Marcin Kacprzak: Dzięki Donald za miłą odmianę.

Coś jednak wydarzyło się dziś, musimy to sobie uświadomić. Oto z ust jednego z najważniejszych ludzi na świecie usłyszeliśmy wiele dobrego. Nawet jeśli to momentami zabrzmiało do bólu patetycznie, nawet jeśli Trump uczył się historii Polski przy pomocy tych tajemniczych okularów do nauki języków obcych, trzymając w jednym ręku kubeł whisky, a w drugiej cygaro. Tak czy siak, zaznaliśmy chwili przerwy w obarczaniu Polaków holokaustem i skłonnościami do deprawacji małych dzieci. Nie byliśmy poczciwymi złodziejami samochodów, albo wiecznie podciętymi Katolikami-alkoholikami, żydożercami, populistami, niewdzięcznikami i wreszcie nie byliśmy chorym narodem Europy.
Padły słowa nawet przecież nie tyle gloryfikacji, ale po prostu będące zwykłą prawdą. Słowa te poszły w świat i musimy je potraktować jako odrobinę źródlanej wody podanej nam na rozpalonej do białości Saharze. Czy one dotarły na przykład do posła Szczerby albo do Cher? Wątpię, nie bądźmy naiwni. Jutro wszystko wróci do normy. Być może i te piękne Patrioty na widok których występuje perlisty pot na czole Antoniego Macierewicza, i za które będziemy płacić przez wiele lat 500 plus, okażą się być zwykłymi włóczniami dla nierozgarniętych pożeraczy ziemniaków.
Najważniejsze jest to, że jednak da się powiedzieć o Polsce coś dobrego, i przy okazji nie mieć kłopotów z założeniem marynarki.