[Emerytury stażowe] Rafał Woś: Dajcie nam więcej czasu wolnego na życie

„Gdzie jak gdzie, ale akurat w Polsce hasło «pracujmy mniej» powinno być oczywistością. Niestety – zbyt wielu uwierzyło u nas, że jedynym przeznaczeniem człowieka jest praca aż do śmierci. To szkodliwe przekonanie trzeba rozbijać”. Tak zaczynał się tekst, który napisałem na tych łamach przeszło rok temu. Mocno licząc, że lansowana przez Solidarność propozycja emerytur stażowych będzie krokiem w takim właśnie kierunku. Niestety…
/ foto. TS

Minęło wiele miesięcy, a w temacie emerytur stażowych nie wydarzyło się w zasadzie nic. Nie licząc oczywiście złożenia w Sejmie dwóch projektów ustaw. Jeden z nich jest właśnie owocem prac (230 tysięcy zebranych podpisów) Solidarności. Zakłada on możliwość przechodzenia na emeryturę po przepracowaniu (okres ubezpieczeniowy) odpowiednio 35 (kobiety) i 40 (mężczyźni) lat. Drugi projekt to – trochę wyciągnięta za uszy – propozycja prezydencka. O zapisach dużo bardziej zachowawczych niż projekt Solidarności. Sęk jednak w tym, że jak dotąd wokół tych projektów nie odbyła się jakakolwiek legislacyjna robota. Od ich wpłynięcia do parlamentu (grudzień 2021) minęło pół roku z okładem. A wypowiedzi czołowych polityków Zjednoczonej Prawicy na ten temat zachęcające nie są. W politycznym slangu mówi się o „sejmowej zamrażarce”. I akurat pasuje to jak ulał do obecnego klimatu wokół emerytur stażowych.

A przecież jest co najmniej kilka dobrych powodów, dla których temat emerytur stażowych w żadnej zamrażarce siedzieć nie może. Przeciwnie. On powinien być politycznie, merytorycznie oraz publicystycznie grzany. I to na całego. Zacznijmy od przyczyn politycznych. Nie opadł jeszcze dobrze kurz po głośniej zapowiedzi Donalda Tuska, że czas pracy w Polsce powinien być skrócony z pięciu do czterech dni. Oczywiście lider opozycji uczynił potem do tego hasła szereg przypisów drobnym druczkiem. Że na razie oczywiście tylko eksperymentalnie i że może kiedyś. A i polityczny dorobek przeszłości (podwyżka wieku emerytalnego) każe mocno powątpiewać, czy akurat liberałowie z Platformy mogą politycznie „dowieźć” temat skrócenia czasu pracy. Wszystko to prawda. Ale warto zauważyć jedno: już nawet liberalna opozycja czuje wokół tematu nadmiernego obciążenia Polaków pracą olbrzymi polityczny potencjał. I doprawdy trudno zrozumieć, dlaczego liderzy Zjednoczonej Prawicy udają, że go tam nie ma. Przecież już nawet sam fakt zebrania przez Solidarność wspomnianych 230 tysięcy podpisów pod projektem emerytur stażowych pokazuje, że jest w narodzie przekonanie o potrzebie takiego rozwiązania. Pracująca Polska chce o tym rozmawiać, czy to się w Alejach Ujazdowskich albo na Wiejskiej podoba, czy też nie!

Jest to tym bardziej dziwne, że akurat Zjednoczona Prawica była pierwszą siłą polityczną po 1989 roku, która potrafiła odpowiednio odczytać tęsknotę Polaków za konieczną korektą na linii praca – życie. Wcześniej wszelkie próby podnoszenia tego tematu były w III RP zbywane jako „niebezpieczny populizm” albo „nieodpowiedzialne nieróbstwo”. W cenie było pozowanie polityków na prymusów neoliberalizmu. Ci świętsi od papieża „reformatorzy” dumnie (i durnie) prężyli piersi do orderów w konkurencji: kto najbardziej rozwali Kodeks pracy, zmuszając ludzi do „elastycznej” pracy de facto dłużej niż przepisowe 8 godzin. Albo kto bardziej wydłuży wiek emerytalny, bo przecież „tak się pracuje na całym świecie”.

