[Felieton "TS"] Cezary Krysztopa: Znaki
![[Felieton "TS"] Cezary Krysztopa: Znaki](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/51933.jpg)
Najpierw zepsuły mi się sandały. Zwykła rzecz, zdarza się. Wytrzymały prawie dwa sezony, nie mam pretensji. Nad Stręglem wprawdzie nie ma sklepów obuwniczych, więc byłem skazany na kryte buty, czego latem nie lubię, ale dobra, nie bądźmy drobiazgowi.
Potem internet. No, nie wymagam zbyt wiele. Z jednej strony praca jeździ ze mną, ale oczywiście również po to jedziemy w głuszę, żeby internet był słaby. Czasem pomaga reset telefonu i jest OK. Tym razem nie pomógł. Po resecie telefon nie chciał się włączyć. Po kolejnych kilkudziesięciu również nie.
No dobrze. Kolejnego dnia mieliśmy jechać na obiad do Węgorzewa, tam jest jakaś cywilizacja, „to sobie coś kupię”. Pojechaliśmy, obiad był świetny. Kupiłem, przełożyłem kartę. Trochę się pomęczyłem, brak kontaktów, inny system operacyjny. Dobra, jakoś się dało. Niedługo później zaczął działać stary telefon.
OK. Wiadomo, wszędzie dobrze, ale w starym telefonie najlepiej. Wyciągnąłem kartę sim z nowego telefonu i włożyłem do starego. Nie działała. OK. Zdarza się. Może coś zabrudziłem. Czyszczę. Nie działa. Wkładam do nowego telefonu, w którym przed chwilą działała. Nie działa. Cierpliwości, Cezary, nie odlatuj. Jak nie wiadomo, co zrobić, trzeba zresetować. Resetuję oba telefony, we wszystkich kombinacjach, z kartą, bez karty. Nie działa i najwyraźniej nie ma zamiaru zadziałać.
Muszę Wam wyjaśnić coś, w co mi pewnie nie uwierzycie, tak jak Żona mi nie wierzy. Tu zrozumie mnie tylko Redakcja. To wszystko dzieje się w sytuacji, w której, choć jestem na urlopie, to roboty mam od groma, obsługa portalu, zamykanie numeru „Tygodnika”. A ja nie mam kontaktu ze światem. A nie mam, ponieważ w nocy, kiedy miałem szansę coś skończyć, a Małżonka wspaniałomyślnie udostępniła mi internet, wysiadł mi jeszcze laptop. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że jestem uparty jak osioł i będę szedł, choćbym miał sobie nogi z sitowia ukręcić, ale tutaj opadły mi już ręce.
Może to znak? Tak w każdym razie twierdziła Żona. Mówiła, że to znak, że mam w końcu odłożyć robotę i odpocząć. Może i tak. Przytłoczony tą bezlitosną symboliką dałem się namówić na wczesnopopołudniową przejażdżkę rowerem wodnym. Gładkie jezioro. Łagodne słoneczko. Było super. To znaczy było przez pierwsze dziesięć minut, bo potem odpadł nam ster. Akcja ratunkowa zajęła nam sporą część ostatniego dnia pobytu nad malowniczym jeziorem.
No i tak teraz sobie siedzę i się zastanawiam. Czego znakiem był ten odpadnięty ster?
