Tusk stał się politycznym wampirem

Co musisz wiedzieć:
- Rząd Donalda Tuska stworzył specjalny zespół prokuratorów ścigających żołnierzy strzegących granicy z Białorusią
- Ministrowie, z premierem na czele, nie myślą w kategoriach strategicznego rozwoju państwa, a raczej „ciepłej wody”
- Pierwsze dwa lata rządów obecnej ekipy to wstrzymanie, opóźnienie lub drastyczne wykastrowanie wielkich inwestycji rozwojowych i infrastrukturalnych rozpoczętych przez PiS
Czasy, w których kłamstwo Donalda Tuska miało siłę prawdy, minęły bezpowrotnie. Nawet sprzyjające mu media – oczywiście poza najwierniejszymi pretorianami z Onetu czy TVN – nie biorą poważnie zapowiedzi premiera o szybkim skoku cywilizacyjnym, rozliczaniu PiS-owskich nadużyć czy budowie nowoczesnego państwa. Rzeczywistość jest twarda i przytłaczająca. Z powodu szybko rosnącego zadłużenia agencje ratingowe obniżają perspektywę dla Polski, a rząd nie umie ani zwiększyć ściągalności podatków, ani szukać prawdziwych oszczędności.
Dlatego Tusk stara się przebrać w obce ciuchy i udawać kogoś innego. Nie tylko usiłuje zmienić profil własnego przywództwa, ale przede wszystkim wyssać z sojuszników i przeciwników wszystko, co zapewnia im sympatię wyborców oraz ich poparcie. W pewnym sensie próbuje dokonać wrogiego przejęcia tożsamości rywali.
W chwale armii
Wtargnięcie rosyjskich dronów w polską przestrzeń powietrzną zapewniło premierowi trochę wytchnienia. Nie tylko odwróciło uwagę opinii publicznej od nieudolności rządu, ale pozwoliło też pokazać się szefowi rządu wśród bohaterów. Doskonale wiedział, że wojskowy mundur cieszy się w Polsce ogromnym i ciągle rosnącym szacunkiem, dlatego szybko przystroił się w piórka przyjaciela żołnierzy.
– Zaufanie do wojska zadeklarowało dzisiaj 94 procent Polaków. Wojsko i władze państwowe stanowiły jedność w chwili próby. Polska dała całemu światu przykład odwagi, odpowiedzialności i narodowej solidarności w obliczu zagrożenia. Nie pozwólmy nikomu tego zmarnować. Nikomu! – mówił Tusk tuż po zestrzeleniu rosyjskich dronów.
W bazie lotniczej w Łasku jeszcze mocniej dął w patriotyczne tony: – Jesteście bohaterami. Nikt nie może mieć wątpliwości, że bez was Polska byłaby bezbronna.
- "Dezinformacja". Polskie wojsko dementuje doniesienia Ukraińców
- Eksplozje w Monachium. Oktoberfest ponownie otwarty
- NFZ wydał pilny komunikat
- „S” przeciw likwidacji Zakładu Poprawczego i Schroniska dla Nieletnich w Świdnicy
- Papież: Nie możemy kochać Boga, gardząc jednocześnie Jego stworzeniami
Premier bardzo sprytnie chciał pokazać, że rząd i armia strzegąca naszych granic stanowią jedność. Dzięki temu część zaufania, jakim cieszy się mundur, miała spłynąć na rząd, który szoruje po dnie pod względem popularności. Dzięki temu każdy, kto odważy się skrytykować rząd, miał być także przeciwnikiem armii.
Zabieg w pewnym zakresie okazał się skuteczny, gdyż Platforma Obywatelska zyskała w momencie kryzysu kilka punktów procentowych poparcia.
A przecież to ten sam premier, którego rząd stworzył specjalny zespół prokuratorów ścigających żołnierzy strzegących granicy z Białorusią. To ten sam polityk, który jeszcze niedawno porównywał wojskowych do przestępców, a dziś nagradza tych, którzy przed wyborami mundurowych nazywali zbrodniarzami.
To ten sam polityk, który jeszcze niedawno porównywał wojskowych do przestępców, a dziś nagradza tych, którzy przed wyborami mundurowych nazywali zbrodniarzami.
Kluczowa w zmianie stanowiska nie była transformacja poglądów Tuska. Najistotniejsza jest chwilowa korzyść propagandowa. Jeśli mógł ogrzać się w blasku munduru, to natychmiast z tego skorzystał. Pozbawiony takiego otoczenia jest wyłącznie starym, zmęczonym, przegranym politykiem.
W blasku Brzoski
Patent ten Tusk przetestował już wcześniej z przedsiębiorcą Rafałem Brzoską. Premier niby spontanicznie wywołał go podczas konferencji na Giełdzie Papierów Wartościowych i zaproponował udział w deregulowaniu państwa. To miał być wielki projekt uwalniający polski biznes z kajdan skomplikowanych przepisów.
Tuskowi jednak ani przez moment nie zależało na usprawnieniu administracji czy ulżeniu doli pracodawców. Ani jedno, ani drugie nie ma dla niego żadnego znaczenia. Istotne było pokazanie się w towarzystwie człowieka, który odniósł rzeczywisty sukces w biznesie. Premier chciał wysłać sygnał, że grają w jednej drużynie.
Gdy jednak Rafał Brzoska wyliczał, że jego InPost płaci w Polsce setki milionów złotych podatku rocznie, a konkurencyjna na rynku niemiecka firma kurierska nie odprowadziła ani grosza, Tusk zapadł się pod ziemię. Milczał, by nie musieć się tłumaczyć z tej jawnej niesprawiedliwości oraz nieudolności.
Liczył się jedynie chwilowy efekt, w którym szef rządu mógł błyszczeć odbitym światłem multimilionera Rafała Brzoski. Bo przecież sukces ciągnie do sukcesu.
Wielki wizjoner
Pierwsze dwa lata rządów obecnej ekipy to wstrzymanie, opóźnienie lub drastyczne wykastrowanie wielkich inwestycji rozwojowych i infrastrukturalnych rozpoczętych przez PiS. W przypadku projektu „Izera”, czyli polskiego samochodu elektrycznego, zamknięciu towarzyszyły drwiny. Gdy ograniczano zakres budowy CPK, premier i jego zaplecze mówiło o gigantomanii oraz wielkich nadużyciach. Przestępstw obecna ekipa doszukiwała się także przy przygotowaniach do uruchomienia elektrowni atomowych.
Tusk nie zrozumiał wówczas, że rozminął się z oczekiwaniami i aspiracjami Polaków. W przeciwieństwie do żelaznego elektoratu PO, większość społeczeństwa nie czuje żadnych kompleksów wobec Zachodu. Nowoczesność i mobilność jest dla niej oczywistością. Podróżując po świecie, rodacy dostrzegli, że w wielu aspektach Polska jest lepiej zorganizowana niż bogatsze od nas kraje.
Lider PO zrozumiał tę zmianę nastrojów dopiero po wygranej Karola Nawrockiego i jego „Po pierwsze Polska, po pierwsze Polacy”. Tusk bez oglądania się na wcześniej głoszone poglądy, ogłosił się więc gospodarczym nacjonalistą. Postanowił po prostu podpiąć się pod wzbierającą falę antyglobalizmu, by całkowicie nie zostać w tyle.
Ponieważ jednak w sposób szczególny sprzyja niemieckiemu biznesowi, znalazł się w sytuacji konfliktu interesów. Przedstawiając się jako zwolennik nowoczesności, zapowiedział uruchomienie w naszym kraju kolei dużych prędkości, czyli takich, które będą mknąć 320 kilometrów na godzinę. Gdy coraz większa grupa ekspertów, przedsiębiorców i dziennikarzy zaczęła dostrzegać fakt, że takie rozwiązanie wprost daje preferencje koncernom z Niemiec czy Francji, Tusk wrócił do tożsamości gospodarczego nacjonalisty. Ogłosił: „Polska może być dumna z firm, takich jak PESA i NEWAG. Musimy wierzyć w nasze możliwości, dlatego to polskie firmy muszą być wiodącymi partnerami w historycznym przedsięwzięciu, jakim będzie kolej dużych prędkości”.
Tusk wrócił do tożsamości gospodarczego nacjonalisty. Ogłosił: „Polska może być dumna z firm, takich jak PESA i NEWAG.
Na jednym oddechu wymówił: „duma z polskich firm i historyczne przedsięwzięcie”. To ma pokazywać patriotyczną twarz premiera. Tyle tylko że to jawny, oczywisty fałsz. PESA i NEWAG nie produkują składów osiągających 320 kilometrów na godzinę, a taki parametr został ustalony w przetargu. Polskie firmy nie mogą więc wziąć w nim udziału. Eksperci mówią o tym otwarcie, a Stowarzyszenie „Tak dla CPK” przygotowało petycję w sprawie zmian warunków przetargu. Domagają się, by przy tak wielkim projekcie nasze przedsiębiorstwa nie zostały pominięte. Stowarzyszenie postuluje więc „uruchomienie ze środków przeznaczonych na innowacje programu, którego celem będzie stworzenie i budowa polskiego pociągu KDP osiągającego do 250 km/h – tak, aby Polska nie była zależna od importu technologii i gotowych rozwiązań, a krajowi producenci byli w stanie stworzyć tabor najpełniej dostosowany do budowalnej obecnie infrastruktury”.
To obnaża całą opowieść Tuska o nowoczesności, rozwoju i epokowym przedsięwzięciu. Na razie jednak wiedza o manipulacji premiera nie przedarła się szeroko do opinii publicznej, więc górą jest premier. Ma swój moment ogrzewania się przy dużym projekcie.
Kradzież intelektualna
Ostatnie działania premiera nie są przypadkowe. Po przegranych wyborach prezydenckich, zapowiadając nowe otwarcie, szef rządu dokonał próby przejęcia programu Prawa i Sprawiedliwości.
Jako swoje osiągnięcia przedstawił wówczas projekty, które kilkanaście miesięcy wcześniej krytykował: modernizację armii i ogromne zakupy amerykańskiej broni, uszczelnienie granicy z Białorusią z wypychaniem z powrotem imigrantów, którzy nielegalnie przekroczyli granicę, oraz wprowadzenie 800 plus.
Choć prawda była zgoła inna – w czasie kampanii Donald Tusk kwestionował sensowność tak dużego dozbrajania, imigrantów przysyłanych przez Putina i Łukaszenkę chciał przyjmować bez weryfikacji, a ustawę o 800 plus zaproponował PiS – to lider PO uznał, że tego rodzaju kradzież będzie mu się opłacać. Jeśli dorzucimy to tego postawienie elektrowni atomowych, rozbudowę terminali portowych, to mamy niemal skopiowany plan największych politycznych przeciwników.
Tusk prawdopodobnie zdał sobie sprawę z tego, że stracił zdolność do wyczuwania nastrojów społecznych i samodzielnie nie jest w stanie kreować polityki. Musi więc ogrzewać się programem prawicy, która przez cały czas, mimo oddania władzy i prześladowań, cieszy się społecznym poparciem.
Zamysł był sprytny, ale zawierał jeden zasadniczy feler. Jego rząd nie posiada zdolności i kompetencji do realizowania tak ambitnych programów. Ministrowie, z premierem na czele, nie myślą w kategoriach strategicznego rozwoju państwa, a raczej „ciepłej wody”.
Dlatego teraz Donald Tusk tak wiele mówi właśnie o strategii, spokoju, jedności, zgodzie, rozwoju, narodowym interesie i patriotyzmie. Choć to wszystko brzmi w jego ustach wyjątkowo fałszywie, to jednak ma nadzieję, że dzięki temu prawicowa fala, która niewątpliwie nadciąga, nie zmyje go całkowicie ze sceny. A może nawet trochę wyniesie.