daleki jestem od hurraoptymistycznych opinii widzących ukraińską armię już prawie w Moskwie, ale taka jest prawda. Nie wiem czy Ukraina wygra tę wojnę, walczy bardzo dzielnie, ale jednak ciągle Rosja ma znacznie więcej potencjału by ją długo prowadzić. I to w sposób brutalny i wyniszczający. Z pewnością jednak Rosja w tak wielu aspektach tę wojnę już przegrała.

 

Rosja przegrała

Przegrała ją z punktu widzenia swoich pierwotnych, jak się okazało kompletnie błędnych, założeń i celów. Domniemany plan "blitzkriegu" kompletnie spalił na panewce. Przegrała swój własny "niezwyciężony" wizerunek na zachodzie, budowany latami na różnych poziomach propagandy i agentury wpływu. Przegrała swoją pozycję bezalternatywnego "źródła energii", "mocarstwa energetycznego". Przegrała wystawiając swoich jawnych i ukrytych sojuszników na pośmiewisko i straty wizerunkowe, a tym samym zmuszając do dystansowania się od siebie. Przegrała ponosząc – mniejsze niż potrzebne żeby tę wojnę zakończyć, ale jednak spore – straty gospodarcze spowodowane sankcjami. Przegrała integrując NATO zamiast je dezintegrować, a prawdopodobnie również przybliżając je do swoich granic, zamiast oddalić. Czy wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że Rosja ma do Bałtyku dwa "dostępy", z obecnie zablokowanego Kaliningradu i z Zatoki Fińskiej – z której, jeśli Finlandia przystąpi do NATO, ujście będzie flankowane z obu stron przez państwa NATO? Przegrała niszcząc budowany latami fałszywy wizerunek "stolicy konserwatyzmu" i "oporu przeciwko zepsuciu zachodu". Wizerunek "kraju z którym można mimo wszystko rozmawiać". I wreszcie – budując w efekcie pozycję krajów Europy środkowej i wschodniej, które w obecnej sytuacji stały się regionem kluczowym dla światowego systemu bezpieczeństwa.

 

Kluczowy kraj

Najbardziej kluczowym krajem najbardziej kluczowego regionu stała się Polska. Wobec prawdopodobnej przewlekłości konfliktu z Rosją, państwo frontowe zachodu – na podobieństwo Niemiec z okresu zimnej wojny. Państwo, które w trudnym momencie udowodniło swoją przydatność i wiarygodność. Państwo, bez którego najprawdopodobniej nie da się zbudować nowej architektury bezpieczeństwa.

Nie oszukujmy się, poniesiemy koszty zarówno przyjęcia prawie trzech milionów uchodźców z Ukrainy, jak i koszty konieczności przebudowy naszego energetycznego systemu. Poniesiemy tym bardziej, że już ponosimy koszty lockdownów oraz szerokiego dosypywania pieniędzy do gospodarki w ostatnich latach. Poniesiemy koszty konieczności szybkiej rozbudowy armii, tym większe, że nadrabiające koszty zaniedbań z poprzednich lat w tym zakresie. 

Jednocześnie – w dłuższym czasie – przed Polską, wobec osłabienia jej tradycyjnych wrogów i zmiany pozycji na arenie międzynarodowej, otwierają się całkiem nowe możliwości. Być może takie, których Polska nie miała od setek lat. I teraz pytanie – czy potrafimy to wykorzystać? 

Myślę, że częściowo są to procesy występujące obiektywnie i możliwe, że nie zepsujemy ich nawet jeśli się bardzo postaramy – ale resztę możemy zepsuć na różne sposoby. Jednym ze sposobów jest upór prowadzenia jednowymiarowej, opartej na emocjach, polityki "moralno-godnościowej".

 

Jak to się robi?

Przyjrzyjmy się temu, w co gra obecnie Ukraina. W bardzo trudnym położeniu, w jakim się znalazła, przechodzi szybki kurs urealnienia swojej wiary w "moralność" zachodu, tak mocno jeszcze obecnej podczas Euromajdanu sprzed kilku lat. Szybki kurs konfrontacji z mitem "moralnych" Niemiec, jako "strategicznego partnera". Weryfikuje swoje sojusze, ponieważ ekspresem dotarło do niej, że państwa, na które może liczyć, to Polska, oprzytomniałe pod wpływem wstrząsu wojny i zdrady Niemiec Stany Zjednoczone oraz, poszukująca swojego miejsca w Europie, Wielka Brytania.

Czy to oznacza, że polityka Ukrainy stała się jednowymiarowa, zmieniając tylko kierunek? Nic bardziej mylnego. Wołodymyr Zełenski w każdym z parlamentów, w których przemawia, odwołuje się do "wspólnych wartości", choć są to kraje o wartościach różnych. Mówi tak w Estonii, która w porównaniu ze swoją wielkością przekazuje Ukrainie duże ilości broni, i w Izraelu, który daje schronienie rosyjskim oligarchom. Wołodymyr Zełenski realizuje w ten sposób, co jest absolutnie zrozumiałe, interesy kraju, którego jest prezydentem. A jeżeli sam nie może czegoś zrobić, bo jednak wobec zdradzieckich Niemiec, mu nie wypada, to zawsze jest jeszcze Władimir Kliczko, który podziękuje "niemieckiemu bratniemu narodowi". Tak to się robi.

 

O czym pamiętać

My również – choć jako ludzie oczywiście jesteśmy całym sercem po stronie Ukraińców, dzielnie broniących swojego kraju przed ruską swołoczą – powinniśmy pamiętać, że chociaż Ukraina stanowi dziś ważny element naszego systemu bezpieczeństwa, to przecież nasze interesy nie są idealnie zbieżne z interesami ukraińskimi. Powinniśmy o tym pamiętać, nawet biorąc pod uwagę, że mamy wspólnego egzystencjalnego wroga – co sprawi, że waga tego elementu bezpieczeństwa w przyszłości jeszcze wzrośnie. Mamy nierozwiązane spory historyczne i choć z różnych powodów jesteśmy gotowi Ukrainę wspierać, to absolutnie nie oznacza to, jak to niefortunnie określił rzecznik MSZ Łukasz Jasina, że jesteśmy czyimikolwiek sługami.

Powinniśmy również pamiętać, że zagrożenie ze strony Rosji, choć egzystencjalne – szczególnie w kontekście zbrodni ujawnianych przez Ukraińców – i jest obecnie zagrożeniem najistotniejszym, to przecież nie jest jedynym. Z zagrożeniem związanym z nastawaniem na naszą suwerenność, a także z brutalnym procesem "dyscyplinowania nas", opartym na instytucjonalnej i finansowej przemocy, mamy do czynienia ze strony Brukseli, a de facto ze strony Berlina. Katarina Barley, niemiecka wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego, nazwała to nawet malowniczo – "głodzeniem". Zresztą, biorąc pod uwagę związki Berlina z Moskwą, a także stopień przeżarcia Brukseli przez rosyjskich szpiegów, lobbystów i agentów wpływu, trudno nie traktować ich jako zagrożenie komplementarne.

 

Co będzie za chwilę

I teraz weźmy pod uwagę to, że nawet w sytuacji realnego potężnego zagrożenia ze strony Rosji, a także olbrzymiego wysiłku Polski w zakresie przyjęcia ukraińskich uchodźców, Unia Europejska nie jest skłonna wspomóc Polski w ramach jakiejkolwiek "solidarności europejskiej". Co będzie kiedy opadnie bitewny kurz, lub obrazy wojny się Zachodowi znudzą, a podniosą głowy ci, którzy dziś są nieco bardziej powściągliwi – choćby przez zawstydzanie ich przez własne społeczeństwa konsekwencjami wieloletniego dokarmiania kremlowskiego potwora?

Tak trudno sobie wyobrazić, że Niemcy zechcą się zemścić na Polakach za to, że wzięli udział obracaniu w ruinę ich marzeń o "wspólnej przestrzeni od Władywostoku po Lizbonę"? Tak trudno sobie wyobrazić, że zechcą odbić sobie na nas wizerunkową druzgocącą porażkę, którą ponieśli wraz ze swoim kumplem Putinem? Tak trudno sobie wyobrazić chęć rewanżu wrażliwego Emmanuela Macrona, którego dotknęły prośby Morawieckiego, żeby przestał wydzwaniać do kremlowskiego satrapy? Ja nie mam z tym najmniejszego problemu.

