Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Piasek i śnieg

Można by prawie uwierzyć we wszechobecność ducha brawury, przekory, junactwa – gdyby nie fotografie, najważniejsza część tej świetnej opowieści.
Na Bliskim Wschodzie Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Piasek i śnieg
Na Bliskim Wschodzie / fot. Stanisław Andres

To nie są zdjęcia, które niosłyby lawinę nowych danych. Profil Sfinksa rozpoznają dziś już dwulatki, palmy i wielbłądy bywają (choć nie zawsze) lepiej skadrowane na instagramowych wpisach z hotelu w Tunezji. A, mówiąc bardziej serio, każdy ciekaw historii Polski w XX wieku zna także inne motywy, które pojawiają się na tej wystawie: eleganckie przedwojenne stroje, łachmany zagłodzonego łagiernika, mężczyźni w brytyjskich mundurach tropikalnych mocujący namioty w morzu piasku, capstrzyk pod dwukolorową flagą, stanowiska działek przeciwlotniczych w oliwkowym gaju. Tak, oczywiście: to szlak „armii Andersa”.

 

Porucznik Stanisław Andres

Andersa czy Andresa? Można by powiedzieć, że początek tej wystawie dała literówka, że to ona naznaczyła ją chochlikowatym, przekornym wdziękiem. Bo kariera porucznika Stanisława Andresa – fotograficzna, nie oficerska – rozwinęła się za sprawą frapującego podobieństwa dwóch nazwisk. Urodzony w 1909 absolwent Wydziału Prawa UJ, menedżer marzący wraz ze świeżo poślubioną Wandą o podróżowaniu po świecie, zmobilizowany we Wrześniu, aresztowany przez NKWD i zesłany do Workuty, dotrwał do „amnestii” i trafił jesienią 1941 r. do polskiego garnizonu w Tockoje, skąd wyprowadził go „Mojżesz” polskich zesłańców. I niemal natychmiast, przy okazji każdego meldunku, zaczęły się pojawiać pytania o pokrewieństwo, próby korygowania literówki. „Wszyscy łączyli mnie z generałem Andersem i traktowali jak jego kuzyna. «Przecież tak samo się nazywacie?!». «No, prawie tak samo! Przestawienie jednej litery» – na początku poprawiałem, wyjaśniałem. Ale potem machnąłem ręką – niech mówią, co chcą”. Jakiś rodzaj czy to renomy, czy to pogłoski o pokrewieństwie z dowódcą Polskich Sił Zbrojnych przetrwał i dawał mu carte blanche – przede wszystkim na robienie zdjęć, nie tylko sobie, lecz i kolegom, o co w warunkach wojny i zagrożenia szpiegostwem wcale nie było łatwo. 
Wolny od powinności służbowego fotografa fotografował łowienie ryb siecią w Eufracie, kompanijne kundelki, kurdyjskie i egipskie dzieciaki, osły, mury Jerozolimy, grę w brydża i kierki. Trzaskał migawkowe zdjęcia kolegom podczas wycieczek, portretował kpt. Kozickiego z żoną, a czasem sam siadał, nieco upozowany, przed obiektywem. Nie ożyłyby te zdjęcia, gdyby nie umieszczone tuż pod nimi dłuższe cytaty z opowieści wojennych (Nagranych czy spisanych? Tego nie doczytałem w katalogu). Niektóre są odkryciem, aż proszą się o książkę, o projekt badawczy – choćby anegdota o „podziałach klasowych” w polskim korpusie oficerskim („«Lordy» to oficerowie, którzy przyjechali do nas z Anglii. Nigdy nie zaznali niewoli – szczęściarze. Z kolei «ramzesi» przyszli do nas z Brygady Strzelców Karpackich. Walczyli pod Tobrukiem. Bohaterowie! A my, ta cała reszta, byliśmy dla nich «buzułuki» albo «prawosławne» – ruska zbieranina. Potem, już we Włoszech, jako dowódca baterii awansowałem. Stałem się prawosławnym «ramzesem» z zadatkiem na «lorda»”). Inne są po prostu przezabawne – jak ta o misji specjalnej w samolocie, wykorzystywanym podczas ćwiczeń artylerzystów. 

 

Migawka z Niniwy

I można by prawie uwierzyć we wszechobecność ducha brawury, przekory, junactwa – gdyby nie fotografie, najważniejsza jednak część tej świetnej opowieści. Na migawce z Niniwy, gdzie grupa oficerów i „pestek” upozowana została na tle gigantycznego lamassu, skrzydlatego byka, kilka osób rzeczywiście roześmiało się na polecenie porucznika z aparatem: patrząc w twarze kilku innych, można by pomyśleć, że to zdjęcie nie z wycieczki, lecz z pogrzebu. W jakie śniegi zapatrzyli się na irackim piasku? 

Największa wartość tej kolekcji (prócz, oczywiście, źródłowej i pamiątkowej) jest właśnie chyba w tym, że stanowi zapis nie tylko szlaku bojowego – lecz kondycji sporej części, jeśli nie wszystkich, żołnierzy „armii Andersa”. Oczywiście – była w nich determinacja i gotowość poniesienia ofiar, patriotyzm w formule II RP, wolny od drwin (zabawnym przez swoją przypadkowość, ale i wymownym znakiem jest schematyczna mapa, ukazująca szlak porucznika Andresa: czarna kreska, prowadząca z Wielkopolski pod Lwów, do Kozielska i Workuty, a potem – Mosulu, Karaczi, Kairu, Bolonii, Edynburga i Gdyni, układa się, chcąc nie chcąc, w kontur orła!). Ale też – doświadczali dużo głębszej, niż to się zwykle zdarza żołnierzom, dezorientacji. Trwali w stanie zawieszenia – między „nieprzepracowanym” (nikt wówczas nie myślał o leczeniu PTSD) koszmarem łagru, upadkiem II RP a trudną nawet do wyobrażenia przyszłością. To temat niemal nieznany, schowany pod dziarskimi obrazami Mszy i musztry. Wspomniał o nim w swoich wczesnych, „postłagrowych” powieściach Jerzy Krzysztoń – i wyziera on z tych fotografii. 

 

Zbrodnia i kara 

W rankingu „gorących tematów historycznych” (którego wyniki zresztą stale się zmieniają) ta opowieść nie figuruje pewnie w pierwszej dziesiątce (choć myślę, że przyznałbym jej prawo obecności w pierwszej dwudziestce). Na pewno nie jest tak popularna jak dzieje drugiej wojny światowej, „Chłopki” (to w Polsce), historia Bliskiego Wschodu (od biblijnej do współczesnej) czy choćby ewolucja uzbrojenia. Z pewnością jednak fenomen „inkwizycji hiszpańskiej” znalazł się na topie, jeśli idzie o uproszczenie i przerysowanie zjawiska. Zestaw osobliwych, represyjnych, często okrutnych procedur sądowych, praktyk politycznych i „polityk” intelektualnych, obecny na ziemiach Półwyspu Iberyjskiego od końca XV wieku, ewoluujący, zmieniający się w zależności od osoby panującego i biskupa, od losów Imperium Habsburgów, na przemian przygasający i ożywiany – stał się synonimem okrucieństwa, słowem kluczem, brzmiącym (jak zwykle bywa z obcymi terminami) niemal tak samo we wszystkich językach świata. Można nic nie wiedzieć o łagrach i lagrach, o „kolumnach Shermana” i piekle okopów – ale Inkwizycja jest pewnie trzecim, obok Gestapo i Włada Palownika, uniwersalnym symbolem okrucieństwa. 

Czy sprawiedliwie? Oczywiście nie, gdyby bawić się w prostą buchalterię. Liczba ofiar śmiertelnych (niewiele ponad tysiąc) niknie nie tylko na tle hekatomby wojen światowych, ale i współczesnej jej wojny trzydziestoletniej, kiedy to wojska katolickie i protestanckie wycięły trzecią część ówczesnych ziem niemieckojęzycznych. Tortury w sporej części narodziły się w wyobraźni XIX-wiecznych autorów powieści gotyckich, a te, które stosowano naprawdę – nie różniły się od katowskich praktyk stosowanych wszędzie, od Londynu po Stambuł i Kraków. W ostatnim rozdziale amerykański autor rekonstruuje zresztą losy „czarnej legendy inkwizycji” – pokazując, jak stworzyły ją pospołu lęki działaczy reformacji, angielskie obawy przez Hiszpanią i Wielką Armadą, pragnienie zatarcia pamięci o, szczególnie popularnych wśród luteranów, procesach czarownic, potem zaś – potrzeba znalezienia wymownego symbolu opresyjności i okrucieństwa Kościoła. 

 

"Biała legenda"

Czy to wystarczy, żeby stworzyć „białą legendę”? W żadnym razie, nawet jeśli położymy na szali wyjątkowo wysoki, jak na procesy sądowe w epoce nowożytnej, odsetek uniewinnień oraz stworzenie szeregu procedur „odwoławczych”, do dziś obecnych w praktyce wymiaru sprawiedliwości. Henry Kamen, rysując w pierwszym rozdziale książki szeroką panoramę ludów, języków, wiar i królestw średniowiecznego Półwyspu Iberyjskiego, pokazując, jak funkcjonowała tam (podobnie jak w dawnej Rzeczypospolitej czy na Bałkanach) „tolerancja w praktyce”, na długo przed stworzeniem terminu „tolerancja” – pokazuje zarazem, jak zawiść, chciwość (przekładająca się na pragnienie konfiskaty dóbr), niepewność i duch rywalizacji o wpływy między Koroną, arystokracją a duchowieństwem sprzęgają się, prowadząc do krzywdy i nieszczęścia. 


 

POLECANE
Ciechanów: Policja odnalazła poszukiwaną 15-latkę z ostatniej chwili
Ciechanów: Policja odnalazła poszukiwaną 15-latkę

Policjanci z Ciechanowa w niedzielę nad ranem odnaleźli 15-letnią Liliannę z Opinogóry Dolnej (Mazowieckie), która zaginęła w piątek i od tego czasu była poszukiwana. Okazało się, że dziewczynka przebywała u znajomych. Cała i zdrowa trafiła już pod opiekę rodziny.

Wybory prezydenckie 2025. Są nowe dane o frekwencji z ostatniej chwili
Wybory prezydenckie 2025. Są nowe dane o frekwencji

Frekwencja w drugiej turze wyborów prezydenckich na godz. 17 wyniosła 54,91 proc. – poinformowała Państwowa Komisja Wyborcza.

Holandia chce zamknąć granice tylko u nas
Holandia chce zamknąć granice

Geert Wilders, lider Partii Wolności (PVV) w Holandii, przedstawił w ostatnich dnia roku rygorystyczny plan, który ma na celu ukrócenie dotychczasowej polityki azylowej. Plan ten jest odpowiedzią na jego wcześniejsze deklaracje o wprowadzeniu najsurowszej polityki imigracyjnej w historii. Podłożem zaostrzenia polityki azylowej w Holandii jest niezadowolenie z rządu pod wodzą premiera Dicka Schoofa, w którym PVV ma decydujący wkład.

Red. Przemysław Jarasz z Głosu Zabrza i Rudy Śląskiej uniewinniony Wiadomości
Red. Przemysław Jarasz z Głosu Zabrza i Rudy Śląskiej uniewinniony

30 maja b.r. Sąd Rejonowy w Zabrzu ogłosił wyrok w  procesie przeciwko red. Przemysławowi  Jaraszowi,  dziennikarzowi śledczemu Głosu Zabrza i Rudy Śląskiej.  Sąd  uniewinnił dziennikarza i potwierdził, że informacje zawarte w artykule  „Nielegalne papierosy” były prawdziwe i rzetelnie zweryfikowane, a stawiane w nim pytania prasowe były zasadne. Dziennikarza pozwała  w trybie karnym z art. 212 kk Anna Sosnowska, radna klubu KO–Nowe Zabrze. CMWP SDP  objęło monitoringiem tę sprawę w lutym 2025 r. CMWP SDP apelowało  o umorzenie postępowania w tej sprawie  oraz o uwolnienie red. Przemysława Jarasza od zarzutów związanych z profesjonalnym wykonywaniem przez niego zawodu dziennikarza. 

Grafzero: Atak Tytanów - jedno z najlepszych anime! wideo
Grafzero: "Atak Tytanów" - jedno z najlepszych anime!

W gorącej atmosferze przedwyborczej Grafzero vlog literacki o jednej z najlepszych japońskich animacji ostatnich lat. Serial anime "Attack on Titan" (Atack Tytanów) to opowieść o dziwnym w świecie, w którym ludzie stawić muszą czoła monstrualnym potworom.

1,89 mln. euro odszkodowania dla ofiar sekty niemieckiego pedofila Paula Schäfera tylko u nas
1,89 mln. euro odszkodowania dla ofiar sekty niemieckiego pedofila Paula Schäfera

„Pomaganie uszczęśliwia” – takie motto przyświecało sekcie Colonia Dignidad, założonej przez niemieckiego pedofila Paula Schäfera na poczatku lat 60. XX w. w Chile. Schäfer przez kilka dekad wykorzystywał seksualnie chłopców zarówno niemieckich jak i chilijskich. Jak wynika z danych opublikowanych przez Bundestag, Niemcy do listopada ub. r. wypłaciły ofiarom pedofila i sadysty odszkodowanie w wysokości 1,89 mln. euro. A to jeszcze nie koniec.

Stanowił wzór do naśladowania. Straż Graniczna w żałobie Wiadomości
"Stanowił wzór do naśladowania". Straż Graniczna w żałobie

W wieku zaledwie 31 lat zmarł Łukasz Świstowski, funkcjonariusz Straży Granicznej pełniący służbę na warszawskim lotnisku Okęcie. Smutną wiadomość przekazał Zarząd Oddziałowy NSZZ FSG przy Nadwiślańskim Oddziale SG.

Wybory prezydenckie. Andrzej Duda wraz z małżonką zagłosowali w Krakowie z ostatniej chwili
Wybory prezydenckie. Andrzej Duda wraz z małżonką zagłosowali w Krakowie

Prezydent Andrzej Duda wraz z małżonką Agatą Kornhauser-Dudą zagłosowali w niedzielę po południu w Krakowie w drugiej turze wyborów prezydenckich. „Prezydentowi Rzeczypospolitej potrzebny jest silny mandat, ten silny mandat dają mu wyborcy” - powiedział Andrzej Duda po oddaniu głosu.

Trzęsienie ziemi w Pałacu Buckingham: Książę Harry chce zmienić nazwisko z ostatniej chwili
Trzęsienie ziemi w Pałacu Buckingham: Książę Harry chce zmienić nazwisko

Brytyjskie media obiegła zaskakująca wiadomość – książę Harry ma rozważać zmianę nazwiska. O sprawie informuje "Daily Mail".

Takiej mobilizacji nie było nigdzie indziej. Nadmorski kurort z rekordem frekwencji z ostatniej chwili
Takiej mobilizacji nie było nigdzie indziej. Nadmorski kurort z rekordem frekwencji

W Krynicy Morskiej (woj. pomorskie) do godz. 12 swój głos w wyborach prezydenckich oddało już 55,12 proc. uprawnionych do głosowania. To najwyższy wynik w całej Polsce.

REKLAMA

Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Piasek i śnieg

Można by prawie uwierzyć we wszechobecność ducha brawury, przekory, junactwa – gdyby nie fotografie, najważniejsza część tej świetnej opowieści.
Na Bliskim Wschodzie Wojciech Stanisławski: Czytam, chadzam, doradzam, odradzam. Piasek i śnieg
Na Bliskim Wschodzie / fot. Stanisław Andres

To nie są zdjęcia, które niosłyby lawinę nowych danych. Profil Sfinksa rozpoznają dziś już dwulatki, palmy i wielbłądy bywają (choć nie zawsze) lepiej skadrowane na instagramowych wpisach z hotelu w Tunezji. A, mówiąc bardziej serio, każdy ciekaw historii Polski w XX wieku zna także inne motywy, które pojawiają się na tej wystawie: eleganckie przedwojenne stroje, łachmany zagłodzonego łagiernika, mężczyźni w brytyjskich mundurach tropikalnych mocujący namioty w morzu piasku, capstrzyk pod dwukolorową flagą, stanowiska działek przeciwlotniczych w oliwkowym gaju. Tak, oczywiście: to szlak „armii Andersa”.

 

Porucznik Stanisław Andres

Andersa czy Andresa? Można by powiedzieć, że początek tej wystawie dała literówka, że to ona naznaczyła ją chochlikowatym, przekornym wdziękiem. Bo kariera porucznika Stanisława Andresa – fotograficzna, nie oficerska – rozwinęła się za sprawą frapującego podobieństwa dwóch nazwisk. Urodzony w 1909 absolwent Wydziału Prawa UJ, menedżer marzący wraz ze świeżo poślubioną Wandą o podróżowaniu po świecie, zmobilizowany we Wrześniu, aresztowany przez NKWD i zesłany do Workuty, dotrwał do „amnestii” i trafił jesienią 1941 r. do polskiego garnizonu w Tockoje, skąd wyprowadził go „Mojżesz” polskich zesłańców. I niemal natychmiast, przy okazji każdego meldunku, zaczęły się pojawiać pytania o pokrewieństwo, próby korygowania literówki. „Wszyscy łączyli mnie z generałem Andersem i traktowali jak jego kuzyna. «Przecież tak samo się nazywacie?!». «No, prawie tak samo! Przestawienie jednej litery» – na początku poprawiałem, wyjaśniałem. Ale potem machnąłem ręką – niech mówią, co chcą”. Jakiś rodzaj czy to renomy, czy to pogłoski o pokrewieństwie z dowódcą Polskich Sił Zbrojnych przetrwał i dawał mu carte blanche – przede wszystkim na robienie zdjęć, nie tylko sobie, lecz i kolegom, o co w warunkach wojny i zagrożenia szpiegostwem wcale nie było łatwo. 
Wolny od powinności służbowego fotografa fotografował łowienie ryb siecią w Eufracie, kompanijne kundelki, kurdyjskie i egipskie dzieciaki, osły, mury Jerozolimy, grę w brydża i kierki. Trzaskał migawkowe zdjęcia kolegom podczas wycieczek, portretował kpt. Kozickiego z żoną, a czasem sam siadał, nieco upozowany, przed obiektywem. Nie ożyłyby te zdjęcia, gdyby nie umieszczone tuż pod nimi dłuższe cytaty z opowieści wojennych (Nagranych czy spisanych? Tego nie doczytałem w katalogu). Niektóre są odkryciem, aż proszą się o książkę, o projekt badawczy – choćby anegdota o „podziałach klasowych” w polskim korpusie oficerskim („«Lordy» to oficerowie, którzy przyjechali do nas z Anglii. Nigdy nie zaznali niewoli – szczęściarze. Z kolei «ramzesi» przyszli do nas z Brygady Strzelców Karpackich. Walczyli pod Tobrukiem. Bohaterowie! A my, ta cała reszta, byliśmy dla nich «buzułuki» albo «prawosławne» – ruska zbieranina. Potem, już we Włoszech, jako dowódca baterii awansowałem. Stałem się prawosławnym «ramzesem» z zadatkiem na «lorda»”). Inne są po prostu przezabawne – jak ta o misji specjalnej w samolocie, wykorzystywanym podczas ćwiczeń artylerzystów. 

 

Migawka z Niniwy

I można by prawie uwierzyć we wszechobecność ducha brawury, przekory, junactwa – gdyby nie fotografie, najważniejsza jednak część tej świetnej opowieści. Na migawce z Niniwy, gdzie grupa oficerów i „pestek” upozowana została na tle gigantycznego lamassu, skrzydlatego byka, kilka osób rzeczywiście roześmiało się na polecenie porucznika z aparatem: patrząc w twarze kilku innych, można by pomyśleć, że to zdjęcie nie z wycieczki, lecz z pogrzebu. W jakie śniegi zapatrzyli się na irackim piasku? 

Największa wartość tej kolekcji (prócz, oczywiście, źródłowej i pamiątkowej) jest właśnie chyba w tym, że stanowi zapis nie tylko szlaku bojowego – lecz kondycji sporej części, jeśli nie wszystkich, żołnierzy „armii Andersa”. Oczywiście – była w nich determinacja i gotowość poniesienia ofiar, patriotyzm w formule II RP, wolny od drwin (zabawnym przez swoją przypadkowość, ale i wymownym znakiem jest schematyczna mapa, ukazująca szlak porucznika Andresa: czarna kreska, prowadząca z Wielkopolski pod Lwów, do Kozielska i Workuty, a potem – Mosulu, Karaczi, Kairu, Bolonii, Edynburga i Gdyni, układa się, chcąc nie chcąc, w kontur orła!). Ale też – doświadczali dużo głębszej, niż to się zwykle zdarza żołnierzom, dezorientacji. Trwali w stanie zawieszenia – między „nieprzepracowanym” (nikt wówczas nie myślał o leczeniu PTSD) koszmarem łagru, upadkiem II RP a trudną nawet do wyobrażenia przyszłością. To temat niemal nieznany, schowany pod dziarskimi obrazami Mszy i musztry. Wspomniał o nim w swoich wczesnych, „postłagrowych” powieściach Jerzy Krzysztoń – i wyziera on z tych fotografii. 

 

Zbrodnia i kara 

W rankingu „gorących tematów historycznych” (którego wyniki zresztą stale się zmieniają) ta opowieść nie figuruje pewnie w pierwszej dziesiątce (choć myślę, że przyznałbym jej prawo obecności w pierwszej dwudziestce). Na pewno nie jest tak popularna jak dzieje drugiej wojny światowej, „Chłopki” (to w Polsce), historia Bliskiego Wschodu (od biblijnej do współczesnej) czy choćby ewolucja uzbrojenia. Z pewnością jednak fenomen „inkwizycji hiszpańskiej” znalazł się na topie, jeśli idzie o uproszczenie i przerysowanie zjawiska. Zestaw osobliwych, represyjnych, często okrutnych procedur sądowych, praktyk politycznych i „polityk” intelektualnych, obecny na ziemiach Półwyspu Iberyjskiego od końca XV wieku, ewoluujący, zmieniający się w zależności od osoby panującego i biskupa, od losów Imperium Habsburgów, na przemian przygasający i ożywiany – stał się synonimem okrucieństwa, słowem kluczem, brzmiącym (jak zwykle bywa z obcymi terminami) niemal tak samo we wszystkich językach świata. Można nic nie wiedzieć o łagrach i lagrach, o „kolumnach Shermana” i piekle okopów – ale Inkwizycja jest pewnie trzecim, obok Gestapo i Włada Palownika, uniwersalnym symbolem okrucieństwa. 

Czy sprawiedliwie? Oczywiście nie, gdyby bawić się w prostą buchalterię. Liczba ofiar śmiertelnych (niewiele ponad tysiąc) niknie nie tylko na tle hekatomby wojen światowych, ale i współczesnej jej wojny trzydziestoletniej, kiedy to wojska katolickie i protestanckie wycięły trzecią część ówczesnych ziem niemieckojęzycznych. Tortury w sporej części narodziły się w wyobraźni XIX-wiecznych autorów powieści gotyckich, a te, które stosowano naprawdę – nie różniły się od katowskich praktyk stosowanych wszędzie, od Londynu po Stambuł i Kraków. W ostatnim rozdziale amerykański autor rekonstruuje zresztą losy „czarnej legendy inkwizycji” – pokazując, jak stworzyły ją pospołu lęki działaczy reformacji, angielskie obawy przez Hiszpanią i Wielką Armadą, pragnienie zatarcia pamięci o, szczególnie popularnych wśród luteranów, procesach czarownic, potem zaś – potrzeba znalezienia wymownego symbolu opresyjności i okrucieństwa Kościoła. 

 

"Biała legenda"

Czy to wystarczy, żeby stworzyć „białą legendę”? W żadnym razie, nawet jeśli położymy na szali wyjątkowo wysoki, jak na procesy sądowe w epoce nowożytnej, odsetek uniewinnień oraz stworzenie szeregu procedur „odwoławczych”, do dziś obecnych w praktyce wymiaru sprawiedliwości. Henry Kamen, rysując w pierwszym rozdziale książki szeroką panoramę ludów, języków, wiar i królestw średniowiecznego Półwyspu Iberyjskiego, pokazując, jak funkcjonowała tam (podobnie jak w dawnej Rzeczypospolitej czy na Bałkanach) „tolerancja w praktyce”, na długo przed stworzeniem terminu „tolerancja” – pokazuje zarazem, jak zawiść, chciwość (przekładająca się na pragnienie konfiskaty dóbr), niepewność i duch rywalizacji o wpływy między Koroną, arystokracją a duchowieństwem sprzęgają się, prowadząc do krzywdy i nieszczęścia. 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe