[wywiad] Twórcy filmu "Johnny": Chcieliśmy, by film o ks. Kaczkowskim był nośnikiem jego ważnego przesłania

– Naszą ideą było zrobienie filmu, który będzie ważnym nośnikiem przesłania ks. Jana Kaczkowskiego. Przesłania, które jest bardzo ważne i potrzebne – mówią twórcy filmu "Johnny", ukazującego inspirującą relację ks. Kaczkowskiego i Patryka Galewskiego. Z KAI rozmawiają scenarzysta Maciej Kraszewski, reżyser Daniel Jaroszek i Patryk Galewski.
 [wywiad] Twórcy filmu

Dawid Gospodarek: Kiedy pojawił się po raz pierwszy pomysł na film o ks. Kaczkowskim?

Maciej Kraszewski: O tym, że Jan Kaczkowski jest świetnym bohaterem filmu pomyślałby każdy, kto z nim chociaż przez chwilę przebywał. 

Moje pierwsze spotkanie zaczęło się od wymuszonego okolicznościami pokazu jego charyzmy. Gdy pojawił się solidnie spóźniony na hospicyjnym korytarzu, dzieliło nas 10 metrów. Przez pierwsze trzy metry rozmawiał z kimś jako prezes, po prostu kogoś “opieprzał”. Na kolejnym odcinku tej trasy przytulił parę ludzi, którzy najpewniej stracili bliską osobę. To trwało najdłużej. Wreszcie były rozmowy z wolontariuszami, żarciki, w taki w luzacki sposób. Jak już do mnie dotarł, żartobliwie przeprosił za spóźnienie. Ksiądz jawił się jako świetny bohater książki, filmu, ale był przy tym niesamowitym wyzwaniem. Obawiałem się, że przy tak złożonej postaci można czegoś nie zapisać, coś przeoczyć, przeszacować. Wreszcie do dobrego scenariusza brakowało drugiego wyrazistego bohatera.

Zjawił się Patryk, który był podopiecznym księdza Jana, a jednocześnie jego przyjacielem. Człowiekiem, który dzięki Janowi Kaczkowskiemu dokonał spektakularnej transformacji. Recydywista, ćpun a z drugiej strony niepełnosprawny i chory na śmiertelny nowotwór ksiądz doktor. Kino kocha takie kontrasty. 

- Kiedy się pierwszy raz spotkaliście? 

MK: Zobaczyłem go na pierwszej edycji wręczania nagrody “Okulary ks. Kaczkowskiego”, gdzie spontanicznie, na pełnej petardzie, z ogromną energią opowiadał o relacji z Janem. Trochę chaotycznie, chyba nie za bardzo wiedząc od czego zacząć, którą z historii opowiedzieć, na czym się skupić. Bo to są lata, dzień po dniu, multum wydarzeń… Miał problem ze znalezieniem jakiegoś przykładu. W pewnym momencie poprosił na scenę… Jana. Wszyscy skamienieli, bo wiadomo, od razu skojarzenie ze śp. Janem Kaczkowskim. A na scenę wbiega radośnie mały chłopiec, Patryk bierze go na ręce i kontynuuje swą opowieść. Okazało się, że takie imię nadał swojemu synkowi. I wtedy pomyślałem, że mam film... 

Nieco później miały miejsce moje spotkania z Patrykiem na Helu w restauracji, w której jest szefem kuchni. Odrywałem go od ciężkiej pracy szefa kuchni i słuchałem, nagrywałem, notowałem. Zaufaliśmy sobie i staliśmy się nie tylko ludźmi, których połączyła praca nad filmem, ale przyjaciółmi. To duża siła i dar Johnny’ego, że zyskałem tylu przyjaciół dzięki niemu. 

- Jak długo trwała praca nad filmem? 

MK: Napisanie scenariusza, po tych wszystkich rozmowach, badaniach, trwało dwa i pół miesiąca. Najtrudniejsze były rozmowy z rodziną i bliskimi ks. Jana. Myślę, że dla Patryka też nie było to łatwe, wymagało ogromnego zaufania, wsparcia, szczerości. Mnie interesował mechanizm tej przemiany i czynienia dobra.

- Patryk, jak zareagowałeś na propozycję bycia bohaterem filmu?

Patryk Galewski: To jest dobre pytanie. Trudno mi nazwać jakąś konkretną emocję czy reakcję. Jestem szczególnie dumny, że mogę być częścią tak pięknego projektu, który pozwoli przypominać, jakim dobrym człowiekiem był ks. Jan Kaczkowski, jakim pięknym człowiekiem, jak kochał ludzi. Jest mi niezmiernie miło, że mogę być częścią tego projektu. I że mogę też w taki sposób jakoś przyczynić się do utrwalania pamięci o ks. Janie. Ja mu zawdzięczam życie, ta historia jest w filmie. I mocno wierzę, że inni też będą się mogli jego mądrością i dobrocią inspirować, że to będzie taka lekcja miłości dla wszystkich, którzy ten film obejrzą. 

- Skąd pomysł na to, żeby w rolę księdza wcielił się Dawid Ogrodnik? 

Daniel Jaroszek: Jeśli chodzi o obsadę, tak naprawdę pomysłodawcą aktorów głównych ról jest producent Robert Kijak. Ja dostałem dwóch głównych aktorów w pakiecie ze scenariuszem. Co do Dawida Ogrodnika, to chyba nikt nie może sobie wyobrazić, że to mogłaby być jakaś inna osoba. Zresztą już wcześniej pewne studio przymierzało się do realizacji tego filmu i już tam zaproszono Dawida. Trochę zdziwiony byłem wyborem Piotra Trojana, nawet trochę dyskutowaliśmy o tym, ale okazało się, że to absolutny strzał w dziesiątkę. Więc producentowi za świetną intuicję należą się gratulacje. 

- Dawid Ogrodnik zagrał tę rolę bardzo wcieleniowo. To raczej nie jest proste wyzwanie, zwłaszcza gdy bohater filmu żył nie tak dawno temu, był osobą całkiem popularną, w sieci jest z nim pełno nagrań… Jak pracowaliście nad tą rolą? 

DJ: To jest bardzo ciekawa historia. Sam Dawid mówi o tym, że praca nad filmem była dla niego wręcz rzeczywistością - to od samego początku był Jan, jakby nie było na planie Dawida. Ta postać na tyle się rozbudowywała, że już od maja, od początku czerwca, Dawid przyjeżdżał do naszego biura, które mieściło się w Agorze, w pełnej charakteryzacji – w sutannie, w tych charakterystycznych okularach, ze zrobioną szczęką, z laską. Sposób mówienia również był niemal identyczny jak ks. Jana. To wszystko było rzeczywiście niezwykłe. I to, jaką ogromną pracę musiał wykonać Dawid, żeby się przygotować do tej roli. Naprawdę czapki z głów. To było dla mnie wielkie doświadczenie i ogromna szkoła, jak można stworzyć taką postać jeden do jeden, i że rzeczywiście to może być realne. Wiem, że dla Dawida to było bardzo wymagające i trudne doświadczenie, ciężko mu było też później jeszcze długo jakby wyjść z tej roli, pożegnać się z nią. My wszyscy wiemy, że była ona wybitna i mamy nadzieję, że widzowie też to docenią. 

- A czy praca nad tym filmem Wam coś dała, może coś w Was zmieniła? 

DJ: Ja znałem postać ks. Jana, podobnie jak większość Polaków, bardzo pobieżnie. Wiedziałem, że to ksiądz z glejakiem, który ma hospicjum, co już było paradoksem. Że jest niezwykle elokwentny i celebrycki, w dobrym tego słowa znaczeniu, że jest go wszędzie pełno. Jest to jakaś postać medialna... Ale nigdy nie wczytywałem się w książki, nie znałem jego idei, filozofii, tego wszystkiego, co ks. Jan chciał przekazać. Pamiętam, że po przeczytaniu scenariusza, wsiąkłem w tę całą historię, i potem nie mogłem się oderwać od tych Janowych książek. Jest ich chyba kilkanaście, ale są też setki nagrań, wywiadów, audiobooków, to wszystko można było przejrzeć, odsłuchać... Dla mnie najtrudniejsza była presja czasu, żebym to wszystko zdążył poznać, żebym maksymalnie odrobił lekcje. 

Potem jeszcze spotkania z Patrykiem, z rodziną ks. Jana... To wchodzenie w świat Jana było niezwykłe. Często miałem wrażenie – jak szedłem gdzieś rozmawiać o Janie, do osób, które znał, czy w miejsca, gdzie działał – jakby on tam był przed chwilą, tuż przede mną, że ja się z nim minąłem. Te wszystkie wspomnienia były tak żywe. 

MK: Film dał mi nowych przyjaciół, to jest najważniejszy efekt. My do tego filmu naprawdę podchodzimy z misją - czujemy się wehikułami, które chcą przekazywać dalej to wszystko, co Jan zostawił, co głosił. To film dla każdego, ale szczególnie dla przygniecionych życiem, dla myślących, że nie ma nadziei. Nie ma lepszej baterii, lepszej energii, niż historia Patryka i księdza Jana. 

- Co ten obraz z historią ks. Jana może zmienić w widzu, w polskim społeczeństwie, w polskim Kościele?

MK: Do głowy przychodzi mi to, co widzę tu dookoła na Pol’and’Rock Festival. Praktycznie na każdym kroku można spotkać ludzi z napisem “Przytul mnie”. Myślę, że ten film może sprawić, że się zaczniemy do siebie przytulać. I metaforycznie i dosłownie. Ta odrobina wzajemnej wrażliwości i czułości jest w Polsce potrzebna jak powietrze. 

PG: Być może przekaz tego filmu trafi właśnie do osób, które są w ciężkim momencie swojego życia. Nie mają pomysłu, jak coś zmienić, albo nie mają już nadziei, albo ona się tylko tli. Ten film może być taką iskrą, która naprawdę rozpali do pełni życia. 

- Jak na pomysł filmu zareagowała rodzina ks. Jana? Jak z nimi współpracowaliście?

DJ: Z pewnością nie było to dla nich łatwe nawet myśleć o tym, że powstanie film o ich synu, bracie, który będą oglądali, w którym może też zaprezentowane będą ich postacie. Z pewnością było to dla nich duże przeżycie. Mi towarzyszył duży stres i obawy, jak zastanawiałem się, co oni powiedzą o filmie. Widzieli go na etapie montażu i na końcu. Pierwszy raz było widać duże emocje, nie do końca wiedzieliśmy, co oni myślą. Pamiętam, że szybko wróciliśmy wtedy do Warszawy, żeby zostawić ich trochę z tymi przeżyciami... A drugi pokaz już gotowego filmu, przed którym też się bardzo stresowaliśmy – po skończonym seansie nastała cisza... Po chwili wstał Filip, brat ks. Jana, podszedł i przytulił mnie. Wtedy dopiero kamień spadł mi z serca. Pomyślałem – "Uff", to się udało, to jest coś, z czego oni też będą dumni. Taka była nasza idea, że zrobimy film, który nie skrzywdzi w żaden sposób ich syna i będzie ważnym nośnikiem jego przesłania. Przesłania, które jest bardzo ważne i potrzebne.

MK: Rodzina Państwa Kaczkowskich to oczywiście depozytariusze wizerunku i dorobku księdza Jana. Ale on jest przede wszystkim ich synem i bratem. I najważniejsza rzecz, jaką mówili, już na etapie pracy nad scenariuszem, to żeby w żaden sposób nie zniekształcić postaci Jana. Żeby nie budować spiżowego pomnika. To są ludzie, którzy mimo wszystkich oczywistych odczuć i smutku po stracie bardzo bliskiej osoby twardo stąpają po ziemi. Z dużym poczuciem humoru, jakie miał przecież i Jan. Najbardziej zależało im na pokazaniu prawdy o Janie, ich synu i bracie. Bez retuszu. To było naprawdę trudne wyzwanie, aby nie przeszacować czegoś, nie pominąć. Ale też było to ogromne wyzwanie dla Dawida Ogrodnika i reżysera Daniela Jaroszka.

Rozmawiał Dawid Gospodarek (KAI) / Czaplinek


 

POLECANE
Planeta zniknęła za Księżycem. Rzadkie zjawisko astronomiczne Wiadomości
Planeta zniknęła za Księżycem. Rzadkie zjawisko astronomiczne

W piątek, 19 września, polskie niebo stało się areną wyjątkowego widowiska astronomicznego. Tuż po godzinie 14 można było obserwować, jak cienki sierp Księżyca przesuwa się na tle Wenus. Całe zjawisko trwało około 70 minut – po tym czasie planeta znów ukazała się, tym razem po przeciwnej stronie satelity.

Karol Nawrocki podjął decyzję ws. syna. Sprawa dotyczy edukacji zdrowotnej z ostatniej chwili
Karol Nawrocki podjął decyzję ws. syna. Sprawa dotyczy edukacji zdrowotnej

​​​​​​​​​​​​​​Pod niewinnie brzmiącą nazwą przedmiotu „Edukacja Zdrowotna” próbuje się przemycać do polskich szkół ideologię i politykę – napisał w sobotę na platformie X prezydent Karol Nawrocki. Podkreślił, że szkoła to miejsce nauki oraz przestrzeń do budowania szacunku dla kultury, tradycji i wartości chrześcijańskich.

Wypadek karetki na sygnale. Pięć osób w szpitalu z ostatniej chwili
Wypadek karetki na sygnale. Pięć osób w szpitalu

Do groźnego zdarzenia doszło w sobotę po południu w Radomiu. Na skrzyżowaniu ulic Limanowskiego i Maratońskiej zderzyły się samochód osobowy marki Opel oraz ambulans przewożący pacjenta.

Polacy planują jesienne podróże. Te miejsca królują Wiadomości
Polacy planują jesienne podróże. Te miejsca królują

Tegoroczna jesień pokazuje wyraźny trend wśród polskich turystów. Coraz częściej decydują się oni na wyjazdy do Azji. Powód? Końcówka pory monsunowej, atrakcyjne ceny lotów i coraz większa ciekawość wobec kultury Dalekiego Wschodu.

IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka w najbliższym czasie Wiadomości
IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka w najbliższym czasie

Jak informuje IMiGW, zachodnia oraz południowa i południowo-wschodnia Europa pozostaną pod wpływem wyżów. Na pozostałym obszarze będą oddziaływać niże z ośrodkami w rejonie Zatoki Botnickiej, Zatoki Biskajskiej oraz w rejonie Balearów. Polska południowo-wschodnia pozostanie w zasięgu wyżu z rejonu Rumunii. Z kolei nad północno-zachodnią część kraju nasuwać się będzie zatoka niżu z chłodnym frontem atmosferycznym związana z niżem skandynawskim. Nadal napływać będzie bardzo ciepłe i dość suche powietrze pochodzenia zwrotnikowego, dopiero za frontem, na krańcach północno-zachodnich, zacznie napływać chłodniejsza masa powietrza polarnego morskiego.

Tragiczne wieści w rodzinie Izabelli Krzan. Nie żyje bliska jej osoba Wiadomości
Tragiczne wieści w rodzinie Izabelli Krzan. Nie żyje bliska jej osoba

W domu Izabelli Krzan zapanowała głęboka żałoba. Jej partner, Dominik Kowalski, przekazał tragiczne wieści o śmierci swojego ojca, profesora Grzegorza Kowalskiego, wybitnego rzeźbiarza i artysty. Ostatnie pożegnanie z mistrzem sztuki odbędzie się 22 września na warszawskim Cmentarzu Bródnowskim.

Niemiecki rewizjonizm w natarciu po wizycie Karola Nawrockiego w Berlinie Wiadomości
Niemiecki rewizjonizm w natarciu po wizycie Karola Nawrockiego w Berlinie

Cytowany przez portal dw.com niemiecki magazyn polityczny „Cicero” traktuje odstąpienie przez Niemcy ziem wschodnich jako rekompensatę za straty wojenne, które Polska poniosła w czasie II wojny światowej. Materiał na ten temat został opublikowany po niedawnej wizycie Karola Nawrockiego w Berlinie, który poruszył ten temat w rozmowie z prezydentem Niemiec Frankiem Walterem Steinmeierem oraz kanclerzem Friedrichem Merzem. Autor tekstu, Thomas Urban określa polskiego prezydenta mianem „przedstawiciela nacjonalistycznego obozu”, który w kampanii wyborczej nie stronił od antyniemieckich akcentów.

Drony nad Polską. W woj. warmińsko-mazurskim znaleziono jeden z obiektów z ostatniej chwili
Drony nad Polską. W woj. warmińsko-mazurskim znaleziono jeden z obiektów

Wydział ds. wojskowych Prokuratury Okręgowej w Olsztynie przy wsparciu policji i żandarmerii wojskowej prowadzi czynności na polu pod Korszami w woj. warmińsko-mazurskim. Właściciel pola odkrył na podmokłym terenie drona, prawdopodobnie jest to ostatni z poszukiwanych dronów, które w nocy z 9 na 10 września wleciały do Polski – poinformowała PAP policja i prokuratura.

Ta książka anonimowego dyplomaty może wstrząsnąć stosunkami niemiecko-polskimi: Dzieci, projektujemy sobie burdel [18+] tylko u nas
Ta książka anonimowego dyplomaty może wstrząsnąć stosunkami niemiecko-polskimi: "Dzieci, projektujemy sobie burdel" [18+]

Przedstawiamy naszym Czytelnikom fragment powstającej książki pod roboczym tytułem "Protokół rozbieżności" anonimowego, polskiego dyplomaty od lat pracującego w Niemczech. Książka w zbeletryzowanej formie opisuje szokujący stan stosunków polsko-niemieckich, a także różnego rodzaju postawy Niemców i Polaków.

Komunikat dla mieszkańców woj. małopolskiego Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców woj. małopolskiego

Jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej z terenu województwa małopolskiego otrzymały w sobotę 63 średnie samochody ratowniczo-gaśnicze z napędem na cztery koła. Wartość zakupionych wozów to ponad 65 mln zł, z czego ponad 42 mln zł stanowi dofinansowanie z funduszy europejskich.

REKLAMA

[wywiad] Twórcy filmu "Johnny": Chcieliśmy, by film o ks. Kaczkowskim był nośnikiem jego ważnego przesłania

– Naszą ideą było zrobienie filmu, który będzie ważnym nośnikiem przesłania ks. Jana Kaczkowskiego. Przesłania, które jest bardzo ważne i potrzebne – mówią twórcy filmu "Johnny", ukazującego inspirującą relację ks. Kaczkowskiego i Patryka Galewskiego. Z KAI rozmawiają scenarzysta Maciej Kraszewski, reżyser Daniel Jaroszek i Patryk Galewski.
 [wywiad] Twórcy filmu

Dawid Gospodarek: Kiedy pojawił się po raz pierwszy pomysł na film o ks. Kaczkowskim?

Maciej Kraszewski: O tym, że Jan Kaczkowski jest świetnym bohaterem filmu pomyślałby każdy, kto z nim chociaż przez chwilę przebywał. 

Moje pierwsze spotkanie zaczęło się od wymuszonego okolicznościami pokazu jego charyzmy. Gdy pojawił się solidnie spóźniony na hospicyjnym korytarzu, dzieliło nas 10 metrów. Przez pierwsze trzy metry rozmawiał z kimś jako prezes, po prostu kogoś “opieprzał”. Na kolejnym odcinku tej trasy przytulił parę ludzi, którzy najpewniej stracili bliską osobę. To trwało najdłużej. Wreszcie były rozmowy z wolontariuszami, żarciki, w taki w luzacki sposób. Jak już do mnie dotarł, żartobliwie przeprosił za spóźnienie. Ksiądz jawił się jako świetny bohater książki, filmu, ale był przy tym niesamowitym wyzwaniem. Obawiałem się, że przy tak złożonej postaci można czegoś nie zapisać, coś przeoczyć, przeszacować. Wreszcie do dobrego scenariusza brakowało drugiego wyrazistego bohatera.

Zjawił się Patryk, który był podopiecznym księdza Jana, a jednocześnie jego przyjacielem. Człowiekiem, który dzięki Janowi Kaczkowskiemu dokonał spektakularnej transformacji. Recydywista, ćpun a z drugiej strony niepełnosprawny i chory na śmiertelny nowotwór ksiądz doktor. Kino kocha takie kontrasty. 

- Kiedy się pierwszy raz spotkaliście? 

MK: Zobaczyłem go na pierwszej edycji wręczania nagrody “Okulary ks. Kaczkowskiego”, gdzie spontanicznie, na pełnej petardzie, z ogromną energią opowiadał o relacji z Janem. Trochę chaotycznie, chyba nie za bardzo wiedząc od czego zacząć, którą z historii opowiedzieć, na czym się skupić. Bo to są lata, dzień po dniu, multum wydarzeń… Miał problem ze znalezieniem jakiegoś przykładu. W pewnym momencie poprosił na scenę… Jana. Wszyscy skamienieli, bo wiadomo, od razu skojarzenie ze śp. Janem Kaczkowskim. A na scenę wbiega radośnie mały chłopiec, Patryk bierze go na ręce i kontynuuje swą opowieść. Okazało się, że takie imię nadał swojemu synkowi. I wtedy pomyślałem, że mam film... 

Nieco później miały miejsce moje spotkania z Patrykiem na Helu w restauracji, w której jest szefem kuchni. Odrywałem go od ciężkiej pracy szefa kuchni i słuchałem, nagrywałem, notowałem. Zaufaliśmy sobie i staliśmy się nie tylko ludźmi, których połączyła praca nad filmem, ale przyjaciółmi. To duża siła i dar Johnny’ego, że zyskałem tylu przyjaciół dzięki niemu. 

- Jak długo trwała praca nad filmem? 

MK: Napisanie scenariusza, po tych wszystkich rozmowach, badaniach, trwało dwa i pół miesiąca. Najtrudniejsze były rozmowy z rodziną i bliskimi ks. Jana. Myślę, że dla Patryka też nie było to łatwe, wymagało ogromnego zaufania, wsparcia, szczerości. Mnie interesował mechanizm tej przemiany i czynienia dobra.

- Patryk, jak zareagowałeś na propozycję bycia bohaterem filmu?

Patryk Galewski: To jest dobre pytanie. Trudno mi nazwać jakąś konkretną emocję czy reakcję. Jestem szczególnie dumny, że mogę być częścią tak pięknego projektu, który pozwoli przypominać, jakim dobrym człowiekiem był ks. Jan Kaczkowski, jakim pięknym człowiekiem, jak kochał ludzi. Jest mi niezmiernie miło, że mogę być częścią tego projektu. I że mogę też w taki sposób jakoś przyczynić się do utrwalania pamięci o ks. Janie. Ja mu zawdzięczam życie, ta historia jest w filmie. I mocno wierzę, że inni też będą się mogli jego mądrością i dobrocią inspirować, że to będzie taka lekcja miłości dla wszystkich, którzy ten film obejrzą. 

- Skąd pomysł na to, żeby w rolę księdza wcielił się Dawid Ogrodnik? 

Daniel Jaroszek: Jeśli chodzi o obsadę, tak naprawdę pomysłodawcą aktorów głównych ról jest producent Robert Kijak. Ja dostałem dwóch głównych aktorów w pakiecie ze scenariuszem. Co do Dawida Ogrodnika, to chyba nikt nie może sobie wyobrazić, że to mogłaby być jakaś inna osoba. Zresztą już wcześniej pewne studio przymierzało się do realizacji tego filmu i już tam zaproszono Dawida. Trochę zdziwiony byłem wyborem Piotra Trojana, nawet trochę dyskutowaliśmy o tym, ale okazało się, że to absolutny strzał w dziesiątkę. Więc producentowi za świetną intuicję należą się gratulacje. 

- Dawid Ogrodnik zagrał tę rolę bardzo wcieleniowo. To raczej nie jest proste wyzwanie, zwłaszcza gdy bohater filmu żył nie tak dawno temu, był osobą całkiem popularną, w sieci jest z nim pełno nagrań… Jak pracowaliście nad tą rolą? 

DJ: To jest bardzo ciekawa historia. Sam Dawid mówi o tym, że praca nad filmem była dla niego wręcz rzeczywistością - to od samego początku był Jan, jakby nie było na planie Dawida. Ta postać na tyle się rozbudowywała, że już od maja, od początku czerwca, Dawid przyjeżdżał do naszego biura, które mieściło się w Agorze, w pełnej charakteryzacji – w sutannie, w tych charakterystycznych okularach, ze zrobioną szczęką, z laską. Sposób mówienia również był niemal identyczny jak ks. Jana. To wszystko było rzeczywiście niezwykłe. I to, jaką ogromną pracę musiał wykonać Dawid, żeby się przygotować do tej roli. Naprawdę czapki z głów. To było dla mnie wielkie doświadczenie i ogromna szkoła, jak można stworzyć taką postać jeden do jeden, i że rzeczywiście to może być realne. Wiem, że dla Dawida to było bardzo wymagające i trudne doświadczenie, ciężko mu było też później jeszcze długo jakby wyjść z tej roli, pożegnać się z nią. My wszyscy wiemy, że była ona wybitna i mamy nadzieję, że widzowie też to docenią. 

- A czy praca nad tym filmem Wam coś dała, może coś w Was zmieniła? 

DJ: Ja znałem postać ks. Jana, podobnie jak większość Polaków, bardzo pobieżnie. Wiedziałem, że to ksiądz z glejakiem, który ma hospicjum, co już było paradoksem. Że jest niezwykle elokwentny i celebrycki, w dobrym tego słowa znaczeniu, że jest go wszędzie pełno. Jest to jakaś postać medialna... Ale nigdy nie wczytywałem się w książki, nie znałem jego idei, filozofii, tego wszystkiego, co ks. Jan chciał przekazać. Pamiętam, że po przeczytaniu scenariusza, wsiąkłem w tę całą historię, i potem nie mogłem się oderwać od tych Janowych książek. Jest ich chyba kilkanaście, ale są też setki nagrań, wywiadów, audiobooków, to wszystko można było przejrzeć, odsłuchać... Dla mnie najtrudniejsza była presja czasu, żebym to wszystko zdążył poznać, żebym maksymalnie odrobił lekcje. 

Potem jeszcze spotkania z Patrykiem, z rodziną ks. Jana... To wchodzenie w świat Jana było niezwykłe. Często miałem wrażenie – jak szedłem gdzieś rozmawiać o Janie, do osób, które znał, czy w miejsca, gdzie działał – jakby on tam był przed chwilą, tuż przede mną, że ja się z nim minąłem. Te wszystkie wspomnienia były tak żywe. 

MK: Film dał mi nowych przyjaciół, to jest najważniejszy efekt. My do tego filmu naprawdę podchodzimy z misją - czujemy się wehikułami, które chcą przekazywać dalej to wszystko, co Jan zostawił, co głosił. To film dla każdego, ale szczególnie dla przygniecionych życiem, dla myślących, że nie ma nadziei. Nie ma lepszej baterii, lepszej energii, niż historia Patryka i księdza Jana. 

- Co ten obraz z historią ks. Jana może zmienić w widzu, w polskim społeczeństwie, w polskim Kościele?

MK: Do głowy przychodzi mi to, co widzę tu dookoła na Pol’and’Rock Festival. Praktycznie na każdym kroku można spotkać ludzi z napisem “Przytul mnie”. Myślę, że ten film może sprawić, że się zaczniemy do siebie przytulać. I metaforycznie i dosłownie. Ta odrobina wzajemnej wrażliwości i czułości jest w Polsce potrzebna jak powietrze. 

PG: Być może przekaz tego filmu trafi właśnie do osób, które są w ciężkim momencie swojego życia. Nie mają pomysłu, jak coś zmienić, albo nie mają już nadziei, albo ona się tylko tli. Ten film może być taką iskrą, która naprawdę rozpali do pełni życia. 

- Jak na pomysł filmu zareagowała rodzina ks. Jana? Jak z nimi współpracowaliście?

DJ: Z pewnością nie było to dla nich łatwe nawet myśleć o tym, że powstanie film o ich synu, bracie, który będą oglądali, w którym może też zaprezentowane będą ich postacie. Z pewnością było to dla nich duże przeżycie. Mi towarzyszył duży stres i obawy, jak zastanawiałem się, co oni powiedzą o filmie. Widzieli go na etapie montażu i na końcu. Pierwszy raz było widać duże emocje, nie do końca wiedzieliśmy, co oni myślą. Pamiętam, że szybko wróciliśmy wtedy do Warszawy, żeby zostawić ich trochę z tymi przeżyciami... A drugi pokaz już gotowego filmu, przed którym też się bardzo stresowaliśmy – po skończonym seansie nastała cisza... Po chwili wstał Filip, brat ks. Jana, podszedł i przytulił mnie. Wtedy dopiero kamień spadł mi z serca. Pomyślałem – "Uff", to się udało, to jest coś, z czego oni też będą dumni. Taka była nasza idea, że zrobimy film, który nie skrzywdzi w żaden sposób ich syna i będzie ważnym nośnikiem jego przesłania. Przesłania, które jest bardzo ważne i potrzebne.

MK: Rodzina Państwa Kaczkowskich to oczywiście depozytariusze wizerunku i dorobku księdza Jana. Ale on jest przede wszystkim ich synem i bratem. I najważniejsza rzecz, jaką mówili, już na etapie pracy nad scenariuszem, to żeby w żaden sposób nie zniekształcić postaci Jana. Żeby nie budować spiżowego pomnika. To są ludzie, którzy mimo wszystkich oczywistych odczuć i smutku po stracie bardzo bliskiej osoby twardo stąpają po ziemi. Z dużym poczuciem humoru, jakie miał przecież i Jan. Najbardziej zależało im na pokazaniu prawdy o Janie, ich synu i bracie. Bez retuszu. To było naprawdę trudne wyzwanie, aby nie przeszacować czegoś, nie pominąć. Ale też było to ogromne wyzwanie dla Dawida Ogrodnika i reżysera Daniela Jaroszka.

Rozmawiał Dawid Gospodarek (KAI) / Czaplinek



 

Polecane
Emerytury
Stażowe