„Nad tym pracują nasi prawnicy”. Wiceminister zabiera głos ws. pozwania KE przed Trybunał Sprawiedliwości UE

Wiceszef MSZ został zapytany o deklarację szefowej KE Ursuli von der Leyen, że nie wypłaci na razie środków z KPO Polsce, gdyż ta nie spełniła warunków.
Ursula von der Leyen uznała, że to będzie element wpływu na rzeczywistość polityczną w Polsce. Powiedziała, że kibicuje tutaj przede wszystkim Donaldowi Tuskowi
– mówił Marcin Przydacz. Stwierdził, że rząd liczy na konstruktywny dialog z KE.
Mamy nadzieję, że w dyskusji politycznej uda się wypracować rozwiązanie, zwłaszcza że strona polska wypełniła wszelkie możliwe zobowiązania, jakie na siebie przyjęła
– podkreślił polityk.
Polska pozwie KE do TSUE?
Wiceminister odniósł się także do niedzielnych słów prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego o tym, że możliwe jest pozwanie Komisji Europejskiej w związku z niewypłaceniem Polsce środków z Krajowego Planu Odbudowy.
Prezes Kaczyński mówił o tym, że my i tak będziemy realizować projekty, które są przewidziane w KPO i następnie wysyłać faktury czy wnioski do Brukseli po to, aby wypłaciła na te projekty pieniądze. Jeśli tych wpłat nie będzie, będziemy oczywiście starać się (uzyskać je) drogą sądową (…). Trybunał Sprawiedliwości jest od tego, aby zmusić Komisję do przestrzegania prawa europejskiego
– powiedział wiceszef MSZ. Oznajmił, że państwo członkowskie ma prawo pozwania KE do TSUE i „nad tym pracują nasi prawnicy”.
Jeśli okaże się, że wnioski do Trybunału będą miały rację bytu, to będziemy je składać
– skwitował Przydacz. Wówczas red. Mazurek zapytał, czy możliwa jest rezygnacja z unijnego Funduszu Odbudowy.
Wszystkie scenariusze są rozważane (…). Na tym etapie staramy się przede wszystkim pozyskać te pieniądze, doprowadzić do takiej sytuacji, w której te pieniądze będą możliwe. Jeśli to się okaże niemożliwe, to nie jest wykluczony również scenariusz porzucenia w ogóle tej współpracy w ramach KPO
– stwierdził wiceminister. Zaznaczył jednak, że środki z KPO trafią do Polski po wygranych przez PiS przyszłorocznych wyborach parlamentarnych.
Wtedy skończy się ten straszak czy chęć wpływu Ursuli von der Leyen i Berlina na politykę polską. Więc po wyborach, tak czy siak, te pieniądze będą
– podsumował Marcin Przydacz.