Wola bez znaczenia - historia ratyfikacji Konstytucji UE wbrew decyzji Francuzów

Mija dwadzieścia lat od rozpisanego referendum, które odrzuciło przyjęcie Konstytucji Unii Europejskiej nad Sekwaną.
Demonstracja, Francja, zdjęcie podglądowe
Demonstracja, Francja, zdjęcie podglądowe / Unsplash

Co musisz wiedzieć?

  • W 2005 roku Francuzi w referendum odrzucili przyjęcie Konstytucji Unii Europejskiej
  • Jednakże w 2007 roku traktat po kosmetycznych zmianach został ratyfikowany przez Zgromadzenie Narodowe
  • Większa część francuskiego społeczeństwa uważa dziś instytucje władzy za jawnie wrogie

 

Przeciwko dokumentowi Francuzi wyrazili się w sposób równie jednoznaczny, co masowy. Przypomnijmy, że na pytanie o poparcie dla ratyfikacji dokumentu negatywnie odpowiedziało aż 55% obywateli. Rozstrzygnięcie ludowe stało w diametralnej opozycji do połączonych sił elit intelektualnych i politycznych. Zarówno socjaliści, jak i gaullistowska prawica, ramię w ramię, kolegialnie, namawiali Francuzów do przyjęcia nowego traktatu. Jak obliczył ARCOM, francuski odpowiednik naszej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, zwolennicy Konstytucji Unii Europejskiej mieli do dyspozycji aż 71% czasu antenowego. Nie licząc medialnej elity, której lwia część była i pozostaje otwarcie prounijna. Aby uzmysłowić nam skalę determinacji oddolnych ruchów przeciw konstytucji, warto zaznaczyć, że dwadzieścia lat temu nie miały obecnej mocy rezonowania komunikatory internetowe, a Rosja nie ingerowała w procesy wyborcze z taką ostentacją jak dziś. Nie było wtedy również TikToka… Pomimo tego Francuzi sprzeciwili się w wyraźny sposób pomysłom pogłębiania federalizacji Unii Europejskiej.

Dalsza historia jest dobrze znana. Dwa lata później, w 2007 roku, dokument w kosmetycznie zmienionej formie został ratyfikowany przez Zgromadzenie Narodowe. Wbrew woli suwerena wyrażonej dwa lata wcześniej. Podczas kampanii prezydenckiej kandydujący do najwyższego urzędu w Republice Nicolas Sarkozy stwierdził, że pragnie wziąć pod uwagę głosy Francuzów, i zaproponował „minitraktat”, który miał być prostym i technicznym kompromisem. W rzeczywistości ratyfikowany przez parlament traktat lizboński to było nic innego, jak nowa wersja konstytucji z 2005 roku. Podstawowe i najważniejsze zapisy konstytucji można było odnaleźć słowo w słowo w traktacie lizbońskim. 

Dwie dekady później podstęp z 2007 r. wydaje się punktem wyjścia dla kryzysu demokracji, którego doświadczamy obecnie. Do tego stopnia, że większa część francuskiego społeczeństwa uważa dziś instytucje władzy za jawnie wrogie, błędne, a demokrację za iluzję

 

Rycerskie rozstrzygnięcie

W kronikach historii Francji rocznica odrzuconego referendum z pewnością nie robi takiego wrażenia jak bitwa pod Austerlitz albo podpisanie traktatu wersalskiego. Niemniej mamy do czynienia z rozpoczęciem istotnego procesu politycznego. Zerwaniem z duchem V Republiki, która w nierozerwalny sposób łączy losy i decyzje ludu z władcą wybieranym w wyborach powszechnych. Prezydent stoi na straży nie tylko instytucji i konstytucji, ale przede wszystkim gwarantuje nienaruszalność suwerenności narodu. 

Intencja Charles’a de Gaulle’a, twórcy konstytucji, była prosta: uchwalić dokument będący syntezą przeszłości i teraźniejszości, monarchii i republiki, tradycji i nowoczesności. Zaopatrzyć prezydenta w silne prerogatywy będące wyrazicielami woli powszechnej. Co oczywiste, generał z nieufnością patrzył na dziewiętnastowieczne praktyki III oraz IV Republiki, swoistej apoteozy parlamentarnych waśni. W dużej mierze, jak twierdził generał de Gaulle, przyczyniły się do wzrostu poparcia dla reżimów autorytarnych o niebo bardziej „sprawczych” i „sprawnych”. Oddaliły naród od instytucji publicznych, od chęci wpływania na politykę centralną przez najmniejsze jednostki demokratyczne. Nowa Republika, wymyślona i skrojona na miarę przez de Gaulle’a, miała złączyć osobowo i symbolicznie prezydenta z ludem. Stąd wybory powszechne prezydenta oraz wprowadzona do konstytucji instytucja referendum. De Gaulle nie traktował referendum jako konsultacji społecznej, lecz jako plebiscyt i potwierdzenie słuszności decyzji politycznych. Przypomnijmy, że gdy w 1969 roku przegrał referendum dotyczące reformy senatu i regionalizacji, ustąpił ze stanowiska. Czy w dzisiejszych czasach tego rodzaju rycerski gest byłby do pomyślenia?

Dwadzieścia lat temu dokonało się we Francji pęknięcie demokratyczne, które w mimetycznym pędzie rozlało się na całą Europę. Polega ono na korygowaniu, omijaniu bądź – jak to było nad Loarą – nieuznawaniu woli suwerena. W zwichniętym rozumieniu intelektualista Jacques Attali proponował, aby plebiscyty uznawać przy przewadze sześćdziesięciu procent i powtarzać je trzykrotnie, aby upewnić się, że lud wyrażał się świadomie i bez ingerencji z zewnątrz. Wielu reprezentantów europejskiej elity ukąszonej myśleniem Attalego proponowało na przykład, aby referendum ws. brexitu rozpisać de novo. W Rumunii wprowadzono w życie „nowe standardy demokratyczne”, powtarzając wybory prezydenckie. Werdykt z satysfakcją przyjęto, gdy konweniował establishmentowi. Elity europejskie rozdają fawory również nad Wisłą. „Wotum zaufania, jakie Polska otrzymała po wyborach parlamentarnych, zostało wyczerpane” – uznał niemiecki europoseł Moritz Körner, gdy polski suweren wybrał niedawno „nie tego” prezydenta.

 

Dostrzeganie niewidzialnych

Według Chantal Delsol remedium kryzysu demokracji leży w odejściu od jakobińskiej logiki państwa scentralizowanego i oddaniu władzy mniejszym jednostkom terytorialnym. W tym politycznym rozumowaniu suwerenność winna zostać oddana najniższym szczeblom rzeczypospolitej. Instancje centralne, owszem, mogą pomagać pomniejszym członkom wspólnoty politycznej, lecz jedynie w momencie, kiedy zostanie o to wyraźnie poproszona. Ideę tę myślicielka promuje od kilku dekad pod inspirującym impulsem polskiego doświadczenia Solidarności. Jak pisze: „Władza na poziomie państwa, regionu, a także na niższym poziomie, powinna spełniać dwa wymogi. Po pierwsze, nie powinna ona nigdy pozbawiać aktora jego własnych możliwości działania i to obojętne, czy ów aktor jest osobą, czy grupą. Praktycznie oznacza to, że w społeczeństwie głos należy oddać najpierw najsłabszym, najmniejszym aktorom. Po drugie, powinna ona pomagać osobie lub grupie wówczas, gdy okazują się one bezradne lub ich siły okażą się niewystarczające, aby osiągać pożądane przez nie, rozsądne cele”. 

Pojęcie pomocniczości opiera się na wizji człowieka wolnego i zarazem odpowiedzialnego za swój los przy poszanowaniu zasady grupowej przynależności do rodziny, stowarzyszeń i organizacji, szkół, uniwersytetów czy związków zawodowych. 

Politolog Pierre Rosanvallon w rozprawie zatytułowanej „Dobry rząd” w dość istotnej mierze potwierdza powody i symptomy choroby demokracji liberalnej postawionej przez Delsol: „O naszych rządach można mówić, że są demokratyczne, choć nie jesteśmy rządzeni demokratycznie. Ten wielki niedosyt nasila współczesne rozczarowania, a także chaos”. I dodaje, że palącą sprawą staje się jak najszybsze stworzenie „demokracji zaufania” oraz „demokracji przyswojenia” (appropriation). Społeczeństwa muszą na nowo określić swój stosunek do demokracji, która się od nich stopniowo odcięła. Trzeba wdrożyć system pozwalający obywatelom na „bezpośrednie praktykowanie funkcji demokratycznych, które do tej pory były monopolizowane przez władzę parlamentarną”. 

Według Rosanvallona współczesne demokracje liberalne wyżłobiły fosę między elitami politycznymi a społeczeństwem. Obarcza on winą za taki stan rzeczy „widmo cezaryzmu”, które odcisnęło niezatarte piętno na prezydenckim systemie V Republiki. Czas zasypać ten rów, pobudzając wszystkie formy aktywności obywatelskiej. W innej rozprawie – „Parlament niewidocznych” – proponuje rzucić światło na „głębiny społeczeństwa”, na tych, którzy czują się opuszczeni, zapomniani, źle zrozumiani i którzy są, jak w tytule, „niewidzialni”, ponieważ nie znajdują uznania i nie mają narzędzi, by się zorganizować i upodmiotowić. Ta nieukształtowana masa, stanowiąca lwią część społeczeństwa, czerpie swą moc kontestacji z rozczarowania, które powoduje oddalanie się od instytucji państwa i przekazów medialnych. A to z kolei rodzi rozproszone i niezdefiniowane ruchy protestu. Wbrew temu, co można by pomyśleć, „niewidoczni” nie należą tylko do klas spauperyzowanych – inicjatywa ta, jak chciałby Rosanvallon, ma dotyczyć wszystkich warstw oraz klas społecznych.

Jako remedium na kryzys reprezentacji francuski politolog proponuje, aby narody stały się potrójnym strażnikiem. W pierwszej odsłonie jako „naród uważny” (peuple vigilant), w drugiej jako „naród veto” (peuple veto), a na końcu jako „naród sędzia” (peuple juge). Przy tym Rosanvallon atakuje polityków, którzy dalecy są od typów idealnych rządzących: polityka nie jest dla nich ani powołaniem w sensie Weberowskim (politique par vocation), ani przestrzenią człowieka zaufania (l’homme de confiance). W pierwszym przypadku Weberowski polityk z powołania, również polityk profesjonalny, stanowił odpowiedź na dyletantyzm europejskich notabli. W drugim chodzi o odrodzenie modelu trustee, figury kardynalnej dla charakterystyki „dobrych rządów”. Recepta Pierre’a Rosanvallona jest w swoich założeniach prosta: należy skrócić dystans między rządzącymi a rządzonymi, dążyć do „prawdziwej mowy” (le parler vrai) oraz rehabilitacji politycznego powołania.

Oby z niechęci „dużych” do „małych” i ich buntu nie spełniła się groteska Bertolda Brechta – skoro naród źle głosuje, należy go czym prędzej wymienić.


 

POLECANE
Zdjęcia dzieci w sieci. Eksperci mówią o realnym zagrożeniu Wiadomości
Zdjęcia dzieci w sieci. Eksperci mówią o realnym zagrożeniu

W Polsce ok. 40 proc. rodziców regularnie udostępnia publicznie zdjęcia dzieci, nie zdając sobie sprawy, że wizerunek może być kopiowany lub wykorzystany bez ich kontroli. Eksperci przestrzegają, że każde zdjęcie opublikowane w sieci zostawia trwały cyfrowy ślad na lata.

Nie żyje słynny szkocki piłkarz z ostatniej chwili
Nie żyje słynny szkocki piłkarz

W wieku 72 lat zmarł były szkocki piłkarz John Robertson. Największe sukcesy odniósł w barwach Nottingham Forest, z którym w 1979 i 1980 roku wygrywał Puchar Europy, poprzednika obecnej Ligi Mistrzów. W 1980 zdobył bramkę w finale z Hamburgerem SV, zakończonym wynikiem 1:0.

Bez spiny. Doda opublikowała nietypowe zdjęcie Wiadomości
"Bez spiny". Doda opublikowała nietypowe zdjęcie

Doda, postanowiła spędzić Boże Narodzenie w rodzinnych stronach. Piosenkarka wróciła do domu w Ciechanowie, gdzie świętuje w gronie najbliższych.

Pałac Buckingham wydał komunikat Wiadomości
Pałac Buckingham wydał komunikat

Brytyjski monarcha Karol III w czwartkowym orędziu bożonarodzeniowym podkreślił potrzebę życzliwości, współczucia oraz nadziej w „czasach niepewności”. W wyemitowanym w czwartek w mediach przesłaniu stwierdził, że „historie o triumfie odwagi nad przeciwnościami” dają mu nadzieję.

Niemcy postawili na swoim, Bułgaria przyjmuje euro tylko u nas
Niemcy postawili na swoim, Bułgaria przyjmuje euro

Bułgaria od 1 stycznia 2026 roku wejdzie do strefy euro, mimo politycznego chaosu i sprzeciwu dużej części społeczeństwa. Decyzja forsowana przez obóz Bojko Borisowa pokazuje skuteczność wpływów Berlina w Europie Środkowo-Wschodniej i rodzi pytania o suwerenność państw regionu oraz cenę, jaką płacą za integrację walutową.

Łódź: zatrzymano seryjnego włamywacza. Usłyszał 33 zarzuty Wiadomości
Łódź: zatrzymano seryjnego włamywacza. Usłyszał 33 zarzuty

Policjanci z Łodzi zakończyli wielomiesięczne działania dotyczące serii włamań, do których dochodziło na terenie dzielnicy Polesie. W efekcie zatrzymano 27-letniego mężczyznę, który - jak ustalili śledczy - miał uczynić z przestępstw stałe źródło dochodu.

Zygfryd Czaban: Spektakularny kolaps niemieckiego Deep State gorące
Zygfryd Czaban: Spektakularny kolaps niemieckiego Deep State

Niemiecka gospodarka traci impet, a kolejne decyzje polityczne i energetyczne pogłębiają kryzys największej gospodarki Europy. Publicysta Zygfryd Czaban stawia tezę, że problemem nie są wyłącznie regulacje klimatyczne, lecz głębszy rozpad niemieckiego modelu państwa, który przez dekady gwarantował stabilność i rozwój.

Rosyjski samolot nad Bałtykiem. Jest komunikat MON Wiadomości
Rosyjski samolot nad Bałtykiem. Jest komunikat MON

Wszystkie prowokacje nad Bałtykiem oraz przy granicy z Białorusią były pod pełną kontrolą Wojska Polskiego - poinformował w czwartek wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz m.in. po tym, jak polskie myśliwce przechwyciły rosyjski samolot rozpoznawczy w pobliżu granic przestrzeni powietrznej RP.

Dramat w Wigilię w Pruszkowie. 3-letnie dziecko trafiło do szpitala Wiadomości
Dramat w Wigilię w Pruszkowie. 3-letnie dziecko trafiło do szpitala

Spokojny wigilijny wieczór w jednym z domów w Pruszkowie zakończył się dramatem. Podczas rodzinnej kolacji doszło do groźnego wypadku, w wyniku którego poparzone zostało małe dziecko. Na miejsce natychmiast wezwano służby ratunkowe.

IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka Wiadomości
IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka

Jak informuje IMGW, północno-wschodnia Europa pozostanie pod wpływem niżu z ośrodkiem nad Morzem Barentsa. Również krańce południowo zachodnie kontynentu są pod wpływem niżu z ośrodkiem w rejonie Balearów. Dalsza część kontynentu pozostanie w obszarze oddziaływania rozległego wyżu z centrum w okolicach Szkocji. Polska jest pod wpływem tego wyżu, w mroźnym powietrzu arktycznym. Jednak po południu z północy zacznie napływać nieco cieplejsze powietrze polarne.

REKLAMA

Wola bez znaczenia - historia ratyfikacji Konstytucji UE wbrew decyzji Francuzów

Mija dwadzieścia lat od rozpisanego referendum, które odrzuciło przyjęcie Konstytucji Unii Europejskiej nad Sekwaną.
Demonstracja, Francja, zdjęcie podglądowe
Demonstracja, Francja, zdjęcie podglądowe / Unsplash

Co musisz wiedzieć?

  • W 2005 roku Francuzi w referendum odrzucili przyjęcie Konstytucji Unii Europejskiej
  • Jednakże w 2007 roku traktat po kosmetycznych zmianach został ratyfikowany przez Zgromadzenie Narodowe
  • Większa część francuskiego społeczeństwa uważa dziś instytucje władzy za jawnie wrogie

 

Przeciwko dokumentowi Francuzi wyrazili się w sposób równie jednoznaczny, co masowy. Przypomnijmy, że na pytanie o poparcie dla ratyfikacji dokumentu negatywnie odpowiedziało aż 55% obywateli. Rozstrzygnięcie ludowe stało w diametralnej opozycji do połączonych sił elit intelektualnych i politycznych. Zarówno socjaliści, jak i gaullistowska prawica, ramię w ramię, kolegialnie, namawiali Francuzów do przyjęcia nowego traktatu. Jak obliczył ARCOM, francuski odpowiednik naszej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, zwolennicy Konstytucji Unii Europejskiej mieli do dyspozycji aż 71% czasu antenowego. Nie licząc medialnej elity, której lwia część była i pozostaje otwarcie prounijna. Aby uzmysłowić nam skalę determinacji oddolnych ruchów przeciw konstytucji, warto zaznaczyć, że dwadzieścia lat temu nie miały obecnej mocy rezonowania komunikatory internetowe, a Rosja nie ingerowała w procesy wyborcze z taką ostentacją jak dziś. Nie było wtedy również TikToka… Pomimo tego Francuzi sprzeciwili się w wyraźny sposób pomysłom pogłębiania federalizacji Unii Europejskiej.

Dalsza historia jest dobrze znana. Dwa lata później, w 2007 roku, dokument w kosmetycznie zmienionej formie został ratyfikowany przez Zgromadzenie Narodowe. Wbrew woli suwerena wyrażonej dwa lata wcześniej. Podczas kampanii prezydenckiej kandydujący do najwyższego urzędu w Republice Nicolas Sarkozy stwierdził, że pragnie wziąć pod uwagę głosy Francuzów, i zaproponował „minitraktat”, który miał być prostym i technicznym kompromisem. W rzeczywistości ratyfikowany przez parlament traktat lizboński to było nic innego, jak nowa wersja konstytucji z 2005 roku. Podstawowe i najważniejsze zapisy konstytucji można było odnaleźć słowo w słowo w traktacie lizbońskim. 

Dwie dekady później podstęp z 2007 r. wydaje się punktem wyjścia dla kryzysu demokracji, którego doświadczamy obecnie. Do tego stopnia, że większa część francuskiego społeczeństwa uważa dziś instytucje władzy za jawnie wrogie, błędne, a demokrację za iluzję

 

Rycerskie rozstrzygnięcie

W kronikach historii Francji rocznica odrzuconego referendum z pewnością nie robi takiego wrażenia jak bitwa pod Austerlitz albo podpisanie traktatu wersalskiego. Niemniej mamy do czynienia z rozpoczęciem istotnego procesu politycznego. Zerwaniem z duchem V Republiki, która w nierozerwalny sposób łączy losy i decyzje ludu z władcą wybieranym w wyborach powszechnych. Prezydent stoi na straży nie tylko instytucji i konstytucji, ale przede wszystkim gwarantuje nienaruszalność suwerenności narodu. 

Intencja Charles’a de Gaulle’a, twórcy konstytucji, była prosta: uchwalić dokument będący syntezą przeszłości i teraźniejszości, monarchii i republiki, tradycji i nowoczesności. Zaopatrzyć prezydenta w silne prerogatywy będące wyrazicielami woli powszechnej. Co oczywiste, generał z nieufnością patrzył na dziewiętnastowieczne praktyki III oraz IV Republiki, swoistej apoteozy parlamentarnych waśni. W dużej mierze, jak twierdził generał de Gaulle, przyczyniły się do wzrostu poparcia dla reżimów autorytarnych o niebo bardziej „sprawczych” i „sprawnych”. Oddaliły naród od instytucji publicznych, od chęci wpływania na politykę centralną przez najmniejsze jednostki demokratyczne. Nowa Republika, wymyślona i skrojona na miarę przez de Gaulle’a, miała złączyć osobowo i symbolicznie prezydenta z ludem. Stąd wybory powszechne prezydenta oraz wprowadzona do konstytucji instytucja referendum. De Gaulle nie traktował referendum jako konsultacji społecznej, lecz jako plebiscyt i potwierdzenie słuszności decyzji politycznych. Przypomnijmy, że gdy w 1969 roku przegrał referendum dotyczące reformy senatu i regionalizacji, ustąpił ze stanowiska. Czy w dzisiejszych czasach tego rodzaju rycerski gest byłby do pomyślenia?

Dwadzieścia lat temu dokonało się we Francji pęknięcie demokratyczne, które w mimetycznym pędzie rozlało się na całą Europę. Polega ono na korygowaniu, omijaniu bądź – jak to było nad Loarą – nieuznawaniu woli suwerena. W zwichniętym rozumieniu intelektualista Jacques Attali proponował, aby plebiscyty uznawać przy przewadze sześćdziesięciu procent i powtarzać je trzykrotnie, aby upewnić się, że lud wyrażał się świadomie i bez ingerencji z zewnątrz. Wielu reprezentantów europejskiej elity ukąszonej myśleniem Attalego proponowało na przykład, aby referendum ws. brexitu rozpisać de novo. W Rumunii wprowadzono w życie „nowe standardy demokratyczne”, powtarzając wybory prezydenckie. Werdykt z satysfakcją przyjęto, gdy konweniował establishmentowi. Elity europejskie rozdają fawory również nad Wisłą. „Wotum zaufania, jakie Polska otrzymała po wyborach parlamentarnych, zostało wyczerpane” – uznał niemiecki europoseł Moritz Körner, gdy polski suweren wybrał niedawno „nie tego” prezydenta.

 

Dostrzeganie niewidzialnych

Według Chantal Delsol remedium kryzysu demokracji leży w odejściu od jakobińskiej logiki państwa scentralizowanego i oddaniu władzy mniejszym jednostkom terytorialnym. W tym politycznym rozumowaniu suwerenność winna zostać oddana najniższym szczeblom rzeczypospolitej. Instancje centralne, owszem, mogą pomagać pomniejszym członkom wspólnoty politycznej, lecz jedynie w momencie, kiedy zostanie o to wyraźnie poproszona. Ideę tę myślicielka promuje od kilku dekad pod inspirującym impulsem polskiego doświadczenia Solidarności. Jak pisze: „Władza na poziomie państwa, regionu, a także na niższym poziomie, powinna spełniać dwa wymogi. Po pierwsze, nie powinna ona nigdy pozbawiać aktora jego własnych możliwości działania i to obojętne, czy ów aktor jest osobą, czy grupą. Praktycznie oznacza to, że w społeczeństwie głos należy oddać najpierw najsłabszym, najmniejszym aktorom. Po drugie, powinna ona pomagać osobie lub grupie wówczas, gdy okazują się one bezradne lub ich siły okażą się niewystarczające, aby osiągać pożądane przez nie, rozsądne cele”. 

Pojęcie pomocniczości opiera się na wizji człowieka wolnego i zarazem odpowiedzialnego za swój los przy poszanowaniu zasady grupowej przynależności do rodziny, stowarzyszeń i organizacji, szkół, uniwersytetów czy związków zawodowych. 

Politolog Pierre Rosanvallon w rozprawie zatytułowanej „Dobry rząd” w dość istotnej mierze potwierdza powody i symptomy choroby demokracji liberalnej postawionej przez Delsol: „O naszych rządach można mówić, że są demokratyczne, choć nie jesteśmy rządzeni demokratycznie. Ten wielki niedosyt nasila współczesne rozczarowania, a także chaos”. I dodaje, że palącą sprawą staje się jak najszybsze stworzenie „demokracji zaufania” oraz „demokracji przyswojenia” (appropriation). Społeczeństwa muszą na nowo określić swój stosunek do demokracji, która się od nich stopniowo odcięła. Trzeba wdrożyć system pozwalający obywatelom na „bezpośrednie praktykowanie funkcji demokratycznych, które do tej pory były monopolizowane przez władzę parlamentarną”. 

Według Rosanvallona współczesne demokracje liberalne wyżłobiły fosę między elitami politycznymi a społeczeństwem. Obarcza on winą za taki stan rzeczy „widmo cezaryzmu”, które odcisnęło niezatarte piętno na prezydenckim systemie V Republiki. Czas zasypać ten rów, pobudzając wszystkie formy aktywności obywatelskiej. W innej rozprawie – „Parlament niewidocznych” – proponuje rzucić światło na „głębiny społeczeństwa”, na tych, którzy czują się opuszczeni, zapomniani, źle zrozumiani i którzy są, jak w tytule, „niewidzialni”, ponieważ nie znajdują uznania i nie mają narzędzi, by się zorganizować i upodmiotowić. Ta nieukształtowana masa, stanowiąca lwią część społeczeństwa, czerpie swą moc kontestacji z rozczarowania, które powoduje oddalanie się od instytucji państwa i przekazów medialnych. A to z kolei rodzi rozproszone i niezdefiniowane ruchy protestu. Wbrew temu, co można by pomyśleć, „niewidoczni” nie należą tylko do klas spauperyzowanych – inicjatywa ta, jak chciałby Rosanvallon, ma dotyczyć wszystkich warstw oraz klas społecznych.

Jako remedium na kryzys reprezentacji francuski politolog proponuje, aby narody stały się potrójnym strażnikiem. W pierwszej odsłonie jako „naród uważny” (peuple vigilant), w drugiej jako „naród veto” (peuple veto), a na końcu jako „naród sędzia” (peuple juge). Przy tym Rosanvallon atakuje polityków, którzy dalecy są od typów idealnych rządzących: polityka nie jest dla nich ani powołaniem w sensie Weberowskim (politique par vocation), ani przestrzenią człowieka zaufania (l’homme de confiance). W pierwszym przypadku Weberowski polityk z powołania, również polityk profesjonalny, stanowił odpowiedź na dyletantyzm europejskich notabli. W drugim chodzi o odrodzenie modelu trustee, figury kardynalnej dla charakterystyki „dobrych rządów”. Recepta Pierre’a Rosanvallona jest w swoich założeniach prosta: należy skrócić dystans między rządzącymi a rządzonymi, dążyć do „prawdziwej mowy” (le parler vrai) oraz rehabilitacji politycznego powołania.

Oby z niechęci „dużych” do „małych” i ich buntu nie spełniła się groteska Bertolda Brechta – skoro naród źle głosuje, należy go czym prędzej wymienić.



 

Polecane