"Właściwy moment" Chrisa Niedenthala – między fotografią a osobistymi refleksjami​

Nowy album Chrisa Niedenthala to wizualna uczta i zarazem lektura pełna rozczarowań – pełna znakomitych zdjęć, lecz spisana z przesadnym ego i banałem.
Chris Niedenthal podczas XXX Targów Książki Historycznej w Arkadach Kubickiego w Warszawie
Chris Niedenthal podczas XXX Targów Książki Historycznej w Arkadach Kubickiego w Warszawie / Wikipedia CC BY-SA 3.0 / Adrian Grycuk

Zdumiewająca książka – nie tylko przez swą cenną zawartość, ale i przez dwoistość odbioru. Tak ciekawa! I tak straszliwie irytująca! Oczywiście, nazwisko autora jest znakomitą marką: „Chris Niedenthal” – i wszystko jasne.

Pewnie wystarczyłoby tamto jedno, jedyne zdjęcie – transporter Skot na tle ośnieżonego kina Moskwa z banerem reklamującym „Czas Apokalipsy” Coppola – które stało się ikoną stanu wojennego, powielane na niezliczonej ilości wystaw, plakatów, na okładkach książek i w albumach, podziwiane, ba, przedrzeźniane. A przecież w swoim dorobku ma Niedenthal podobnych złotych strzałów co najmniej jeszcze kilka: kadry z papieskich pielgrzymek i Jarocin, Wadowice na wiadomość o zamachu na Jana Pawła, i zdeptany grób Nicolae Ceaușescu, zakonnicy-strażacy z Wadowic, strajk w Stoczni i odbudowywany Zamek Królewski: pamięć wzrokowa dwóch ostatnich dekad PRL i upadku systemu sowieckiego. Sporo tych „ikonicznych” zdjęć trafiło zresztą do tego albumu. 

 

Legenda Chrisa Niedenthala

I legendę ma Niedenthal nie do podważenia: syn Polaków, którzy trafili do Wielkiej Brytanii w zawierusze wojny światowej (ojciec, Jan Niedenthal, był przed wojną prokuratorem w Wilnie), „polonus”, który trafił do Polski gomułkowskiej jako nastolatek, swoisty łącznik między dwoma światami (chciałoby się coś napisać o tych Polakach „z zewnątrz”: o Niedenthalu, o Annie Erdman, wnuczce Wańkowicza, która trafiła do Warszawy w latach 70., jak oni z „Zachodu”, a zarazem tutejsi radzili sobie z dwoistością spojrzenia, z podwójną tożsamością?). Osiadł tu, ożenił się, zrobił fantastyczną karierę w amerykańskim stylu, od na poły amatora zasypującego zachodnie redakcje swoimi fotogramami po, już w latach 70., korespondenta „Newsweeka”. 

I zdjęcia – świetne, na pozór niedbałe, strzelone „z biodra” i trafiające – ha, trafny tytuł! – we właściwy moment: czyjegoś potknięcia się, trzaśnięcia okna, pochylenia przechodnia, kociego skoku – albo odwrotnie, nieoczekiwanej ciszy, zastygnięcia świata na czas błyśnięcia okiem, machnięcia skrzydłem, odwrócenia się zomowca, który strzeże wylotu Rakowieckiej w Puławską. Można powiedzieć – samograj dla wydawcy, tylko obrabiać negatywy i wydawać albumy. I wydano ich co najmniej kilka, najbardziej znane to „Rekwizyty PRL” oraz „13/12. Polska stanu wojennego”. Więc co mi się nie podoba tym razem?

Niestety, świetne wydawnictwo, jakim są Marginesy, postanowiło, jak pisze we wstępie Adam Pluszka, umilić życie udręczonemu covidowym lockdownem fotografowi: „Poprosiliśmy Chrisa, żeby przez kolejne sto dni przysyłał nam po jednym wybranym przez siebie zdjęciu. […] I żeby do każdego z nich dołączał opis: co na nim jest, kiedy powstało i co Chris pamięta z czasów, kiedy je zrobił”. A artysta, niestety, przyjął tę propozycję z ochotą. 

To już nie chodzi o to, że wykorzystał te krótkie teksty (dwa, czasem cztery akapity) do wciskania (jak sobie zapewne wyobrażał) publicystycznych szpileczek i do dzielenia się swoimi poglądami na rzeczy polityczne. Ani, że te poglądy są tak doskonale przewidywalne i wygłaszane z tak ogromną pewnością siebie: Marsz Niepodległości – zły (bo „co może być pozytywnego, kiedy widzi się, jak tylu ludzi, bądź co bądź o poglądach bliskich faszyzmowi, może sobie swobodnie i całkowicie bezkarnie przejść przez stolicę Polski. A kysz!”), Strajk Kobiet – dobry („Po tym, jak partia rządząca zaostrzyła prawo aborcyjne […], wściekłość sięgnęła zenitu”). KOD – dobry. Religia w najlepszym razie jakaś dziwna, bizarna: te wszystkie zakonnice, kilimki, sutanny – po co to? Ale sprzedaje się ta egzotyka. Leszek Balcerowicz – dobry. Vaclav Klaus – zły. I tak dalej, aż do naprawdę detalicznych kwestii. Marek Hłasko zastanawiał się w nieśmiertelnych „Pięknych dwudziestoletnich”, czy to tajniacy w życiu naśladują tajniaków filmowych, czy odwrotnie: ja nieraz zachodzę w głowę, czy bien pensants pokroju Chrisa Niedenthala sformatowani są pod wpływem publicystyki dawnej „Gazety Wyborczej” – czy to „Wyborcza” sprzed dwóch dekad profilowała się pod takich zajefajnych, światłych, wyluzowanych popintelektualistów z Zachodu. Nie potrafię znaleźć odpowiedzi. 

 

Docenienie wspomnień

Ale przewidywalność i osobliwość sympatii politycznych i kulturowych fotografa wydaje się w lekturze o wiele mniejszą przeszkodą niż jego ego. Te opowieści, które mogłyby stanowić fantastyczne uzupełnienia kadrów, opowieść o okolicznościach, ludziach, bodaj i pogodzie, stały się opowieścią o doznaniach i przemyśleniach autora. „Miałem dosyć”. „Drgnął mi palec”. „No dobrze, będę trochę złośliwy”. Byłem. Fotografowałem. Spałem. Ziewałem. Ja, ja, ja. Kto wie, może udało się przypadkiem dotrzeć do źródeł wielkiej traumy wybitnych fotoreporterów – może cały czas czekają, żeby to ONI znaleźli się w kadrze, zostali dostrzeżeni? 

Ale i męki ego można by znieść, kto ich nie zna. Naprawdę nieznośne są pierwsze: objaśnianie rzeczy podstawowych. Że jak pielgrzymka – to do Częstochowy, a w Jarocinie grano rock. Po wtóre – tak wyraźne, tak ostentacyjne podkreślanie dystansu wobec wielkich spraw, dziejących się na zdjęciach, jakby Niedenthal obawiał się, że ktoś wypomni mu niewczesne zaangażowanie. Deklaracja „nie byłem tam ze względów religijnych” pada przy mniej więcej co trzeciej relacji z papieskiej wizyty, klasztoru pijarów czy prawosławnych mniszek rumuńskich. Doprawdy, i raz byłoby niepotrzebne, wiemy, czym zajmuje się fotoreporter. No i wreszcie po trzecie – absolutnie nieśmieszne pointy. 

Bywają książki, które czyta się przez palce, bywają takie, w których dobry jest tylko pierwszy rozdział czy akt, niejedne wspomnienia cenię przede wszystkim za przypisy, którymi opatrzył je wydawca. Najnowszy album Chrisa Niedenthala polecam z czystym sumieniem pod warunkiem, że oglądać się będzie jedynie prawe kolumny rozkładówek, na których zreprodukowane zostały zdjęcia. Tylko recto! 

 

Chomikowe koło 

Fenomen ruchu przodowników pracy doczekał się swoich badaczy. Do dziś też trwają wśród nich spory, do którego momentu ten sowiecki koncept (przeszczepiony do krajów podporządkowanych Moskwie w okolicach roku 1948) był dosyć desperackim, ale autentycznym pomysłem na poprawę wyników gospodarczych, kiedy zaś stał się wyłącznie narzędziem propagandy, śrubowania nierealnych norm, a w konsekwencji – presji na półniewolne „masy robotnicze”. Kojarzeni są również, zwykle wspominani w krzywym zwierciadle, prawdziwi polscy przodownicy – Bernard Bugdoł i Wincenty Pstrowski – chociaż najbardziej znany jest ten fikcyjny, zrodzony w wyobraźni Aleksandra Ścibora-Rylskiego i Andrzeja Wajdy: Mateusz Birkut, murarz z Nowej Huty. To w jego epopei można rozpoznać świat, w którym rośli przodownicy: ich autentyczny zapał, nadzieję, żar – i otaczające ich oszustwo. 

Andrzej Janikowski opowiedział o ruchu przewodnickim w lekkim, reporterskim stylu, przywołując nie tylko Pstrowskiego i Bugdoła, ale rekordzistów wielu branż, zwracając uwagę na to, jakim wyzwaniem była organizacja ruchu współzawodnictwa w takich branżach jak rolnictwo czy wojskowość, nie mówiąc już o artes liberales: ile równań czy sonetów trzeba napisać, żeby zostać rekordzistą? 

Najciekawsza – i wydaje się, niedokończona – jest opowieść o schyłku ruchu przodownickiego. Wielki impet wygasł po Październiku, próby mobilizacji podejmowano jednak aż do Sierpnia i autor znalazł kilka ciekawych scen tego długiego zmierzchu. Jeśli jednak sięgnąć po reportaże, przedstawiające życie współczesnych stażystów w korporacjach, szpitalach czy kancelariach, można zadać sobie pytanie: czy poszukiwanie rekordzistów naprawdę się skończyło? 


 

POLECANE
Współodkrywca struktury DNA James Watson nie żyje z ostatniej chwili
Współodkrywca struktury DNA James Watson nie żyje

W wieku 97 lat zmarł James D. Watson, amerykański biolog, laureat Nagrody Nobla za odkrycie struktury DNA - poinformował w piątek „New York Times”. To jeden z najważniejszych naukowców XX wieku - napisał dziennik.

Prokuratura wydała postanowienie o przedstawieniu Zbigniewowi Ziobro zarzutów. Byłego ministra ma zatrzymać ABW z ostatniej chwili
Prokuratura wydała postanowienie o przedstawieniu Zbigniewowi Ziobro zarzutów. Byłego ministra ma zatrzymać ABW

Prokurator wydał postanowienie o przedstawieniu posłowi PiS i byłemu szefowi MS Zbigniewowi Ziobrze zarzutów popełnienia 26 przestępstw oraz postanowienie o jego zatrzymaniu i przymusowym doprowadzeniu do siedziby Prokuratury Krajowej.

Minister energii USA o szczycie klimatycznym COP30: To jest mistyfikacja z ostatniej chwili
Minister energii USA o szczycie klimatycznym COP30: To jest mistyfikacja

Minister energii USA Chris Wright skrytykował w piątek szczyt klimatyczny COP30. Ocenił, że jest on szkodliwy i chybiony, oraz nazwał go mistyfikacją - podała agencja AP. Po raz pierwszy na konferencji nie będzie wysokiego rangą przedstawiciela amerykańskich władz.

Tȟašúŋke Witkó: Napuszony galijski kogut kontra sytuacja realna tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Napuszony galijski kogut kontra sytuacja realna

Od gorączkowej, ogłoszonej w sposób tryumfalno-napuszony propozycji wysłania międzynarodowych sił rozjemczych na Ukrainę, po groźbę militarnego ataku Rosji na któreś – a w skrajnych przypadkach, być może nawet na kilka jednocześnie – państw NATO i to wszystko raptem w nieco ponad pół roku

Ziobro nie składa broni po uchyleniu mu immunitetu: Zamierzam się bronić, zamierzam używać prawdy” z ostatniej chwili
Ziobro nie składa broni po uchyleniu mu immunitetu: "Zamierzam się bronić, zamierzam używać prawdy”

Zamierzam się bronić, zamierzam używać słowa, zamierzam używać prawdy – powiedział były szef MS, poseł PiS Zbigniew Ziobro, po uchyleniu mu przez Sejm immunitetu i przegłosowaniu wniosku o jego zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie. Odmówił odpowiedzi na pytanie, czy zamierza ubiegać się o azyl polityczny na Węgrzech.

Zajączkowska-Hernik: UE pozwoliła na przesunięcie ETS2, by pomóc wygrać wybory koalicji Tuska polityka
Zajączkowska-Hernik: UE pozwoliła na przesunięcie ETS2, by pomóc wygrać wybory koalicji Tuska

„UE pozwoliła na przesunięcie ETS2 na 2028 rok, żeby pomóc wygrać wybory koalicji Tuska i brukselskim sługom w innych państwach” - napisała w mediach społecznościowych eurodeputowana Ewa Zajączkowska-Hernik.

Prezydent zawetował ustawę ws. utworzenia Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry z ostatniej chwili
Prezydent zawetował ustawę ws. utworzenia Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry

Prezydent Karol Nawrocki zawetował ustawę ws. utworzenia Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry - poinformowała w piątek kancelaria prezydenta. Ustawa miała pozwolić na stworzenie w województwie zachodniopomorskim pierwszego od 24 lat parku narodowego w Polsce.

Sejm uchylił immunitet Zbigniewowi Ziobrze. Jest reakcja prezesa Jarosława Kaczyńskiego polityka
Sejm uchylił immunitet Zbigniewowi Ziobrze. Jest reakcja prezesa Jarosława Kaczyńskiego

Prezes PiS Jarosław Kaczyński - odnosząc się do uchylenia przez Sejm immunitetu posłowi tej partii, byłemu szefowi MS Zbigniewowi Ziobrze - przyznał, że spodziewał się tego. Jak dodał, wierzy, iż „wszyscy, którzy w tym uczestniczyli, odpowiedzą za to przed sądem”.

Sejm odrzucił prezydencki projekt ustawy o pomocy Ukraińcom, w tym penalizację propagowania banderyzmu z ostatniej chwili
Sejm odrzucił prezydencki projekt ustawy o pomocy Ukraińcom, w tym penalizację propagowania banderyzmu

Sejm odrzucił prezydencki projekt nowelizacji ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa. Podczas pierwszego czytana projektu w październiku zostały zgłoszone dwa wnioski o jego odrzucenie. W piątek poparła je w głosowaniu większość sejmowa.

Liczba żołnierzy USA w Europie pozostaje bez zmian. Trump: Siły są tylko przemieszczane gorące
Liczba żołnierzy USA w Europie pozostaje bez zmian. Trump: Siły są tylko przemieszczane

Prezydent USA Donald Trump powiedział w piątek, że wycofanie rotacyjnych sił USA z Rumunii nie zmieni całkowitej liczby amerykańskich żołnierzy w Europie, siły USA są tylko przemieszczane. Słowa te potwierdził szef Pentagonu Pete Hegseth.

REKLAMA

"Właściwy moment" Chrisa Niedenthala – między fotografią a osobistymi refleksjami​

Nowy album Chrisa Niedenthala to wizualna uczta i zarazem lektura pełna rozczarowań – pełna znakomitych zdjęć, lecz spisana z przesadnym ego i banałem.
Chris Niedenthal podczas XXX Targów Książki Historycznej w Arkadach Kubickiego w Warszawie
Chris Niedenthal podczas XXX Targów Książki Historycznej w Arkadach Kubickiego w Warszawie / Wikipedia CC BY-SA 3.0 / Adrian Grycuk

Zdumiewająca książka – nie tylko przez swą cenną zawartość, ale i przez dwoistość odbioru. Tak ciekawa! I tak straszliwie irytująca! Oczywiście, nazwisko autora jest znakomitą marką: „Chris Niedenthal” – i wszystko jasne.

Pewnie wystarczyłoby tamto jedno, jedyne zdjęcie – transporter Skot na tle ośnieżonego kina Moskwa z banerem reklamującym „Czas Apokalipsy” Coppola – które stało się ikoną stanu wojennego, powielane na niezliczonej ilości wystaw, plakatów, na okładkach książek i w albumach, podziwiane, ba, przedrzeźniane. A przecież w swoim dorobku ma Niedenthal podobnych złotych strzałów co najmniej jeszcze kilka: kadry z papieskich pielgrzymek i Jarocin, Wadowice na wiadomość o zamachu na Jana Pawła, i zdeptany grób Nicolae Ceaușescu, zakonnicy-strażacy z Wadowic, strajk w Stoczni i odbudowywany Zamek Królewski: pamięć wzrokowa dwóch ostatnich dekad PRL i upadku systemu sowieckiego. Sporo tych „ikonicznych” zdjęć trafiło zresztą do tego albumu. 

 

Legenda Chrisa Niedenthala

I legendę ma Niedenthal nie do podważenia: syn Polaków, którzy trafili do Wielkiej Brytanii w zawierusze wojny światowej (ojciec, Jan Niedenthal, był przed wojną prokuratorem w Wilnie), „polonus”, który trafił do Polski gomułkowskiej jako nastolatek, swoisty łącznik między dwoma światami (chciałoby się coś napisać o tych Polakach „z zewnątrz”: o Niedenthalu, o Annie Erdman, wnuczce Wańkowicza, która trafiła do Warszawy w latach 70., jak oni z „Zachodu”, a zarazem tutejsi radzili sobie z dwoistością spojrzenia, z podwójną tożsamością?). Osiadł tu, ożenił się, zrobił fantastyczną karierę w amerykańskim stylu, od na poły amatora zasypującego zachodnie redakcje swoimi fotogramami po, już w latach 70., korespondenta „Newsweeka”. 

I zdjęcia – świetne, na pozór niedbałe, strzelone „z biodra” i trafiające – ha, trafny tytuł! – we właściwy moment: czyjegoś potknięcia się, trzaśnięcia okna, pochylenia przechodnia, kociego skoku – albo odwrotnie, nieoczekiwanej ciszy, zastygnięcia świata na czas błyśnięcia okiem, machnięcia skrzydłem, odwrócenia się zomowca, który strzeże wylotu Rakowieckiej w Puławską. Można powiedzieć – samograj dla wydawcy, tylko obrabiać negatywy i wydawać albumy. I wydano ich co najmniej kilka, najbardziej znane to „Rekwizyty PRL” oraz „13/12. Polska stanu wojennego”. Więc co mi się nie podoba tym razem?

Niestety, świetne wydawnictwo, jakim są Marginesy, postanowiło, jak pisze we wstępie Adam Pluszka, umilić życie udręczonemu covidowym lockdownem fotografowi: „Poprosiliśmy Chrisa, żeby przez kolejne sto dni przysyłał nam po jednym wybranym przez siebie zdjęciu. […] I żeby do każdego z nich dołączał opis: co na nim jest, kiedy powstało i co Chris pamięta z czasów, kiedy je zrobił”. A artysta, niestety, przyjął tę propozycję z ochotą. 

To już nie chodzi o to, że wykorzystał te krótkie teksty (dwa, czasem cztery akapity) do wciskania (jak sobie zapewne wyobrażał) publicystycznych szpileczek i do dzielenia się swoimi poglądami na rzeczy polityczne. Ani, że te poglądy są tak doskonale przewidywalne i wygłaszane z tak ogromną pewnością siebie: Marsz Niepodległości – zły (bo „co może być pozytywnego, kiedy widzi się, jak tylu ludzi, bądź co bądź o poglądach bliskich faszyzmowi, może sobie swobodnie i całkowicie bezkarnie przejść przez stolicę Polski. A kysz!”), Strajk Kobiet – dobry („Po tym, jak partia rządząca zaostrzyła prawo aborcyjne […], wściekłość sięgnęła zenitu”). KOD – dobry. Religia w najlepszym razie jakaś dziwna, bizarna: te wszystkie zakonnice, kilimki, sutanny – po co to? Ale sprzedaje się ta egzotyka. Leszek Balcerowicz – dobry. Vaclav Klaus – zły. I tak dalej, aż do naprawdę detalicznych kwestii. Marek Hłasko zastanawiał się w nieśmiertelnych „Pięknych dwudziestoletnich”, czy to tajniacy w życiu naśladują tajniaków filmowych, czy odwrotnie: ja nieraz zachodzę w głowę, czy bien pensants pokroju Chrisa Niedenthala sformatowani są pod wpływem publicystyki dawnej „Gazety Wyborczej” – czy to „Wyborcza” sprzed dwóch dekad profilowała się pod takich zajefajnych, światłych, wyluzowanych popintelektualistów z Zachodu. Nie potrafię znaleźć odpowiedzi. 

 

Docenienie wspomnień

Ale przewidywalność i osobliwość sympatii politycznych i kulturowych fotografa wydaje się w lekturze o wiele mniejszą przeszkodą niż jego ego. Te opowieści, które mogłyby stanowić fantastyczne uzupełnienia kadrów, opowieść o okolicznościach, ludziach, bodaj i pogodzie, stały się opowieścią o doznaniach i przemyśleniach autora. „Miałem dosyć”. „Drgnął mi palec”. „No dobrze, będę trochę złośliwy”. Byłem. Fotografowałem. Spałem. Ziewałem. Ja, ja, ja. Kto wie, może udało się przypadkiem dotrzeć do źródeł wielkiej traumy wybitnych fotoreporterów – może cały czas czekają, żeby to ONI znaleźli się w kadrze, zostali dostrzeżeni? 

Ale i męki ego można by znieść, kto ich nie zna. Naprawdę nieznośne są pierwsze: objaśnianie rzeczy podstawowych. Że jak pielgrzymka – to do Częstochowy, a w Jarocinie grano rock. Po wtóre – tak wyraźne, tak ostentacyjne podkreślanie dystansu wobec wielkich spraw, dziejących się na zdjęciach, jakby Niedenthal obawiał się, że ktoś wypomni mu niewczesne zaangażowanie. Deklaracja „nie byłem tam ze względów religijnych” pada przy mniej więcej co trzeciej relacji z papieskiej wizyty, klasztoru pijarów czy prawosławnych mniszek rumuńskich. Doprawdy, i raz byłoby niepotrzebne, wiemy, czym zajmuje się fotoreporter. No i wreszcie po trzecie – absolutnie nieśmieszne pointy. 

Bywają książki, które czyta się przez palce, bywają takie, w których dobry jest tylko pierwszy rozdział czy akt, niejedne wspomnienia cenię przede wszystkim za przypisy, którymi opatrzył je wydawca. Najnowszy album Chrisa Niedenthala polecam z czystym sumieniem pod warunkiem, że oglądać się będzie jedynie prawe kolumny rozkładówek, na których zreprodukowane zostały zdjęcia. Tylko recto! 

 

Chomikowe koło 

Fenomen ruchu przodowników pracy doczekał się swoich badaczy. Do dziś też trwają wśród nich spory, do którego momentu ten sowiecki koncept (przeszczepiony do krajów podporządkowanych Moskwie w okolicach roku 1948) był dosyć desperackim, ale autentycznym pomysłem na poprawę wyników gospodarczych, kiedy zaś stał się wyłącznie narzędziem propagandy, śrubowania nierealnych norm, a w konsekwencji – presji na półniewolne „masy robotnicze”. Kojarzeni są również, zwykle wspominani w krzywym zwierciadle, prawdziwi polscy przodownicy – Bernard Bugdoł i Wincenty Pstrowski – chociaż najbardziej znany jest ten fikcyjny, zrodzony w wyobraźni Aleksandra Ścibora-Rylskiego i Andrzeja Wajdy: Mateusz Birkut, murarz z Nowej Huty. To w jego epopei można rozpoznać świat, w którym rośli przodownicy: ich autentyczny zapał, nadzieję, żar – i otaczające ich oszustwo. 

Andrzej Janikowski opowiedział o ruchu przewodnickim w lekkim, reporterskim stylu, przywołując nie tylko Pstrowskiego i Bugdoła, ale rekordzistów wielu branż, zwracając uwagę na to, jakim wyzwaniem była organizacja ruchu współzawodnictwa w takich branżach jak rolnictwo czy wojskowość, nie mówiąc już o artes liberales: ile równań czy sonetów trzeba napisać, żeby zostać rekordzistą? 

Najciekawsza – i wydaje się, niedokończona – jest opowieść o schyłku ruchu przodownickiego. Wielki impet wygasł po Październiku, próby mobilizacji podejmowano jednak aż do Sierpnia i autor znalazł kilka ciekawych scen tego długiego zmierzchu. Jeśli jednak sięgnąć po reportaże, przedstawiające życie współczesnych stażystów w korporacjach, szpitalach czy kancelariach, można zadać sobie pytanie: czy poszukiwanie rekordzistów naprawdę się skończyło? 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe