Waldemar Żyszkiewicz: Fałszywe prawa człowieka

Czy chciałbyś mieszkać w stolicy kraju, przy trakcie królewskim, niedaleko pałacu prezydenckiego, w mieszkaniu stanowiącym część, może nawet całość piano nobile, tej najbardziej eleganckiej kondygnacji dawnych okazałych kamienic i rezydencji? A któż by nie chciał gwiazdki z nieba...
 Waldemar Żyszkiewicz: Fałszywe prawa człowieka
/ screen YouTube
Rzecz w tym, że taką gwiazdkę z nieba milionom ludzi z całkiem odmiennych kultur oraz innych cywilizacji proponuje z głupia frant pewien spekulant giełdowy, destruktor światowego ładu. I jak dotąd, bezkarnie mami ludzi, w tym wysoki menedżment Unii Europejskiej, twierdząc, że owa wyśniona gwiazdka z nieba leży właśnie na naszej ulicy.
 
Inni są inni
Skrajny irracjonalizm ideologii głoszonej i finansowanej przez George’a Sorosa (właśc. György’a Schwartza) może skłaniać do jej lekceważenia lub przynajmniej niedoceniania poważnych zagrożeń, jakie niesie nasilający się w ciągu ostatnich lat proces nomadyzacji, czyli nagła wędrówka ludów, zamieszkujących kraje położone na południowym oraz wschodnim wybrzeżu Morza Śródziemnego.

Dla czytelności obrazu dodajmy, że idzie w tym przypadku o ludy nie tylko kulturowo czy rasowo odmienne, ale i prowadzące od wieków radykalnie inny tryb życia. I nie mam tu na myśli różnic o charakterze etnograficznym, przejawiających się kolorystyce strojów, doborze stosowanych w kuchni przypraw czy osobliwości uprawianej muzyki. Idzie mi raczej o ogromne różnice kulturowe w relacjach mężczyzna-kobieta. Także o ograniczanie pojęcia bliźniego do wyznawców tej samej narodowości i/lub tej samej religii, a niekiedy wyłącznie do jednego jej odłamu. Istotną specyfikę stanowi też brak uznania dla pracy jako naturalnego wymiaru ludzkiego bytowania czy wreszcie zasadniczo odmienny stosunek do takich kategorii, jak prawda i czas. Co, w przypadku bliskiego sąsiedztwa, musi niestety rodzić problemy.
 
Na pierwszy rzut oka, koncept sztucznie tworzonego kulturowo-etnicznego tygla, o którym przed wiekiem zamarzył sobie Richard Coudenhove-Kalergi, a którego realizację (według zaktualizowanej recepty Barbary Lerner-Spectre ze sztokholmskiego Instytutu Paideia) pośpiesznie finansuje teraz wspomniany wyżej Soros, może wydawać się zbyt absurdalny, by się nim szczególnie przejmować. Bo przecież, powie wielu, Polska to nie Ameryka, a Warszawa czy Gdańsk to nie Berlin ani Manchester...

Jeśli jednak wziąć pod uwagę globalny zakres przedsięwzięcia, ogromne nakłady finansowe, ogrom i konsekwencję działań propagandowych w tym zakresie, zdolność do kształtowania polityki państw oraz organizacji ponadpaństwowych, czy wreszcie jawną dyspozycyjność wobec tej idei wielu frontmenów światowej oraz unijnej sceny politycznej, to wniosek nasuwa się tylko jeden: dalsza zwłoka i brak zdecydowanych przeciwdziałań skaże nas na życie, w takim codziennym koszmarze, jaki obserwujemy dziś w wielu stolicach i metropoliach Zachodu.

Stały konflikt na tle nieusuwalnych różnic kulturowych, gettoizacja wielkich skupisk ludzkich, brutalna przemoc na co dzień, brak nie tylko poczucia bezpieczeństwa, ale przede wszystkim gwarancji, że się uniknie kalectwa albo śmierci w wyniku kolejnego zamachu terrorystycznego czy aktu zwykłego bandytyzmu. Jeszcze niedawno Polacy zazdrościli jakości życia mieszkańcom Paryża, Londynu, Brukseli czy Amsterdamu, dziś jest tam raczej więcej powodów do obaw. Toteż trzeba zrobić wszystko, żeby chroniczny stan wyjątkowy, dotkliwy dla swobód obywatelskich, ale niezdolny do zapewnienia bezpieczeństwa, nie stał się i naszą polską codziennością.
 
Koncepty wujka Sorosa
Prawa człowieka znajdują się współcześnie w samym centrum pakietu idei, w oparciu o które (przynajmniej teoretycznie) kształtuje się stosunki między ludźmi czy relacje między państwami. Do nich chętnie odwołują się politolodzy i politycy, analitycy i technolodzy współczesnego ładu międzynarodowego. Trudno się temu dziwić, związane z chrześcijańską koncepcją godności osoby ludzkiej oraz procesami emancypowania się kolejnych stanów, warstw czy klas społecznych, z rosnącym poczuciem, że bliźnim jest każdy człowiek bez względu na pochodzenie społeczne, narodowość czy wyznawaną religię – koncept praw człowieka ma naprawdę długą historię.

W sferze motywów i deklaracji historię nader szacowną, bo związaną zwykle z przełamywaniem barier stanowych, uprzedzeń rasowych, ale także z ograniczaniem skutków arbitralności władzy królewskiej, później państwowej – nad jednostką. Zdarzało się jednak i tak, że w imię dokumentów o bardzo szlachetnie brzmiącej treści dokonywano najokrutniejszych zbrodni, by przypomnieć choćby „Deklarację praw człowieka i obywatela”, czyli pochodzący z końca sierpnia 1789 roku dokument programowy francuskiej Rewolucji.

Minione stulecie dowiodło, że projekty przesadnie teoretyczne, zrodzone w umysłach spekulatywnych filozofów, zbyt żarliwych ideologów czy oderwanych od życia moralistów skłonnych do brania własnych życzeń za rzeczywistość, prowadzą zwykle do zbrodniczych w skutkach katastrof społecznych, o nieprzewidywalnej wcześniej skali. Common sense, czyli zdrowy rozsądek mówi wprost o drodze do piekła wybrukowanej dobrymi intencjami.

Dlatego napiszę krótko i wprost: ani bycie rentierem, ani rezydowanie na dobrym socjalu w eleganckim apartamencie, przy głównej ulicy stołecznego miasta nie należy niestety do katalogu powszechnych, przyrodzonych, niezbywalnych, naturalnych i niepodzielnych praw człowieka. No, nie należy! Wbrew temu, co zdaje się sugerować milionom migrantów z krajów Północnej Afryki, Bliskiego Wschodu czy niektórych regionów Azji dobry wujek Soros.  
 
Zamieszkać przy Main Street
Dla poprawienia humorów dodam, że tak okrutne urządzenie świata nie odnosi się wyłącznie do przybyszów z innych krajów, ale również do wszystkich, którzy przebywają we własnym kraju, w ojczyźnie. Po prostu, nie wszyscy zmieszczą się przy Main Street. Dość przejść się główną promenadą, zajrzeć do eleganckiej dzielnicy willowej... Ile rodzin może tam mieszkać? Warto się też zastanowić, jaki odsetek ludności mieszka przy Trakcie Królewskim czy w Zatoce Czerwonych Świń w Warszawie? I zawsze wyjdą nam znikome promile.

Czy to jakaś forma dyskryminacji, tak surowo dziś zakazanej? Nie, wręcz przeciwnie. Przecież każdy może zamieszkać przy Main Street. Wystarczy, że zostaną spełnione dwa warunki: a) zwolni się tam jakiś lokal i b) chętny będzie dysponował środkami finansowymi potrzebnymi do jego objęcia. Bo w naszej części świata, w cywilizacji łacińskiej, przyjęło się, że realizacja zamierzeń (tj. osiąganie założonych celów) wiąże się z pokonywaniem drogi dojścia, czyli wymaga spełnienia określonych, powszechnie przyjętych wymagań.

Ich miernikiem są zwykle pieniądze, co jest wprawdzie pozostałością z czasów mocno przedchrześcijańskich, ale pozwala też nadać tym wymaganiom postać zobiektywizowaną oraz w znacznej mierze eliminuje nagą przemoc. Tak więc, mobilność społeczna i mobilność geograficzna są dziś, w dobie globalnej turystyki czymś stosunkowo łatwo dostępnym dla ludzi. Łatwo, ale nie bezwarunkowo. Nie na grandę, bez paszportów, bez badań, szczepień czy kwarantann, jeśli akurat wymagają tego przepisy lub okoliczności. Na pewno, nie hop przez płot albo za Sorosem bojcy sznurem. Nie, to nie jest po europejsku. Aż dziw, że Angela z Kaźmierczaków Merkel na coś takiego poszła.
 
Katalog praw postmodernych
Z koszykiem praw człowieka od początku były zrozumiałe kłopoty. Żadna władza nie lubi uszczuplania swych prerogatyw, przeciwnie, wykazuje dużą konsekwencję w powiększaniu zakresu własnych możliwości, więc emancypacja społeczna jednostek zawsze miała pod górkę. Zasada powszechności też napotykała na opory, bo uznanie, że kolor skóry (dawny synonim przynależności rasowej) w żaden sposób nie ogranicza godności człowieka, że nie odbiera praw obywatelskich wiązało się z koniecznością rezygnacji z pracy niewolniczej, która przez stulecia stanowiła atrakcyjny, bo efektywny sposób bogacenia się bez nadmiernych nakładów własnych.

Ale proces uniwersalizacji tych uprawnień, czyli dążenie do objęcia prawami człowieka każdej istoty, która jest zrodzona z kobiety, to już miniony etap. Teraz daje się zaobserwować raczej próby uzupełniania katalogu praw nowymi, najdzikszymi wręcz pomysłami. Bez dbałości o logikę, o elementarną zborność mieniących się wszystkimi kolorami tęczy propozycji, które wnosi choćby agenda gender. Tzw. prawo do wyboru płci, w dowolnym wieku, z powtórzeniami ad libitum, dobrze ilustruje, co mam na myśli.

Wracając do nomadów od Sorosa... Owszem, fakt urodzenia się zapewnia każdemu prawo do decydowania o swym życiu. Człowiek nie jest raz na zawsze przypisany do konkretnego miejsca. We własnej ojczyźnie ma pełnię uprawnień, przynajmniej tych, jakie realnie przysługują jego ziomkom. Jeśli jednak chce podróżować czy trwale zmienić miejsce pobytu, musi nie tylko pamiętać, że przyjeżdża się do zwyczaju, ale i spełnić warunki, przewidziane prawem kraju nowego osiedlenia. Żywiołowa wędrówka ludów, w rodzaju naporu Alanów, Wandalów czy Wizygotów na cesarstwo zachodniorzymskie, nie wchodzi przecież w grę. Czyż to nie sami piewcy postępu twierdzą, że nie ma powrotu do przeszłości?
 
Waldemar Żyszkiewicz

[pierwodruk w Obywatelskiej. Gazecie Kornela Morawieckiego, nr 144/2017]
 

 

POLECANE
Karol Nawrocki o sytuacji na granicy z Niemcami: Zwołam Radę Gabinetową Wiadomości
Karol Nawrocki o sytuacji na granicy z Niemcami: Zwołam Radę Gabinetową

Prezydent elekt Karol Nawrocki zapowiedział w poniedziałek, że po zaprzysiężeniu na prezydenta, czyli po 6 sierpnia, zwoła Radę Gabinetową w sprawie sytuacji na zachodniej granicy z Niemcami. Podkreślił, że będzie chciał poznać wszelkie dane statystyczne dot. nielegalnych migrantów.

Starcie Donalda Tuska z Samuelem Pereirą Wiadomości
Starcie Donalda Tuska z Samuelem Pereirą

Podczas poniedziałkowej konferencji prasowej doszło do starcia między Donaldem Tuskiem z Samuelem Pereirą. Dziennikarz wPolsce24 zapytał się szefa rządu na temat nagrań udostępnionych przez jego stację. Chodzi o taśmy z udziałem Romana Giertycha.

Pokojowe cuda Trumpa tylko u nas
Pokojowe cuda Trumpa

Nie wiemy, ilu ludziom ocalił życie w ostatnich tygodniach Donald Trump. Nie da się tego policzyć. Jednak jest pewne, że wielu mieszkańcom Afryki i Azji.

Nie dam się zastraszyć. Robert Bąkiewicz odpowiada Tuskowi ws. Ruchu Obrony Granic Wiadomości
"Nie dam się zastraszyć". Robert Bąkiewicz odpowiada Tuskowi ws. Ruchu Obrony Granic

Lider Ruchu Obrony Granic Robert Bąkiewicz zamieścił oświadczenie ws. wypowiedzi premiera Donalda Tuska na temat sytuacji na granicy z Niemcami.

Kto będzie w Kancelarii Prezydenta odpowiadał za sprawy międzynarodowe? Karol Nawrocki ujawnił nazwisko polityka
Kto będzie w Kancelarii Prezydenta odpowiadał za sprawy międzynarodowe? Karol Nawrocki ujawnił nazwisko

Prezydent elekt Karol Nawrocki w rozmowie na antenie Polsat News poinformował, kto w jego kancelarii będzie odpowiadał za sprawy międzynarodowe.

Jacek Sasin o sytuacji w PiS: Nie zmienia się zwycięskiego lidera polityka
Jacek Sasin o sytuacji w PiS: Nie zmienia się zwycięskiego lidera

– Nie zmienia się zwycięskiego lidera w czasie wyścigu wyborczego, a my jesteśmy na początku drogi – podkreślił Jacek Sasin, komentując kongres PiS oraz wybór Jarosława Kaczyńskiego na prezesa ugrupowania.

Teheran nie zrezygnuje ze wzbogacania uranu? Jest komunikat ambasadora Iranu Wiadomości
Teheran nie zrezygnuje ze wzbogacania uranu? Jest komunikat ambasadora Iranu

Ambasador Iranu przy ONZ Amir Said Irawani zadeklarował, że jego kraj "nigdy nie przestanie wzbogacać uranu". Dyplomata argumentował w wywiadzie dla amerykańskiej telewizji CBS, że Teheran ma do tego "niezbywalne prawo" jako państwo-strona traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT).

Andrzej Duda: Dziękuje wszystkim, którzy zaangażowali się w ochronę granicy Wiadomości
Andrzej Duda: Dziękuje wszystkim, którzy zaangażowali się w ochronę granicy

Prezydent Andrzej Duda podziękował wszystkim, którzy działają na granicy z Niemcami, m.in. tym osobom, które zaangażowały się w Ruch Obrony Granic.

Nowy komunikat Sądu Najwyższego. Tak wyglądała część protestów wyborczych Wiadomości
Nowy komunikat Sądu Najwyższego. Tak wyglądała część "protestów wyborczych"

Sąd Najwyższy opublikował dokumenty, którymi nie zajmie się w ramach protestów wyborczych. W komunikacie podkreśla, że otrzymał na przykład wydruki wiadomości mailowej od Romana Giertycha, w której znajdowała się instrukcja składania protestu wyborczego.

Kim był Tadeusz Duda? Sąsiedzi mordercy spod Limanowej przerywają milczenie z ostatniej chwili
Kim był Tadeusz Duda? Sąsiedzi mordercy spod Limanowej przerywają milczenie

Tadeusz Duda, 57-latek ze Starej Wsi pod Limanową, zabił swoją córkę i zięcia, a także ciężko ranił teściową. Choć dramatyczne wydarzenia rozegrały się w piątek 27 czerwca, z każdym dniem na jaw wychodzą kolejne szczegóły. Mieszkańcy Starej Wsi, Zalesia i Młyńczysk opowiadają o tym, kim był Duda i jak doszło do koszmaru, którym od kilku dni żyje cała Polska.

REKLAMA

Waldemar Żyszkiewicz: Fałszywe prawa człowieka

Czy chciałbyś mieszkać w stolicy kraju, przy trakcie królewskim, niedaleko pałacu prezydenckiego, w mieszkaniu stanowiącym część, może nawet całość piano nobile, tej najbardziej eleganckiej kondygnacji dawnych okazałych kamienic i rezydencji? A któż by nie chciał gwiazdki z nieba...
 Waldemar Żyszkiewicz: Fałszywe prawa człowieka
/ screen YouTube
Rzecz w tym, że taką gwiazdkę z nieba milionom ludzi z całkiem odmiennych kultur oraz innych cywilizacji proponuje z głupia frant pewien spekulant giełdowy, destruktor światowego ładu. I jak dotąd, bezkarnie mami ludzi, w tym wysoki menedżment Unii Europejskiej, twierdząc, że owa wyśniona gwiazdka z nieba leży właśnie na naszej ulicy.
 
Inni są inni
Skrajny irracjonalizm ideologii głoszonej i finansowanej przez George’a Sorosa (właśc. György’a Schwartza) może skłaniać do jej lekceważenia lub przynajmniej niedoceniania poważnych zagrożeń, jakie niesie nasilający się w ciągu ostatnich lat proces nomadyzacji, czyli nagła wędrówka ludów, zamieszkujących kraje położone na południowym oraz wschodnim wybrzeżu Morza Śródziemnego.

Dla czytelności obrazu dodajmy, że idzie w tym przypadku o ludy nie tylko kulturowo czy rasowo odmienne, ale i prowadzące od wieków radykalnie inny tryb życia. I nie mam tu na myśli różnic o charakterze etnograficznym, przejawiających się kolorystyce strojów, doborze stosowanych w kuchni przypraw czy osobliwości uprawianej muzyki. Idzie mi raczej o ogromne różnice kulturowe w relacjach mężczyzna-kobieta. Także o ograniczanie pojęcia bliźniego do wyznawców tej samej narodowości i/lub tej samej religii, a niekiedy wyłącznie do jednego jej odłamu. Istotną specyfikę stanowi też brak uznania dla pracy jako naturalnego wymiaru ludzkiego bytowania czy wreszcie zasadniczo odmienny stosunek do takich kategorii, jak prawda i czas. Co, w przypadku bliskiego sąsiedztwa, musi niestety rodzić problemy.
 
Na pierwszy rzut oka, koncept sztucznie tworzonego kulturowo-etnicznego tygla, o którym przed wiekiem zamarzył sobie Richard Coudenhove-Kalergi, a którego realizację (według zaktualizowanej recepty Barbary Lerner-Spectre ze sztokholmskiego Instytutu Paideia) pośpiesznie finansuje teraz wspomniany wyżej Soros, może wydawać się zbyt absurdalny, by się nim szczególnie przejmować. Bo przecież, powie wielu, Polska to nie Ameryka, a Warszawa czy Gdańsk to nie Berlin ani Manchester...

Jeśli jednak wziąć pod uwagę globalny zakres przedsięwzięcia, ogromne nakłady finansowe, ogrom i konsekwencję działań propagandowych w tym zakresie, zdolność do kształtowania polityki państw oraz organizacji ponadpaństwowych, czy wreszcie jawną dyspozycyjność wobec tej idei wielu frontmenów światowej oraz unijnej sceny politycznej, to wniosek nasuwa się tylko jeden: dalsza zwłoka i brak zdecydowanych przeciwdziałań skaże nas na życie, w takim codziennym koszmarze, jaki obserwujemy dziś w wielu stolicach i metropoliach Zachodu.

Stały konflikt na tle nieusuwalnych różnic kulturowych, gettoizacja wielkich skupisk ludzkich, brutalna przemoc na co dzień, brak nie tylko poczucia bezpieczeństwa, ale przede wszystkim gwarancji, że się uniknie kalectwa albo śmierci w wyniku kolejnego zamachu terrorystycznego czy aktu zwykłego bandytyzmu. Jeszcze niedawno Polacy zazdrościli jakości życia mieszkańcom Paryża, Londynu, Brukseli czy Amsterdamu, dziś jest tam raczej więcej powodów do obaw. Toteż trzeba zrobić wszystko, żeby chroniczny stan wyjątkowy, dotkliwy dla swobód obywatelskich, ale niezdolny do zapewnienia bezpieczeństwa, nie stał się i naszą polską codziennością.
 
Koncepty wujka Sorosa
Prawa człowieka znajdują się współcześnie w samym centrum pakietu idei, w oparciu o które (przynajmniej teoretycznie) kształtuje się stosunki między ludźmi czy relacje między państwami. Do nich chętnie odwołują się politolodzy i politycy, analitycy i technolodzy współczesnego ładu międzynarodowego. Trudno się temu dziwić, związane z chrześcijańską koncepcją godności osoby ludzkiej oraz procesami emancypowania się kolejnych stanów, warstw czy klas społecznych, z rosnącym poczuciem, że bliźnim jest każdy człowiek bez względu na pochodzenie społeczne, narodowość czy wyznawaną religię – koncept praw człowieka ma naprawdę długą historię.

W sferze motywów i deklaracji historię nader szacowną, bo związaną zwykle z przełamywaniem barier stanowych, uprzedzeń rasowych, ale także z ograniczaniem skutków arbitralności władzy królewskiej, później państwowej – nad jednostką. Zdarzało się jednak i tak, że w imię dokumentów o bardzo szlachetnie brzmiącej treści dokonywano najokrutniejszych zbrodni, by przypomnieć choćby „Deklarację praw człowieka i obywatela”, czyli pochodzący z końca sierpnia 1789 roku dokument programowy francuskiej Rewolucji.

Minione stulecie dowiodło, że projekty przesadnie teoretyczne, zrodzone w umysłach spekulatywnych filozofów, zbyt żarliwych ideologów czy oderwanych od życia moralistów skłonnych do brania własnych życzeń za rzeczywistość, prowadzą zwykle do zbrodniczych w skutkach katastrof społecznych, o nieprzewidywalnej wcześniej skali. Common sense, czyli zdrowy rozsądek mówi wprost o drodze do piekła wybrukowanej dobrymi intencjami.

Dlatego napiszę krótko i wprost: ani bycie rentierem, ani rezydowanie na dobrym socjalu w eleganckim apartamencie, przy głównej ulicy stołecznego miasta nie należy niestety do katalogu powszechnych, przyrodzonych, niezbywalnych, naturalnych i niepodzielnych praw człowieka. No, nie należy! Wbrew temu, co zdaje się sugerować milionom migrantów z krajów Północnej Afryki, Bliskiego Wschodu czy niektórych regionów Azji dobry wujek Soros.  
 
Zamieszkać przy Main Street
Dla poprawienia humorów dodam, że tak okrutne urządzenie świata nie odnosi się wyłącznie do przybyszów z innych krajów, ale również do wszystkich, którzy przebywają we własnym kraju, w ojczyźnie. Po prostu, nie wszyscy zmieszczą się przy Main Street. Dość przejść się główną promenadą, zajrzeć do eleganckiej dzielnicy willowej... Ile rodzin może tam mieszkać? Warto się też zastanowić, jaki odsetek ludności mieszka przy Trakcie Królewskim czy w Zatoce Czerwonych Świń w Warszawie? I zawsze wyjdą nam znikome promile.

Czy to jakaś forma dyskryminacji, tak surowo dziś zakazanej? Nie, wręcz przeciwnie. Przecież każdy może zamieszkać przy Main Street. Wystarczy, że zostaną spełnione dwa warunki: a) zwolni się tam jakiś lokal i b) chętny będzie dysponował środkami finansowymi potrzebnymi do jego objęcia. Bo w naszej części świata, w cywilizacji łacińskiej, przyjęło się, że realizacja zamierzeń (tj. osiąganie założonych celów) wiąże się z pokonywaniem drogi dojścia, czyli wymaga spełnienia określonych, powszechnie przyjętych wymagań.

Ich miernikiem są zwykle pieniądze, co jest wprawdzie pozostałością z czasów mocno przedchrześcijańskich, ale pozwala też nadać tym wymaganiom postać zobiektywizowaną oraz w znacznej mierze eliminuje nagą przemoc. Tak więc, mobilność społeczna i mobilność geograficzna są dziś, w dobie globalnej turystyki czymś stosunkowo łatwo dostępnym dla ludzi. Łatwo, ale nie bezwarunkowo. Nie na grandę, bez paszportów, bez badań, szczepień czy kwarantann, jeśli akurat wymagają tego przepisy lub okoliczności. Na pewno, nie hop przez płot albo za Sorosem bojcy sznurem. Nie, to nie jest po europejsku. Aż dziw, że Angela z Kaźmierczaków Merkel na coś takiego poszła.
 
Katalog praw postmodernych
Z koszykiem praw człowieka od początku były zrozumiałe kłopoty. Żadna władza nie lubi uszczuplania swych prerogatyw, przeciwnie, wykazuje dużą konsekwencję w powiększaniu zakresu własnych możliwości, więc emancypacja społeczna jednostek zawsze miała pod górkę. Zasada powszechności też napotykała na opory, bo uznanie, że kolor skóry (dawny synonim przynależności rasowej) w żaden sposób nie ogranicza godności człowieka, że nie odbiera praw obywatelskich wiązało się z koniecznością rezygnacji z pracy niewolniczej, która przez stulecia stanowiła atrakcyjny, bo efektywny sposób bogacenia się bez nadmiernych nakładów własnych.

Ale proces uniwersalizacji tych uprawnień, czyli dążenie do objęcia prawami człowieka każdej istoty, która jest zrodzona z kobiety, to już miniony etap. Teraz daje się zaobserwować raczej próby uzupełniania katalogu praw nowymi, najdzikszymi wręcz pomysłami. Bez dbałości o logikę, o elementarną zborność mieniących się wszystkimi kolorami tęczy propozycji, które wnosi choćby agenda gender. Tzw. prawo do wyboru płci, w dowolnym wieku, z powtórzeniami ad libitum, dobrze ilustruje, co mam na myśli.

Wracając do nomadów od Sorosa... Owszem, fakt urodzenia się zapewnia każdemu prawo do decydowania o swym życiu. Człowiek nie jest raz na zawsze przypisany do konkretnego miejsca. We własnej ojczyźnie ma pełnię uprawnień, przynajmniej tych, jakie realnie przysługują jego ziomkom. Jeśli jednak chce podróżować czy trwale zmienić miejsce pobytu, musi nie tylko pamiętać, że przyjeżdża się do zwyczaju, ale i spełnić warunki, przewidziane prawem kraju nowego osiedlenia. Żywiołowa wędrówka ludów, w rodzaju naporu Alanów, Wandalów czy Wizygotów na cesarstwo zachodniorzymskie, nie wchodzi przecież w grę. Czyż to nie sami piewcy postępu twierdzą, że nie ma powrotu do przeszłości?
 
Waldemar Żyszkiewicz

[pierwodruk w Obywatelskiej. Gazecie Kornela Morawieckiego, nr 144/2017]
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe