Sprawa Jolanty Brzeskiej. Zbrodnia bez kary

Umorzenie postępowania w sprawie morderstwa dokonanego na Jolancie Brzeskiej, 64-letniej działaczce społecznej zaangażowanej w obronę eksmitowanych lokatorów stołecznych kamienic, wstrząsnęło nie tylko środowiskiem społeczników. Czy śledztwo prowadzone przez kolejne prokuratury – najpierw Rejonową, później Okręgową w Warszawie, w końcu Prokuraturę Regionalną w Gdańsku – nie miało szans rozstrzygnięcia? Kto chciał, żeby sprawa pozostała niewyjaśniona? Kto wie, co tak naprawdę się stało i dlaczego może spać spokojnie?
Plakat dotyczący Jolanty Brzeskiej Sprawa Jolanty Brzeskiej. Zbrodnia bez kary
Plakat dotyczący Jolanty Brzeskiej / fot. Wikimedia Commons/CC BY-SA 4.0 /Kamil Czaiński

Zdaniem działaczy Komitetu Obrony Praw Lokatorów już od początku było widać, że ani policja, ani urzędnicy nie byli zainteresowani zebraniem wystarczającej ilości dowodów, które z czasem po prostu zostały zniszczone.

Kup pan kamienicę...

Śmierć Jolanty Brzeskiej pozwoliła na ujawnienie największej w powojennej historii Polski afery dotyczącej warszawskich nieruchomości. Afery, która obnażyła wciąż niejasne związki najważniejszych polityków w państwie z grupą przestępczą przejmującą warszawskie nieruchomości. Jak mocne były to powiązania? W 2018 roku rodzina Hanny Gronkiewicz-Waltz, byłej prezydent Warszawy i wiceprzewodniczącej Platformy Obywatelskiej, zobowiązała się do zwrotu kilku milionów złotych łącznie za sprzedanie kamienicy przy ul. Noakowskiego 16 w Warszawie, którą mąż wiceszefowej PO „odzyskał” – co ogłosiła Komisja Weryfikacyjna ds. reprywatyzacji warszawskich nieruchomości w 2018 roku – niezgodnie z prawem. Dokumenty, na które powoływała się Komisja, miały być dowodem na to, że rodzina Waltzów nigdy nie nabyła praw do nieruchomości. Wśród nich było m.in. zeznanie Romana Kępskiego, wujka Andrzeja Waltza, który nabył prawa do kamienicy od szmalcownika.

Jednak Waltzowie mieli tylko jedną kamienicę – w całej aferze chodziło o kilkadziesiąt podobnych postępowań. Postępowań, w których warszawski ratusz w oparciu o wątpliwe dokumenty rzekomych spadkobierców nieruchomości oddawał kamienice za bezcen, co stało się dość szybko prawdziwym przemysłem. O szansach na warszawską nieruchomość głośno stało się nie tylko nad Wisłą, ale także w innych europejskich stolicach.

Informacje o tym, jaka była skala tych prywatyzacji, o sposobach przejmowania budynków i pieniądzach, jakie za tym stały, znajdowały się – i być może wciąż się znajdują – w stołecznym urzędzie miasta, gdzie Hannę Gronkiewicz-Waltz zastąpił jej młody uczeń, Rafał Trzaskowski. Trzaskowski, dzisiaj aspirujący do najważniejszej funkcji w państwie, był ulubieńcem Gronkiewicz-Waltz i Donalda Tuska niemal od początku swojej politycznej kariery. To sztab wyborczy kierowany przez niego wprowadził wiceszefową Platformy Obywatelskiej na warszawskie salony i na najważniejszy urząd w stolicy. Szybko został również zastępcą Donalda Tuska w największej wówczas nadwiślańskiej partii politycznej, stając się powiernikiem starszych kolegów z politycznego ogródka. I gwarantem, że tajemnice, które skrywały stołeczne dokumenty, pozostaną tajemnicami bez względu na zmieniające się w Polsce rządy. Chyba że pojawi się urzędnik – w ratuszu lub Prokuraturze Krajowej – który ujawni dokumenty i nazwiska osób zaangażowanych w przestępczy proceder.