Kto wtedy stanie w Unii Europejskiej po naszej stronie? Ukraina, której w Unii Europejskiej nie ma – i chyba Niemcy raczej nie pozwolą żeby była? Wielka Brytania, której tam również nie ma? Wieczne chwiejne Czechy? Bałtowie? No może po cichu – Stany Zjednoczone, które być może mają jeszcze jakieś narzędzia do trzymania Niemiec „za mordę”. Jednak czy ich – będąca tajemnicą poliszynela, interwencja – doprowadziła do zaprzestania „głodzenia Polski”? Zapewne nikt z nich. Pozycja Polski wzrosła, ale nie na tyle, żeby ktoś był gotów za nas "umierać".

A może jednak nie warto "obrażać się na Orbana", pomimo prowokacji "oświeconych", których celem nie jest "obrona Ukrainy", tylko pozostawienie Polski bezbronną? Oczywiście, że Orban niepotrzebnie wchodzi w pyskówki z Zełenskim, ale sankcje UE realizuje. Nie wiem jak jest teraz, ale wcześniejsze dane pokazywały również, że Węgry są drugim po Polsce krajem, który przyjął najwięcej uchodźców z Ukrainy. Uzależnienie Węgier od surowców z Rosji ma historię dłuższą niż rządy Orbana, ale oczywiście zostało utwierdzone stawianiem Węgier w Europie do kąta. Jaką Węgry mają dziś alternatywę wobec surowców z Rosji? Być może dostawy z Polski, ale to się nie rozpocznie „od jutra”. Jeśli my dziś "będziemy stawiali warunki" Orbanowi silnemu na Węgrzech, to on nam postawi warunki, kiedy będziemy potrzebowali jego pomocy w Brukseli. A będziemy.

Jaki ma sens dramatyzowanie nad prorosyjskością Le Pen? To jakaś nowina, że jest prorosyjska? CAŁA klasa polityczna Francji jest. Od setek lat. Z Macronem, wiszącym na różowym telefonie do Putina, na czele. Różnica między Macronem a Le Pan – z naszego punktu widzenia – jest taka, że Macron, podobnie jak Niemcy, widzi w nas przestrzeń eksploatacji i "buntownika" przeciwko bardzo groźnej dla nas federalizacji, zaś Le Pen jest generalnie przeciwna federalizacji, co akurat jest z naszymi interesami zbieżne. Czy to znaczy, że my mamy Le Pen kochać razem z jej prorosyjskością? Skądże znowu! Mamy być jej świadomi. Tak jak mamy być świadomi jej użyteczności w innych zakresach.

 

Panta rhei

Być może stoimy u progu wyjścia z ligi przedmiotów polityki międzynarodowej i wejścia do ligi jej podmiotów. Oczywiście z zachowaniem proporcji, na razie są to bardziej potencjały, niż trwałe tendencje. Tak jak nasza armia, która potencjalnie, po zrealizowaniu programów modernizacyjnych, może być armią silną, ale na razie nawet z wyposażeniem osobistym żołnierzy ciągle bywa różnie. Być może u takiego progu stoimy.

W tej nowej rzeczywistości, dużo na to wskazuje, prawdopodobnie wykrystalizują się w naszej okolicy dwa rywalizujące ze sobą bloki. Blok wokół "obrażonych", ale nie rezygnujących ze swoich marzeń związanych z Rosją, Niemiec i Francji, oraz blok "przerażonych" bestialstwem i agresją Rosji państw Europy środkowej, wschodniej, północnej i być może częściowo południowej. Blok wspierany przez Stany Zjednoczone, które na szczęście pod tym względem oprzytomniały.

Jednocześnie jednak warto pamiętać, że jeżeli chcemy być możliwie samodzielnym graczem, to nie możemy "wyrzucać" narzędzi które mogą nam się przydać. Nie chodzi o to, że mamy być takim graczem, bo to realizuje nasze "ambicje". Przynajmniej nie przede wszystkim. Mamy nim być, ponieważ w przeciwnym wypadku nas, jako wyłącznie przedmiotu rozgrywki, nie będzie. Dziś potrzebne są jedne narzędzia, a jutro mogą być potrzebne inne. Oczywiście, że czasem "godzenie ognia z wodą" nie jest łatwe – a czasem jest wręcz niemożliwe – ale to jeszcze nie powód, żeby się tych narzędzi bezmyślnie pozbawiać.

Tym bardziej, że na przykładzie stosunku Stanów Zjednoczonych do nas, który radykalnie się zmienił po zwycięstwie Joe Bidena, widać jak łatwo wszystko może się odwrócić. Oczy trzeba mieć dookoła głowy. 

Panta rhei kai ouden menei.

 


 

POLECANE
Mijanka w wyborach prezydenckich w Rumunii. Przeliczono blisko 99 proc. głosów z ostatniej chwili
Mijanka w wyborach prezydenckich w Rumunii. Przeliczono blisko 99 proc. głosów

Po przeliczeniu 98,85 proc. głosów, George Simion wygrał I turę wyborów prezydenckich z 40,39 proc. wynikiem. Na drugim miejscu znalazł się Dan Nicusor z 20,86 proc. wynikiem. Druga tura wyborów prezydenckich w Rumunii odbędzie się 18 maja.

Najgorszy wynik Trzaskowskiego od początku kampanii. Nowy sondaż z ostatniej chwili
Najgorszy wynik Trzaskowskiego od początku kampanii. Nowy sondaż

Rafał Trzaskowski notuje najniższy wynik od początku kampanii wyborczej, a największy zysk odnotowuje Karol Nawrocki – wynika z najnowszej prognozy prezydenckiej Onetu.

Wybory w Rumunii. Połowa głosów policzona. Duża przewaga kandydata prawicy z ostatniej chwili
Wybory w Rumunii. Połowa głosów policzona. Duża przewaga kandydata prawicy

Po przeliczeniu połowy głosów I tury wyborów prezydenckich w Rumunii George Simion prowadzi z 42,13 proc. poparcia. Drugie miejsce przypada Crinowi Antonescu (22,42 proc.).

Pierwszy komentarz George Simiona po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów prezydenckich z ostatniej chwili
Pierwszy komentarz George Simiona po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów prezydenckich

– Jestem tu, by Rumunia powróciła do porządku konstytucyjnego. Mam jeden cel: zwrócić narodowi rumuńskiemu to, co mu odebrano – oświadczył w niedzielę George Simion, kandydat na prezydenta Rumunii, który wygrał I turę.

Duży pożar w Łodzi. Doszło do kilku eksplozji z ostatniej chwili
Duży pożar w Łodzi. Doszło do kilku eksplozji

W niedzielę 4 maja po godzinie 17:30 przy ul. Starorudzkiej w Łodzi doszło do pożaru. Płoną dwa samochody ciężarowe z naczepami, wiata magazynowa oraz składowisko palet.

Wybory prezydenckie w Rumunii. Są wyniki exit poll z ostatniej chwili
Wybory prezydenckie w Rumunii. Są wyniki exit poll

George Simion uzyskał 33,1 proc. wynik i wygrał I turę wyborów prezydenckich w Rumunii, które odbyły się w niedzielę. Na drugim miejscu z wynikiem 22,9 proc. znalazł się Crin Antonescu, liberał wspierany przez koalicję rządzącą – wynika z badania exit poll Curs.

Utrudnienia w ruchu. Komunikat dla mieszkańców Katowic z ostatniej chwili
Utrudnienia w ruchu. Komunikat dla mieszkańców Katowic

Trzy osoby w szpitalu po wykolejeniu tramwaju na ul. Chorzowskiej w Katowicach. Ruch jest utrudniony, trwa akcja służb.

