Bartłomiej Wróblewski: Nie ulegajmy wizji nieuchronnej depopulacji Polski

– Gdy po 1989 roku stało się już jasne, że zmiany modelu rodziny i sposobu życia docierają do Polski, jedną z pierwszych rzeczy, które należało zrobić, było powołanie instytucji, która będzie profesjonalnie zajmować się analizą problemu i tworzeniem programów prorodzinnych – mówi dr Bartłomiej Wróblewski, poseł PiS, inicjator powstania Polskiego Instytutu Rodziny i Demografii, w rozmowie z Barbarą Michałowską.
 Bartłomiej Wróblewski: Nie ulegajmy wizji nieuchronnej depopulacji Polski
/ fot. Piotr Łysakowski - Wikipedia CC BY-SA 4.0

– Z demografią w naszym kraju od dawna nie jest dobrze. Jakie są przyczyny niskiej dzietności Polaków?

– Podstawową przyczyną są zmiany cywilizacyjne, kulturowe, które nastąpiły w Polsce, a wcześniej w całej Europie i na zachodnim świecie. Gdy po 1989 roku stało się już jasne, że zmiany modelu rodziny i sposobu życia docierają do Polski, jedną z pierwszych rzeczy, które należało zrobić, było powołanie instytucji, która będzie profesjonalnie zajmować się analizą problemu i tworzeniem programów prorodzinnych. To wynikało z doświadczeń tych państw, którym ‒ jak Francji ‒ udało się złagodzić kryzys demograficzny. Wiemy oczywiście, że zwykle wygrywało przekonanie, że jest coś ważniejszego, pilniejszego, a stosunkowo szybko także przekonanie, że zmiany są nieuchronne i w związku z tym nie ma sensu czegokolwiek robić.

– Nie można powiedzieć, że Rząd Zjednoczonej Prawicy nic nie robił. Wprowadził programy, które miały na celu załagodzenie, czy wręcz odwrócenie niekorzystnej tendencji. Udało się połowicznie. Myśli Pan, że powołanie Instytutu Rodziny i Demografii mogłoby rzeczywiście wpłynąć na zmiany demograficzne?

– Program 500 plus, bo w pierwszym rzędzie o nim mówimy, złagodził kryzys demograficzny w Polsce. Pokazał, że pewne działania państwa mogą mieć wpływ na sytuację demograficzną. Według prognoz GUS-u w 2019 roku współczynnik dzietności w Polsce miał wynosić 1,28. Ostatecznie wyniósł jednak 1,41. Sytuacja uległa więc poprawie o około 10 proc., choć niestety tylko na stosunkowo krótki czas.

Istnienie Instytutu jest potrzebne, bo nie ma w Polsce instytucji, która byłaby trwałym zapleczem dla prowadzenia polityki ludnościowej i demograficznej. Jedna rzecz to kwestia liczby urodzin. Drugim zagadnieniem jest starzenie się naszego społeczeństwa. Dalej mamy takie kwestie, jak działania państwa na rzecz powrotu Polaków zza granicy. Zarówno naszych rodaków, którzy trafili na Wschód na przestrzeni XX wieku, jak i tych, którzy wyemigrowali ze względów zarobkowych bądź politycznych do Europy Zachodniej, obu Ameryk czy Australii. Ostatnia sprawa dotyczy roztropnej polityki migracyjnej. Wszystkie te kwestie wymagają chłodnej analizy. Nie ma w Polsce ‒ wbrew temu, co często powtarza się przy tej okazji ‒ instytucji, która by całościowo się tą problematyką zajmowała. Zespoły naukowców na uniwersytetach i uczelniach są niewielkie i rozproszone. Kadra nie zawsze jest najmłodsza, także dlatego że demografia nie była traktowana priorytetowo przez ostatnie dziesięciolecia. Takie ciała jak Rządowa Rada Ludnościowa, Komitet Nauk Demograficznych PAN czy Rada Rodziny przy Ministerstwie Rodziny są raczej panelami ekspertów, natomiast nie są stałymi zespołami badawczymi, które dzień po dniu w sposób skoordynowany pracują i prowadzą systematyczne działania w tym zakresie. Tymczasem potrzeba nie tylko instytucji, która prowadzi analizy, ale także takiej, która jednocześnie proponuje rządowi i parlamentowi podejmowanie określonych działań i wreszcie sama prowadzi działania w sferze społecznej, edukacyjnej, kulturalnej, które choćby w pewien sposób mogły sytuację poprawić.

Jest ważne, aby była to instytucja niezależna od rządu i bieżącej polityki. Potrzebujemy bowiem instytucji, która działa w oderwaniu od codziennych emocji politycznych, ma perspektywę mierzoną w dziesięcioleciach, a nie roku, dwóch, czy nawet jednej, dwóch kadencji.

– Czy to w ogóle może się udać?

– Myślę, że tak. Przykłady innych państw, np. wspominanej Francji czy Węgier, wskazują, że nie powinniśmy ulegać fatalistycznej wizji nieuchronnej depopulacji Polski. Dobrze jednak, aby Instytut miał charakter apartyjny, ustrojowo niezależny. Tylko wtedy można zapewnić jego trwanie, niezależnie od zmiennych koniunktur politycznych. Powstanie Instytutu ma szansę być takim przełomem, jeśli chodzi o sprawy demograficzne, jakim było powołanie Instytutu Pamięci Narodowej w zakresie naszego podejścia do historii ostatnich kilkudziesięciu lat. W latach 90. pytano, czy potrzebujemy IPN, skoro są uniwersytety, na których badania historyczne są prowadzone. Problem w tym, że te badania nie były prowadzone, a jeśli były, to zwykle z określonej, zwykle lewicowej czy liberalnej perspektywy. W sprawach ludnościowych i demograficznych także potrzeba nowego podejścia i perspektywy. Pozycja ustrojowa Instytutu Rodziny i Demografii ma być analogiczna do struktury IPN. To znaczy: władzami Instytutu są Rada i Prezes. Rada składa się z 9 przedstawicieli wybranych przez Parlament i Prezydenta spośród osób (nie polityków), które posiadają kompetencje w sprawach rodziny i demografii. Zakładamy, że te osoby będą wskazane przez wszystkie środowiska obecne w Parlamencie, co zapewni pewną równowagę. Natomiast prezes będzie wybrany, podobnie jak prezes IPN-u, w konkursie. Musi on mieć stopień naukowy i wylegitymować się odpowiednim doświadczeniem w sferze działalności Instytutu. W takim stopniu, w jakim to jest możliwe, sama konstrukcja Instytutu Rodziny i Demografii daje więc szansę na apartyjność i niezwiązanie z bieżącą polityką, a jednocześnie zapewnia odpowiednią legitymację społeczną.

– Projekt zakładający powstanie Instytutu Rodziny i Demografii po pierwszym czytaniu został zamrożony. Jakie są szanse, że w najbliższej przyszłości będzie dalej rozpatrywany?

– Pani poseł Urszula Rusecka, przewodnicząca Komisji Polityki Społecznej i Rodziny, wielokrotnie zapewniała, że ten projekt będzie realizowany, ale prawda jest taka, że jest de facto zamrożony. Podobnie jak kilka innych ważnych prorodzinnych projektów w tej Komisji. To grzech zaniechania i wielki paradoks, że Komisja powołana do zajmowania się sprawami rodziny tematu Instytutu Rodziny i Demografii nie podejmuje. Siłą rzeczy musi to być postrzegane jako kontynuacja trwającego od 1989 roku imposybilizmu, niezdolności do podejmowania konkretnych działań w najważniejszej sprawie dla przyszłości Polski.

– Rząd skonstruował natomiast Strategię Demograficzną 2040. Jak Pan ocenia ten dokument i jak się on ma do planowanego powstania Instytutu?

– Powołanie Instytutu jest przewidziane w dokumentach rządowych, a powstanie Strategii jest znakiem, że problem demograficzny jest przez nasz rząd dobrze rozpoznany. Jej realizację i pogłębienie mógłby realizować Instytut. Jedno i drugie dobrze by się uzupełniało. Ryzykiem każdego dokumentu rządowego jest jednak to, że kolejny rząd odłoży go na półkę czy wręcz odrzuci. To ryzyko słabnie, gdy jest instytucja od rządu niezależna, odpowiadająca za prowadzenie polityki państwa w tym zakresie. Zaletą Instytutu, wzmocnioną przez długą, siedmioletnią kadencję prezesa, jest zdolność do podchodzenia do problemu niezależnie od tego, jaka jest większość parlamentarna, kto jest premierem czy ministrem rodziny. Dla zapewnienia trwałej polityki demograficznej, a więc także dorobku rządów Zjednoczonej Prawicy w sferze demografii, którego elementem jest Strategia Demograficzna, potrzeba autonomicznej instytucji. Aby powstała, potrzeba z kolei odpowiedzialności i odwagi, potrzeba wyjścia poza partykularyzmy, bieżące interesy i kalkulacje w ramach naszego obozu. Taka szansa wciąż istnieje, choć nie wiemy, jak długo i czy się powtórzy.

Tekst pochodzi z 45. (1764) numeru „Tygodnika Solidarność”.


 

POLECANE
Tȟašúŋke Witkó: Homo Germanicus tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Homo Germanicus

Osobiście przewiduję – dziś nieco jeszcze żartobliwie i szyderczo – że w pomieszczeniach służbowych Bundeswehry, do tego na poczesnych miejscach, zawisną wkrótce konterfekty jakiegoś znanego działacza lewicowego. Na początek może to być Alfred Willi Rudi Dutschke, a z czasem – kiedy w miarę postępu niemieckiego socjalizmu, walka klas zaostrzy się – można go będzie wymienić, ot choćby na wizerunek Ulrike Marie Meinhof.

Legendarny aktor okradziony. Trwa śledztwo Wiadomości
Legendarny aktor okradziony. Trwa śledztwo

Joaquin Phoenix, jeden z najbardziej rozpoznawalnych aktorów swojego pokolenia, znalazł się w centrum zainteresowania mediów. Tym razem nie z powodu nowej roli, lecz przykrego incydentu. Z jego posiadłości w Los Angeles skradziono luksusowy samochód marki Volvo. Sprawą zajmuje się policja.

Dramat w centrum Stuttgartu. Samochód wjechał w grupę ludzi Wiadomości
Dramat w centrum Stuttgartu. Samochód wjechał w grupę ludzi

Groźny incydent w Niemczech. Samochód wjechał w grupę pieszych.

Nowa operacja zabezpieczenia przestrzeni powietrznej. Szef MON ujawnił szczegóły Wiadomości
Nowa operacja zabezpieczenia przestrzeni powietrznej. Szef MON ujawnił szczegóły

Wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz poinformował o rozpoczęciu nowej operacji wojskowej, która ma zapewnić bezpieczeństwo i kontrolę nad przestrzenią powietrzną w regionie Bałtyku, w obliczu m.in. niedawnych prowokacji ze strony Rosji.

Prezydent: Nominacje generalskie to wielkie zobowiązanie Wiadomości
Prezydent: Nominacje generalskie to wielkie zobowiązanie

To wielkie zobowiązanie, które zostaje złożone na państwa barki w trudnych czasach dla Rzeczpospolitej, naszej części Europy, a także dla świata - powiedział w piątek prezydent Andrzej Duda podczas uroczystości wręczenia nominacji generalskich.

Nowy komunikat GIS. Na ten produkt trzeba uważać Wiadomości
Nowy komunikat GIS. Na ten produkt trzeba uważać

Niepokojąca wiadomość dla rodziców i opiekunów. Główny Inspektorat Sanitarny wydał ostrzeżenie dotyczące popularnego produktu dla dzieci. Chodzi o czekoladowego zajączka, sprzedawanego w okresie wielkanocnym przez firmę „Wolność” Sp. z o.o.

Hansi Flick zdecydował. Wiadomo, kto zastąpi Szczęsnego w bramce Wiadomości
Hansi Flick zdecydował. Wiadomo, kto zastąpi Szczęsnego w bramce

W sobotnim meczu ligowym z Realem Valladolid w bramce FC Barcelony nie zobaczymy Wojciecha Szczęsnego. Trener „Blaugrany” Hansi Flick zapowiedział zmianę - między słupkami stanie Marc-André ter Stegen.

Wielkie emocje na PGE Narodowym. Legia Warszawa z Pucharem Polski Wiadomości
Wielkie emocje na PGE Narodowym. Legia Warszawa z Pucharem Polski

Piłkarze Legii Warszawa po raz 21. w historii zdobyli Puchar Polski. W finale na stołecznym PGE Narodowym pokonali Pogoń Szczecin 4:3 (1:1). "Portowcy" zostali pokonani w drugim finale z rzędu, a swoim piątym w historii.

Kradli fragmenty lokomotyw i bocznice. Policja zatrzymała kolejowych złodziei Wiadomości
Kradli fragmenty lokomotyw i bocznice. Policja zatrzymała "kolejowych" złodziei

Policjanci z Jaworzna zatrzymali na gorącym uczynku dwóch mężczyzn podejrzanych o liczne kradzieże elementów lokomotyw oraz infrastruktury kolejowej. Złodzieje, którym może grozić do 10 lat więzienia, decyzją sadu zostali aresztowani.

Były prezydent Brazylii przeszedł operację. Co wiadomo? z ostatniej chwili
Były prezydent Brazylii przeszedł operację. Co wiadomo?

Były prezydent Brazylii Jair Bolsonaro opuścił oddział intensywnej terapii po operacji jamy brzusznej, którą przeszedł w kwietniu, ale nadal pozostanie w szpitalu - podała w piątek telewizja Globo, powołując się na dyrekcję kliniki w Brasilii, stolicy kraju. Lekarze nie sprecyzowali, kiedy polityk będzie mógł opuścić szpital.

REKLAMA

Bartłomiej Wróblewski: Nie ulegajmy wizji nieuchronnej depopulacji Polski

– Gdy po 1989 roku stało się już jasne, że zmiany modelu rodziny i sposobu życia docierają do Polski, jedną z pierwszych rzeczy, które należało zrobić, było powołanie instytucji, która będzie profesjonalnie zajmować się analizą problemu i tworzeniem programów prorodzinnych – mówi dr Bartłomiej Wróblewski, poseł PiS, inicjator powstania Polskiego Instytutu Rodziny i Demografii, w rozmowie z Barbarą Michałowską.
 Bartłomiej Wróblewski: Nie ulegajmy wizji nieuchronnej depopulacji Polski
/ fot. Piotr Łysakowski - Wikipedia CC BY-SA 4.0

– Z demografią w naszym kraju od dawna nie jest dobrze. Jakie są przyczyny niskiej dzietności Polaków?

– Podstawową przyczyną są zmiany cywilizacyjne, kulturowe, które nastąpiły w Polsce, a wcześniej w całej Europie i na zachodnim świecie. Gdy po 1989 roku stało się już jasne, że zmiany modelu rodziny i sposobu życia docierają do Polski, jedną z pierwszych rzeczy, które należało zrobić, było powołanie instytucji, która będzie profesjonalnie zajmować się analizą problemu i tworzeniem programów prorodzinnych. To wynikało z doświadczeń tych państw, którym ‒ jak Francji ‒ udało się złagodzić kryzys demograficzny. Wiemy oczywiście, że zwykle wygrywało przekonanie, że jest coś ważniejszego, pilniejszego, a stosunkowo szybko także przekonanie, że zmiany są nieuchronne i w związku z tym nie ma sensu czegokolwiek robić.

– Nie można powiedzieć, że Rząd Zjednoczonej Prawicy nic nie robił. Wprowadził programy, które miały na celu załagodzenie, czy wręcz odwrócenie niekorzystnej tendencji. Udało się połowicznie. Myśli Pan, że powołanie Instytutu Rodziny i Demografii mogłoby rzeczywiście wpłynąć na zmiany demograficzne?

– Program 500 plus, bo w pierwszym rzędzie o nim mówimy, złagodził kryzys demograficzny w Polsce. Pokazał, że pewne działania państwa mogą mieć wpływ na sytuację demograficzną. Według prognoz GUS-u w 2019 roku współczynnik dzietności w Polsce miał wynosić 1,28. Ostatecznie wyniósł jednak 1,41. Sytuacja uległa więc poprawie o około 10 proc., choć niestety tylko na stosunkowo krótki czas.

Istnienie Instytutu jest potrzebne, bo nie ma w Polsce instytucji, która byłaby trwałym zapleczem dla prowadzenia polityki ludnościowej i demograficznej. Jedna rzecz to kwestia liczby urodzin. Drugim zagadnieniem jest starzenie się naszego społeczeństwa. Dalej mamy takie kwestie, jak działania państwa na rzecz powrotu Polaków zza granicy. Zarówno naszych rodaków, którzy trafili na Wschód na przestrzeni XX wieku, jak i tych, którzy wyemigrowali ze względów zarobkowych bądź politycznych do Europy Zachodniej, obu Ameryk czy Australii. Ostatnia sprawa dotyczy roztropnej polityki migracyjnej. Wszystkie te kwestie wymagają chłodnej analizy. Nie ma w Polsce ‒ wbrew temu, co często powtarza się przy tej okazji ‒ instytucji, która by całościowo się tą problematyką zajmowała. Zespoły naukowców na uniwersytetach i uczelniach są niewielkie i rozproszone. Kadra nie zawsze jest najmłodsza, także dlatego że demografia nie była traktowana priorytetowo przez ostatnie dziesięciolecia. Takie ciała jak Rządowa Rada Ludnościowa, Komitet Nauk Demograficznych PAN czy Rada Rodziny przy Ministerstwie Rodziny są raczej panelami ekspertów, natomiast nie są stałymi zespołami badawczymi, które dzień po dniu w sposób skoordynowany pracują i prowadzą systematyczne działania w tym zakresie. Tymczasem potrzeba nie tylko instytucji, która prowadzi analizy, ale także takiej, która jednocześnie proponuje rządowi i parlamentowi podejmowanie określonych działań i wreszcie sama prowadzi działania w sferze społecznej, edukacyjnej, kulturalnej, które choćby w pewien sposób mogły sytuację poprawić.

Jest ważne, aby była to instytucja niezależna od rządu i bieżącej polityki. Potrzebujemy bowiem instytucji, która działa w oderwaniu od codziennych emocji politycznych, ma perspektywę mierzoną w dziesięcioleciach, a nie roku, dwóch, czy nawet jednej, dwóch kadencji.

– Czy to w ogóle może się udać?

– Myślę, że tak. Przykłady innych państw, np. wspominanej Francji czy Węgier, wskazują, że nie powinniśmy ulegać fatalistycznej wizji nieuchronnej depopulacji Polski. Dobrze jednak, aby Instytut miał charakter apartyjny, ustrojowo niezależny. Tylko wtedy można zapewnić jego trwanie, niezależnie od zmiennych koniunktur politycznych. Powstanie Instytutu ma szansę być takim przełomem, jeśli chodzi o sprawy demograficzne, jakim było powołanie Instytutu Pamięci Narodowej w zakresie naszego podejścia do historii ostatnich kilkudziesięciu lat. W latach 90. pytano, czy potrzebujemy IPN, skoro są uniwersytety, na których badania historyczne są prowadzone. Problem w tym, że te badania nie były prowadzone, a jeśli były, to zwykle z określonej, zwykle lewicowej czy liberalnej perspektywy. W sprawach ludnościowych i demograficznych także potrzeba nowego podejścia i perspektywy. Pozycja ustrojowa Instytutu Rodziny i Demografii ma być analogiczna do struktury IPN. To znaczy: władzami Instytutu są Rada i Prezes. Rada składa się z 9 przedstawicieli wybranych przez Parlament i Prezydenta spośród osób (nie polityków), które posiadają kompetencje w sprawach rodziny i demografii. Zakładamy, że te osoby będą wskazane przez wszystkie środowiska obecne w Parlamencie, co zapewni pewną równowagę. Natomiast prezes będzie wybrany, podobnie jak prezes IPN-u, w konkursie. Musi on mieć stopień naukowy i wylegitymować się odpowiednim doświadczeniem w sferze działalności Instytutu. W takim stopniu, w jakim to jest możliwe, sama konstrukcja Instytutu Rodziny i Demografii daje więc szansę na apartyjność i niezwiązanie z bieżącą polityką, a jednocześnie zapewnia odpowiednią legitymację społeczną.

– Projekt zakładający powstanie Instytutu Rodziny i Demografii po pierwszym czytaniu został zamrożony. Jakie są szanse, że w najbliższej przyszłości będzie dalej rozpatrywany?

– Pani poseł Urszula Rusecka, przewodnicząca Komisji Polityki Społecznej i Rodziny, wielokrotnie zapewniała, że ten projekt będzie realizowany, ale prawda jest taka, że jest de facto zamrożony. Podobnie jak kilka innych ważnych prorodzinnych projektów w tej Komisji. To grzech zaniechania i wielki paradoks, że Komisja powołana do zajmowania się sprawami rodziny tematu Instytutu Rodziny i Demografii nie podejmuje. Siłą rzeczy musi to być postrzegane jako kontynuacja trwającego od 1989 roku imposybilizmu, niezdolności do podejmowania konkretnych działań w najważniejszej sprawie dla przyszłości Polski.

– Rząd skonstruował natomiast Strategię Demograficzną 2040. Jak Pan ocenia ten dokument i jak się on ma do planowanego powstania Instytutu?

– Powołanie Instytutu jest przewidziane w dokumentach rządowych, a powstanie Strategii jest znakiem, że problem demograficzny jest przez nasz rząd dobrze rozpoznany. Jej realizację i pogłębienie mógłby realizować Instytut. Jedno i drugie dobrze by się uzupełniało. Ryzykiem każdego dokumentu rządowego jest jednak to, że kolejny rząd odłoży go na półkę czy wręcz odrzuci. To ryzyko słabnie, gdy jest instytucja od rządu niezależna, odpowiadająca za prowadzenie polityki państwa w tym zakresie. Zaletą Instytutu, wzmocnioną przez długą, siedmioletnią kadencję prezesa, jest zdolność do podchodzenia do problemu niezależnie od tego, jaka jest większość parlamentarna, kto jest premierem czy ministrem rodziny. Dla zapewnienia trwałej polityki demograficznej, a więc także dorobku rządów Zjednoczonej Prawicy w sferze demografii, którego elementem jest Strategia Demograficzna, potrzeba autonomicznej instytucji. Aby powstała, potrzeba z kolei odpowiedzialności i odwagi, potrzeba wyjścia poza partykularyzmy, bieżące interesy i kalkulacje w ramach naszego obozu. Taka szansa wciąż istnieje, choć nie wiemy, jak długo i czy się powtórzy.

Tekst pochodzi z 45. (1764) numeru „Tygodnika Solidarność”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe