„Oszalałeś, Misza”. Rosjanin, który został jezuitą [wywiad]

– Ta pierwsza moja wizyta w katedrze to był chyba najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Gdy z niej wyszedłem, chciałem szeroko rozłożyć ręce i uścisnąć każdego człowieka. Tak sobie nawet myślałem: „Oszalałeś, Misza” – mówi ks. Michaił Tkalicz, Rosjanin z Rostowa nad Donem, który w tym roku został wyświęcony na kapłana w zakonie jezuitów w Warszawie.
zdjęcie poglądowe „Oszalałeś, Misza”. Rosjanin, który został jezuitą [wywiad]
zdjęcie poglądowe / pixabay.com/MARTINOPHUC

Dorota Giebułtowicz (KAI): Do jezuitów zwracamy się „ojcze”, choć trudno mi tak mówić widząc tak młodego człowieka.

Ks. Michaił Tkalicz SJ: – To chyba polskie powietrze tak konserwuje, bo ja nie jestem już taki młody – mam 37 lat. Ale można mówić „ksiądz”. 

- Proszę opowiedzieć o sobie i swojej rodzinie.

– Urodziłem się w Rostowie nad Donem na południu Rosji, blisko Ukrainy. Pochodzę z rodziny prawosławnej, ale prawosławnej nominalnie, to znaczy byliśmy ochrzczeni, chodziliśmy do cerkwi dwa razy w roku, aby poświęcić jajka i wodę na święto Chrztu Pańskiego, ale w liturgii nie uczestniczyliśmy. Zostałem ochrzczony w dzieciństwie w wieku 8 lat, dopiero po rozpadzie Związku Radzieckiego, wcześniej rodzice się bali.

- Czy wierzył Ksiądz w Boga?

– Jakąś tam wiarę miałem, ale powierzchowną. Wierzyłem, że Bóg istnieje, jako dziecko zwracałem się do Niego w trudniejszych chwilach. Ale nie praktykowałem, nie chodziłem do cerkwi.

- Kiedy po raz pierwszy zetknął się Ksiądz z Kościołem katolickim?

– Gdy miałem 16 lat pojechałem na studia do Moskwy. Studiowałem bezpieczeństwo informatyczne na Rosyjskim Socjalnym Uniwersytecie Państwowym. I śpiewałem w chórze akademickim. To był duży chór, 80-90 osobowy; służyliśmy Uniwersytetowi podczas różnych uroczystości, ale też dawaliśmy koncerty. Mieliśmy bardzo różnorodny repertuar, ale połowę stanowiły pieśni religijne, może dlatego, że nasza kierowniczka była osobą bardzo wierzącą prawosławną. Któregoś dnia pojechaliśmy całym składem na wypoczynek poza miasto. W nocy długo rozmawiałem z przyjacielem, „basem”; powiedział mi, że przygotowuje się do ślubu z dziewczyną polskiego pochodzenia. Wtedy dowiedziałem się, że w Moskwie jest kościół katolicki. Chciałem zobaczyć po prostu, co to jest, co to za sekta. Kolega nigdy nie miał czasu, żebyśmy tam poszli razem, więc poszedłem sam. Nie był więc to prozelityzm, niestety [śmiech].

- Która to była świątynia katolicka?

– To była katedra pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, znajdująca się blisko Ambasady Polskiej. Zbudowana już ponad 100 lat temu w stylu neogotyckim, ma mnóstwo wieżyczek, takich jak z bajek o drakonach [smokach] i księżniczkach. Wszedłem do środka, usiadłem w ławce, akurat zadzwonił dzwonek i zaczęła się Msza święta – zresztą po polsku. I wtedy pomyślałem, że chcę zostać księdzem w tym kościele – taki młodzieńczy maksymalizm, że jak już coś, to koniecznie tak na maksa. Ta pierwsza moja wizyta w katedrze to był chyba najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Gdy z niej wyszedłem, chciałem szeroko rozłożyć ręce i uścisnąć każdego człowieka. Tak sobie nawet myślałem: „Oszalałeś, Misza”. 

- Czy rozumiał Ksiądz coś z liturgii?

– Z Mszy oczywiście nic nie rozumiałem. To był bardzo emocjonalny dzień. Jak wszedłem do kościoła, Msza się zaczęła, myślę: będę księdzem – z taką pewnością i przekonaniem nie wiem skąd. Tak, ten dzień był naprawdę wyjątkowy, to było doświadczenie takie mistyczne, cudowne.

- A czy nie miał Ksiądz wątpliwości, że na pewno Kościół katolicki, a nie prawosławny?

– Nigdy w całym procesie rozeznawania nie brałem pod uwagę ścieżki w Kościele prawosławnym. Później poszedłem jeszcze kilka razy do katedry, w końcu zacząłem zagadywać ludzi, jak zostać tutaj księdzem. Powiedzieli mi, że najpierw trzeba zostać katolikiem. Znalazłem kurs katechetyczny, ale już w innym kościele, w którym miałem przyjaciół – w tzw. kościele francuskim pod wezwaniem św. Ludwika. Stoi on bardziej w centrum, tuż przy Łubiance, niegdyś służył dyplomatom. Kościół nigdy nie był zamknięty, nawet w czasach komunizmu, msze odprawia się tam w kilku językach. Zanim jeszcze rozpocząłem kurs, pomagałem trochę w parafii – informatycy się zawsze przydają – zacząłem też śpiewać psalmy, grać trochę na organach.

- A czy powiedział Ksiądz proboszczowi o swoich planach?

– Tak, ale on spojrzał pobłażliwie: każdy chłopak, który tutaj przychodzi do niego, chce od razu zostać księdzem, a dziewczyna zakonnicą. Radził, by poczekać, wszystko w swoim czasie. Ale przez te komputery i muzykę dość intensywnie wszedłem w życie parafialne. 

- Jak długo trwało przygotowanie do przyjęcia katolicyzmu?

– Cały rok szkolny. Kurs prowadziły zakonnice Świętej Rodziny. Uczestniczyło w nim około 20-25 osób, w różnym wieku, średnia ok. 30 lat. Większość dotrwała do końca, odpadły tylko dwie osoby. Na Wielkanoc, podczas Triduum, mieliśmy publiczne wyznanie wiary, później pierwszą Komunię świętą, a w Niedzielę Wielkanocną niektórzy z nas zostali chrzestnymi dla osób z naszej grupy, które przyjmowały po raz pierwszy chrzest.

- Jak rodzice przyjęli wiadomość, że ich syn został katolikiem?

– Przez pół roku się do mnie nie odzywali. Chcieli w ten sposób wywrzeć na mnie presję, żebym wrócił do prawosławia. Niestety im dalej od Moskwy, tym panuje bardziej fałszywy obraz Kościoła katolickiego, że to jest jakaś sekta. Ale po pół roku, gdy zobaczyli, że nie mam zamiaru porzucać katolicyzmu, a jednocześnie nie zamykam drzwi przed nimi, to Mama przyjechała do Moskwy „na inspekcję”. Poszła do kościoła św. Ludwika, poznała parafian, siostry zakonne, została gościnnie przez wszystkich przyjęta, tak że później też została katoliczką, ale myślę, że nie z osobistego przekonania, ale by być bliżej syna. 

- Czy myśl o powołaniu kapłańskim nie zniknęła?

– Nie. Na trzecim czy czwartym roku studiów nawiązałem kontakt z jezuitami, którzy spowiadają w kościele św. Ludwika. Poznałem wtedy jezuitę, Meksykanina, ojca Octavio. Wspólnota jezuicka w Moskwie jest bardzo międzynarodowa. Został on moim pierwszym kierownikiem duchowym. Ojciec Octavio dużo palił, jak się przychodziło do niego do biura na uczelni, to ręką odganiał dym, by zobaczyć, kto przyszedł. Prowadziliśmy bardzo ubogacające rozmowy. W którymś momencie powiedziałem mu, że czuję, że nic się nie dzieje w moim życiu duchowym. Wtedy on poradził, że jest to właściwy moment, by rozpocząć ćwiczenia duchowe według św. Ignacego Loyoli. Ćwiczenia kontynuowałem przez 9 miesięcy, to były tzw. rekolekcje w życiu codziennym – cały program medytacji i kontemplacji. Wtedy też podjąłem pierwszą świadomą decyzję o wstąpieniu do jezuitów.

Były oczywiście takie momenty, że zastanawiałem się, czy jezuici czy coś innego. Kiedyś na rekolekcjach studenckich porozmawiałem z jedną z sióstr Rodziny Maryi o moich wątpliwościach, która mi poradziła: Spytaj się Maryi. Kładąc się spać pomyślałem, jak Ona może mi powiedzieć, smsa wyśle? Ale na wszelki wypadek zapytałem bez większych oczekiwań. Rano obudziłem się z pewnością, bez żadnych wątpliwości – że jezuici. To było 15 sierpnia.

- Czy kontynuował Ksiądz swoje studia informatyczne?

– Tak, skończyłem studia, zacząłem pracę w firmie handlowej. Towarzyszyła mi jednak świadomość, że cała ta praca, jakby dobra nie była, to coś za mało. Czekałem na coś większego. W tym czasie załatwiałem sobie po linii zdrowotnej odroczenie z wojska, bo u nas każdy musi odbyć roczną służbę zasadniczą i nawet pobyt w seminarium duchownym od niej nie zwalnia. Wtedy dopiero wstąpiłem do nowicjatu jezuitów w 2009 roku w Gdyni.

- Kolejne zapewne zaskoczenie dla rodziców?

– Gdy powiedziałem mamie, że postanowiłem zostać księdzem, to ona się tylko uśmiechnęła i powiedziała, że już wie. Pytam: skąd wiesz? Ona mówi: jestem twoją matką. Tylko tyle powiedziała. Ojciec na początku był trochę zmieszany, nie wiedział, co myśleć, ale porozmawiał ze swoimi siostrami, czyli moimi ciotkami, i doszedł do wniosku, że jest ze mnie dumny. Wspomniał też, że jego matka, czyli moja babcia, która dosyć wcześnie zmarła, mówiła coś o polskich korzeniach. 

– Jak długo trwała formacja?

– Łącznie 13 lat, w tym dwa lata przerwy na dwuletnie praktyki duszpasterskie, które odbywałem w Tomsku na Syberii. Bardzo budujące doświadczenie. Przy tamtejszym Uniwersytecie Tomskim organizowane są comiesięczne spotkania międzyreligijne, w których poza chrześcijanami różnych wyznań uczestniczą wyznawcy innych religii – muzułmanie, a nawet Hare Kryszna. Jest to okazja do wymiany poglądów, poznania innych tradycji, także kulinarnych. Atmosfera braterska, w której jest jakaś działalność misyjna, ale z pięknym poszanowaniem odmienności i zachowaniem jasnej, wyrazistej tożsamości. Dyskusje są prowadzone z poszanowaniem każdego człowieka, jego godności, innej opcji religijnej i politycznej. Zobaczyłem, że jest możliwa dyskusja i przyjaźń ponad podziałami. I to był przewodni temat mojej modlitwy przed święceniami.

- 30 lipca tego roku w wigilię wspomnienia św. Ignacego Loyoli odbyły się święcenia kapłańskie. Ilu was było wyświęconych?

– W tym roku w prowincji warszawskiej tylko ja. Święcenia miały się odbyć w Moskwie, ale ze względu na wojnę odbyły się w Warszawie. Rodzice nie mogli przyjechać. Ale biskup Rafał Markowski, który udzielał mi święceń, był bardzo ojcowski, postarał się, bym poczuł się jak w domu.

- Jak to jest być rosyjskim jezuitą w Polsce?

– Bardzo dobrze jestem tu przyjmowany, znacznie lepiej niż miałbym prawo się spodziewać. Mimo napiętej sytuacji ani razu nie doświadczyłem niechęci, nawet ze strony Ukraińców. Dużo myślałem w kontekście tych wydarzeń wojennych o moim powołaniu i zrozumiałem, że to, co nas łączy, jest większe niż cokolwiek, co nas może dzielić: narodowość, język, opcje polityczne. Dopóki jesteśmy chrześcijanami, to ma większy sens niż cokolwiek innego.

- Dziękuję za rozmowę.

***

Ks. Michaił Tkalicz posługuje w Europejskim Centrum Komunikacji i Kultury ojców jezuitów w Falenicy pod Warszawą.

Rozmawiała Dorota Giebułtowicz / Warszawa


 

POLECANE
Sanatorium MSWiA w Krynicy Zdroju zmienia nazwę. Resort usunął bł. Karolinę Kózkównę Wiadomości
Sanatorium MSWiA w Krynicy Zdroju zmienia nazwę. Resort usunął bł. Karolinę Kózkównę

Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży (KSM) stanowczo sprzeciwia się decyzji Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji o wykreśleniu imienia bł. Karoliny Kózkówny z nazwy sanatorium MSWiA w Krynicy-Zdroju

Trump: Nasze atomowe okręty podwodne są teraz bliżej Rosji z ostatniej chwili
Trump: Nasze atomowe okręty podwodne są teraz bliżej Rosji

Prezydent USA Donald Trump nakazał w piątek rozmieścić dwa okręty podwodne o napędzie nuklearnym w „odpowiednich rejonach” w reakcji na groźby byłego prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa. W wywiadzie dla telewizji Newsmax dodał następnie, że znajdują się one teraz „bliżej Rosji”.

Premier Litwy podał się do dymisji. Wśród nowych kandydatów jest Polak z ostatniej chwili
Premier Litwy podał się do dymisji. Wśród nowych kandydatów jest Polak

Premier Litwy Gintautas Paluckas poinformował o swojej rezygnacji w czwartek rano. Po jego dymisji ruszyła giełda nazwisk pretendentów do objęcia funkcji szefa rządu. Jak wiadomo, jest wśród nich Polak - Robert Duchniewicz, mer zamieszkanego w znacznej części przez Polaków rejonu wileńskiego.

Chopin w huku eksplozji. Polscy artyści w Powstaniu Warszawskim gorące
Chopin w huku eksplozji. Polscy artyści w Powstaniu Warszawskim

W sierpniu 1944 roku, w dusznej piwnicy jednej z warszawskich kamienic, spod palców Jana Ekiera płyną dźwięki „Etiudy Rewolucyjnej” Chopina. Melodia, symbol polskiego buntu i niezłomności, miesza się z hukiem eksplodujących pocisków moździerzowych.

PKP Intercity wydał pilny komunikat z ostatniej chwili
PKP Intercity wydał pilny komunikat

Kolizja z samochodem na torach, opóźnienia i brak wagonów dla osób z niepełnosprawnościami – 2 sierpnia 2025 roku przyniósł szereg utrudnień dla pasażerów PKP Intercity. Spółka wydała komunikat dla podróżnych. Sprawdź, czy utrudnienia dotyczą także twojej podróży.

Niemieckie media: Niemcy łamią wielką obietnicę złożoną światu pilne
Niemieckie media: Niemcy łamią wielką obietnicę złożoną światu

W projekcie budżetu federalnego Niemiec na 2026 rok brakuje wystarczających środków, by spełnić obietnicę przekazania 6 miliardów euro na międzynarodowe finansowanie działań na rzecz klimatu - donosi portal Focus.de.

Polacy zabrali głos ws. Hołowni. Złe wieści dla marszałka Sejmu [SONDAŻ] z ostatniej chwili
Polacy zabrali głos ws. Hołowni. Złe wieści dla marszałka Sejmu [SONDAŻ]

Z badania SW Research dla dziennika "Rzeczpospolita" wynika, że większość Polaków nie chce, aby Szymon Hołownia był marszałkiem Sejmu do końca kadencji.

We Włoszech kwitną kradzieże kieszonkowe nowej generacji Wiadomości
We Włoszech kwitną kradzieże kieszonkowe nowej generacji

Włoskie służby ostrzegają przed nowym, coraz popularniejszym zjawiskiem przestępczym, które może wkrótce stać się zmorą europejskich miast. Tzw. „kradzieże kieszonkowe 2.0” pojawiły się już m.in. w Sorrento i Rzymie.

Ważny komunikat dla mieszkańców Wrocławia z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Wrocławia

Od soboty 2 sierpnia we Wrocławiu rozpoczyna się ważna inwestycja drogowa. Rusza remont nawierzchni w tunelach pod placem Dominikańskim. Kierowcy muszą przygotować się na spore utrudnienia – ruch będzie odbywał się tylko jednym pasem w każdą stronę. To kolejny etap programu „Wrocław na Dobrej Drodze 2025”.

Seria eksplozji na okupowanym Krymie. Zamknięto Most Krymski z ostatniej chwili
Seria eksplozji na okupowanym Krymie. Zamknięto Most Krymski

Okupowanym przez Rosję Półwyspem Krymskim wstrząsnęła w nocy z piątku na sobotę seria eksplozji, w odpowiedzi na którą na kilka godzin zamknięto dla ruchu Most Krymski - poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na wpisy w portalach społecznościowych.

REKLAMA

„Oszalałeś, Misza”. Rosjanin, który został jezuitą [wywiad]

– Ta pierwsza moja wizyta w katedrze to był chyba najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Gdy z niej wyszedłem, chciałem szeroko rozłożyć ręce i uścisnąć każdego człowieka. Tak sobie nawet myślałem: „Oszalałeś, Misza” – mówi ks. Michaił Tkalicz, Rosjanin z Rostowa nad Donem, który w tym roku został wyświęcony na kapłana w zakonie jezuitów w Warszawie.
zdjęcie poglądowe „Oszalałeś, Misza”. Rosjanin, który został jezuitą [wywiad]
zdjęcie poglądowe / pixabay.com/MARTINOPHUC

Dorota Giebułtowicz (KAI): Do jezuitów zwracamy się „ojcze”, choć trudno mi tak mówić widząc tak młodego człowieka.

Ks. Michaił Tkalicz SJ: – To chyba polskie powietrze tak konserwuje, bo ja nie jestem już taki młody – mam 37 lat. Ale można mówić „ksiądz”. 

- Proszę opowiedzieć o sobie i swojej rodzinie.

– Urodziłem się w Rostowie nad Donem na południu Rosji, blisko Ukrainy. Pochodzę z rodziny prawosławnej, ale prawosławnej nominalnie, to znaczy byliśmy ochrzczeni, chodziliśmy do cerkwi dwa razy w roku, aby poświęcić jajka i wodę na święto Chrztu Pańskiego, ale w liturgii nie uczestniczyliśmy. Zostałem ochrzczony w dzieciństwie w wieku 8 lat, dopiero po rozpadzie Związku Radzieckiego, wcześniej rodzice się bali.

- Czy wierzył Ksiądz w Boga?

– Jakąś tam wiarę miałem, ale powierzchowną. Wierzyłem, że Bóg istnieje, jako dziecko zwracałem się do Niego w trudniejszych chwilach. Ale nie praktykowałem, nie chodziłem do cerkwi.

- Kiedy po raz pierwszy zetknął się Ksiądz z Kościołem katolickim?

– Gdy miałem 16 lat pojechałem na studia do Moskwy. Studiowałem bezpieczeństwo informatyczne na Rosyjskim Socjalnym Uniwersytecie Państwowym. I śpiewałem w chórze akademickim. To był duży chór, 80-90 osobowy; służyliśmy Uniwersytetowi podczas różnych uroczystości, ale też dawaliśmy koncerty. Mieliśmy bardzo różnorodny repertuar, ale połowę stanowiły pieśni religijne, może dlatego, że nasza kierowniczka była osobą bardzo wierzącą prawosławną. Któregoś dnia pojechaliśmy całym składem na wypoczynek poza miasto. W nocy długo rozmawiałem z przyjacielem, „basem”; powiedział mi, że przygotowuje się do ślubu z dziewczyną polskiego pochodzenia. Wtedy dowiedziałem się, że w Moskwie jest kościół katolicki. Chciałem zobaczyć po prostu, co to jest, co to za sekta. Kolega nigdy nie miał czasu, żebyśmy tam poszli razem, więc poszedłem sam. Nie był więc to prozelityzm, niestety [śmiech].

- Która to była świątynia katolicka?

– To była katedra pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, znajdująca się blisko Ambasady Polskiej. Zbudowana już ponad 100 lat temu w stylu neogotyckim, ma mnóstwo wieżyczek, takich jak z bajek o drakonach [smokach] i księżniczkach. Wszedłem do środka, usiadłem w ławce, akurat zadzwonił dzwonek i zaczęła się Msza święta – zresztą po polsku. I wtedy pomyślałem, że chcę zostać księdzem w tym kościele – taki młodzieńczy maksymalizm, że jak już coś, to koniecznie tak na maksa. Ta pierwsza moja wizyta w katedrze to był chyba najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Gdy z niej wyszedłem, chciałem szeroko rozłożyć ręce i uścisnąć każdego człowieka. Tak sobie nawet myślałem: „Oszalałeś, Misza”. 

- Czy rozumiał Ksiądz coś z liturgii?

– Z Mszy oczywiście nic nie rozumiałem. To był bardzo emocjonalny dzień. Jak wszedłem do kościoła, Msza się zaczęła, myślę: będę księdzem – z taką pewnością i przekonaniem nie wiem skąd. Tak, ten dzień był naprawdę wyjątkowy, to było doświadczenie takie mistyczne, cudowne.

- A czy nie miał Ksiądz wątpliwości, że na pewno Kościół katolicki, a nie prawosławny?

– Nigdy w całym procesie rozeznawania nie brałem pod uwagę ścieżki w Kościele prawosławnym. Później poszedłem jeszcze kilka razy do katedry, w końcu zacząłem zagadywać ludzi, jak zostać tutaj księdzem. Powiedzieli mi, że najpierw trzeba zostać katolikiem. Znalazłem kurs katechetyczny, ale już w innym kościele, w którym miałem przyjaciół – w tzw. kościele francuskim pod wezwaniem św. Ludwika. Stoi on bardziej w centrum, tuż przy Łubiance, niegdyś służył dyplomatom. Kościół nigdy nie był zamknięty, nawet w czasach komunizmu, msze odprawia się tam w kilku językach. Zanim jeszcze rozpocząłem kurs, pomagałem trochę w parafii – informatycy się zawsze przydają – zacząłem też śpiewać psalmy, grać trochę na organach.

- A czy powiedział Ksiądz proboszczowi o swoich planach?

– Tak, ale on spojrzał pobłażliwie: każdy chłopak, który tutaj przychodzi do niego, chce od razu zostać księdzem, a dziewczyna zakonnicą. Radził, by poczekać, wszystko w swoim czasie. Ale przez te komputery i muzykę dość intensywnie wszedłem w życie parafialne. 

- Jak długo trwało przygotowanie do przyjęcia katolicyzmu?

– Cały rok szkolny. Kurs prowadziły zakonnice Świętej Rodziny. Uczestniczyło w nim około 20-25 osób, w różnym wieku, średnia ok. 30 lat. Większość dotrwała do końca, odpadły tylko dwie osoby. Na Wielkanoc, podczas Triduum, mieliśmy publiczne wyznanie wiary, później pierwszą Komunię świętą, a w Niedzielę Wielkanocną niektórzy z nas zostali chrzestnymi dla osób z naszej grupy, które przyjmowały po raz pierwszy chrzest.

- Jak rodzice przyjęli wiadomość, że ich syn został katolikiem?

– Przez pół roku się do mnie nie odzywali. Chcieli w ten sposób wywrzeć na mnie presję, żebym wrócił do prawosławia. Niestety im dalej od Moskwy, tym panuje bardziej fałszywy obraz Kościoła katolickiego, że to jest jakaś sekta. Ale po pół roku, gdy zobaczyli, że nie mam zamiaru porzucać katolicyzmu, a jednocześnie nie zamykam drzwi przed nimi, to Mama przyjechała do Moskwy „na inspekcję”. Poszła do kościoła św. Ludwika, poznała parafian, siostry zakonne, została gościnnie przez wszystkich przyjęta, tak że później też została katoliczką, ale myślę, że nie z osobistego przekonania, ale by być bliżej syna. 

- Czy myśl o powołaniu kapłańskim nie zniknęła?

– Nie. Na trzecim czy czwartym roku studiów nawiązałem kontakt z jezuitami, którzy spowiadają w kościele św. Ludwika. Poznałem wtedy jezuitę, Meksykanina, ojca Octavio. Wspólnota jezuicka w Moskwie jest bardzo międzynarodowa. Został on moim pierwszym kierownikiem duchowym. Ojciec Octavio dużo palił, jak się przychodziło do niego do biura na uczelni, to ręką odganiał dym, by zobaczyć, kto przyszedł. Prowadziliśmy bardzo ubogacające rozmowy. W którymś momencie powiedziałem mu, że czuję, że nic się nie dzieje w moim życiu duchowym. Wtedy on poradził, że jest to właściwy moment, by rozpocząć ćwiczenia duchowe według św. Ignacego Loyoli. Ćwiczenia kontynuowałem przez 9 miesięcy, to były tzw. rekolekcje w życiu codziennym – cały program medytacji i kontemplacji. Wtedy też podjąłem pierwszą świadomą decyzję o wstąpieniu do jezuitów.

Były oczywiście takie momenty, że zastanawiałem się, czy jezuici czy coś innego. Kiedyś na rekolekcjach studenckich porozmawiałem z jedną z sióstr Rodziny Maryi o moich wątpliwościach, która mi poradziła: Spytaj się Maryi. Kładąc się spać pomyślałem, jak Ona może mi powiedzieć, smsa wyśle? Ale na wszelki wypadek zapytałem bez większych oczekiwań. Rano obudziłem się z pewnością, bez żadnych wątpliwości – że jezuici. To było 15 sierpnia.

- Czy kontynuował Ksiądz swoje studia informatyczne?

– Tak, skończyłem studia, zacząłem pracę w firmie handlowej. Towarzyszyła mi jednak świadomość, że cała ta praca, jakby dobra nie była, to coś za mało. Czekałem na coś większego. W tym czasie załatwiałem sobie po linii zdrowotnej odroczenie z wojska, bo u nas każdy musi odbyć roczną służbę zasadniczą i nawet pobyt w seminarium duchownym od niej nie zwalnia. Wtedy dopiero wstąpiłem do nowicjatu jezuitów w 2009 roku w Gdyni.

- Kolejne zapewne zaskoczenie dla rodziców?

– Gdy powiedziałem mamie, że postanowiłem zostać księdzem, to ona się tylko uśmiechnęła i powiedziała, że już wie. Pytam: skąd wiesz? Ona mówi: jestem twoją matką. Tylko tyle powiedziała. Ojciec na początku był trochę zmieszany, nie wiedział, co myśleć, ale porozmawiał ze swoimi siostrami, czyli moimi ciotkami, i doszedł do wniosku, że jest ze mnie dumny. Wspomniał też, że jego matka, czyli moja babcia, która dosyć wcześnie zmarła, mówiła coś o polskich korzeniach. 

– Jak długo trwała formacja?

– Łącznie 13 lat, w tym dwa lata przerwy na dwuletnie praktyki duszpasterskie, które odbywałem w Tomsku na Syberii. Bardzo budujące doświadczenie. Przy tamtejszym Uniwersytecie Tomskim organizowane są comiesięczne spotkania międzyreligijne, w których poza chrześcijanami różnych wyznań uczestniczą wyznawcy innych religii – muzułmanie, a nawet Hare Kryszna. Jest to okazja do wymiany poglądów, poznania innych tradycji, także kulinarnych. Atmosfera braterska, w której jest jakaś działalność misyjna, ale z pięknym poszanowaniem odmienności i zachowaniem jasnej, wyrazistej tożsamości. Dyskusje są prowadzone z poszanowaniem każdego człowieka, jego godności, innej opcji religijnej i politycznej. Zobaczyłem, że jest możliwa dyskusja i przyjaźń ponad podziałami. I to był przewodni temat mojej modlitwy przed święceniami.

- 30 lipca tego roku w wigilię wspomnienia św. Ignacego Loyoli odbyły się święcenia kapłańskie. Ilu was było wyświęconych?

– W tym roku w prowincji warszawskiej tylko ja. Święcenia miały się odbyć w Moskwie, ale ze względu na wojnę odbyły się w Warszawie. Rodzice nie mogli przyjechać. Ale biskup Rafał Markowski, który udzielał mi święceń, był bardzo ojcowski, postarał się, bym poczuł się jak w domu.

- Jak to jest być rosyjskim jezuitą w Polsce?

– Bardzo dobrze jestem tu przyjmowany, znacznie lepiej niż miałbym prawo się spodziewać. Mimo napiętej sytuacji ani razu nie doświadczyłem niechęci, nawet ze strony Ukraińców. Dużo myślałem w kontekście tych wydarzeń wojennych o moim powołaniu i zrozumiałem, że to, co nas łączy, jest większe niż cokolwiek, co nas może dzielić: narodowość, język, opcje polityczne. Dopóki jesteśmy chrześcijanami, to ma większy sens niż cokolwiek innego.

- Dziękuję za rozmowę.

***

Ks. Michaił Tkalicz posługuje w Europejskim Centrum Komunikacji i Kultury ojców jezuitów w Falenicy pod Warszawą.

Rozmawiała Dorota Giebułtowicz / Warszawa



 

Polecane
Emerytury
Stażowe