Czułostkowy bambinizm w świecie sztuki

„Do serca przytul psa/ Weź na kolana kota/ Weź lupę, popatrz – pchła!/ Daj spokój, pchła to też istota” – apelował Kabaret Elita ponad pół wieku temu. Jan Kaczmarek, autor słów i wykonawca utworu, winien zostać uznanym profeto-bardem eko-nurtu w kulturze.
Królik domowy na tle obrazów, zdjęcie podglądowe Czułostkowy bambinizm w świecie sztuki
Królik domowy na tle obrazów, zdjęcie podglądowe / Wikipedia CC BY-SA 4.0 / Shai Asor

Z biegiem lat, biegiem dni przybrało różne postaci. Od czułostkowego bambinizmu po agresywną ewangelizację wyznawców tradycyjnych wartości. Uczcie się, wstecznicy: zwyczajna ludzka familia to już przeszłość, „dziadocen”. Nawet patchworkowe rodzinne konstrukty – do lamusa. Teraz „our big family” poszerzamy o osobopsy, osobokoty, osobopapugi czy co tam jeszcze mamy w inwentarzu. A, i koniecznie zadbajmy o nadanie pupilowi „psiesela”, żeby miał osobowość prawną, zaś w razie wychowawczych trudności postarajmy się o psiego/kociego/innego behawiorystę. Słyszałam niedawno o depresji świnki morskiej, którą poddano skutecznej terapii. Cena nie gra roli, gdyż chodzi o psychiczny dobrostan członka rodziny, ergo – podstawowej komórki społecznej, a w konsekwencji – całego społeczeństwa. 

 

Osobołoś

Proekologiczne uczucia wzmaga nawałnica amatorskich filmików publikowanych w mediach społecznościowych, których bohaterami są wspomniane powyżej „osobozwierzęta”. Pisane bądź domyślne komentarze uczłowieczają wszelką żywinę, przypisując jej samoświadomość i zdolność aksjologicznego myślenia. A nade wszystko – etykę, czyli powinności moralne.

Dany trend spotkał się z mocnym odzewem ze strony artworldu. I nie chodzi o oldskulową już antropomorfizację fauny (vide – filmy Disneya) ani o skądinąd wzruszające sceny (malarskie) z udziałem świętego Franciszka zakumplowanego z ptactwem oraz inną gadziną. Chodzi o koncepcję zrównującą wszelkie pozaludzkie egzystencje wobec Natury (nie Boga, bo Go przecież nie ma!). A one mają duszę! Czują, myślą, nawiązują kontakt z innymi rozumnymi istotami. Spojrzyj w oczy karpia, zanim zjesz go na wigilię: zobaczysz „byt, który w swym byciu do tego bycia świadomie się odnosi”. Współcześni ekopropagandyści nie mają (na ogół) większego pojęcia o Arystotelesowskiej ontologii, ale tworzą własne myślowe konstrukty, kształtowane przez wielki biznes sterujący ekosystemem. Łatwo zapalać młode umysły, jeśli da się im na żer kontradyktoryjność: okrucieństwo człowieka – łza w oku osobosarny. Cybercywilizacja kontra przegrzana planeta. Ludzkie niezrozumienie wobec „rozumowania” łosia, który stał się synonimem „osobozwierzęcia” (kto ciekaw, odsyłam do nagrania na platformie X o nietypowym zachowaniu łosia na polskich mokradłach w obliczu czegoś, co go niepokoi). „Która część to osoba, a która zwierzę?” – przytomnie zapytała jedna z internautek. Te rzewne „dowody” na „myślenie” pozaludzkich istot chętnie wykorzystują artyści (raczej młodzi), podatni na ideologiczną młóckę, na pohybel rozumowi. Zaczęło się od zwierząt, ale już przypisuje się emocje, pamięć i umiejętność planowania reprezentantom flory. 

 

Śladami chwastów 

Pochyl się więc nad pokrzywą i wsłuchaj w jej opowieść. To też jest twoja matka Natura. Nie wierzysz? Masz szansę poprzez sztukę. Coraz częściej artysto-eko-działacze zapraszają nie na wystawy, lecz na spacery tropami miejskich samosiejek, upatrując w tym ujścia dla kreatywności własnej i odbiorców. O, jakie piękne badziewie, przebija się przez wysypisko śmieci, a jakie zielone, jakie żywotne! I dalej przekonywać, że miejskie chwasty niosą emocjonalny potencjał poprzez swoją umiejętność adaptacji do trudnych betonowych warunków. Na chwasty jako dzieła sztuki idzie spora kasa. Przykłady: „osoby studiujące” w gdyńskiej School of Form proponowały (sierpień 2024 r.) wystawę „Synantropy. Czego uczą nas chwasty?”, której celem były „badania nad roślinami synantropijnymi jako pretekst do zgłębiania złożonych ludzko-nie-ludzkich relacji współistnienia i zależności.

Poprzez eksplorację mikrokosmosu ruderalnego królestwa osoby uczestniczące w projekcie stworzyły persony chwastów – wyimaginowane biografie oparte na ich charakterystycznych cechach, potrzebach, marzeniach oraz relacjach z otoczeniem”. Albo tak – „Chwasty”, instalacja z łąki przeniesionej z Beskidu Niskiego do przestrzeni Miejsce Projektów Zachęty autorstwa Karoliny Grzywnowicz (2015) była rekonstrukcją z roślin jako nośnikach historii społecznej i politycznej. Pięć lat później (2020) w tym samym miejscu – „Chwasty i ludzie” Anny Siekierskiej, absolwentki ASP, aktywistki na rzecz przyrody, która postrzega „nieużytki jako miejsca pozytywne, dające szansę na ocalenie naturalnie rozwijających się w mieście przyrodniczych ekosystemów. Projekt jest swoistym manifestem przeciw marginalizowaniu obecności nie-ludzkich sąsiadów (takich jak wolno żyjące rośliny i zwierzęta). Artystka uważa, że środowisko można uzdrowić poprzez zaniechanie typowo ludzkiej ingerencji”. A co o tym sądzą najbardziej zainteresowane byty?

 

Z punktu widzenia owcy 

Melania spokojnie przeżuwała siano i przyglądała się swoim fanom. „Skoro chcą patrzeć, jak się posilam i jak wydalam, niech im będzie. Tylko… trochę tu nudno. Nie ma koleżanek z zagrody, nikt do mnie nie zameczy. Mówią, że jestem piękna jak z obrazka. Nawet zastępuję obrazek. Podobno awansowałam: stałam się dziełem sztuki”. 

Minęło 13 lat, od kiedy czarna owca Melania (wypożyczona z zoo) robiła furorę w łódzkiej galerii Atlas Sztuki (już nieistniejącej) jako żywy eksponat „zaprojektowany” przez duet Tatiana Czekalska + Leszek Golec. Pokaz w Łodzi nosił tytuł „Contract Killer” – że to my, ludzie, jesteśmy płatnymi kilerami. Pamiętam tamto wydarzenie, jako że zapoczątkowało serię podobnych – z użyciem żywych zwierząt w celu zaprotestowania w obliczu ludzkiego okrucieństwa stosowanego wobec braci mniejszych. A także, by uświadomić, że jestestwo przedstawicieli fauny niewiele, a może wcale, nie różni się od samoświadomości ludzkiej. 

Obłęd zaczął się na dobre kilkanaście lat temu. W galeriach sztuki „puszkowano” żywe ptaki, koty i inne zwierzęta, by widzowie odkryli ich urodę plus emocjonalny potencjał. Mało kto z tych artystyczno-prozwierzęcych czujek przejmował się, że jakaś papużka falista padła, nie wytrzymując stałej konfrontacji z anonimową publicznością; że kot wyłysiał, stresując się przebywaniem w obcym otoczeniu i sraniem do kuwety pod okiem przypadkowych obserwatorów. A, jeszcze coś: para Czekalska/Golec przygarnęła kota angorę, którego „przekonali” do weganizmu. Znaczy, w diecie sierściucha nie było żadnych ryb ani preparatów z mięsem. Podobno jego sierść pięknie pachniała, ale czy właściciel futra był z tego kontent?

 

Ikona hipokryzji

W latach 90. ogólnopolski szum wywołała praca dyplomowa Katarzyny Kozyry „Piramida zwierząt”, czyli konstrukcja z czterech całopostaciowo wypreparowanych zwierzaków (koń, pies, kot, kogut). Ta „naturalistyczna” rzeźba weszła do kanonu sztuki krytycznej, ba! stała się ikoną tamtej dekady. Od dawna pojawia się – już bez kontrowersji – na rozlicznych przeglądach naszego art-wizu (choć konikowi nóżka trochę okulała…). Wtedy, w 1993 roku, Kozyra tak tłumaczyła powód powstania dzieła: „Zrobiłam to z wewnętrznej potrzeby postawienia pytania: czy odczuwamy jeszcze obecność śmierci, jedząc kotlety, stosując kosmetyki lub używając innych produktów pochodzenia zwierzęcego […]. Piramida zwierząt mówi o hipokryzji społeczeństwa uznającego, że uśmiercanie zwierząt jest cywilizowane i uzasadnione, jeśli zaspokaja praktyczne potrzeby i jest przeprowadzone w sposób przemysłowy, poza zasięgiem wzroku konsumentów”.

A Melania to co, pies? Znaczy – nie stworzenie Boże, którego wprawdzie nie uśmiercono, ale czyż jej galeryjna obecność nie świadczy o dwulicowości obrońców praw zwierząt? Ja wiem, zdarzali się performerzy, którzy wielodniowo (a nawet dłużej) bytowali w przybytkach sztuki, pozwalając przypadkowemu audytorium podglądać/oglądać ich w trakcie życiowych czynności, jakkolwiek by nie były banalne, nudne, żenujące. Czy aby skłonność do voyeryzmu nie leży u podstaw ekspozycyjnego „melaniowania” (mój neologizm)? Przecież zwierzę wystawione w galerii to też zaburzenie jego ekosystemu, nawet jeśli to udomowione bydlątko. 

 

Selfie z psem 

Trochę później (2021) – pojawiła się taka propozycja w Muzeum Warszawy: „Zwierzęta w Warszawie. Tropem relacji”. Była to próba spojrzenia na stolicę z zoocentrycznej perspektywy – toteż w ich ogniskowej znalazły się małże „pracujące” w Grubej Kaśce czy uratowana z hodowli wietnamska świnka Lily, pupilka ursynowskiej rodziny, która dla ulubienicy zmieniła adres. Autorzy ekspozycji wzięli pod lupę obecność zwierząt w mieście i stopniową zmianę ich statusu. Zaznaczali też, że ta ewolucja nie jest zakończona. To miał być głos w obronie miejskiej przyrody i świadectwo zmian w sposobie jej postrzegania. Ale… może to pójdzie w inną stronę? 

Kilka miesięcy temu widziałam w stołecznej galerii Raster wystawę czempionki tej „stajni”. Aneta Grzeszykowska dała się zjeść (dosłownie!) swoim dwóm psom. Proces konsumpcji widzimy na fotografiach. Naturalistyczne rzeźby, przedstawiające fragmenty ciała artystki, spreparowane ze świńskiej skóry, do złudzenia imitującej ludzką, rzuciła pupilom na pożarcie. A one – i owszem, uznały, że to smakołyk. I nie zważając na podobieństwo do swej pani, pożarły ją jak froliki. Akt „kanisbalizmu” (to chyba odpowiednie słowo – wszak „canis” to pies) udokumentowała sama Grzeszykowska, tytułując serię zdjęć z wydarzenia „Selfie z psem”. Cytując kuratora, „tożsamość zwierząt zostaje odzyskana i wyrażona performatywnie zgodnie z ich fizjologią”. Nareszcie!


 

POLECANE
1 maja Solidarność obchodzi święto św. Józefa Robotnika gorące
1 maja Solidarność obchodzi święto św. Józefa Robotnika

1 maja ludzie pracy z całej Polski przybywają do Kalisza, aby wspólnie uczestniczyć Ogólnopolskiej Pielgrzymce Robotników do św. Józefa. Podczas tej wyjątkowej uroczystości pracownicy i pracodawcy jednoczą się, by razem modlić się o wstawiennictwo patrona ludzi pracy.

Jerzy Kwaśniewski: Barbarzyńskie praktyki aborcyjne w Polsce muszą się skończyć! gorące
Jerzy Kwaśniewski: Barbarzyńskie praktyki aborcyjne w Polsce muszą się skończyć!

W Wielkim Tygodniu – gdy wspominaliśmy męczeńską śmierć Jezusa – wielu Polaków usłyszało o niewinnej śmierci… 9-miesięcznego Felka (takie zmienione imię nadali mu dziennikarze „Gazety Wyborczej”).

Nie żyje Tomasz Jakubiak. Znany kucharz i juror miał 41 lat z ostatniej chwili
Nie żyje Tomasz Jakubiak. Znany kucharz i juror miał 41 lat

Znany kucharz Tomasz Jakubiak zmarł 30 kwietnia 2025 roku w wieku 41 lat. Informację przekazała jego rodzina.

Stanowski opuścił studio podczas rozmowy z Maciakiem z ostatniej chwili
Stanowski opuścił studio podczas rozmowy z Maciakiem

Krótko trwała środowa rozmowa na Kanale Zero z kandydatem na prezydenta Maciejem Maciakiem. Krzysztof Stanowski wyszedł ze studia, po tym, jak Maciak chwalił Putina.

Niemcy cichym wspólnikiem Rosji w destabilizacji Polski gorące
Niemcy cichym wspólnikiem Rosji w destabilizacji Polski

Inżynieria przymusowej migracji stała się bezprecedensową formą nacisku, za pomocą której Federacja Rosyjska realizuje swoje interesy geopolityczne. Wszystko wskazuje na to, że cichymi wspólnikami Rosji w planach zdestabilizowania państwa polskiego są Niemcy. Działania rządu w Berlinie idealnie wpisują się w rosyjską strategię. Czy to oznacza, że aktualna mimo wojny na Ukrainie budowa przestrzeni od Władywostoku do Lizbony ma się dokonać na gruzach państwa i Narodu Polskiego?

Dziwne zachowanie Trzaskowskiego w Olsztynie. Jest nagranie z ostatniej chwili
Dziwne zachowanie Trzaskowskiego w Olsztynie. Jest nagranie

Rafał Trzaskowski spotkał się z mieszkańcami Olsztyna na miejskiej plaży. Fragment przemówienia kandydata KO wzbudził spore zainteresowanie internautów.

Europoseł z Francji przywiozła do Warszawy setki pigułek aborcyjnych z ostatniej chwili
Europoseł z Francji przywiozła do Warszawy setki pigułek aborcyjnych

29 kwietnia 2025 r. poseł Mathilde Panot i europoseł Manon Aubry dostarczyły do Warszawy 300 pigułek aborcyjnych. Francuzki zapowiedziały, że wyślą ich więcej.

Gazowa hipokryzja Niemiec. Tak do Europy trafiają miliardy metrów sześciennych rosyjskiego gazu Wiadomości
Gazowa hipokryzja Niemiec. Tak do Europy trafiają miliardy metrów sześciennych rosyjskiego gazu

Chociaż Niemcy publicznie deklarują odejście od rosyjskich surowców, rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Jak ujawnia niemiecki tygodnik „Der Spiegel”, niemiecka państwowa spółka SEFE (następczyni niemieckiego oddziału Gazpromu) sprowadza do kraju ogromne ilości rosyjskiego skroplonego gazu ziemnego (LNG) – często omijając własne zakazy i ukrywając faktyczny kierunek dostaw.

Debata prezydencka TVP. Ostra reakcja KRRiT z ostatniej chwili
Debata prezydencka TVP. Ostra reakcja KRRiT

KRRiT krytykuje wykluczenie Telewizji Republika z debaty prezydenckiej TVP z udziałem TVN i Polsatu, która odbędzie się 12 maja.

Słowa Grzegorza Brauna podczas debaty. Jest reakcja prokuratury gorące
Słowa Grzegorza Brauna podczas debaty. Jest reakcja prokuratury

Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga wszczęła w środę dochodzenie w sprawie znieważenia Żydów oraz nawoływania do nienawiści w trakcie poniedziałkowej debaty kandydatów na prezydenta. Chodzi o zachowanie Grzegorza Brauna w trakcie debaty prezydenckiej "Super Expressu".

REKLAMA

Czułostkowy bambinizm w świecie sztuki

„Do serca przytul psa/ Weź na kolana kota/ Weź lupę, popatrz – pchła!/ Daj spokój, pchła to też istota” – apelował Kabaret Elita ponad pół wieku temu. Jan Kaczmarek, autor słów i wykonawca utworu, winien zostać uznanym profeto-bardem eko-nurtu w kulturze.
Królik domowy na tle obrazów, zdjęcie podglądowe Czułostkowy bambinizm w świecie sztuki
Królik domowy na tle obrazów, zdjęcie podglądowe / Wikipedia CC BY-SA 4.0 / Shai Asor

Z biegiem lat, biegiem dni przybrało różne postaci. Od czułostkowego bambinizmu po agresywną ewangelizację wyznawców tradycyjnych wartości. Uczcie się, wstecznicy: zwyczajna ludzka familia to już przeszłość, „dziadocen”. Nawet patchworkowe rodzinne konstrukty – do lamusa. Teraz „our big family” poszerzamy o osobopsy, osobokoty, osobopapugi czy co tam jeszcze mamy w inwentarzu. A, i koniecznie zadbajmy o nadanie pupilowi „psiesela”, żeby miał osobowość prawną, zaś w razie wychowawczych trudności postarajmy się o psiego/kociego/innego behawiorystę. Słyszałam niedawno o depresji świnki morskiej, którą poddano skutecznej terapii. Cena nie gra roli, gdyż chodzi o psychiczny dobrostan członka rodziny, ergo – podstawowej komórki społecznej, a w konsekwencji – całego społeczeństwa. 

 

Osobołoś

Proekologiczne uczucia wzmaga nawałnica amatorskich filmików publikowanych w mediach społecznościowych, których bohaterami są wspomniane powyżej „osobozwierzęta”. Pisane bądź domyślne komentarze uczłowieczają wszelką żywinę, przypisując jej samoświadomość i zdolność aksjologicznego myślenia. A nade wszystko – etykę, czyli powinności moralne.

Dany trend spotkał się z mocnym odzewem ze strony artworldu. I nie chodzi o oldskulową już antropomorfizację fauny (vide – filmy Disneya) ani o skądinąd wzruszające sceny (malarskie) z udziałem świętego Franciszka zakumplowanego z ptactwem oraz inną gadziną. Chodzi o koncepcję zrównującą wszelkie pozaludzkie egzystencje wobec Natury (nie Boga, bo Go przecież nie ma!). A one mają duszę! Czują, myślą, nawiązują kontakt z innymi rozumnymi istotami. Spojrzyj w oczy karpia, zanim zjesz go na wigilię: zobaczysz „byt, który w swym byciu do tego bycia świadomie się odnosi”. Współcześni ekopropagandyści nie mają (na ogół) większego pojęcia o Arystotelesowskiej ontologii, ale tworzą własne myślowe konstrukty, kształtowane przez wielki biznes sterujący ekosystemem. Łatwo zapalać młode umysły, jeśli da się im na żer kontradyktoryjność: okrucieństwo człowieka – łza w oku osobosarny. Cybercywilizacja kontra przegrzana planeta. Ludzkie niezrozumienie wobec „rozumowania” łosia, który stał się synonimem „osobozwierzęcia” (kto ciekaw, odsyłam do nagrania na platformie X o nietypowym zachowaniu łosia na polskich mokradłach w obliczu czegoś, co go niepokoi). „Która część to osoba, a która zwierzę?” – przytomnie zapytała jedna z internautek. Te rzewne „dowody” na „myślenie” pozaludzkich istot chętnie wykorzystują artyści (raczej młodzi), podatni na ideologiczną młóckę, na pohybel rozumowi. Zaczęło się od zwierząt, ale już przypisuje się emocje, pamięć i umiejętność planowania reprezentantom flory. 

 

Śladami chwastów 

Pochyl się więc nad pokrzywą i wsłuchaj w jej opowieść. To też jest twoja matka Natura. Nie wierzysz? Masz szansę poprzez sztukę. Coraz częściej artysto-eko-działacze zapraszają nie na wystawy, lecz na spacery tropami miejskich samosiejek, upatrując w tym ujścia dla kreatywności własnej i odbiorców. O, jakie piękne badziewie, przebija się przez wysypisko śmieci, a jakie zielone, jakie żywotne! I dalej przekonywać, że miejskie chwasty niosą emocjonalny potencjał poprzez swoją umiejętność adaptacji do trudnych betonowych warunków. Na chwasty jako dzieła sztuki idzie spora kasa. Przykłady: „osoby studiujące” w gdyńskiej School of Form proponowały (sierpień 2024 r.) wystawę „Synantropy. Czego uczą nas chwasty?”, której celem były „badania nad roślinami synantropijnymi jako pretekst do zgłębiania złożonych ludzko-nie-ludzkich relacji współistnienia i zależności.

Poprzez eksplorację mikrokosmosu ruderalnego królestwa osoby uczestniczące w projekcie stworzyły persony chwastów – wyimaginowane biografie oparte na ich charakterystycznych cechach, potrzebach, marzeniach oraz relacjach z otoczeniem”. Albo tak – „Chwasty”, instalacja z łąki przeniesionej z Beskidu Niskiego do przestrzeni Miejsce Projektów Zachęty autorstwa Karoliny Grzywnowicz (2015) była rekonstrukcją z roślin jako nośnikach historii społecznej i politycznej. Pięć lat później (2020) w tym samym miejscu – „Chwasty i ludzie” Anny Siekierskiej, absolwentki ASP, aktywistki na rzecz przyrody, która postrzega „nieużytki jako miejsca pozytywne, dające szansę na ocalenie naturalnie rozwijających się w mieście przyrodniczych ekosystemów. Projekt jest swoistym manifestem przeciw marginalizowaniu obecności nie-ludzkich sąsiadów (takich jak wolno żyjące rośliny i zwierzęta). Artystka uważa, że środowisko można uzdrowić poprzez zaniechanie typowo ludzkiej ingerencji”. A co o tym sądzą najbardziej zainteresowane byty?

 

Z punktu widzenia owcy 

Melania spokojnie przeżuwała siano i przyglądała się swoim fanom. „Skoro chcą patrzeć, jak się posilam i jak wydalam, niech im będzie. Tylko… trochę tu nudno. Nie ma koleżanek z zagrody, nikt do mnie nie zameczy. Mówią, że jestem piękna jak z obrazka. Nawet zastępuję obrazek. Podobno awansowałam: stałam się dziełem sztuki”. 

Minęło 13 lat, od kiedy czarna owca Melania (wypożyczona z zoo) robiła furorę w łódzkiej galerii Atlas Sztuki (już nieistniejącej) jako żywy eksponat „zaprojektowany” przez duet Tatiana Czekalska + Leszek Golec. Pokaz w Łodzi nosił tytuł „Contract Killer” – że to my, ludzie, jesteśmy płatnymi kilerami. Pamiętam tamto wydarzenie, jako że zapoczątkowało serię podobnych – z użyciem żywych zwierząt w celu zaprotestowania w obliczu ludzkiego okrucieństwa stosowanego wobec braci mniejszych. A także, by uświadomić, że jestestwo przedstawicieli fauny niewiele, a może wcale, nie różni się od samoświadomości ludzkiej. 

Obłęd zaczął się na dobre kilkanaście lat temu. W galeriach sztuki „puszkowano” żywe ptaki, koty i inne zwierzęta, by widzowie odkryli ich urodę plus emocjonalny potencjał. Mało kto z tych artystyczno-prozwierzęcych czujek przejmował się, że jakaś papużka falista padła, nie wytrzymując stałej konfrontacji z anonimową publicznością; że kot wyłysiał, stresując się przebywaniem w obcym otoczeniu i sraniem do kuwety pod okiem przypadkowych obserwatorów. A, jeszcze coś: para Czekalska/Golec przygarnęła kota angorę, którego „przekonali” do weganizmu. Znaczy, w diecie sierściucha nie było żadnych ryb ani preparatów z mięsem. Podobno jego sierść pięknie pachniała, ale czy właściciel futra był z tego kontent?

 

Ikona hipokryzji

W latach 90. ogólnopolski szum wywołała praca dyplomowa Katarzyny Kozyry „Piramida zwierząt”, czyli konstrukcja z czterech całopostaciowo wypreparowanych zwierzaków (koń, pies, kot, kogut). Ta „naturalistyczna” rzeźba weszła do kanonu sztuki krytycznej, ba! stała się ikoną tamtej dekady. Od dawna pojawia się – już bez kontrowersji – na rozlicznych przeglądach naszego art-wizu (choć konikowi nóżka trochę okulała…). Wtedy, w 1993 roku, Kozyra tak tłumaczyła powód powstania dzieła: „Zrobiłam to z wewnętrznej potrzeby postawienia pytania: czy odczuwamy jeszcze obecność śmierci, jedząc kotlety, stosując kosmetyki lub używając innych produktów pochodzenia zwierzęcego […]. Piramida zwierząt mówi o hipokryzji społeczeństwa uznającego, że uśmiercanie zwierząt jest cywilizowane i uzasadnione, jeśli zaspokaja praktyczne potrzeby i jest przeprowadzone w sposób przemysłowy, poza zasięgiem wzroku konsumentów”.

A Melania to co, pies? Znaczy – nie stworzenie Boże, którego wprawdzie nie uśmiercono, ale czyż jej galeryjna obecność nie świadczy o dwulicowości obrońców praw zwierząt? Ja wiem, zdarzali się performerzy, którzy wielodniowo (a nawet dłużej) bytowali w przybytkach sztuki, pozwalając przypadkowemu audytorium podglądać/oglądać ich w trakcie życiowych czynności, jakkolwiek by nie były banalne, nudne, żenujące. Czy aby skłonność do voyeryzmu nie leży u podstaw ekspozycyjnego „melaniowania” (mój neologizm)? Przecież zwierzę wystawione w galerii to też zaburzenie jego ekosystemu, nawet jeśli to udomowione bydlątko. 

 

Selfie z psem 

Trochę później (2021) – pojawiła się taka propozycja w Muzeum Warszawy: „Zwierzęta w Warszawie. Tropem relacji”. Była to próba spojrzenia na stolicę z zoocentrycznej perspektywy – toteż w ich ogniskowej znalazły się małże „pracujące” w Grubej Kaśce czy uratowana z hodowli wietnamska świnka Lily, pupilka ursynowskiej rodziny, która dla ulubienicy zmieniła adres. Autorzy ekspozycji wzięli pod lupę obecność zwierząt w mieście i stopniową zmianę ich statusu. Zaznaczali też, że ta ewolucja nie jest zakończona. To miał być głos w obronie miejskiej przyrody i świadectwo zmian w sposobie jej postrzegania. Ale… może to pójdzie w inną stronę? 

Kilka miesięcy temu widziałam w stołecznej galerii Raster wystawę czempionki tej „stajni”. Aneta Grzeszykowska dała się zjeść (dosłownie!) swoim dwóm psom. Proces konsumpcji widzimy na fotografiach. Naturalistyczne rzeźby, przedstawiające fragmenty ciała artystki, spreparowane ze świńskiej skóry, do złudzenia imitującej ludzką, rzuciła pupilom na pożarcie. A one – i owszem, uznały, że to smakołyk. I nie zważając na podobieństwo do swej pani, pożarły ją jak froliki. Akt „kanisbalizmu” (to chyba odpowiednie słowo – wszak „canis” to pies) udokumentowała sama Grzeszykowska, tytułując serię zdjęć z wydarzenia „Selfie z psem”. Cytując kuratora, „tożsamość zwierząt zostaje odzyskana i wyrażona performatywnie zgodnie z ich fizjologią”. Nareszcie!



 

Polecane
Emerytury
Stażowe