Pierwszym sygnałem, że można inaczej, był zainicjowany przez związki zawodowe opór wobec podniesienia wieku emerytalnego przez rząd PO-PSL. Warto przypominać, że to właśnie wzięcie tego postulatu na sztandary przez Zjednoczoną Prawicę było jednym z ważniejszych powodów jej demokratycznego triumfu z roku 2015. Następnym ważnym krokiem w kierunku zmniejszenia obciążenia pracą było oczywiście uchwalenie prawa o wolnych od handlu niedzielach. Co pozwoliło ogromnej grupie zawodowej odetchnąć trochę od życia pod butem kapitalistycznego kieratu. 

Z perspektywy lat wydaje się, że oba te osiągnięcia (wiek emerytalny i wolne niedziele) to najbardziej niedoceniana część dorobku minionych siedmiu lat. Niedoceniana również przez część samego obozu Zjednoczonej Prawicy, który raz po raz zdaje się zapominać, dlaczego właściwie wygrał wybory. W efekcie można nawet mówić o wielkiej, ale przespanej politycznej szansie. Pisałem o niej już rok temu, ale powtórzę, bo nic się tutaj nie zmieniło. Szansa ta polegała na tym, że przecież właśnie w takim kraju jak Polska wokół postulatu „dajcie nam więcej czasu wolnego na życie” powinna w naturalny sposób stworzyć się szeroka koalicja ponad wszelkimi ideowymi oraz kulturowymi podziałami. Mogliby ją stworzyć (z jednej strony) przedstawiciele pokolenia wielkomiejskich millenialsów funkcjonujący w warunkach postępującego (zwłaszcza w czasie pandemii) zatarcia się granic między pracą a życiem po pracy. Dalej szliby ich starsi bracia i siostry, próbujący desperacko godzić obowiązki rodzinne i zarabianie na kolejną ratę kredytu hipotecznego. I pracujący tak dużo, że już nawet nie wiedzą, jak się nazywają. Sojusz ten winny zaś domykać całe zastępy ich wujków i ciotek uważających (słusznie!) że po trzech czy czterech dekadach aktywności zawodowej przyszedł czas na zasłużony odpoczynek. Zadbanie o zdrowie, relacje z najbliższymi czy całą masę innych (odkładanych zawsze na później) planów oraz marzeń. 

Wiele wypowiedzi przedstawicieli obozu władzy (premier Morawiecki, prezes Kaczyński) zdaje się sugerować, że Zjednoczona Prawica tego nie widzi. Słyszymy od nich dziwne liberalne formułki, że nie stać nas na dezaktywizację i wyciąganie ludzi z rynku pracy. I pojawia się wręcz uczucie déjà vu. Jak gdyby także prawica po siedmiu latach u władzy zaraziła się tą samą chorobą, co ich poprzednicy. Nazwałbym tę przypadłość nieoczekiwanym nawrotem „dziecięcej choroby liberalizmu”. Dotknięci nią przedstawiciele elit politycznych czy opiniotwórczych zaczynają wmawiać ludziom, że ich zmęczenie pracą jest nieprawdziwe. A domaganie się przez nich prawa do przejścia na emeryturę po czterech dekadach uczciwej pracy to jakaś fanaberia! Czy wygłaszający takie oceny naprawdę nie rozumieją, że nie można abstrahować od tzw. kwestii klasowej. To znaczy porównywać położenia polityka, dziennikarza, naukowca czy ekonomisty z położeniem pracownicy fabryki porcelany albo centrum logistycznego. Czy nie zdają sobie sprawy ze zniszczenia i wyczerpania jakiemu podlega ludzkie ciało w wyniku pracy fizycznej? Nierzadko ciężkiej, powtarzalnej i nużącej? Czy tak trudno zrozumieć, że wielu rodaków, którzy podjęli pracę zaraz po szkole, po kolejnych czterdziestu wiosnach zawodowego kieratu ma prawo powiedzieć dosyć? Nawet za cenę niższej emerytury. Czy naszych nowych i starych elit nie przekonują liczby? Pokazujące, że szansa na dożycie i nacieszenie się upragnioną emeryturą wśród robotników wynosi jakieś 75 proc. I dopiero w przypadku najwyżej wykształconych (a więc i najbogatszych) zwiększa się do ponad 90proc. Czy mając to na uwadze, inteligenckie opiniotwórcze elity nie powinny wykazać się większym zrozumieniem dla postulatów takich jak emerytury stażowe? A skoro już tak bardzo te nasze elity chcą być zachodnie i nowoczesne, to czy nie wiedzą, że właśnie na Zachodzie takich spraw nie trzeba zazwyczaj tłumaczyć. Bo tam istnieje cały gatunek literatury socjologiczno-ekonomicznej domagający się wzięcia „kwestii klasowej” pod uwagę przy konstruowaniu polityki emerytalnej. Tylko u nas zaś ta argumentacja natrafia niestety na mur niezrozumienia. 

Przeciwnicy takich rozwiązań jak emerytury stażowe lubią twierdzić, że po ich stronie jest racja ekonomiczna. Czyżby? Oczywiście zawsze i wszędzie znajdą się eksperci, dla których jedynym rozwiązaniem każdej sytuacji będzie postulat „pracujmy ciężej i więcej”. Bo tylko wtedy – rzekomo – dogonimy i przegonimy. Takich Niemców na przykład. Tylko nikt jakoś nie mówi, że Niemcy (i mieszkańcy wszystkich innych bogatszych niż my krajów Unii) pracują dużo mniej niż Polacy. Kto nie wierzy, niech zajrzy do regularnych raportów OECD na ten temat. Mały wyimek z najnowszych danych: Rok 2021. Polak (średnio) 1830 godzin przepracowanych w roku. Niemiec 1349. Duńczyk 1363. Holender 1417. 

W ogóle poważna (a nie naznaczona mgłą mózgową dziecięcej choroby liberalizmu) debata uczy nas, że wzrost bogactwa narodowego nie bierze się z przepracowania. Tu liczą się inne czynniki: ważne jest niskie bezrobocie, zamożność społeczeństwa przekładająca się na popyt wewnętrzny czy siła przemysłu jako katalizatora produktywności i innowacji. To są czynniki, które robią różnicę. To nie jest konkurencja, w której wygrywa ten, co wysiedzi w pracy najwięcej (pardon my French) „dupogodzin” (a w kontekście emerytur także „dupolat”) i ani razu nie pójdzie do toalety. To nie tak działa! Choćby tych parę ostatnich lat powinno nas tego nauczyć. Pamiętacie kasandryczne lamenty przekonujące nas, że po obniżeniu wieku emerytalnego, wprowadzeniu 500+ oraz wolnych niedziel Polacy przestaną pracować, pogrążą się w błogim nieróbstwie, a gospodarkę szlag trafi? No przecież tak miało być! Tak wieszczono. Tymczasem rzeczywistość jest przecież zupełnie inna. Poziom aktywności zawodowej Polaków (18-64 lata) w roku 2022 dobija do 80 proc., w 2015 r. wynosił 66 proc., a w 2009 r. 62 proc. Stale rośnie też aktywność zawodowa osób starszych (55-64 lata): z 29,5 proc. w roku 2009, przez 42 proc. w 2015, do 55 proc. w 2021. 