Rosnący problem w stolicy. Mieszkańcy Warszawy alarmują z ostatniej chwili
Rosnący problem w stolicy. Mieszkańcy Warszawy alarmują

Warszawa walczy z dzikami. Lasy Miejskie stosują metodę odławiania z uśmiercaniem, by ograniczyć zagrożenie dla mieszkańców.

Groźny incydent w gdyńskim szpitalu. 28-latka usłyszała zarzuty Wiadomości
Groźny incydent w gdyńskim szpitalu. 28-latka usłyszała zarzuty

28-latka, która w nocy z piątku na sobotę zaatakowała lekarzy na oddziale SOR gdyńskiego szpitala, usłyszała zarzuty. Prokuratura zastosowała wobec kobiety dozór policyjny i zakaz zbliżania się do pokrzywdzonych.

Świetne wieści dla kibiców Barcelony. Chodzi o Roberta Lewandowskiego Wiadomości
Świetne wieści dla kibiców Barcelony. Chodzi o Roberta Lewandowskiego

Robert Lewandowski znów trenuje z drużyną i jest gotowy do gry po kontuzji. Klub pokazał zdjęcie z treningu, na którym Polak ćwiczy razem z nowym trenerem - Hansim Flickiem.

REKLAMA

[Tylko u nas] Cezary Krysztopa: Nie spieprzmy tego

Światowa układanka się zmienia. Wojna na Ukrainie przestawia klocki, które wydawały się nie do przestawienia od lat, a być może od stuleci. Ci którym się wydaje, że "może być tak jak było" prawdopodobnie się mylą. Przed Polską otwierają się okna, których istnienia wcześniej Polacy nawet nie podejrzewali.
Polski żołnierz [Tylko u nas] Cezary Krysztopa: Nie spieprzmy tego
Polski żołnierz / Pixabay.com

Wszystko było już ustalone. Ukraina miała paść w trzy dni. Niemcy miały z amerykańskim błogosławieństwem tworzyć wraz z Rosją swoją "przestrzeń od Władywostoku po Lizbonę". Zagłodzona Polska miała być rzucona na kolana - co nie znaczy, że głodzona już nie będzie – i stać się wewnętrzną kolonią Berlina pod pozorem "europejskiej integracji". Nasi zachodni sąsiedzi mieli rozdawać karty przy pomocy gazowego, a potem wodorowego "ekologicznego" huba rosyjskiej energii, łaskawie rozdawanej niemiecką ręką. Do carskiego tronu trwał wyścig Berlina i Paryża.

 

Sprawa się rypła

I nagle sprawa się rypła. Okazało się, że ci, którym się wydawało, że są najmądrzejsi, nie mieli racji, Ukraińcy nie uciekli przed rosyjską potęgą. Ba, złodziejski system zbudowany przez Putina i jego ludzi okradł sam siebie i miliardy, które miały zbudować nowoczesną potęgę rosyjskiej armii, poszły z dymem, pozostawiając w wojskowych garażach ten sam złom, który zastały lata temu. 

Nagle Ukraina, z która, jak relacjonuje ambasador Ukrainy w Niemczech Andrij Melnyk, nikt nie chciał już rozmawiać, stała się centralnym punktem świata. Realnie oceniając swoje siły i możliwie optymalnie je wykorzystując skutecznie przeciwstawiła się "drugiej armii świata". Daleki jestem od hurraoptymistycznych opinii widzących ukraińską armię już prawie w Moskwie, ale taka jest prawda. Nie wiem czy Ukraina wygra tę wojnę, walczy bardzo dzielnie, ale jednak ciągle Rosja ma znacznie więcej potencjału by ją długo prowadzić. I to w sposób brutalny i wyniszczający. Z pewnością jednak Rosja w tak wielu aspektach tę wojnę już przegrała.

 

Rosja przegrała

Przegrała ją z punktu widzenia swoich pierwotnych, jak się okazało kompletnie błędnych, założeń i celów. Domniemany plan "blitzkriegu" kompletnie spalił na panewce. Przegrała swój własny "niezwyciężony" wizerunek na zachodzie, budowany latami na różnych poziomach propagandy i agentury wpływu. Przegrała swoją pozycję bezalternatywnego "źródła energii", "mocarstwa energetycznego". Przegrała wystawiając swoich jawnych i ukrytych sojuszników na pośmiewisko i straty wizerunkowe, a tym samym zmuszając do dystansowania się od siebie. Przegrała ponosząc – mniejsze niż potrzebne żeby tę wojnę zakończyć, ale jednak spore – straty gospodarcze spowodowane sankcjami. Przegrała integrując NATO zamiast je dezintegrować, a prawdopodobnie również przybliżając je do swoich granic, zamiast oddalić. Czy wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że Rosja ma do Bałtyku dwa "dostępy", z obecnie zablokowanego Kaliningradu i z Zatoki Fińskiej – z której, jeśli Finlandia przystąpi do NATO, ujście będzie flankowane z obu stron przez państwa NATO? Przegrała niszcząc budowany latami fałszywy wizerunek "stolicy konserwatyzmu" i "oporu przeciwko zepsuciu zachodu". Wizerunek "kraju z którym można mimo wszystko rozmawiać". I wreszcie – budując w efekcie pozycję krajów Europy środkowej i wschodniej, które w obecnej sytuacji stały się regionem kluczowym dla światowego systemu bezpieczeństwa.

 

Kluczowy kraj

Najbardziej kluczowym krajem najbardziej kluczowego regionu stała się Polska. Wobec prawdopodobnej przewlekłości konfliktu z Rosją, państwo frontowe zachodu – na podobieństwo Niemiec z okresu zimnej wojny. Państwo, które w trudnym momencie udowodniło swoją przydatność i wiarygodność. Państwo, bez którego najprawdopodobniej nie da się zbudować nowej architektury bezpieczeństwa.

Nie oszukujmy się, poniesiemy koszty zarówno przyjęcia prawie trzech milionów uchodźców z Ukrainy, jak i koszty konieczności przebudowy naszego energetycznego systemu. Poniesiemy tym bardziej, że już ponosimy koszty lockdownów oraz szerokiego dosypywania pieniędzy do gospodarki w ostatnich latach. Poniesiemy koszty konieczności szybkiej rozbudowy armii, tym większe, że nadrabiające koszty zaniedbań z poprzednich lat w tym zakresie. 

Jednocześnie – w dłuższym czasie – przed Polską, wobec osłabienia jej tradycyjnych wrogów i zmiany pozycji na arenie międzynarodowej, otwierają się całkiem nowe możliwości. Być może takie, których Polska nie miała od setek lat. I teraz pytanie – czy potrafimy to wykorzystać? 

Myślę, że częściowo są to procesy występujące obiektywnie i możliwe, że nie zepsujemy ich nawet jeśli się bardzo postaramy – ale resztę możemy zepsuć na różne sposoby. Jednym ze sposobów jest upór prowadzenia jednowymiarowej, opartej na emocjach, polityki "moralno-godnościowej".

 

Jak to się robi?

Przyjrzyjmy się temu, w co gra obecnie Ukraina. W bardzo trudnym położeniu, w jakim się znalazła, przechodzi szybki kurs urealnienia swojej wiary w "moralność" zachodu, tak mocno jeszcze obecnej podczas Euromajdanu sprzed kilku lat. Szybki kurs konfrontacji z mitem "moralnych" Niemiec, jako "strategicznego partnera". Weryfikuje swoje sojusze, ponieważ ekspresem dotarło do niej, że państwa, na które może liczyć, to Polska, oprzytomniałe pod wpływem wstrząsu wojny i zdrady Niemiec Stany Zjednoczone oraz, poszukująca swojego miejsca w Europie, Wielka Brytania.

Czy to oznacza, że polityka Ukrainy stała się jednowymiarowa, zmieniając tylko kierunek? Nic bardziej mylnego. Wołodymyr Zełenski w każdym z parlamentów, w których przemawia, odwołuje się do "wspólnych wartości", choć są to kraje o wartościach różnych. Mówi tak w Estonii, która w porównaniu ze swoją wielkością przekazuje Ukrainie duże ilości broni, i w Izraelu, który daje schronienie rosyjskim oligarchom. Wołodymyr Zełenski realizuje w ten sposób, co jest absolutnie zrozumiałe, interesy kraju, którego jest prezydentem. A jeżeli sam nie może czegoś zrobić, bo jednak wobec zdradzieckich Niemiec, mu nie wypada, to zawsze jest jeszcze Władimir Kliczko, który podziękuje "niemieckiemu bratniemu narodowi". Tak to się robi.

 

O czym pamiętać

My również – choć jako ludzie oczywiście jesteśmy całym sercem po stronie Ukraińców, dzielnie broniących swojego kraju przed ruską swołoczą – powinniśmy pamiętać, że chociaż Ukraina stanowi dziś ważny element naszego systemu bezpieczeństwa, to przecież nasze interesy nie są idealnie zbieżne z interesami ukraińskimi. Powinniśmy o tym pamiętać, nawet biorąc pod uwagę, że mamy wspólnego egzystencjalnego wroga – co sprawi, że waga tego elementu bezpieczeństwa w przyszłości jeszcze wzrośnie. Mamy nierozwiązane spory historyczne i choć z różnych powodów jesteśmy gotowi Ukrainę wspierać, to absolutnie nie oznacza to, jak to niefortunnie określił rzecznik MSZ Łukasz Jasina, że jesteśmy czyimikolwiek sługami.

Powinniśmy również pamiętać, że zagrożenie ze strony Rosji, choć egzystencjalne – szczególnie w kontekście zbrodni ujawnianych przez Ukraińców – i jest obecnie zagrożeniem najistotniejszym, to przecież nie jest jedynym. Z zagrożeniem związanym z nastawaniem na naszą suwerenność, a także z brutalnym procesem "dyscyplinowania nas", opartym na instytucjonalnej i finansowej przemocy, mamy do czynienia ze strony Brukseli, a de facto ze strony Berlina. Katarina Barley, niemiecka wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego, nazwała to nawet malowniczo – "głodzeniem". Zresztą, biorąc pod uwagę związki Berlina z Moskwą, a także stopień przeżarcia Brukseli przez rosyjskich szpiegów, lobbystów i agentów wpływu, trudno nie traktować ich jako zagrożenie komplementarne.

 

Co będzie za chwilę

I teraz weźmy pod uwagę to, że nawet w sytuacji realnego potężnego zagrożenia ze strony Rosji, a także olbrzymiego wysiłku Polski w zakresie przyjęcia ukraińskich uchodźców, Unia Europejska nie jest skłonna wspomóc Polski w ramach jakiejkolwiek "solidarności europejskiej". Co będzie kiedy opadnie bitewny kurz, lub obrazy wojny się Zachodowi znudzą, a podniosą głowy ci, którzy dziś są nieco bardziej powściągliwi – choćby przez zawstydzanie ich przez własne społeczeństwa konsekwencjami wieloletniego dokarmiania kremlowskiego potwora?

Tak trudno sobie wyobrazić, że Niemcy zechcą się zemścić na Polakach za to, że wzięli udział obracaniu w ruinę ich marzeń o "wspólnej przestrzeni od Władywostoku po Lizbonę"? Tak trudno sobie wyobrazić, że zechcą odbić sobie na nas wizerunkową druzgocącą porażkę, którą ponieśli wraz ze swoim kumplem Putinem? Tak trudno sobie wyobrazić chęć rewanżu wrażliwego Emmanuela Macrona, którego dotknęły prośby Morawieckiego, żeby przestał wydzwaniać do kremlowskiego satrapy? Ja nie mam z tym najmniejszego problemu.

Kto wtedy stanie w Unii Europejskiej po naszej stronie? Ukraina, której w Unii Europejskiej nie ma – i chyba Niemcy raczej nie pozwolą żeby była? Wielka Brytania, której tam również nie ma? Wieczne chwiejne Czechy? Bałtowie? No może po cichu – Stany Zjednoczone, które być może mają jeszcze jakieś narzędzia do trzymania Niemiec „za mordę”. Jednak czy ich – będąca tajemnicą poliszynela, interwencja – doprowadziła do zaprzestania „głodzenia Polski”? Zapewne nikt z nich. Pozycja Polski wzrosła, ale nie na tyle, żeby ktoś był gotów za nas "umierać".

A może jednak nie warto "obrażać się na Orbana", pomimo prowokacji "oświeconych", których celem nie jest "obrona Ukrainy", tylko pozostawienie Polski bezbronną? Oczywiście, że Orban niepotrzebnie wchodzi w pyskówki z Zełenskim, ale sankcje UE realizuje. Nie wiem jak jest teraz, ale wcześniejsze dane pokazywały również, że Węgry są drugim po Polsce krajem, który przyjął najwięcej uchodźców z Ukrainy. Uzależnienie Węgier od surowców z Rosji ma historię dłuższą niż rządy Orbana, ale oczywiście zostało utwierdzone stawianiem Węgier w Europie do kąta. Jaką Węgry mają dziś alternatywę wobec surowców z Rosji? Być może dostawy z Polski, ale to się nie rozpocznie „od jutra”. Jeśli my dziś "będziemy stawiali warunki" Orbanowi silnemu na Węgrzech, to on nam postawi warunki, kiedy będziemy potrzebowali jego pomocy w Brukseli. A będziemy.

Jaki ma sens dramatyzowanie nad prorosyjskością Le Pen? To jakaś nowina, że jest prorosyjska? CAŁA klasa polityczna Francji jest. Od setek lat. Z Macronem, wiszącym na różowym telefonie do Putina, na czele. Różnica między Macronem a Le Pan – z naszego punktu widzenia – jest taka, że Macron, podobnie jak Niemcy, widzi w nas przestrzeń eksploatacji i "buntownika" przeciwko bardzo groźnej dla nas federalizacji, zaś Le Pen jest generalnie przeciwna federalizacji, co akurat jest z naszymi interesami zbieżne. Czy to znaczy, że my mamy Le Pen kochać razem z jej prorosyjskością? Skądże znowu! Mamy być jej świadomi. Tak jak mamy być świadomi jej użyteczności w innych zakresach.

 

Panta rhei

Być może stoimy u progu wyjścia z ligi przedmiotów polityki międzynarodowej i wejścia do ligi jej podmiotów. Oczywiście z zachowaniem proporcji, na razie są to bardziej potencjały, niż trwałe tendencje. Tak jak nasza armia, która potencjalnie, po zrealizowaniu programów modernizacyjnych, może być armią silną, ale na razie nawet z wyposażeniem osobistym żołnierzy ciągle bywa różnie. Być może u takiego progu stoimy.

W tej nowej rzeczywistości, dużo na to wskazuje, prawdopodobnie wykrystalizują się w naszej okolicy dwa rywalizujące ze sobą bloki. Blok wokół "obrażonych", ale nie rezygnujących ze swoich marzeń związanych z Rosją, Niemiec i Francji, oraz blok "przerażonych" bestialstwem i agresją Rosji państw Europy środkowej, wschodniej, północnej i być może częściowo południowej. Blok wspierany przez Stany Zjednoczone, które na szczęście pod tym względem oprzytomniały.

Jednocześnie jednak warto pamiętać, że jeżeli chcemy być możliwie samodzielnym graczem, to nie możemy "wyrzucać" narzędzi które mogą nam się przydać. Nie chodzi o to, że mamy być takim graczem, bo to realizuje nasze "ambicje". Przynajmniej nie przede wszystkim. Mamy nim być, ponieważ w przeciwnym wypadku nas, jako wyłącznie przedmiotu rozgrywki, nie będzie. Dziś potrzebne są jedne narzędzia, a jutro mogą być potrzebne inne. Oczywiście, że czasem "godzenie ognia z wodą" nie jest łatwe – a czasem jest wręcz niemożliwe – ale to jeszcze nie powód, żeby się tych narzędzi bezmyślnie pozbawiać.

Tym bardziej, że na przykładzie stosunku Stanów Zjednoczonych do nas, który radykalnie się zmienił po zwycięstwie Joe Bidena, widać jak łatwo wszystko może się odwrócić. Oczy trzeba mieć dookoła głowy. 

Panta rhei kai ouden menei.

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe