Komisja Europejska zaproponowała rekordowy budżet Unii Europejskiej na lata 2028-2034 o wartości około 1,98 biliona euro. W ramach tego budżetu KE postuluje utworzenie nowego programu „AgoraEU”, którego deklarowanym celem jest promowanie różnorodności kulturowej i językowej, wspieranie sektora kultury, mediów i przemysłu audiowizualnego oraz ochrona wolności artystycznej i praw obywatelskich. Na program „AgoraEU” zaproponowano przeznaczenie kwoty w wysokości około 8,6 mld euro, co jest ponad dwukrotnym wzrostem w porównaniu do obecnych odpowiedników tych programów. Zwiększenie środków na organizacje społeczeństwa obywatelskiego ma częściowo zrekompensować lukę powstałą po zamrożeniu finansowania organizacji pozarządowych o profilu lewicowo-liberalnym z programu USAID.
W ostatnich dniach w polskim internecie pojawiło się wiele nagrań i komentarzy dotyczących koncertu białoruskiego rapera Maksa Korża w Warszawie. Niestety, w dużej części dyskusji można zauważyć uproszczenia, błędne założenia, a nawet elementy dezinformacji. Warto więc uporządkować fakty i wytłumaczyć tło wydarzeń, szczególnie dla polskich odbiorców, którzy nie śledzą na co dzień realiów społecznych Europy Wschodniej.
Najnowszy raport KE z 2025 r. o praworządności w Polsce odchodzi od dotychczasowej krytyki Polski na rzecz pochwał dla obecnego rządu. Publikacja obfituje w pochwały za deklaracje reform, mimo braku rzeczywistych zmian w systemie prawnym. Pojęcie praworządności w UE pozostaje niezdefiniowane, co umożliwia polityczne manipulacje i subiektywne oceny, jak w przypadku mechanizmu warunkowości stosowanego wobec Polski. KE nagradza rząd za obietnice działań, np. w kwestii rozdzielenia funkcji Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego, ignorując brak konkretnych zmian legislacyjnych. Raport pomija kontrowersje, takie jak siłowe przejęcie mediów publicznych i Prokuratury Krajowej oraz inne przypadki rażących naruszeń zasad rządów prawa. Działania KE, w tym pochwały za deklaracje i milczenie wobec naruszeń, wskazują na polityczny charakter raportów o praworządności.
Miała być rewolucja lub zamach stanu ale wszyscy lub prawie wszyscy przyszli grzecznie na Zaprzysiężenie i wysłuchali jednego z najlepszych przemówień politycznych ostatnich dziesięcioleci. Żeby zostać Robespierrem czy Leninem też trzeba być człowiekiem pewnego kalibru.
W związku ze zgłoszeniami zaniepokojonych mieszkańców Skierniewic Instytut Ordo Iuris złożył wniosek o udostępnienie informacji publicznej do skierniewickiego domu dziecka. Wniosek miał na celu potwierdzenie doniesień, jakoby w Placówce Opiekuńczo-Wychowawczej „Dom” w Skierniewicach nadal przebywali nielegalni imigranci. Według Placówki na dzień 17 lipca 2025 r. w ośrodku przebywało 3 wychowanków obywatelstwa polskiego i 2 gwinejskiego. W czerwcu bieżącego roku z Placówki uciekło 3 nielegalnych imigrantów, jednakże dwóch Gwinejczyków zostało zatrzymanych na przejściu granicznym w Słubicach. Według doniesień medialnych mieli trafić znowu do Placówki w Skierniewicach.
Kolejna rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego za nami. Coraz mniej jest wśród nas naocznych świadków dramatycznych wydarzeń z przeszłości. Kilkuletnie dzieci z płonącej Warszawy, jeśli żyją, są dobiegającymi do dziewięćdziesiątki staruszkami. Odchodzą ale zostaje pamięć o Powstaniu, wyrażająca się między innymi w sztuce ulicy.
Wciąż nierozwiązana pozostaje sprawa rodziny Klamanów, którym w lipcu 2024 r. szwedzcy urzędnicy odebrali dzieci na terytorium Polski (działając za przyzwoleniem polskiego sądu) i wywieźli je do Szwecji. Od tego czasu dzieci nie mają kontaktu z rodzicami. Polskie Ministerstwo Sprawiedliwości, w odpowiedzi na pismo skierowane przez Instytut Ordo Iuris, stwierdziło, że nie zamierza podejmować żadnych kroków w celu powrotu małoletnich do Polski.
Jeszcze nie było zaprzysiężenia, jeszcze prezydent elekt nie zdążył wprowadzić się do swojej nowej siedziby a już zaczął wywierać wpływ na krajową politykę i to wpływ znaczny. Być może znajdujemy się na początku najbardziej dynamicznej, najbardziej aktywnej prezydentury ostatnich dziesięcioleci.
Prawda jest wyrazem najwyższego szacunku dla ofiar. Nieskrępowane poszukiwanie prawdy o historycznych zbrodniach jest najwyższą formą czci oddanej pomordowanym. Zobowiązanie do zapewnienia warunków poszukiwania i obrony prawdy historycznej spoczywa na całej wspólnocie narodowej i jest polską racją stanu.
W życiu politycznym niczego nie można być tak do końca pewnym. Nawet ogromna przewaga w zakresie posiadanych środków finansowych i parasola medialnego nie daje stuprocentowej gwarancji rządzenia. Gdzieś tam na końcu są ludzie, którzy mogą dokonać wyborów w pewien sposób nieoczywistych. O decyzje tych milionów ludzi toczy się w Polsce ostra walka.
Na chwilę obecną dni Koalicji 13 Grudnia zdają się być policzone, proces rozkładu na naszych oczach przyspiesza. Problem w tym, że nie wiemy dokładnie ile tych policzonych dni jeszcze zostało. Nie wiemy też, czy prawicowa opozycja szykująca się do przejęcia władzy, ma spójny plan działania.
Dłużej klasztora niż przeora, jak mawia stare przysłowie. Gdy państwo dostaje się pod rządy niekompetentnych ludzi, obywatele, wspólnota narodowa, przejmują sprawy w swoje ręce, co widzimy teraz chociażby na granicy polsko-niemieckiej.
Problem w tym, że ewentualnego szyickiego zamachowca, który zginie podczas akcji czeka wielka nagroda w niebie, czyli seksualna uczta z 72 dziewicami (Tirmidhi, 1663). A według świętych pism współżycie z jedną dziewicą może trwać aż 70,000 lat (!). Jak widać istotnie żyjemy w dwóch światach, dla nas chrześcijan największą nagrodą w życiu pozagrobowym jest bliskość z Bogiem, osiągnięcie doskonałej mądrości i oświecenia, a nie jakieś obiecane seksualne fantazje…
Polski ochotnik walczący po stronie ukraińskich obrońców opowiada swoją historię. Dzieli się swoimi przemyśleniami popartym szczególnym doświadczeniem uczestnika wielkoskalowych działań wojennych.
Chociaż w walkach na wschodzie Ukrainy wciąż jeszcze dochodzi do sytuacji jak z I Wojny, to coraz więcej mamy sygnałów, że ciężar walk przejmuje na siebie sztuczna inteligencja. Kiedy i czy w ogóle doczekamy się armii zrobotyzowanych żołnierzy – to nie jest już pytanie z dziedziny sci – fi.
Uczniowie kończą lekcje, studenci zajęcia na uniwersytetach, pora zastanowić się nad kierunkiem, w jakim udamy się by spędzić wczasy. Pora też zastanowić się, dlaczego w ogóle jeździmy na wakacje, bo sprawa nie jest wcale taka jednoznaczna.
W demokracji władzę zdobywa się w wyniku wyborów i traci w wyniku wyborów. Ta prosta prawda powinna być zupełnie oczywista dla ludzi, mieniących się wielkimi demokratami. I nie powinna wywoływać większych emocji. Ale z różnych powodów - wywołuje.
Obóz lewicowo liberalny poniósł w ostatnią niedzielę kolejną porażkę wyborczą. Kolejną na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat. W ustroju demokratycznym porażka nie jest niczym niezwykłym, władzę zdobywa się i traci w wyborach. Warunkiem sprawnej demokracji jest jednak mentalną gotowość, do zaakceptowania własnej porażki a z tym ma „obóz demokratyczny” ogromny problem.
...Był Pan ambasadorem RP na Ukrainie w czasie wielkoskalowej agresji Rosji na ten kraj. Gdy Rosjanie byli już na rogatkach Kijowa, wielu dyplomatów opuściło kraj – Pan jednak został. Dlaczego? B.C.: Ambasador to jest ktoś, kto reprezentuje władze państwa wysyłającego przed władzami państwa przyjmującego. A przecież władze państwa przyjmującego – Ukrainy – nie wyjechały z Kijowa. No to dlaczego ja miałem wyjeżdżać? Wielu moich kolegów i koleżanek ambasadorów też nie chciało wyjeżdżać. Ale ich stolice, z sobie tylko znanych powodów, kazały im się ewakuować. I wielu z nich znalazło się w dużo bardziej niebezpiecznych sytuacjach podczas ewakuacji niż ja. Oczywiście, to wszystko mogło potoczyć się inaczej, np. gdyby nie nasze Pioruny, które pomogły powstrzymać rosyjski desant w Hostomelu pod Kijowem. Gdyby nie to, być może nie rozmawialibyśmy tutaj dzisiaj. Ale nieprzypadkowo ta praca nazywa się służbą zagraniczną, a nie pracą zagraniczną. Bo się służy – wspólnocie, państwu, czemuś większemu. To nie jest zajęcie od ósmej do szesnastej, gdzie jak coś mi się nie podoba, to biorę L4. Wydaje mi się też, że mamy zakodowaną pewną symbolikę. Pamiętamy przecież, że w 1920 roku nie tylko nuncjusz papieski, lecz także przedstawiciel ukraińskiego rządu nie wyjechali z Polski. A wiadomo było, co by się stało, gdyby bolszewicy dotarli do Warszawy. Nuncjusz? Być może jemu nic by się nie stało. Ale wiadomo, jaki los spotkałby przedstawiciela Kijowa. Dla nas to braterstwo (może Ukraińcy nie zawsze to tak odczytują jak my) jest może zawiedzonym, może niespełnionym uczuciem. Ale w lutym 2022 roku zadecydowała suma twardych interesów i ideałów romantycznych. Prezydent Duda przyjechał do Kijowa 23 lutego z prezydentem Litwy Nausedą, żeby powiedzieć prezydentowi Zeleńskiemu, że będziemy stali z nim ramię w ramię bez względu na to, co się wydarzy. A ja wtedy siedziałem obok. I nikt nie musiał dodawać, że w moim przypadku to „ramię w ramię” miało sens dosłowny.
Wspólnota narodowa czy etniczna musi od czasu do czasu stawać przed wyborem. Albo zachowa swoją tożsamość i będzie kontynuować swój byt albo ulegnie wpływom zewnętrznym i rozpłynie się wśród innych ludów, pozostawiając jedynie ślad w kronikach przeszłości. Dzisiaj jesteśmy jako Polacy przed podobną próbą.