Karol Nawrocki kontra europejski establishment

Co musisz wiedzieć?
- Zarówno w Polsce, jak i za granicą zwycięstwo Karola Nawrockiego jest postrzegane jako porażka Donalda Tuska
- Karol Nawrocki staje się jedną z głównych przeszkód w realizacji niemiecko-francuskiej strategii
- Nieuznanie legalności wyboru Nawrockiego byłoby jasnym sygnałem do buntu dla partii prawicowych w całej Europie
Jego zwycięstwo jest spełnieniem złego snu wszystkich, którzy pragnęli przekształcenia Unii Europejskiej w superpaństwo, ale przede wszystkim oznacza znaczne osłabienie Donalda Tuska na arenie międzynarodowej.
Nie trzeba czytać długich analiz dotyczących skutków wyborów w Polsce. Wystarczy przejrzeć stosowane wobec prezydenta elekta epitety. Jeśli określany jest jako polityk skrajny, nieobliczalny, nacjonalista, to wiadomo, że mamy do czynienia z histerycznym tekstem, który ma tylko przestraszyć opinię publiczną Francji, Niemiec czy Wielkiej Brytanii. W poważniejszych publikacjach Karol Nawrocki występuje jako polityk narodowo-konserwatywny, którego z Donaldem Trumpem i szerzej ruchem MAGA (Make America Great Again) łączy wspólnota wartości. To z kolei implikuje bardzo poważne konsekwencje.
- Komunikat dla mieszkańców Krakowa
- Rząd rezygnuje z największego w Europie złoża węgla brunatnego. Wojciech Ilnicki: To duży błąd
- Najnowszy sondaż. Potężny wzrost PiS i Konfederacji
- Zandberg ostro do Tuska: Czy pan jest poważny?!
- Komunikat dla mieszkańców Wrocławia
- Był symbolem Warszawy. Zostanie zburzony
- Nagły zwrot ws. Warner Bros. Discovery. Co to oznacza dla TVN?
- Komunikat dla mieszkańców Łodzi. Ten wyrok muszą poznać pasażerowie i kontrolerzy
- "Ma szansę". Komunikat poznańskiego zoo
Słabnący Tusk
Zarówno w Polsce, jak i za granicą zwycięstwo Karola Nawrockiego jest postrzegane jako porażka Donalda Tuska. Żaden poważny analityk nie ma wątpliwości, że Rafał Trzaskowski jest politykiem niesamodzielnym, pozbawionym większych ambicji oraz umiejętności do wyznaczania strategicznych celów, a także niezdolnym do odegrania roli podmiotowej w szybko zmieniającej się rzeczywistości. Liderem obozu liberalno-lewicowego miał pozostać – nawet po sukcesie wyborczym prezydenta Warszawy – premier i to na nim miała się opierać nowa europejska strategia, starannie tkana przez Niemcy i Francję we współpracy z Wielką Brytanią. Jej celem miała być stopniowa emancypacja Europy w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi.
Aby było to możliwe, trzeba spełnić kilka warunków:
- skonsolidować władzę centralną w Unii Europejskiej, a więc wzmocnić uprawnienia Komisji Europejskiej, czyli w rzeczywistości Niemiec i Francji;
- ujednolicić system władzy w państwach członkowskich UE, by rządy narodowe nie kwestionowały kierunku, w którym podąża Komisja Europejska; w rzeczywistości oznacza to zepchnięcie konserwatystów na margines lub zmuszenie ich do przyjęcia wyznaczonych reguł gry;
- rozbudować europejskie siły zbroje, ale nie jako armie państw narodowych, ale raczej podporządkowane europejskiemu dowództwu;
- zmodernizować i scentralizować europejski przemysł zbrojeniowy, by był zdolny zaopatrywać europejską armię, a więc ograniczyć transfer środków do USA;
- ujednolicić prawo, szczególnie w zakresie cenzury, rugowania religii, narzucania norm obyczajowych, by łatwiej można było zarządzać tak wielką wspólnotą.
Tusk, który miał posiadać w Polsce jednowładztwo, byłby idealnym partnerem do realizacji tego projektu. Przez półtora roku udało mu się nie tylko w pewnym zakresie skryminalizować konserwatywną opozycję, ale przede wszystkim pokazać, że swoje cele może osiągać brutalnymi metodami.
Zwycięstwo Karola Nawrockiego pokazało jednak słabość premiera. Nie tylko nie zdominował polskiej sceny politycznej, ale zaledwie półtora roku po przejęciu władzy doznał druzgocącej porażki. Na dodatek jego notowania są fatalne, co zauważają nawet przyjazne mu zagraniczne media.
W oczywisty sposób przestaje więc być partnerem godnym uwagi. Najważniejsze europejskie stolice muszą skorygować swoje plany dotyczące zmiany traktatów UE oraz wypychania USA z Europy.
Kluczowe ogniwo
Bardzo ciekawą analizę relacji Polski z USA, Unią Europejską, państwami basenu Morza Bałtyckiego i oczywiście Berlinem przeprowadził niemiecki think tank Stiftung Wiessenschaft und Politik (Fundacja Nauki i Polityki). Autor Kai-Olaf Lang przedstawił nasz kraj jako kluczowe ogniwo zarówno w dziedzinie bezpieczeństwa europejskiego, jak i relacji transatlantyckich.
W kwestii militarnej Polska jest istotna z powodu szybkiego wzmacniania armii, a więc rosnącego znaczenia geopolitycznego. Równie ważne są zakupy broni. Dopóki większość sprzętu kupujemy w Stanach Zjednoczonych, dopóty relacje Warszawa – Waszyngton będą miały znaczenie strategiczne. Dlatego w interesie Niemiec i Francji jest zastąpienie USA jako głównego dostawcy uzbrojenia dla Polski. Z jednej strony zapewniłoby to przemysłowi naszego sąsiada dopływ ogromnych pieniędzy, z drugiej zaś na stałe strategicznie związało oba kraje.
Autor bardzo celnie zauważa, że dostawca broni może mieć ogromny wpływ na politykę państwa, do którego sprzęt trafia. Od zaopatrzenia zależy wszak bezpieczeństwo kraju kupującego.
Polacy z oczywistych powodów bardziej w tym zakresie ufają Amerykanom niż Niemcom, ale think tank dostrzegł możliwość zmiany tej sytuacji, jeśli do władzy w naszym kraju nie wróciliby politycy związani z PiS. Wybór Karola Nawrockiego w dużej mierze przekreślił te nadzieje. Wiadomo, że nowy prezydent, który jeszcze pełni funkcję prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, jest wyczulony na kwestie niemieckiej odpowiedzialności za krzywdy wyrządzone Polsce, ale przede wszystkim opowiada się za silnymi więzami transatlantyckimi i to głównie w znaczeniu bilateralnym. Z dwóch zasadniczych powodów nie będzie więc przykładał dużej wagi do wzmocnienia pozycji komponentu europejskiego w NATO. Po pierwsze, jest zwolennikiem silnej i niepodległej Polski, a nie europejskiej federacji. Po drugie, zdaje sobie sprawę, że jedynie USA są w stanie realnie powstrzymywać rosyjskie dążenia neoimperialne.
Niemcy zaś albo będą dążyć do porozumienia z Rosją kosztem państw Europy Środkowej, albo – jeśli nawet chciałyby powtrzymać ekspansję Moskwy – nie są zdolne do poważnych działań militarnych i politycznych. Pokazała to dokładnie wojna na Ukrainie.
W tej sytuacji Karol Nawrocki staje się jedną z głównych przeszkód w realizacji niemiecko-francuskiej strategii. Trzeba pamiętać, że z powodu swojego położenia, wielkości oraz szybko rozwijającej się gospodarki Polska ogrywa tu kluczową rolę.
Istotny jest także jeszcze jeden element, o którym u nas rzadko się mówi. Zakupy zbrojeniowe dla polskiego wojska będą w dużej mierze wyznaczać kierunek rozwoju europejskich sił zbrojnych. To właśnie nasz kraj buduje najsilniejszą armię lądową w Europie, to ona będzie wyznaczać standardy i do niej będą musieli się dopasować inni. Jeśli siła zostanie zbudowana głównie w oparciu o technologie amerykańskie, Stany Zjednoczone zakotwiczą się tu na kolejne dziesięciolecia. Zatem francusko-niemiecki projekt „Strategicznej autonomii”, czyli militarnego uniezależnienia od Waszyngtonu i powolne wypychanie Amerykanów z Europy, raczej będzie skazany na niepowodzenie.
Dlatego dziś tak ważne dla europejskiego establishmentu było pokonanie prawicy w Polsce. Teraz wszystko się pokomplikowało.
Niebezpieczny precedens
Unijni politycy, zwłaszcza niemieccy, doskonale zdają sobie sprawę, że w Polsce rośnie nieufność wobec Brukseli i Berlina. Szczególnie w związku z pomijaniem naszego kraju przy podziale środków unijnych na cele rozwojowe, związane z bezpieczeństwem oraz wzmacnianiem przemysłu zbrojeniowego.
Logika jest prosta. Jeśli Unia Europejska skąpi na polskie bezpieczeństwo i rozwój, jedynym gwarantem pozostaje Ameryka. Dlatego w budżecie Wspólnoty znalazły się środki na „Tarczę Wschód”, a pieniądze przeznaczone na inne cele mają być przesunięte, zgodnie z życzeniem rządu w Warszawie.
Okazało się, że to jednak za mało. Jak mocno zachodni politycy i analitycy nie zaklinaliby rzeczywistości, to mało ambitna polityka Donalda Tuska, protegowanego brukselskiego establishmentu, została przez Polaków odrzucona.
Unia nie pozwoliła jednak premierowi na eskalowanie bezprawia, choćby na kwestionowanie legalności izby Sądu Najwyższego, która ma zatwierdzić wybór Nawrockiego. Europejscy politycy z Ursulą von der Leyen na czele nie pozostawili tu żadnych wątpliwości, szybko uznając zwycięstwo kandydata prawicy.
Najwidoczniej stwierdzili, że jeszcze większa destabilizacja sytuacji w naszym kraju zagrażałaby bezpieczeństwu Niemiec. Polska pogrążona w kryzysie władzy nie mogłaby pełnić funkcji przedmurza Europy Zachodniej i Północnej – zarówno militarnego, jak i powstrzymującego falę migrantów nasyłanych przez Władimira Putina.
Równie istotna jest kwestia czysto polityczna. Nieuznanie legalności wyboru Karola Nawrockiego byłoby jasnym sygnałem do buntu dla partii prawicowych w całej Europie. Stałoby się jasne, że podobny los spotka konserwatystów w Niemczech, Francji, Hiszpanii, Austrii czy Holandii.
Wywołany przez Tuska chaos w Polsce mógłby się więc rozlać na całą Europę i paradoksalnie wzmocnić ugrupowania antyestablishmentowe. To zaś zagrażałoby rządom kanclerza Niemiec czy prezydenta Francji. Autorytarne zapędy Tuska zostały więc – przynajmniej na jakiś czas – utemperowane.
Szczególnie że na łamanie demokracji uwagę zaczęli zwracać Amerykanie, a Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie opisała wiele nadużyć, których dopuściła się rządząca obecnie ekipa podczas ostatnich wyborów. Gdyby wygrał Rafał Trzaskowski, wszystkie te opinie nie miałyby już znaczenia.
Sukces odniósł jednak Karol Nawrocki, który stał się oczywistym symbolem tego, że nawet w wyjątkowo nierównej walce demokracja potrafi zwyciężać.