Emerytury stażowe w żaden negatywny sposób nie wpływają na najtrudniejsze wyzwania ekonomiczne, przed którymi stoimy. Weźmy choćby inflację. Na obecnym etapie nie jest ona już przecież efektem ubocznym rosnących dochodów ludności. Gdy weźmiemy ją pod lupę, to zobaczymy, że tym, co winduje ceny do niepokojących kilkunastu procent (rocznie), są ceny surowców: energii, paliw czy żywności. Emerytury stażowe są wszak z tej perspektywy zupełnie niegroźne. Z kolei argument, że na wzrost wydatków emerytalnych nie stać polskiego państwa, też jest argumentem bałamutnym. Zwłaszcza w kontekście zupełnie niezrozumiałego zwrotu dokonanego przez rząd Zjednoczonej Prawicy w polityce podatkowej, od pierwotnych założeń Polskiego Ładu mających ulżyć najbiedniejszym, ale zwiększyć zobowiązania fiskalne klasy średniej i najbogatszych, po obecne lansowanie się przez PiS na partię „największych obniżek podatków w historii”. Jeżeli ktoś chce obniżać podatki, to musi pamiętać, że argument „nie stać nas” traci wiarygodność. „To po co, u licha, obniżaliście?!” – można by na to opowiedzieć. 

Nadzieja w tym, że pomruki niezadowolenia Solidarności jednak podziałają. I rozpocznie się przynajmniej praca legislacyjna nad projektem emerytur stażowych. Wtedy wybrzmieć będą mogły wszystkie przytoczone tu argumenty za reformą. A jest ich przecież niemało.  
 

 


 

POLECANE
Putin grozi dalszą ofensywą. „Cele Rosji zostaną osiągnięte” Wiadomości
Putin grozi dalszą ofensywą. „Cele Rosji zostaną osiągnięte”

Władimir Putin powtórzył w sobotę, że Rosja osiągnie wszystkie wyznaczone cele „drogą zbrojną”, jeśli Ukraina nie chce rozwiązać konfliktu pokojowo - poinformowała agencja Reutera. Putin wypowiadał się podczas narady w jednym z punktów dowodzenia sił zbrojnych.

Akcja ratunkowa w Tatrach. Turysta utknął na skalnym filarze Wiadomości
Akcja ratunkowa w Tatrach. Turysta utknął na skalnym filarze

Polscy turyści schodzący w sobotę Doliną Mięguszowiecką w słowackiej części Tatr usłyszeli wołanie o pomoc. Okazało się, że 21-letni Węgier utknął na skalnym filarze w rejonie Żabich Stawów – konieczna była ewakuacja z użyciem śmigłowca - poinformowali słowaccy ratownicy górscy.

18-latek zmarł po bójce przed dyskoteką. Nowe informacje Wiadomości
18-latek zmarł po bójce przed dyskoteką. Nowe informacje

Dwóch mężczyzn podejrzanych jest o udział w bójce przed dyskoteką w miejscowości Wnory-Wiechy (Podlaskie), gdzie wskutek obrażeń zmarł 18-latek - poinformowała w sobotę prokuratura. Okoliczności tego zdarzenia wyjaśnia policja pod nadzorem prokuratury.

Nie żyje druh OSP. Zasłabł podczas wyjazdu do pożaru Wiadomości
Nie żyje druh OSP. Zasłabł podczas wyjazdu do pożaru

Tragiczne wydarzenie rozegrało się w nocy z piątku na sobotę w województwie warmińsko-mazurskim. Podczas wyjazdu do pożaru domku letniskowego zmarł prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Jerzwałdzie Edward Smagała. Druh miał 69 lat.

Dawid Kubacki na podium w Engelbergu. Austriacy niepokonani z ostatniej chwili
Dawid Kubacki na podium w Engelbergu. Austriacy niepokonani

Dawid Kubacki zajął trzecie miejsce w sobotnim konkursie Pucharu Kontynentalnego w skokach narciarskich w szwajcarskim Engelbergu. Triumfował Austriak Clemens Leitner, a drugi był jego rodak Markus Mueller.

Niesamowite widowisko nad Tatrami. IMGW udostępnił zdjęcia Wiadomości
Niesamowite widowisko nad Tatrami. IMGW udostępnił zdjęcia

W Polsce słupy świetlne to prawdziwa rzadkość, a ich obserwacja jest prawdziwą gratką dla miłośników niezwykłych zjawisk atmosferycznych.

Prezydent Karol Nawrocki: W XXI wieku musimy być jak powstańcy wielkopolscy wideo
Prezydent Karol Nawrocki: W XXI wieku musimy być jak powstańcy wielkopolscy

„Powstanie Wielkopolskie spotyka dwie wspaniałe polskie tradycje: tradycję pozytywistyczną i romantyczną. Tradycję ciężkiej pracy i tradycję gotowości do insurekcji i do walki. Musimy być dzisiaj, w XXI wieku tacy sami, jak oni, gotowi do ciężkiej pracy jeśli tylko to możliwe, jeśli tylko nasze bezpieczeństwo nie jest zagrożone, ale też musimy być gotowi do tego, aby mieć odwagę, gdy przychodzi konflikt, bądź wojna” - mówił prezydent Karol Nawrocki podczas uroczystości w 107. rocznicę Powstania Wielkopolskiego.

Nie żyje znany dziennikarz radiowy i wydawca muzyczny Wiadomości
Nie żyje znany dziennikarz radiowy i wydawca muzyczny

W wieku 74 lat zmarł Andrzej Paweł Wojciechowski - dziennikarz radiowy, lektor i wydawca muzyczny, przez lata związany z Polskim Radiem oraz rynkiem fonograficznym. Informację o jego śmierci przekazali współpracownicy i przyjaciele w mediach społecznościowych. Uroczystości pożegnalne odbędą się we wtorek, 30 grudnia, o godz. 17 w Piasecznie przy ul. Technicznej 2F.

Kłopoty niemieckiego winiarstwa. Rolnicy alarmują Wiadomości
Kłopoty niemieckiego winiarstwa. Rolnicy alarmują

Niemieccy winiarze mają za sobą bardzo dobry rok pod względem jakości winogron, ale jednocześnie mierzą się z poważnymi problemami finansowymi. Nowy raport pokazuje, że sytuacja całej branży jest wyjątkowo trudna.

Jak może wyglądać polityka AfD wobec Polski? Analiza niemieckiego think-tanku tylko u nas
Jak może wyglądać polityka AfD wobec Polski? Analiza niemieckiego think-tanku

Alternatywa dla Niemiec coraz wyraźniej formułuje własną wizję polityki zagranicznej, która może mieć realne znaczenie także dla Polski. Najnowszy raport wpływowego niemieckiego think tanku pokazuje, jak AfD postrzega Warszawę, Unię Europejską i przyszły układ sił w Europie — oraz gdzie mogą pojawić się zarówno punkty styczne, jak i poważne źródła napięć.

REKLAMA

[Emerytury stażowe] Rafał Woś: Dajcie nam więcej czasu wolnego na życie

„Gdzie jak gdzie, ale akurat w Polsce hasło «pracujmy mniej» powinno być oczywistością. Niestety – zbyt wielu uwierzyło u nas, że jedynym przeznaczeniem człowieka jest praca aż do śmierci. To szkodliwe przekonanie trzeba rozbijać”. Tak zaczynał się tekst, który napisałem na tych łamach przeszło rok temu. Mocno licząc, że lansowana przez Solidarność propozycja emerytur stażowych będzie krokiem w takim właśnie kierunku. Niestety…
/ foto. TS

Minęło wiele miesięcy, a w temacie emerytur stażowych nie wydarzyło się w zasadzie nic. Nie licząc oczywiście złożenia w Sejmie dwóch projektów ustaw. Jeden z nich jest właśnie owocem prac (230 tysięcy zebranych podpisów) Solidarności. Zakłada on możliwość przechodzenia na emeryturę po przepracowaniu (okres ubezpieczeniowy) odpowiednio 35 (kobiety) i 40 (mężczyźni) lat. Drugi projekt to – trochę wyciągnięta za uszy – propozycja prezydencka. O zapisach dużo bardziej zachowawczych niż projekt Solidarności. Sęk jednak w tym, że jak dotąd wokół tych projektów nie odbyła się jakakolwiek legislacyjna robota. Od ich wpłynięcia do parlamentu (grudzień 2021) minęło pół roku z okładem. A wypowiedzi czołowych polityków Zjednoczonej Prawicy na ten temat zachęcające nie są. W politycznym slangu mówi się o „sejmowej zamrażarce”. I akurat pasuje to jak ulał do obecnego klimatu wokół emerytur stażowych.

A przecież jest co najmniej kilka dobrych powodów, dla których temat emerytur stażowych w żadnej zamrażarce siedzieć nie może. Przeciwnie. On powinien być politycznie, merytorycznie oraz publicystycznie grzany. I to na całego. Zacznijmy od przyczyn politycznych. Nie opadł jeszcze dobrze kurz po głośniej zapowiedzi Donalda Tuska, że czas pracy w Polsce powinien być skrócony z pięciu do czterech dni. Oczywiście lider opozycji uczynił potem do tego hasła szereg przypisów drobnym druczkiem. Że na razie oczywiście tylko eksperymentalnie i że może kiedyś. A i polityczny dorobek przeszłości (podwyżka wieku emerytalnego) każe mocno powątpiewać, czy akurat liberałowie z Platformy mogą politycznie „dowieźć” temat skrócenia czasu pracy. Wszystko to prawda. Ale warto zauważyć jedno: już nawet liberalna opozycja czuje wokół tematu nadmiernego obciążenia Polaków pracą olbrzymi polityczny potencjał. I doprawdy trudno zrozumieć, dlaczego liderzy Zjednoczonej Prawicy udają, że go tam nie ma. Przecież już nawet sam fakt zebrania przez Solidarność wspomnianych 230 tysięcy podpisów pod projektem emerytur stażowych pokazuje, że jest w narodzie przekonanie o potrzebie takiego rozwiązania. Pracująca Polska chce o tym rozmawiać, czy to się w Alejach Ujazdowskich albo na Wiejskiej podoba, czy też nie!

Jest to tym bardziej dziwne, że akurat Zjednoczona Prawica była pierwszą siłą polityczną po 1989 roku, która potrafiła odpowiednio odczytać tęsknotę Polaków za konieczną korektą na linii praca – życie. Wcześniej wszelkie próby podnoszenia tego tematu były w III RP zbywane jako „niebezpieczny populizm” albo „nieodpowiedzialne nieróbstwo”. W cenie było pozowanie polityków na prymusów neoliberalizmu. Ci świętsi od papieża „reformatorzy” dumnie (i durnie) prężyli piersi do orderów w konkurencji: kto najbardziej rozwali Kodeks pracy, zmuszając ludzi do „elastycznej” pracy de facto dłużej niż przepisowe 8 godzin. Albo kto bardziej wydłuży wiek emerytalny, bo przecież „tak się pracuje na całym świecie”.

Pierwszym sygnałem, że można inaczej, był zainicjowany przez związki zawodowe opór wobec podniesienia wieku emerytalnego przez rząd PO-PSL. Warto przypominać, że to właśnie wzięcie tego postulatu na sztandary przez Zjednoczoną Prawicę było jednym z ważniejszych powodów jej demokratycznego triumfu z roku 2015. Następnym ważnym krokiem w kierunku zmniejszenia obciążenia pracą było oczywiście uchwalenie prawa o wolnych od handlu niedzielach. Co pozwoliło ogromnej grupie zawodowej odetchnąć trochę od życia pod butem kapitalistycznego kieratu. 

Z perspektywy lat wydaje się, że oba te osiągnięcia (wiek emerytalny i wolne niedziele) to najbardziej niedoceniana część dorobku minionych siedmiu lat. Niedoceniana również przez część samego obozu Zjednoczonej Prawicy, który raz po raz zdaje się zapominać, dlaczego właściwie wygrał wybory. W efekcie można nawet mówić o wielkiej, ale przespanej politycznej szansie. Pisałem o niej już rok temu, ale powtórzę, bo nic się tutaj nie zmieniło. Szansa ta polegała na tym, że przecież właśnie w takim kraju jak Polska wokół postulatu „dajcie nam więcej czasu wolnego na życie” powinna w naturalny sposób stworzyć się szeroka koalicja ponad wszelkimi ideowymi oraz kulturowymi podziałami. Mogliby ją stworzyć (z jednej strony) przedstawiciele pokolenia wielkomiejskich millenialsów funkcjonujący w warunkach postępującego (zwłaszcza w czasie pandemii) zatarcia się granic między pracą a życiem po pracy. Dalej szliby ich starsi bracia i siostry, próbujący desperacko godzić obowiązki rodzinne i zarabianie na kolejną ratę kredytu hipotecznego. I pracujący tak dużo, że już nawet nie wiedzą, jak się nazywają. Sojusz ten winny zaś domykać całe zastępy ich wujków i ciotek uważających (słusznie!) że po trzech czy czterech dekadach aktywności zawodowej przyszedł czas na zasłużony odpoczynek. Zadbanie o zdrowie, relacje z najbliższymi czy całą masę innych (odkładanych zawsze na później) planów oraz marzeń. 

Wiele wypowiedzi przedstawicieli obozu władzy (premier Morawiecki, prezes Kaczyński) zdaje się sugerować, że Zjednoczona Prawica tego nie widzi. Słyszymy od nich dziwne liberalne formułki, że nie stać nas na dezaktywizację i wyciąganie ludzi z rynku pracy. I pojawia się wręcz uczucie déjà vu. Jak gdyby także prawica po siedmiu latach u władzy zaraziła się tą samą chorobą, co ich poprzednicy. Nazwałbym tę przypadłość nieoczekiwanym nawrotem „dziecięcej choroby liberalizmu”. Dotknięci nią przedstawiciele elit politycznych czy opiniotwórczych zaczynają wmawiać ludziom, że ich zmęczenie pracą jest nieprawdziwe. A domaganie się przez nich prawa do przejścia na emeryturę po czterech dekadach uczciwej pracy to jakaś fanaberia! Czy wygłaszający takie oceny naprawdę nie rozumieją, że nie można abstrahować od tzw. kwestii klasowej. To znaczy porównywać położenia polityka, dziennikarza, naukowca czy ekonomisty z położeniem pracownicy fabryki porcelany albo centrum logistycznego. Czy nie zdają sobie sprawy ze zniszczenia i wyczerpania jakiemu podlega ludzkie ciało w wyniku pracy fizycznej? Nierzadko ciężkiej, powtarzalnej i nużącej? Czy tak trudno zrozumieć, że wielu rodaków, którzy podjęli pracę zaraz po szkole, po kolejnych czterdziestu wiosnach zawodowego kieratu ma prawo powiedzieć dosyć? Nawet za cenę niższej emerytury. Czy naszych nowych i starych elit nie przekonują liczby? Pokazujące, że szansa na dożycie i nacieszenie się upragnioną emeryturą wśród robotników wynosi jakieś 75 proc. I dopiero w przypadku najwyżej wykształconych (a więc i najbogatszych) zwiększa się do ponad 90proc. Czy mając to na uwadze, inteligenckie opiniotwórcze elity nie powinny wykazać się większym zrozumieniem dla postulatów takich jak emerytury stażowe? A skoro już tak bardzo te nasze elity chcą być zachodnie i nowoczesne, to czy nie wiedzą, że właśnie na Zachodzie takich spraw nie trzeba zazwyczaj tłumaczyć. Bo tam istnieje cały gatunek literatury socjologiczno-ekonomicznej domagający się wzięcia „kwestii klasowej” pod uwagę przy konstruowaniu polityki emerytalnej. Tylko u nas zaś ta argumentacja natrafia niestety na mur niezrozumienia. 

Przeciwnicy takich rozwiązań jak emerytury stażowe lubią twierdzić, że po ich stronie jest racja ekonomiczna. Czyżby? Oczywiście zawsze i wszędzie znajdą się eksperci, dla których jedynym rozwiązaniem każdej sytuacji będzie postulat „pracujmy ciężej i więcej”. Bo tylko wtedy – rzekomo – dogonimy i przegonimy. Takich Niemców na przykład. Tylko nikt jakoś nie mówi, że Niemcy (i mieszkańcy wszystkich innych bogatszych niż my krajów Unii) pracują dużo mniej niż Polacy. Kto nie wierzy, niech zajrzy do regularnych raportów OECD na ten temat. Mały wyimek z najnowszych danych: Rok 2021. Polak (średnio) 1830 godzin przepracowanych w roku. Niemiec 1349. Duńczyk 1363. Holender 1417. 

W ogóle poważna (a nie naznaczona mgłą mózgową dziecięcej choroby liberalizmu) debata uczy nas, że wzrost bogactwa narodowego nie bierze się z przepracowania. Tu liczą się inne czynniki: ważne jest niskie bezrobocie, zamożność społeczeństwa przekładająca się na popyt wewnętrzny czy siła przemysłu jako katalizatora produktywności i innowacji. To są czynniki, które robią różnicę. To nie jest konkurencja, w której wygrywa ten, co wysiedzi w pracy najwięcej (pardon my French) „dupogodzin” (a w kontekście emerytur także „dupolat”) i ani razu nie pójdzie do toalety. To nie tak działa! Choćby tych parę ostatnich lat powinno nas tego nauczyć. Pamiętacie kasandryczne lamenty przekonujące nas, że po obniżeniu wieku emerytalnego, wprowadzeniu 500+ oraz wolnych niedziel Polacy przestaną pracować, pogrążą się w błogim nieróbstwie, a gospodarkę szlag trafi? No przecież tak miało być! Tak wieszczono. Tymczasem rzeczywistość jest przecież zupełnie inna. Poziom aktywności zawodowej Polaków (18-64 lata) w roku 2022 dobija do 80 proc., w 2015 r. wynosił 66 proc., a w 2009 r. 62 proc. Stale rośnie też aktywność zawodowa osób starszych (55-64 lata): z 29,5 proc. w roku 2009, przez 42 proc. w 2015, do 55 proc. w 2021. 

Emerytury stażowe w żaden negatywny sposób nie wpływają na najtrudniejsze wyzwania ekonomiczne, przed którymi stoimy. Weźmy choćby inflację. Na obecnym etapie nie jest ona już przecież efektem ubocznym rosnących dochodów ludności. Gdy weźmiemy ją pod lupę, to zobaczymy, że tym, co winduje ceny do niepokojących kilkunastu procent (rocznie), są ceny surowców: energii, paliw czy żywności. Emerytury stażowe są wszak z tej perspektywy zupełnie niegroźne. Z kolei argument, że na wzrost wydatków emerytalnych nie stać polskiego państwa, też jest argumentem bałamutnym. Zwłaszcza w kontekście zupełnie niezrozumiałego zwrotu dokonanego przez rząd Zjednoczonej Prawicy w polityce podatkowej, od pierwotnych założeń Polskiego Ładu mających ulżyć najbiedniejszym, ale zwiększyć zobowiązania fiskalne klasy średniej i najbogatszych, po obecne lansowanie się przez PiS na partię „największych obniżek podatków w historii”. Jeżeli ktoś chce obniżać podatki, to musi pamiętać, że argument „nie stać nas” traci wiarygodność. „To po co, u licha, obniżaliście?!” – można by na to opowiedzieć. 

Nadzieja w tym, że pomruki niezadowolenia Solidarności jednak podziałają. I rozpocznie się przynajmniej praca legislacyjna nad projektem emerytur stażowych. Wtedy wybrzmieć będą mogły wszystkie przytoczone tu argumenty za reformą. A jest ich przecież niemało.  
 

 



 

Polecane