Na straży dokumentów

O krok od poznania tych tajemnic mogła być Jolanta Brzeska, działaczka społeczna, która broniła lokatorów eksmitowanych z przejętych (niezgodnie z prawem, co wykazały późniejsze postępowania) warszawskich kamienic. Niepozorna kobieta nie tylko broniła wyrzucanych z domów, ale szukała również prawdziwych powodów, dla których przejęcia warszawskich nieruchomości stały się tak masowe. Szczegóły licznych batalii, które Brzeska prowadziła z mafią reprywatyzacyjną, są (lub były – jeżeli zostały zniszczone) zapisane w dokumentach w warszawskim ratuszu. Najpierw pilnowała ich Hanna Gronkiewicz-Waltz, która przyjęła urząd po trudnej kampanii wyborczej prowadzonej przez swojego ulubieńca Rafała Trzaskowskiego. Dzisiaj to właśnie on sprawuje pieczę nad stołecznym ratuszem i to między innymi on odpowiada za to, że śledztwo w sprawie zbrodni, które mogłoby położyć się cieniem na niejednej władzy, nie ruszyło z miejsca przez ostatnie kilkanaście lat.

Kiedy Prokuratura Regionalna w Gdańsku umorzyła śledztwo w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej, do mediów po raz kolejny wyciekła opinia biegłych w sprawie działaczki społecznej. Wynika z niej, że patolodzy nie ujawnili obrażeń mechanicznych (poza oparzeniami) mogących mieć wpływ na zgon pokrzywdzonej. Wykryli za to obecność nafty w odzieży i sadzy w dolnych drogach oddechowych pokrzywdzonej. Konkluzja? Przyczyną zgonu musiał być wstrząs termiczny i podtrucie tlenkiem węgla. To wszystko doprowadziło prokuratorów Adama Bodnara do prostego rozwiązania – dalej śledztwa prowadzić się nie da. W lakonicznym komunikacie wygłoszonym dla mediów rzecznik gdańskiej prokuratury wyjaśnił, że „wszystkie zaplanowane czynności procesowe zostały wykonane” oraz że „zgromadzony materiał nie potwierdził ani nie wykluczył żadnej z głównych przyjętych wersji tego zdarzenia”. Czyli po grubo ponad dekadzie prac śledczych jako jedna z hipotez śmieci wraca samobójstwo. Zakłada ona dyskretne samospalenie (to rodzaj samobójstwa, który popełnia się w świetle reflektorów i przy ludziach, jest manifestacją – o czym świetnie wiedzą psycholodzy, również współpracujący z prokuratorami) oraz to, że Jolanta Brzeska po spaleniu się zdążyła jeszcze ukryć pojemnik po łatwopalnej cieczy, pewnie benzynie.

Śledztwo skazane na niepowodzenie

– Umorzenie jest konsekwencją zaniedbań, które towarzyszyły śledztwu od samego początku – mówi Zenobia Żaczek, działaczka lokatorska i związkowa, członkini Komitetu Obrony Praw Lokatorów. – Policja nie zabezpieczyła monitoringu ulicznego, monitoringu z komunikacji publicznej, śladów opon w miejscu zbrodni. Śledczy opierali się wyłącznie na zdjęciach dostarczonych im przez osoby trzecie. Nie zajęto się również osobami, które wcześniej włamywały się do mieszkania Joli Brzeskiej i próbowały ją z tego mieszkania usunąć. Konsekwencję tych zaniedbań mamy w postaci efektów śledztwa, które po prostu nie mogło zakończyć się sukcesem. Moim zdaniem zaniedbania były celowe.

Żaczek przyznaje, że koledzy i przyjaciele Brzeskiej mogli wyłącznie dokumentować i nagłaśniać całą sprawę, nie dać jej przyschnąć. Bo wątpliwości, że to było morderstwo, nie ma ani ona, ani nikt w stowarzyszeniu. Co więcej, podobny los mógł spotkać każdą osobę, która wówczas zajmowała się obroną praw lokatorów.

– Niektórzy uważają, że Jola miała pewną wiedzę, która później być może wypłynęła w czasie prac Komisji Weryfikacyjnej – dodaje, przyznając, że nawet tyle lat po ujawnieniu afery działaczom na rzecz lokatorów zdarza się wciąż spotykać z groźbami.
– Czy pod Pani adresem też kierowano takie groźby? – pytam.

– Tak – słyszę w odpowiedzi. – Groźby utraty życia, zdrowia, próby dezinformacji. To również próby dzwonienia z mojego numeru telefonu do innych osób. Wiem nawet, jakie firmy za tym stoją. Zgłaszałam to wszystko policji i prokuraturze, jednak nie spotkała ich za to żadna kara, nikt – jak sądzę – tego nie wyjaśnia.

Bezpieczni za immunitetem

Podobnie jak Jolanta Brzeska, jej przyjaciele i znajomi ze stowarzyszenia starają się zbierać świadectwa, nagłaśniać sprawy nielegalnych eksmisji, doprowadzić do tego, żeby organy ścigania traktowały wszystkie doniesienia jako jedną sprawę, jedno przestępstwo. – To jest tak samo trudne, jak w czasie, kiedy zajmowała się tym Jola – słyszę dalej. Dowiaduję się także, o jakiej skali gróźb i eksmisji jest mowa.
– Mamy dostęp tylko do wycinka informacji, ale z całej Polski dociera do nas przynajmniej kilka skarg i próśb o pomoc tygodniowo – opowiada Zenobia Żaczek. – Ja znam setki tych spraw i po takim czasie nie mam wątpliwości, że to się nie może odbywać bez milczącego wsparcia policji i urzędów.

W dochodzeniach oraz postępowaniach sądowych, kiedy brakuje dowodów, śledczy i prawnicy sięgają do worka z poszlakami. Znaczenie mają wówczas okoliczności, które towarzyszą zbrodni. Okoliczności, które mogą pokazać, kto mógł być zainteresowany ostatecznym pozbyciem się ofiary lub jak zachowali się powiązani ze sprawą świadkowie, kiedy wydarzyło się morderstwo i później.

Tuż przed umorzeniem śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej Donald Tusk odwołuje z Brukseli europarlamentarzystę Marcina Kierwińskiego, byłego szefa MSWiA. Kierwiński ponownie zostaje ministrem (tym razem bez teki) – ma się zajmować uporządkowaniem kwestii związanych z powodzią, która pod koniec września spustoszyła południowe regiony Polski. Mandat w Parlamencie Europejskim przejmuje po nim Hanna Gronkiewicz-Waltz, która natychmiast wyjeżdża do Brukseli. Była prezydent Warszawy ma już immunitet, którego – w przypadku posła PO przy obecnym rozdaniu politycznym – w parlamencie w Strasburgu nikt jej nie odbierze.

Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy, chce zdobyć najwyższy urząd w państwie. Na wypadek, gdyby Polacy woleli głosować na kogoś innego, przyboczni Donalda Tuska przygotowali plan B, czyli kandydaturę Radosława Sikorskiego. Zapowiadane przez KO prawybory pomiędzy dwoma kandydatami mają niewielkie znaczenie, bo jeżeli będzie trzeba, partia zmieni kandydata, nawet w trakcie kampanii wyborczej. To opcja, którą już raz sprawdzono.

Prokuratorzy zadbali o to, żeby temat morderstwa i reprywatyzacji kamienic nie wrócił przez czas kampanii do dyskusji publicznej – śledztwo jest umorzone z gwarancją, że nic się w tej sprawie więcej nie wydarzy. Rafał Trzaskowski jako kandydat będzie musiał wytrzymać ewentualne pytania o reprywatyzację i Jolantę Brzeską. Zresztą jeżeli w ogóle padną, to nie będzie ich wiele – wszak zbrodni dokonano nie za jego kadencji. A kwestia śledztwa była w rękach prokuratorów, którzy przecież podjęli już decyzję.

CZYTAJ TAKŻE:


 

POLECANE
Wypadek podczas zawodów motocrossowych w Gdańsku. Dwie osoby w szpitalu Wiadomości
Wypadek podczas zawodów motocrossowych w Gdańsku. Dwie osoby w szpitalu

Dwie osoby zostały poszkodowane w trakcie zawodów motocrossowych na torze w Gdańsku. Policja poinformowała, że kierujący quadem wypadł z trasy i uderzył w osobę stojącą poza torem.

Jarosław Sellin prosi o wsparcie dla brata przebywającego w areszcie wydobywczym Wiadomości
Jarosław Sellin prosi o wsparcie dla brata przebywającego w areszcie wydobywczym

Poseł Jarosław Sellin prosi o wsparcie dla brata Ryszarda, który od ponad roku przebywa w areszcie wydobywczym. Polityk poinformował także o problemach zdrowotnych brata.

Polska rakieta HEXA 5 zdominowała konkurs w USA Wiadomości
Polska rakieta HEXA 5 zdominowała konkurs w USA

Studenci z Politechniki Poznańskiej zdobyli pierwsze miejsce w prestiżowym konkursie rakietowym FAR OUT 2025, który odbył się na pustyni Mojave w Kalifornii. Ich innowacyjna rakieta HEXA 5, wyposażona w autorski silnik hybrydowy Broomstick 2+, nie tylko zdeklasowała konkurencję, ale także zdobyła nagrodę za najbardziej wydajny napęd hybrydowy.

Grafzero: Porozmawiajmy o Fight Club wideo
Grafzero: Porozmawiajmy o "Fight Club"

"Fight club" Daivda Finchera to film, który po prawie 30 latach od premiery nadal wzbudza kontrowersje wśród widzów. Ostatnio, Internet oburzył komentarz pewnej studentki filmoznawstwa, która wyśmiała mężczyzn oglądających "Fight club". Czy słusznie? Grafzero vlog literacki twierdzi, że warto porozmawiać o filmie Finchera.

Donald Trump: Doprowadzę do porozumienia Iranu z Izraelem polityka
Donald Trump: Doprowadzę do porozumienia Iranu z Izraelem

Według prezydenta USA Donalda Trumpa, Iran i Izrael powinny zawrzeć umowę. We wpisie na platformie Truth Social przypomniał on konflikt między Indiami i Pakistanem.

 Znany polski piosenkarz miał wypadek. Nie wystąpi w Opolu z ostatniej chwili
Znany polski piosenkarz miał wypadek. Nie wystąpi w Opolu

Tegoroczny Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu miał być wyjątkowy - pełen wspomnień, kultowych utworów i wielkich nazwisk. Jednym z artystów, na którego wielu czekało, był Ryszard Rynkowski. Niestety, jego występ został odwołany. Wszystko przez wypadek samochodowy, do którego doszło w drodze na festiwal.

13-letni Krzysztof zaginął pod Częstochową. Policja prosi o pomoc Wiadomości
13-letni Krzysztof zaginął pod Częstochową. Policja prosi o pomoc

Policjanci z Blachowni (woj. śląskie) prowadzą poszukiwania 13-letniego Krzysztofa Pokory. Chłopiec wyszedł z domu w miejscowości Hutki w sobotę 14 czerwca około godziny 18:00 i do tej pory nie wrócił. Nie skontaktował się też z rodziną.

Przemysław Wipler uderza w rząd Tuska: Nie mają planu B Wiadomości
Przemysław Wipler uderza w rząd Tuska: Nie mają planu B

- Plan się posypał – nie mają swojego prezydenta i nie mają planu B – stwierdził poseł Przemysław Wipler, krytykując rząd Donalda Tuska.

To drugi taki przypadek w historii Francji. Były prezydent stracił najwyższe odznaczenie Wiadomości
To drugi taki przypadek w historii Francji. Były prezydent stracił najwyższe odznaczenie

Były prezydent Francji Nicolas Sarkozy został pozbawiony Legii Honorowej, najwyższego francuskiego odznaczenia, po wyroku skazującego byłego szefa państwa za korupcję – wynika z opublikowanego w niedzielę dekretu, cytowanego przez AFP.

Robert Kubica wygrał legendarny wyścig Le Mans gorące
Robert Kubica wygrał legendarny wyścig Le Mans

Robert Kubica w barwach zespołu AF Corse zwyciężył w 24-godzinnym wyścigu Le Mans w najbardziej prestiżowej kategorii Hypercar.

REKLAMA

Sprawa Jolanty Brzeskiej. Zbrodnia bez kary

Umorzenie postępowania w sprawie morderstwa dokonanego na Jolancie Brzeskiej, 64-letniej działaczce społecznej zaangażowanej w obronę eksmitowanych lokatorów stołecznych kamienic, wstrząsnęło nie tylko środowiskiem społeczników. Czy śledztwo prowadzone przez kolejne prokuratury – najpierw Rejonową, później Okręgową w Warszawie, w końcu Prokuraturę Regionalną w Gdańsku – nie miało szans rozstrzygnięcia? Kto chciał, żeby sprawa pozostała niewyjaśniona? Kto wie, co tak naprawdę się stało i dlaczego może spać spokojnie?
Plakat dotyczący Jolanty Brzeskiej Sprawa Jolanty Brzeskiej. Zbrodnia bez kary
Plakat dotyczący Jolanty Brzeskiej / fot. Wikimedia Commons/CC BY-SA 4.0 /Kamil Czaiński

Zdaniem działaczy Komitetu Obrony Praw Lokatorów już od początku było widać, że ani policja, ani urzędnicy nie byli zainteresowani zebraniem wystarczającej ilości dowodów, które z czasem po prostu zostały zniszczone.

Kup pan kamienicę...

Śmierć Jolanty Brzeskiej pozwoliła na ujawnienie największej w powojennej historii Polski afery dotyczącej warszawskich nieruchomości. Afery, która obnażyła wciąż niejasne związki najważniejszych polityków w państwie z grupą przestępczą przejmującą warszawskie nieruchomości. Jak mocne były to powiązania? W 2018 roku rodzina Hanny Gronkiewicz-Waltz, byłej prezydent Warszawy i wiceprzewodniczącej Platformy Obywatelskiej, zobowiązała się do zwrotu kilku milionów złotych łącznie za sprzedanie kamienicy przy ul. Noakowskiego 16 w Warszawie, którą mąż wiceszefowej PO „odzyskał” – co ogłosiła Komisja Weryfikacyjna ds. reprywatyzacji warszawskich nieruchomości w 2018 roku – niezgodnie z prawem. Dokumenty, na które powoływała się Komisja, miały być dowodem na to, że rodzina Waltzów nigdy nie nabyła praw do nieruchomości. Wśród nich było m.in. zeznanie Romana Kępskiego, wujka Andrzeja Waltza, który nabył prawa do kamienicy od szmalcownika.

Jednak Waltzowie mieli tylko jedną kamienicę – w całej aferze chodziło o kilkadziesiąt podobnych postępowań. Postępowań, w których warszawski ratusz w oparciu o wątpliwe dokumenty rzekomych spadkobierców nieruchomości oddawał kamienice za bezcen, co stało się dość szybko prawdziwym przemysłem. O szansach na warszawską nieruchomość głośno stało się nie tylko nad Wisłą, ale także w innych europejskich stolicach.

Informacje o tym, jaka była skala tych prywatyzacji, o sposobach przejmowania budynków i pieniądzach, jakie za tym stały, znajdowały się – i być może wciąż się znajdują – w stołecznym urzędzie miasta, gdzie Hannę Gronkiewicz-Waltz zastąpił jej młody uczeń, Rafał Trzaskowski. Trzaskowski, dzisiaj aspirujący do najważniejszej funkcji w państwie, był ulubieńcem Gronkiewicz-Waltz i Donalda Tuska niemal od początku swojej politycznej kariery. To sztab wyborczy kierowany przez niego wprowadził wiceszefową Platformy Obywatelskiej na warszawskie salony i na najważniejszy urząd w stolicy. Szybko został również zastępcą Donalda Tuska w największej wówczas nadwiślańskiej partii politycznej, stając się powiernikiem starszych kolegów z politycznego ogródka. I gwarantem, że tajemnice, które skrywały stołeczne dokumenty, pozostaną tajemnicami bez względu na zmieniające się w Polsce rządy. Chyba że pojawi się urzędnik – w ratuszu lub Prokuraturze Krajowej – który ujawni dokumenty i nazwiska osób zaangażowanych w przestępczy proceder.

Na straży dokumentów

O krok od poznania tych tajemnic mogła być Jolanta Brzeska, działaczka społeczna, która broniła lokatorów eksmitowanych z przejętych (niezgodnie z prawem, co wykazały późniejsze postępowania) warszawskich kamienic. Niepozorna kobieta nie tylko broniła wyrzucanych z domów, ale szukała również prawdziwych powodów, dla których przejęcia warszawskich nieruchomości stały się tak masowe. Szczegóły licznych batalii, które Brzeska prowadziła z mafią reprywatyzacyjną, są (lub były – jeżeli zostały zniszczone) zapisane w dokumentach w warszawskim ratuszu. Najpierw pilnowała ich Hanna Gronkiewicz-Waltz, która przyjęła urząd po trudnej kampanii wyborczej prowadzonej przez swojego ulubieńca Rafała Trzaskowskiego. Dzisiaj to właśnie on sprawuje pieczę nad stołecznym ratuszem i to między innymi on odpowiada za to, że śledztwo w sprawie zbrodni, które mogłoby położyć się cieniem na niejednej władzy, nie ruszyło z miejsca przez ostatnie kilkanaście lat.

Kiedy Prokuratura Regionalna w Gdańsku umorzyła śledztwo w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej, do mediów po raz kolejny wyciekła opinia biegłych w sprawie działaczki społecznej. Wynika z niej, że patolodzy nie ujawnili obrażeń mechanicznych (poza oparzeniami) mogących mieć wpływ na zgon pokrzywdzonej. Wykryli za to obecność nafty w odzieży i sadzy w dolnych drogach oddechowych pokrzywdzonej. Konkluzja? Przyczyną zgonu musiał być wstrząs termiczny i podtrucie tlenkiem węgla. To wszystko doprowadziło prokuratorów Adama Bodnara do prostego rozwiązania – dalej śledztwa prowadzić się nie da. W lakonicznym komunikacie wygłoszonym dla mediów rzecznik gdańskiej prokuratury wyjaśnił, że „wszystkie zaplanowane czynności procesowe zostały wykonane” oraz że „zgromadzony materiał nie potwierdził ani nie wykluczył żadnej z głównych przyjętych wersji tego zdarzenia”. Czyli po grubo ponad dekadzie prac śledczych jako jedna z hipotez śmieci wraca samobójstwo. Zakłada ona dyskretne samospalenie (to rodzaj samobójstwa, który popełnia się w świetle reflektorów i przy ludziach, jest manifestacją – o czym świetnie wiedzą psycholodzy, również współpracujący z prokuratorami) oraz to, że Jolanta Brzeska po spaleniu się zdążyła jeszcze ukryć pojemnik po łatwopalnej cieczy, pewnie benzynie.

Śledztwo skazane na niepowodzenie

– Umorzenie jest konsekwencją zaniedbań, które towarzyszyły śledztwu od samego początku – mówi Zenobia Żaczek, działaczka lokatorska i związkowa, członkini Komitetu Obrony Praw Lokatorów. – Policja nie zabezpieczyła monitoringu ulicznego, monitoringu z komunikacji publicznej, śladów opon w miejscu zbrodni. Śledczy opierali się wyłącznie na zdjęciach dostarczonych im przez osoby trzecie. Nie zajęto się również osobami, które wcześniej włamywały się do mieszkania Joli Brzeskiej i próbowały ją z tego mieszkania usunąć. Konsekwencję tych zaniedbań mamy w postaci efektów śledztwa, które po prostu nie mogło zakończyć się sukcesem. Moim zdaniem zaniedbania były celowe.

Żaczek przyznaje, że koledzy i przyjaciele Brzeskiej mogli wyłącznie dokumentować i nagłaśniać całą sprawę, nie dać jej przyschnąć. Bo wątpliwości, że to było morderstwo, nie ma ani ona, ani nikt w stowarzyszeniu. Co więcej, podobny los mógł spotkać każdą osobę, która wówczas zajmowała się obroną praw lokatorów.

– Niektórzy uważają, że Jola miała pewną wiedzę, która później być może wypłynęła w czasie prac Komisji Weryfikacyjnej – dodaje, przyznając, że nawet tyle lat po ujawnieniu afery działaczom na rzecz lokatorów zdarza się wciąż spotykać z groźbami.
– Czy pod Pani adresem też kierowano takie groźby? – pytam.

– Tak – słyszę w odpowiedzi. – Groźby utraty życia, zdrowia, próby dezinformacji. To również próby dzwonienia z mojego numeru telefonu do innych osób. Wiem nawet, jakie firmy za tym stoją. Zgłaszałam to wszystko policji i prokuraturze, jednak nie spotkała ich za to żadna kara, nikt – jak sądzę – tego nie wyjaśnia.

Bezpieczni za immunitetem

Podobnie jak Jolanta Brzeska, jej przyjaciele i znajomi ze stowarzyszenia starają się zbierać świadectwa, nagłaśniać sprawy nielegalnych eksmisji, doprowadzić do tego, żeby organy ścigania traktowały wszystkie doniesienia jako jedną sprawę, jedno przestępstwo. – To jest tak samo trudne, jak w czasie, kiedy zajmowała się tym Jola – słyszę dalej. Dowiaduję się także, o jakiej skali gróźb i eksmisji jest mowa.
– Mamy dostęp tylko do wycinka informacji, ale z całej Polski dociera do nas przynajmniej kilka skarg i próśb o pomoc tygodniowo – opowiada Zenobia Żaczek. – Ja znam setki tych spraw i po takim czasie nie mam wątpliwości, że to się nie może odbywać bez milczącego wsparcia policji i urzędów.

W dochodzeniach oraz postępowaniach sądowych, kiedy brakuje dowodów, śledczy i prawnicy sięgają do worka z poszlakami. Znaczenie mają wówczas okoliczności, które towarzyszą zbrodni. Okoliczności, które mogą pokazać, kto mógł być zainteresowany ostatecznym pozbyciem się ofiary lub jak zachowali się powiązani ze sprawą świadkowie, kiedy wydarzyło się morderstwo i później.

Tuż przed umorzeniem śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej Donald Tusk odwołuje z Brukseli europarlamentarzystę Marcina Kierwińskiego, byłego szefa MSWiA. Kierwiński ponownie zostaje ministrem (tym razem bez teki) – ma się zajmować uporządkowaniem kwestii związanych z powodzią, która pod koniec września spustoszyła południowe regiony Polski. Mandat w Parlamencie Europejskim przejmuje po nim Hanna Gronkiewicz-Waltz, która natychmiast wyjeżdża do Brukseli. Była prezydent Warszawy ma już immunitet, którego – w przypadku posła PO przy obecnym rozdaniu politycznym – w parlamencie w Strasburgu nikt jej nie odbierze.

Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy, chce zdobyć najwyższy urząd w państwie. Na wypadek, gdyby Polacy woleli głosować na kogoś innego, przyboczni Donalda Tuska przygotowali plan B, czyli kandydaturę Radosława Sikorskiego. Zapowiadane przez KO prawybory pomiędzy dwoma kandydatami mają niewielkie znaczenie, bo jeżeli będzie trzeba, partia zmieni kandydata, nawet w trakcie kampanii wyborczej. To opcja, którą już raz sprawdzono.

Prokuratorzy zadbali o to, żeby temat morderstwa i reprywatyzacji kamienic nie wrócił przez czas kampanii do dyskusji publicznej – śledztwo jest umorzone z gwarancją, że nic się w tej sprawie więcej nie wydarzy. Rafał Trzaskowski jako kandydat będzie musiał wytrzymać ewentualne pytania o reprywatyzację i Jolantę Brzeską. Zresztą jeżeli w ogóle padną, to nie będzie ich wiele – wszak zbrodni dokonano nie za jego kadencji. A kwestia śledztwa była w rękach prokuratorów, którzy przecież podjęli już decyzję.

CZYTAJ TAKŻE:



 

Polecane
Emerytury
Stażowe