Trzej pięściarze z Auschwitz – niezwykła historia przetrwania

Pięściarze, którzy boksowali w KL Auschwitz i jego podobozach, byli zabawką w rękach swych niemieckich oprawców. Esesmani dopingowali więźniów i obstawiali ich walki, mieli przy tym świetną zabawę i odskocznię od codziennej „ciężkiej pracy”. Więźniowie musieli walczyć o chleb i życie.
Tadeusz Pietrzykowski Trzej pięściarze z Auschwitz – niezwykła historia przetrwania
Tadeusz Pietrzykowski / Wikipedia domena publiczna

O trzech więźniach – bokserach powstały filmy fabularne. Może nie wybitne, ale dobre, ze świetnymi rolami tych, którzy grali pięściarzy walczących ku uciesze Niemców. 

Tadeusz Pietrzykowski „Teddy” (urodził się 8 kwietnia 1917 roku, zmarł 17 kwietnia 1991 roku) pierwszego filmu doczekał się już w latach 60., był to „Bokser i śmierć” (reż. Peter Solan). Drugi obraz pt. „Mistrz” (reż. Maciej Barczewski) miał premierę w 2020 r. W tym drugim filmie Pietrzykowskiego rewelacyjnie zagrał Piotr Głowacki. 

Salamo Arouch (urodził się w 1923 roku, zmarł 26 kwietnia 2009 roku) jest bohaterem filmu „Triumf ducha” (reż. Robert M. Young) z 1989 roku. To jedna z lepszych ról Willema Dafoe, który wcielił się w rolę pięściarza.

Trzeci bokser to Harry Hercka Haft (urodził się 28 lipca 1925 roku, zmarł 3 listopada 2007 roku). W „Niepokonanym” (reż. Barry Levinson) z 2021 r. pięściarza zagrał brawurowo Ben Foster.

 

Uczeń „Papy” Stamma 

O Tadeuszu Pietrzykowskim znów stało się głośno, gdy do kin wszedł „Mistrz”. Świat przypomniał sobie o legendarnym „Teddym”, którego pięściarstwa uczyła inna legenda – trener Feliks Stamm zwany „Papą” (notabene świetnie zagrany przez Andrzeja Chyrę w filmie „Kulej”). Równocześnie z filmem ukazała się książka pod tym samym tytułem. Opowieści Pietrzykowskiego przygotowała do druku jego córka Eleonora Szafran, która pisze we wstępie, że tata: „Od wspomnień obozowych nigdy się nie uwolnił. Przeplatały się z życiem i troskami dnia codziennego. Przy wielu okazjach nawiązywał do nieludzkich czasów, które tak trudno objąć dziś rozumem komuś, kto ich nie doświadczył”.

„Teddy” trafił do Auschwitz w pierwszym transporcie polskich więźniów i został numerem 77. W kacecie nie tylko walczył, ale również działał w Związku Organizacji Wojskowej, czyli obozowym ruchu oporu zorganizowanym przez kolejną legendę – rotmistrza Witolda Pileckiego, który w jednym ze swoich raportów nazwał Pietrzykowskiego „przyjacielem”, „dzielnym i wesołym chłopem”. Ponadto, jak raportował Pilecki, „Teddy”: „Ratował, karmił na sali u siebie i w garbarni zawsze kilku kolegów, zanim ich nie podreperował tak, że dalej mogli sobie sami dawać radę”. Według Pileckiego jego przyjaciel „szedł na całego, odważnie, z pewnym nachalstwem, tam, gdzie inny by wsiąkł”.

Inny więzień Auschwitz, Wiesław Kielar, w swych wspomnieniach zatytułowanych „Anus mundi” pisał, że zawdzięczał Pietrzykowskiemu ocalenie: „Kiedy ukradziono mi porcję chleba i jeszcze chciano obić, stanął w mojej obronie słynny «Teddy», Tadek Pietrzykowski”. 

Swą pierwszą walkę „Teddy” stoczył w obozowej kuchni. Więźniowie utworzyli czworobok, w którym mieścił się „ring”. Przeciwnikiem Pietrzykowskiego był kapo Walter Dunning, który ważył 70 kilogramów, a Polak 49. Świetnie wyszkolony technicznie przez Stamma bokser stosował uniki i kontry, ale też atakował przeciwnika. „Uderzyłem jak zwykle kilka razy lewym prostym, potem poszedłem prawym prostym, następnie lewym sierpem. I o dziwo cios doszedł, Walter nie zdołał go uniknąć”. Walka była skończona. Dunning dał Pietrzykowskiemu pół chleba i kawałek mięsa, ponadto kapo załatwił, że Pietrzykowski trafił do komanda opiekunów zwierząt. W baraku Pietrzykowski podzielił się jedzeniem z kolegami. „Tak się skończył dzień, który zdecydował o moim życiu, o mojej wygranej”.

 

Zamach na komendanta 

„W 1942 roku, jadąc konno, zwaliłem się razem z koniem…” – pisał w swej autobiografii Rudolf Hoess, komendant KL Auschwitz i twórca oświęcimskiej fabryki śmierci, który wówczas cudem uniknął śmierci. Upadek z konia nie był przypadkiem, a zamachem na życie komendanta, który przygotowali konspiratorzy z grupy rotmistrza Pileckiego. Wśród nich był Tadeusz Pietrzykowski. 

Konspiratorzy wykorzystali wyjazd Hoessa do Berlina, który zanim wsiadł do samochodu, rozkazał więźniowi Władysławowi Rządkowskiemu codziennie lonżować i ujeżdżać jego ukochaną klacz Fulwię. Więzień nie posłuchał polecenia komendanta, więc koń miał z każdym dniem coraz więcej energii. 

Rządkowski „lonżował zamiast godziny – 15 minut, a ujeżdżając, «dawał łydkę», ściągał lejce, a wtedy Fulwia, ogłupiawszy, rzucała się i ponosiła. Dla tak wytrawnego jeźdźca jak Władek nie była to wielka sztuka – opanować klacz, która po półgodzinie wracała, udręczona, na dobrą kolację z cukrem i mlekiem w wiadrze”. Fulwia stała się ożywiona, ale «zastana», zaczęła wykazywać nadmierną energię…” – wspominał Pietrzykowski. 

Gdy Hoess wrócił z Berlina, od razu się przebrał do jazdy i kazał osiodłać klacz. Rządkowski wspólnie z bokserem Tadeuszem Pietrzykowskim wsadzili pod siodło guzik z esesmańskiego munduru. „Stanąłem po prawej stronie [konia], i kiedy [Władek] przerzucał siodło na grzbiet, chwyciłem prawą ręką za popręg pod koniem, a lewą wsunąłem guzik pod siodło. Władek podciągnął popręg, ale nie za silnie…” – można przeczytać w „Mistrzu”. – „Udało się, ale tylko częściowo. Hoessa, po mniej więcej 15–20 minutach przyniesiono na SS-Rewir, a potem do domu z połamanym kończynami”. Esesmani nie domyślili się, że upadek z konia nie był przypadkiem. 

 

Wygrana to życie 

„Greków jest teraz bardzo niewielu, ale w wybitny sposób wpływają na fizjonomię obozu i na jego międzynarodowy żargon. [...] Te nieliczne niedobitki żydowskiej kolonii w Salonikach, o podwójnym języku: hiszpańskim i helleńskim, reprezentują konkretną wszechludzką i świadomą mądrość, stop tradycji wszystkich śródziemnomorskich cywilizacji. […] Grecy stanowili w lagrze najbardziej spójną komórkę narodową i w tym aspekcie najkulturalniejszą” – pisał więzień Auschwitz Primo Levi w swej książce „Czy to jest człowiek”.

Do Auschwitz Niemcy przywieźli 55 tysięcy Żydów z Grecji. Selekcję przeszło około 13 tysięcy, pozostałych od razu zgładzono. Jednym z tych, którym esesmani pozwolili jeszcze żyć, był Salamo Arouch, pięściarz z Salonik. 

„Walczyliśmy tak długo, aż któryś z nas upadł albo esesmani mieli dość oglądania – mówił Arouch w rozmowie z magazynem „People” w 1990 r. – Nie chcieli odejść, dopóki nie zobaczyli krwi”.

Salamo otrzymał w Auschwitz numer 136954. Gdy jeden z esesmanów zapytał więźniów, który z nich jest pięściarzem, Arouch się przyznał. W ten sposób najprawdopodobniej uratował swe życie. Stoczył ponad 200 walk, tylko dwie zremisował. Walki świetnie zostały pokazane w filmie, jak również to, co działo się wokół nich, a niemal zawsze poprzedzały je występy więźniów, chociażby cygańskich sztukmistrzów, oraz tresowanych psów. 
Arouch stracił w Auschwitz najbliższych. Sam przeżył, ożenił się i wyjechał do Palestyny. Został żołnierzem i walczył w 1948 r. w wojnie izraelsko-arabskiej. Doczekał czworga dzieci i dwanaściorga wnucząt.

Gdy film o nim wszedł do kin, bokser udzielił wielu wywiadów. W jednym z nich powiedział, że gdy wychodził na obozowy ring, czuł się okropnie i cały się trząsł: „Bokser musiał być pozbawiony współczucia. Jeśli nie wygrywałem, nie przeżywałem”.

 

Chłopak z Bełchatowa 

Hercka Haft zanim trafił do obozu w Jaworznie, przywieziony został do Auschwitz-Birkenau. Tam został numerem 144738.

„Pierwsza noc w Birkenau miała być początkiem najcięższego etapu obozowej gehenny Harry’ego. Następnego dnia mężczyźni zostali skierowani do pracy w krematorium. U ich stóp wyładowywano wozy pełne nagich ciał mężczyzn, kobiet i dzieci przywiezionych wprost z komór gazowych. Mieli je wrzucać do pieca. Harry usiłował nie patrzeć na twarze umarłych, ale nie mógł się powstrzymać. Trzeba było dwóch mężczyzn, żeby wrzucić do ognia dorosłego, ale ciałami dzieci Harry miał się zajmować sam. Po raz pierwszy pożałował, że okazał się dostatecznie silny, żeby pracować, a tym samym pozostać przy życiu. Więź, jaką odczuwał z pomordowanymi, sprawiała, że czuł się zarazem martwy i żywy. Nie mógł powstrzymać się od liczenia wrzucanych do pieca zwłok. Woń palonego mięsa towarzyszyła mu nieustannie, nawet po powrocie do baraków” – pisał Alan Scott Haft w książce o swym ojcu „Harry Haft. Historia boksera z Bełchatowa”. 

Gdy Harry spalił mężczyznę, który oszalał, widząc trupa swojej żony, i zaatakował strażnika, za co został zastrzelony, odmówił następnego dnia pracy w krematorium. O dziwo, nie zginął. Wstawił się za nim esesman Schneider, który wysłał go do pracy w „kanadzie”. Za życie Harry organizował dla Niemca klejnoty znalezione w ubraniach i bagażach. Gdy w pryczy Harry’ego znaleziono ukrytą butelkę, trafił na przesłuchanie, które polegało przede wszystkim na zadawaniu więźniowi tortur. Chłopak nie wydał Schneidera, który wysłał go do podobozu w Jaworznie. Tam Harry narodził się jako bokser. 

 

„Żydowska bestia”

Podobóz KL Auschwitz Neu-Dachs w Jaworznie działał od 15 czerwca 1943 roku do 17 stycznia 1945 roku. Mieścił się w pobliżu kopalni. Harry trafił do brygady na nocną zmianę, w której „fedrował” z Polakami, cywilnymi robotnikami. 

– Praca w kopalni była niebezpieczna dla życia ludzkiego, a szczególnie dla nas, ludzi niewykwalifikowanych. Można śmiało porównać pracę w kopalni z niebezpieczeństwem, jakie grozi żołnierzowi na froncie, gdyż codziennie było sporo przypadków śmierci, a w najlepszym razie złamania rąk czy nóg. A to wskutek zawalenia się rusztowania, upadku kamieni, zwanych bergami, ze ścian, względnie sufitów, a ponadto ruch w kopalni był tak wielki… Niespodziewanie nadjeżdżały wózki naładowane węglem i najmniejsza nieuwaga powodowała wypadek – opowiadał po wojnie Natan Leibel z Krakowa. 

Któregoś dnia Harry dowiedział się, że Schneider, który został przeniesiony do Jaworzna, chce z niego zrobić „gwiazdę”. „Dostarczysz rozrywki moim kolegom: oficerom i szeregowym żołnierzom. Zostaniesz bokserem. W niedziele będziemy urządzali walki. Zaczynamy za tydzień przed kwaterą oficerów” – usłyszał Haft.

„Przed siedzibą SS utworzono prowizoryczny ring, wbijając w ziemię cztery drewniane słupki z otworami, przez które przeciągnięto linę. Wokół wytyczonego w ten sposób kwadratowego placu szybko zbierał się tłum. Żołnierze zajmowali miejsca na złożonych z trzech czy czterech rzędów krzeseł trybunach. Jedli, pili, rozmawiali i śmiali się jak podczas prawdziwego sportowego widowiska. Kilku żydowskich więźniów grało na instrumentach strunowych jakąś melodię” – pisał syn Harry’ego.

Osiemnastoletni Harry z łatwością pokonał pierwszego przeciwnika, który dwukrotnie leżał na deskach. W tamtą niedzielę Haft walczył z sześcioma więźniami. Wygrał wszystkie walki. Tamci przegrali, nie tylko walki, ale i życie. Nie mieli swych „opiekunów” w czapkach z trupimi czaszkami. Z obozowego szpitala przewieziono ich do Auschwitz, gdzie czekała ich śmierć przez zagazowanie. W takich transportach co miesiąc trafiało do oświęcimskiego obozu dwustu więźniów z Jaworzna. 

Gdy na przełomie 1944 i 1945 r. do Jaworzna zbliżała się Armia Czerwona, Niemcy wygnali więźniów, którzy ruszyli w tzw. marszu śmierci do innego kacetu. W drodze Haft uciekł z kolegami i przeżył. 

Po wojnie postanowił zamieszkać w USA. Tam znów boksował, również z legendarnym Rockym Marciano. Na tej walce skończyła się jego kariera bokserska na ringu. 

Ona miała na imię Lea, była jego ukochaną w Bełchatowie, ale wojna ich rozdzieliła. Harry odnalazł ją w Ameryce dopiero na początku lat 60., choć szukał jej, odkąd dotarł do Stanów Zjednoczonych. Moment, w którym się spotkali, tak zapamiętał syn boksera z Jaworzna: „Leth i ojciec patrzyli na siebie i płakali. Mój ojciec był najtwardszym facetem na świecie, nigdy wcześniej nie widziałem go płaczącego. A teraz stał i szlochał”.


 

POLECANE
Najprawdopodobniej mamy do czynienia z dronem. Szef MON zabiera głos ws. eksplozji na Lubelszczyźnie z ostatniej chwili
"Najprawdopodobniej mamy do czynienia z dronem". Szef MON zabiera głos ws. eksplozji na Lubelszczyźnie

Obiekt, który spadł w nocy z wtorku na środę w miejscowości Osiny (Lubelskie) to najprawdopodobniej dron, który się rozbił - mówił w środę szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. Dodał, że trwa analiza, czy był to dron o charakterze militarnym czy przemytniczym. Nie wykluczył aktu sabotażu.

Wojsko wyjechało na drogi. Pilny komunikat sztabu z ostatniej chwili
Wojsko wyjechało na drogi. Pilny komunikat sztabu

Od połowy sierpnia do końca września na drogach niemal całego kraju będzie wzmożony ruch pojazdów wojskowych, związany z ćwiczeniami "Żelazny Obrońca-25" - poinformował Sztab Generalny Wojska Polskiego. Wojsko apeluje do kierowców o szczególną ostrożność.

Niepokojące informacje z granicy. Pilny komunikat Straży Granicznej pilne
Niepokojące informacje z granicy. Pilny komunikat Straży Granicznej

Straż Graniczna publikuje raporty dotyczące wydarzeń na polskiej granicy, która znajduje się pod naciskiem ataku hybrydowego zarówno ze strony Białorusi, jak i Niemiec.

Generał Gromadziński: Polska stanie się trzecią armią lądową w Europie z ostatniej chwili
Generał Gromadziński: Polska stanie się trzecią armią lądową w Europie

Były dowódca Eurokorpusu, gen. Jarosław Gromadziński, w rozmowie z Ryszardem Czarneckim opowiedział o kulisach pomocy wojskowej dla Ukrainy, modernizacji polskiej armii i nagłym odwołaniu ze stanowiska. – Wiarygodność to najcenniejsza waluta w dyplomacji. Polska ją straciła – skomentował sposób, w jaki został odwołany.

Magazyn Anity Gargas: Skazał na śmierć polskiego żołnierza i nie poniósł żadnych konsekwencji z ostatniej chwili
Magazyn Anity Gargas: Skazał na śmierć polskiego żołnierza i nie poniósł żadnych konsekwencji

22 dni - tyle zajęło komunistom schwytanie, skazanie na śmierć i wykonanie wyroku na Edwardzie Pytce - pilocie, który próbował wyrwać się ze stalinowskiego terroru. Ponad 1900 dni - tyle zajęła polskim sądom w III RP próba pociągnięcia do odpowiedzialności karnej stalinowskiego sędziego Bogdana Dzięcioła, który skazał Pytkę na śmierć. Z jakim rezultatem? 

Pilny komunikat: Nie klikaj w to. Nowy sposób oszustów gorące
Pilny komunikat: "Nie klikaj w to". Nowy sposób oszustów

Zespół CERT Polska wydał ostrzeżenie przed nową technika oszustów. Na pierwszy rzut oka mechanizm wygląda nie tylko na legalny, ale i znajomy, dlatego łatwo dać się nabrać i w rezultacie stracić swoje pieniądze.

GIS ostrzega: Szkło w butelkach popularnej wody mineralnej z ostatniej chwili
GIS ostrzega: Szkło w butelkach popularnej wody mineralnej

Główny Inspektorat Sanitarny wydał ważny komunikat dla konsumentów. W naturalnej wodzie mineralnej gazowanej „Krystynka” mogą znajdować się fragmenty szkła. Spożycie wadliwego produktu wiąże się z ryzykiem połknięcia ciała obcego i poważnymi skutkami zdrowotnymi.

Eksplozja na Lubelszczyźnie. Jest nagranie i pierwsze zdjęcie obiektu pilne
Eksplozja na Lubelszczyźnie. Jest nagranie i pierwsze zdjęcie obiektu

W miejscowości Osiny w pow. łukowskim na Lubelszczyźnie doszło do niecodziennej sytuacji. Na pole kukurydzy spadł niezidentyfikowany obiekt, który wybuchł. Wojsko wydało komunikat w tej sprawie. W sieci pojawiło się też nagranie i pierwsze zdjęcia obiektu.

Eksplozja na polu na Lubelszczyźnie. Jest komunikat armii pilne
Eksplozja na polu na Lubelszczyźnie. Jest komunikat armii

W miejscowości Osiny w pow. łukowskim na Lubelszczyźnie doszło do niecodziennej sytuacji. Na pole kukurydzy spadł niezidentyfikowany obiekt, który wybuchł. Wojsko wydało komunikat w tej sprawie.

Żukowska uderzyła w Jana Pawła II. Skandaliczny wpis wywołał burzę gorące
Żukowska uderzyła w Jana Pawła II. Skandaliczny wpis wywołał burzę

Anna Maria Żukowska zamieściła na platformie X wpis, w którym szydzi z papieża Jana Pawła II. "Nie ma granic żenady, której obecna «uśmiechnięta koalicja» nie przekroczy…" – czytamy m.in. w komentarzach oburzonych internautów.

REKLAMA

Trzej pięściarze z Auschwitz – niezwykła historia przetrwania

Pięściarze, którzy boksowali w KL Auschwitz i jego podobozach, byli zabawką w rękach swych niemieckich oprawców. Esesmani dopingowali więźniów i obstawiali ich walki, mieli przy tym świetną zabawę i odskocznię od codziennej „ciężkiej pracy”. Więźniowie musieli walczyć o chleb i życie.
Tadeusz Pietrzykowski Trzej pięściarze z Auschwitz – niezwykła historia przetrwania
Tadeusz Pietrzykowski / Wikipedia domena publiczna

O trzech więźniach – bokserach powstały filmy fabularne. Może nie wybitne, ale dobre, ze świetnymi rolami tych, którzy grali pięściarzy walczących ku uciesze Niemców. 

Tadeusz Pietrzykowski „Teddy” (urodził się 8 kwietnia 1917 roku, zmarł 17 kwietnia 1991 roku) pierwszego filmu doczekał się już w latach 60., był to „Bokser i śmierć” (reż. Peter Solan). Drugi obraz pt. „Mistrz” (reż. Maciej Barczewski) miał premierę w 2020 r. W tym drugim filmie Pietrzykowskiego rewelacyjnie zagrał Piotr Głowacki. 

Salamo Arouch (urodził się w 1923 roku, zmarł 26 kwietnia 2009 roku) jest bohaterem filmu „Triumf ducha” (reż. Robert M. Young) z 1989 roku. To jedna z lepszych ról Willema Dafoe, który wcielił się w rolę pięściarza.

Trzeci bokser to Harry Hercka Haft (urodził się 28 lipca 1925 roku, zmarł 3 listopada 2007 roku). W „Niepokonanym” (reż. Barry Levinson) z 2021 r. pięściarza zagrał brawurowo Ben Foster.

 

Uczeń „Papy” Stamma 

O Tadeuszu Pietrzykowskim znów stało się głośno, gdy do kin wszedł „Mistrz”. Świat przypomniał sobie o legendarnym „Teddym”, którego pięściarstwa uczyła inna legenda – trener Feliks Stamm zwany „Papą” (notabene świetnie zagrany przez Andrzeja Chyrę w filmie „Kulej”). Równocześnie z filmem ukazała się książka pod tym samym tytułem. Opowieści Pietrzykowskiego przygotowała do druku jego córka Eleonora Szafran, która pisze we wstępie, że tata: „Od wspomnień obozowych nigdy się nie uwolnił. Przeplatały się z życiem i troskami dnia codziennego. Przy wielu okazjach nawiązywał do nieludzkich czasów, które tak trudno objąć dziś rozumem komuś, kto ich nie doświadczył”.

„Teddy” trafił do Auschwitz w pierwszym transporcie polskich więźniów i został numerem 77. W kacecie nie tylko walczył, ale również działał w Związku Organizacji Wojskowej, czyli obozowym ruchu oporu zorganizowanym przez kolejną legendę – rotmistrza Witolda Pileckiego, który w jednym ze swoich raportów nazwał Pietrzykowskiego „przyjacielem”, „dzielnym i wesołym chłopem”. Ponadto, jak raportował Pilecki, „Teddy”: „Ratował, karmił na sali u siebie i w garbarni zawsze kilku kolegów, zanim ich nie podreperował tak, że dalej mogli sobie sami dawać radę”. Według Pileckiego jego przyjaciel „szedł na całego, odważnie, z pewnym nachalstwem, tam, gdzie inny by wsiąkł”.

Inny więzień Auschwitz, Wiesław Kielar, w swych wspomnieniach zatytułowanych „Anus mundi” pisał, że zawdzięczał Pietrzykowskiemu ocalenie: „Kiedy ukradziono mi porcję chleba i jeszcze chciano obić, stanął w mojej obronie słynny «Teddy», Tadek Pietrzykowski”. 

Swą pierwszą walkę „Teddy” stoczył w obozowej kuchni. Więźniowie utworzyli czworobok, w którym mieścił się „ring”. Przeciwnikiem Pietrzykowskiego był kapo Walter Dunning, który ważył 70 kilogramów, a Polak 49. Świetnie wyszkolony technicznie przez Stamma bokser stosował uniki i kontry, ale też atakował przeciwnika. „Uderzyłem jak zwykle kilka razy lewym prostym, potem poszedłem prawym prostym, następnie lewym sierpem. I o dziwo cios doszedł, Walter nie zdołał go uniknąć”. Walka była skończona. Dunning dał Pietrzykowskiemu pół chleba i kawałek mięsa, ponadto kapo załatwił, że Pietrzykowski trafił do komanda opiekunów zwierząt. W baraku Pietrzykowski podzielił się jedzeniem z kolegami. „Tak się skończył dzień, który zdecydował o moim życiu, o mojej wygranej”.

 

Zamach na komendanta 

„W 1942 roku, jadąc konno, zwaliłem się razem z koniem…” – pisał w swej autobiografii Rudolf Hoess, komendant KL Auschwitz i twórca oświęcimskiej fabryki śmierci, który wówczas cudem uniknął śmierci. Upadek z konia nie był przypadkiem, a zamachem na życie komendanta, który przygotowali konspiratorzy z grupy rotmistrza Pileckiego. Wśród nich był Tadeusz Pietrzykowski. 

Konspiratorzy wykorzystali wyjazd Hoessa do Berlina, który zanim wsiadł do samochodu, rozkazał więźniowi Władysławowi Rządkowskiemu codziennie lonżować i ujeżdżać jego ukochaną klacz Fulwię. Więzień nie posłuchał polecenia komendanta, więc koń miał z każdym dniem coraz więcej energii. 

Rządkowski „lonżował zamiast godziny – 15 minut, a ujeżdżając, «dawał łydkę», ściągał lejce, a wtedy Fulwia, ogłupiawszy, rzucała się i ponosiła. Dla tak wytrawnego jeźdźca jak Władek nie była to wielka sztuka – opanować klacz, która po półgodzinie wracała, udręczona, na dobrą kolację z cukrem i mlekiem w wiadrze”. Fulwia stała się ożywiona, ale «zastana», zaczęła wykazywać nadmierną energię…” – wspominał Pietrzykowski. 

Gdy Hoess wrócił z Berlina, od razu się przebrał do jazdy i kazał osiodłać klacz. Rządkowski wspólnie z bokserem Tadeuszem Pietrzykowskim wsadzili pod siodło guzik z esesmańskiego munduru. „Stanąłem po prawej stronie [konia], i kiedy [Władek] przerzucał siodło na grzbiet, chwyciłem prawą ręką za popręg pod koniem, a lewą wsunąłem guzik pod siodło. Władek podciągnął popręg, ale nie za silnie…” – można przeczytać w „Mistrzu”. – „Udało się, ale tylko częściowo. Hoessa, po mniej więcej 15–20 minutach przyniesiono na SS-Rewir, a potem do domu z połamanym kończynami”. Esesmani nie domyślili się, że upadek z konia nie był przypadkiem. 

 

Wygrana to życie 

„Greków jest teraz bardzo niewielu, ale w wybitny sposób wpływają na fizjonomię obozu i na jego międzynarodowy żargon. [...] Te nieliczne niedobitki żydowskiej kolonii w Salonikach, o podwójnym języku: hiszpańskim i helleńskim, reprezentują konkretną wszechludzką i świadomą mądrość, stop tradycji wszystkich śródziemnomorskich cywilizacji. […] Grecy stanowili w lagrze najbardziej spójną komórkę narodową i w tym aspekcie najkulturalniejszą” – pisał więzień Auschwitz Primo Levi w swej książce „Czy to jest człowiek”.

Do Auschwitz Niemcy przywieźli 55 tysięcy Żydów z Grecji. Selekcję przeszło około 13 tysięcy, pozostałych od razu zgładzono. Jednym z tych, którym esesmani pozwolili jeszcze żyć, był Salamo Arouch, pięściarz z Salonik. 

„Walczyliśmy tak długo, aż któryś z nas upadł albo esesmani mieli dość oglądania – mówił Arouch w rozmowie z magazynem „People” w 1990 r. – Nie chcieli odejść, dopóki nie zobaczyli krwi”.

Salamo otrzymał w Auschwitz numer 136954. Gdy jeden z esesmanów zapytał więźniów, który z nich jest pięściarzem, Arouch się przyznał. W ten sposób najprawdopodobniej uratował swe życie. Stoczył ponad 200 walk, tylko dwie zremisował. Walki świetnie zostały pokazane w filmie, jak również to, co działo się wokół nich, a niemal zawsze poprzedzały je występy więźniów, chociażby cygańskich sztukmistrzów, oraz tresowanych psów. 
Arouch stracił w Auschwitz najbliższych. Sam przeżył, ożenił się i wyjechał do Palestyny. Został żołnierzem i walczył w 1948 r. w wojnie izraelsko-arabskiej. Doczekał czworga dzieci i dwanaściorga wnucząt.

Gdy film o nim wszedł do kin, bokser udzielił wielu wywiadów. W jednym z nich powiedział, że gdy wychodził na obozowy ring, czuł się okropnie i cały się trząsł: „Bokser musiał być pozbawiony współczucia. Jeśli nie wygrywałem, nie przeżywałem”.

 

Chłopak z Bełchatowa 

Hercka Haft zanim trafił do obozu w Jaworznie, przywieziony został do Auschwitz-Birkenau. Tam został numerem 144738.

„Pierwsza noc w Birkenau miała być początkiem najcięższego etapu obozowej gehenny Harry’ego. Następnego dnia mężczyźni zostali skierowani do pracy w krematorium. U ich stóp wyładowywano wozy pełne nagich ciał mężczyzn, kobiet i dzieci przywiezionych wprost z komór gazowych. Mieli je wrzucać do pieca. Harry usiłował nie patrzeć na twarze umarłych, ale nie mógł się powstrzymać. Trzeba było dwóch mężczyzn, żeby wrzucić do ognia dorosłego, ale ciałami dzieci Harry miał się zajmować sam. Po raz pierwszy pożałował, że okazał się dostatecznie silny, żeby pracować, a tym samym pozostać przy życiu. Więź, jaką odczuwał z pomordowanymi, sprawiała, że czuł się zarazem martwy i żywy. Nie mógł powstrzymać się od liczenia wrzucanych do pieca zwłok. Woń palonego mięsa towarzyszyła mu nieustannie, nawet po powrocie do baraków” – pisał Alan Scott Haft w książce o swym ojcu „Harry Haft. Historia boksera z Bełchatowa”. 

Gdy Harry spalił mężczyznę, który oszalał, widząc trupa swojej żony, i zaatakował strażnika, za co został zastrzelony, odmówił następnego dnia pracy w krematorium. O dziwo, nie zginął. Wstawił się za nim esesman Schneider, który wysłał go do pracy w „kanadzie”. Za życie Harry organizował dla Niemca klejnoty znalezione w ubraniach i bagażach. Gdy w pryczy Harry’ego znaleziono ukrytą butelkę, trafił na przesłuchanie, które polegało przede wszystkim na zadawaniu więźniowi tortur. Chłopak nie wydał Schneidera, który wysłał go do podobozu w Jaworznie. Tam Harry narodził się jako bokser. 

 

„Żydowska bestia”

Podobóz KL Auschwitz Neu-Dachs w Jaworznie działał od 15 czerwca 1943 roku do 17 stycznia 1945 roku. Mieścił się w pobliżu kopalni. Harry trafił do brygady na nocną zmianę, w której „fedrował” z Polakami, cywilnymi robotnikami. 

– Praca w kopalni była niebezpieczna dla życia ludzkiego, a szczególnie dla nas, ludzi niewykwalifikowanych. Można śmiało porównać pracę w kopalni z niebezpieczeństwem, jakie grozi żołnierzowi na froncie, gdyż codziennie było sporo przypadków śmierci, a w najlepszym razie złamania rąk czy nóg. A to wskutek zawalenia się rusztowania, upadku kamieni, zwanych bergami, ze ścian, względnie sufitów, a ponadto ruch w kopalni był tak wielki… Niespodziewanie nadjeżdżały wózki naładowane węglem i najmniejsza nieuwaga powodowała wypadek – opowiadał po wojnie Natan Leibel z Krakowa. 

Któregoś dnia Harry dowiedział się, że Schneider, który został przeniesiony do Jaworzna, chce z niego zrobić „gwiazdę”. „Dostarczysz rozrywki moim kolegom: oficerom i szeregowym żołnierzom. Zostaniesz bokserem. W niedziele będziemy urządzali walki. Zaczynamy za tydzień przed kwaterą oficerów” – usłyszał Haft.

„Przed siedzibą SS utworzono prowizoryczny ring, wbijając w ziemię cztery drewniane słupki z otworami, przez które przeciągnięto linę. Wokół wytyczonego w ten sposób kwadratowego placu szybko zbierał się tłum. Żołnierze zajmowali miejsca na złożonych z trzech czy czterech rzędów krzeseł trybunach. Jedli, pili, rozmawiali i śmiali się jak podczas prawdziwego sportowego widowiska. Kilku żydowskich więźniów grało na instrumentach strunowych jakąś melodię” – pisał syn Harry’ego.

Osiemnastoletni Harry z łatwością pokonał pierwszego przeciwnika, który dwukrotnie leżał na deskach. W tamtą niedzielę Haft walczył z sześcioma więźniami. Wygrał wszystkie walki. Tamci przegrali, nie tylko walki, ale i życie. Nie mieli swych „opiekunów” w czapkach z trupimi czaszkami. Z obozowego szpitala przewieziono ich do Auschwitz, gdzie czekała ich śmierć przez zagazowanie. W takich transportach co miesiąc trafiało do oświęcimskiego obozu dwustu więźniów z Jaworzna. 

Gdy na przełomie 1944 i 1945 r. do Jaworzna zbliżała się Armia Czerwona, Niemcy wygnali więźniów, którzy ruszyli w tzw. marszu śmierci do innego kacetu. W drodze Haft uciekł z kolegami i przeżył. 

Po wojnie postanowił zamieszkać w USA. Tam znów boksował, również z legendarnym Rockym Marciano. Na tej walce skończyła się jego kariera bokserska na ringu. 

Ona miała na imię Lea, była jego ukochaną w Bełchatowie, ale wojna ich rozdzieliła. Harry odnalazł ją w Ameryce dopiero na początku lat 60., choć szukał jej, odkąd dotarł do Stanów Zjednoczonych. Moment, w którym się spotkali, tak zapamiętał syn boksera z Jaworzna: „Leth i ojciec patrzyli na siebie i płakali. Mój ojciec był najtwardszym facetem na świecie, nigdy wcześniej nie widziałem go płaczącego. A teraz stał i szlochał”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe