Polska stal na krawędzi upadku
Co musisz wiedzieć:
- Autorka zauważa, że polskie huty toną w kosztach energii i opłatach za emisję CO₂, jednocześnie przegrywając konkurencję z nieograniczonym importem stali z Ukrainy.
- Branża traci miejsca pracy.
- Związkowcy alarmują o braku strategii państwa i ostrzegają, że bez pilnych działań hutnictwo może zniknąć z Polski.
Polska stal stygnie
Stal, która przez dekady hartowała polską gospodarkę, dziś sama potrzebuje wsparcia. Polski przemysł hutniczy dotykają nie tylko skutki agresywnej polityki klimatycznej UE, ale także import ukraińskiej stali i odpływ złomu z kraju. A rządzący zdają się tych problemów nie dostrzegać.
„Już dziś kraj jest w niebezpieczny sposób uzależniony od międzynarodowych łańcuchów dostaw w kluczowych obszarach: półprzewodników, metali ziem rzadkich, surowców do produkcji baterii i energii. Zależności te pokazały, jak wrażliwa jest wysoko rozwinięta gospodarka, gdy powierza swoje surowce obcym mocarstwom. Stal nie jest zwykłym produktem, ale podstawą przemysłu. Bez własnych hut nie ma czołgów, torów kolejowych, turbin wiatrowych, stoczni ani przemysłu maszynowego. Kto pozbawi się stali, traci zdolność do samodzielnego zapewnienia sobie bezpieczeństwa gospodarczego i narodowego”
– napisał niedawno „Schwäbische Zeitung” z Ratyzbony, a cytuje go Onet. Choć podobne słowa można by odnieść do sytuacji w Polsce, dotyczą one stanu niemieckiego przemysłu stalowego.
- Komunikat Straży Granicznej. Pilne doniesienia z granicy
- Pilne doniesienia z granicy. Jest komunikat Straży Granicznej
- Komunikat dla mieszkańców Gdańska
- KRUS wydał komunikat dla rolników
- Długie przerwy w dostawie prądu. Ważny komunikat dla mieszkańców Wielkopolski
- PKP Intercity wydało komunikat
- Niepokojące informacje z granicy. Komunikat Straży Granicznej
- [Porada prawna] Jak postępować z lokatorem, który nie płaci
- Dr Rafał Brzeski: Plan pokojowy jest tylko początkiem “pieriedyszki” przed kolejną rundą
Szczyt stalowy
Za naszą zachodnią granicą nie tylko prasa, ale również eksperci i część polityków biją już na alarm w sprawie przemysłu, któremu bardzo realnie grozi zapaść. Jak podaje euronews.pl, według szacunków Niemieckiego Instytutu Gospodarczego (IW) około 605 tysięcy miejsc pracy w tym kraju zależy od branży stalowej. Według innego badania bez krajowej produkcji stali niemieckiej gospodarce groziłaby roczna utrata wartości dodanej w wysokości do 50 miliardów euro.
Przypomnijmy, jak wynika z raportu Eurofer, Unia Europejska odpowiada obecnie jedynie za ok. 14 proc. światowej produkcji stali, choć jest drugim co do wielkości producentem tego produktu na świecie. Najwięcej na naszym kontynencie produkują jej Niemcy. Produkcja stali w UE jednak w ostatnich latach systematycznie spada. Jak wynika z badania Eurofer, Europa wyprodukowała 130 milionów ton stali surowej w 2024 roku, a jeszcze w 2010 roku – około 170 milionów ton.
Ostatnio kanclerz Niemiec Friedrich Merz zwołał szczyt stalowy z udziałem przedstawicieli pracodawców i pracowników tego strategicznego przemysłu.
„Jeśli wierzyć argumentom niemieckiego przemysłu stalowego zagrożonego egzystencjalnie przez konkurencję, sprawa jest jasna: rząd Niemiec i Bruksela mają obowiązek udzielić branży zdecydowanego wsparcia”
– konstatowali po spotkaniu dziennikarze „Frankfurter Allgemeine Zeitung” cytowani przez Onet.
Kryzys
Polska zmaga się z podobnymi problemami, tyle że spotęgowanymi. Ponad dwadzieścia lat po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej przemysł hutniczy, niegdyś jeden z filarów krajowej gospodarki i źródło tożsamości wielu regionów, znalazł się w najpoważniejszym kryzysie od lat dziewięćdziesiątych. Dziś zakłady toną w kosztach energii, opłatach za emisję CO₂ i presji taniej stali spoza UE.
– Od grudnia 2023 roku straciliśmy 1200 miejsc pracy, tylko jeżeli chodzi o nasz przemysł hutniczy. 1200 miejsc pracy jest nie do odtworzenia, i to m.in. w sektorze rurowym, tak bardzo potrzebnym np. do budowy sieci gazowniczych. Bez refleksji likwidujemy nasz przemysł i będziemy skazani na sprowadzanie towarów spoza Polski
– mówił w maju tego roku Andrzej Karol, przewodniczący Rady Krajowej Sekcji Hutnictwa NSZZ „Solidarność”.
Nierówne zasady gry
– Generalnie są trzy główne problemy, z którymi mierzy się polska branża hutnicza i od których zależy opłacalność produkcji stali. Po pierwsze – jest to import stali z Ukrainy, po drugie – są to wysokie ceny energii elektrycznej, a po trzecie – wypływ złomu za granicę. Europa jest dzisiaj obok Stanów Zjednoczonych jednym z dwóch obszarów, gdzie produkuje się złom. Mamy go bardzo dużo, ale w równie gigantycznych ilościach ten złom wypływa poza Europę do Turcji, Indii i Chin. Złom to podstawowy materiał wsadowy, który stanowi ponad połowę kosztów produkcji stali. Jeśli rynek złomu nie będzie chroniony, to będziemy mieli ogromny problem z opłacalnością produkcji. Im więcej złomu wypłynie z Polski, tym wyższa będzie jego cena i tym droższa będzie stal
– podkreślał z kolei w rozmowie z „Tygodnikiem Solidarność” Robert Gonera, przewodniczący Komisji Międzyzakładowej NSZZ „Solidarność” w Hucie Częstochowa.
Unijna polityka klimatyczna, zakładająca neutralność emisyjną do 2050 r., wymusza na przemyśle stalowym kosztowną transformację. System handlu uprawnieniami do emisji CO₂ (ETS) powoduje, że każda tona wyprodukowanej stali obarczona jest dopłatami za emisję. Europejskie huty – w tym polskie – płacą za emisje, których nie muszą ponosić producenci z Chin, Indii czy Turcji. Jak podkreślają związkowcy, UE nie ma jednolitej stawki energii dla wszystkich krajów, a Polska ma jedną z najwyższych cen energii.
„To nie jest konkurencja, to nierówne zasady gry” – zaznaczają.
– To pełne hipokryzji ze strony KE, że wpuściła do Europy bez limitu stal ukraińską, która nie jest obarczona żadnymi ograniczeniami, nawet w obszarze gatunkowości czy ilościowości
– podkreślał w rozmowie z Tysol.pl Andrzej Karol. Jeszcze miesiąc temu mówił także:
– Dla nas najgorszą sprawą obecnie jest wpuszczenie od 6 czerwca na kolejne 3 lata produktów ukraińskich do Polski. [...] Podam przykład tylko tzw. prętów żebrowanych, inaczej zbrojonych, używanych m.in. w szeroko rozumianym budownictwie. Wzrost tego, co dociera do nas z Ukrainy, jest kilkukrotny. Na 3 miliony ton stali, które się pojawiły w ubiegłym roku na rynku europejskim, milion został w naszym kraju.
Według niego w tym roku proporcje mają być jeszcze mniej korzystne dla Polski. W tym samym czasie rośnie presja, by modernizować produkcję w kierunku tzw. zielonej stali – wytapianej w piecach elektrycznych z wykorzystaniem złomu lub wodoru. Problem w tym, że na taką inwestycję potrzeba miliardów złotych i kilkunastu lat.
Nie ma nici porozumienia z rządem
Solidarność od początku 2024 roku kilkakrotnie protestowała pod Sejmem i Kancelarią Premiera, żądając wsparcia dla przemysłu energochłonnego. Jak dotąd rząd nie przedstawił jednak kompleksowego programu pomocowego.
Problem hutnictwa nie sprowadza się tylko do ekonomii. Od lat związkowcy zwracają uwagę na chaos decyzyjny w rządzie i brak spójnej polityki przemysłowej.
– Niestety z obecnym rządem nie znajdujemy w tym temacie żadnej nici porozumienia. Nie ma żadnych rozmów. Tak zwana strategia zrównoważonego rozwoju przemysłu hutniczego, rozpoczęta przez Ministerstwo Przemysłu, została tak rozbudowana, że strona społeczna musiała z rozmów nad nią po prostu wystąpić. Za nami wystąpili również pracodawcy i obecnie w zasadzie jest całkowity impas. Rząd nie ma żadnego pomysłu, co ma się dziać dalej z hutnictwem
– mówił nam na początku października Andrzej Karol. Teraz dodaje:
– W Niemczech problemy branży przebijają się do świadomości władz i rząd na nie reaguje, wprowadzając np. maksymalną cenę za energię na poziomie 50 euro za megawatogodzinę. W Polsce mówi się o podwyższeniu m.in. opłaty jakościowej, podczas gdy od dawna domagaliśmy się całkowitego jej zniesienia.
„Nie można po prostu wyłączyć pieca”
Według wyliczeń ekspertów przy braku działań do 2030 r. z polskiego hutnictwa może zniknąć nawet 30 proc. miejsc pracy.
– Dlatego apelujemy do ministra Michała Jarosa o pilne spotkanie zespołu trójstronnego, który mógłby wypracować rozwiązania tej trudnej sytuacji
– zaznacza przewodniczący Karol.
Związkowcy obawiają się, że jeśli w hutnictwie nie zajdą zmiany, ta branża po prostu się z Polski zwinie.
Młodzi nie widzą tu przyszłości. Doświadczeni fachowcy odchodzą na emeryturę lub emigrują. Według danych Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarczej liczba pracowników hutnictwa w Polsce spadła z ponad 70 tysięcy w 2004 r. do niespełna 40 tysięcy w 2024 r.
– Nie prosimy o jałmużnę, chcemy pracować, a nie głodować
– mówili protestujący w tym roku pracownicy hut.
– Bez hutnictwa nie ma przemysłu, a bez przemysłu nie ma państwa
– dodawali.
Związkowcy zaś przypominają, że na każde jedno miejsce pracy w hucie przypadają średnio trzy miejsca w sektorach zależnych – logistyce, transporcie, energetyce i budownictwie. Upadek hut oznacza więc znacznie szersze skutki społeczne.
Hutnictwo stoi dziś na rozdrożu. Potrzebne są: długofalowa strategia i aktywny dialog społeczny.
– Nie można po prostu wyłączyć pieca i powiedzieć ludziom, żeby się przebranżowili
– mówią hutnicy.
[Tytuł, niektóre śródtytuły, lead i sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]




