Współczesna polityka uzależniona jest od tiktokowych influencerów

Współczesna polityka to nie arena mężów stanu, lecz scenografia dla przystojnych, wyretuszowanych postaci z TikToka. Liczą się emocje, nie wartości.
Ludzie ze smartfonami, zdjęcie podglądowe Współczesna polityka uzależniona jest od tiktokowych influencerów
Ludzie ze smartfonami, zdjęcie podglądowe / Unsplash

Co musisz wiedzieć?

  • Obecnie polityka prowadzona jest coraz częściej w mediach społecznościowych.
  • Wielu wybitnych mężów stanu miałoby problem z uzyskaniem nominacji swoich partii na najważniejsze urzędy.
  • Uzależnieni od mediów społecznościowych kreatorzy rzeczywistości nawet nie próbują rozmawiać o ważnych sprawach.
  • Współczesna polityka uzależniona od influencerów staje się parodią demokracji.

 

To nie jest czas mężów stanu, ale gładkich, wymuskanych paniczyków, najlepiej stworzonych przez sztuczną inteligencję. Bez wyrazu, jasnych poglądów i błędów młodości. Swoją historię muszą umieć opowiedzieć w sześćdziesięciosekundowej rolce, bo w przeciwnym razie odbiorcy mediów społecznościowych odrzucą go jako nudziarza. 

Jaki byłby dzisiejszy idealny polityk? Jeśli chodzi o mężczyznę, to powinien być twardy, ale i czuły, wykształcony i prosty, bogaty, ale nie za bardzo, przystojny, choć nie uwodzicielski. W rzeczywistości najlepiej nijaki. Kobieta natomiast powinna być nowoczesna, a jednak z rodziną, wyglądać elegancko, ale nie wystrzałowo, powinna być atrakcyjna i skromna jednocześnie, bo inaczej znienawidziłby ją głosujące panie. 

Czas mediów społecznościowych i krótkich przekazów – TikToków, rolek, Instagramów – pozwala szybko z miernoty zrobić gwiazdę. Trudniej jednak w ciągu kilkudziesięciu sekund wytłumaczyć, że prawdziwych zmian dokonują ludzie, którzy w przeszłości doznawali wielu porażek. Ich siłą nie są zwycięstwa, ale umiejętność podnoszenia się po przegranej. Dziś zanim taki człowiek zdołałby odnieść sukces w polityce, zostałby okrzyknięty „przegrywem”, którym nawet nie warto sobie zawracać głowy. 

 

Siła nieudaczników

Wielu wybitnych mężów stanu odpadłoby dziś w przedbiegach i nie miało szans na uzyskanie nominacji swoich partii na najważniejsze urzędy. Weźmy niskiego, grubego, łysego i brzydkiego Winstona Churchilla. Media społecznościowe rozpisywałby się o jego długach, piciu whisky od rana, a w zasadzie południa, bo wcześniej nie wstawał. Zostałby okrzyknięty leniem i nieudolnym malarzem, który nie nadaje się na sprawowanie urzędu, gdyż nie potrafi zapanować nawet nad budżetem domowym. 

A Józef Piłsudski? Zadymiarz, rozwodnik, terrorysta, który chodził w rozwalonych butach, a za pieniądze współpracował z japońskim wywiadem. Zidiociałe media i pracujący w niech niedouczeni dziennikarze, a raczej przebrani za nich propagandziści, na chłodno ważyliby racje czy porządnemu politykowi wypadało napadać na pociąg? Czy może jednak przemoc nie przystoi człowiekowi, który ma brać odpowiedzialność za innych? 

Podobnie byłoby z Ronaldem Reaganem. Człowiek, który doprowadził do upadku Związku Sowieckiego, spowodował, że Stany Zjednoczone wygrały zimną wojnę i całkowicie zdominowały światową politykę, w czasie TikToków nie miałby szans zaistnieć na poważnie. Jego słowa o tym, że jeśli faszyzm kiedyś przybędzie do USA, to przyprowadzą go liberałowie, z pewnością stałby się wiralem i spowodowałby, że z Reagana śmiałoby się pół YouTube’a. Wtedy wyciągnięta zostałaby także inna, wyrwana z kontekstu wypowiedź o tym, że wolałby, aby jego córka umarła, niż miałaby stracić wiarę w Boga. Reagan stałby się jednowymiarowym aktorem, który nie zrobił kariery, a do tego przeobraził się w groźnego fanatyka. Gdy drwiny z niego przestałby się wreszcie klikać, trafiłby gdzieś na margines politycznego życia. Nikt przecież nie chce poważnie rozmawiać o polityce, wartościach i racji stanu. 

Nie ma dziś dyskusji o tym, że nie da się budować nowoczesnego silnego państwa bez opierania go na wartościach. Bez moralności i odpowiedzialności. Spór o to zastępuje skrolowanie rolek i wyłapywanie kiksów, lapsusów i przejęzyczeń. Na koniec gwiazdka żurnalistyki z internetowego serwisu z wielkim nadęciem będzie się zastanawiała, czy pomyłki były tylko przypadkiem, czy może są skutkiem jakichś środków, których polityk nadużywa. I w ten sposób zaczęłaby się kolejna historia: „Niech się podda badaniom”. Najlepiej na obecność wszystkiego. 

 

Tryumf głupoty 

Czy taka postać jak Talleyrand, a właściwie Charles-Maurice de Talleyrand-Périgord, miała by dziś szansę kierować dyplomacją mocarstwa jak niegdysiejsza Francja? W dobie krótkich przekazów i wymagania pełnej przejrzystości polityków nie dałoby się wytłumaczyć, że duchowny, który zrzucił sutannę i został koneserem kobiet wolnych oraz zamężnych, do tego obdarzony niezbyt nachalną urodą i chromy, miałby odpowiadać za losy kraju. Mógłby co najwyżej zostać youtuberem albo influencerem i zarabiać na szokowaniu swojej widowni. 

Choć w dzisiejszym świecie zostałby wyrzutkiem, we Francji w czasie rewolucji i po niej był kluczową postacią. Właśnie jemu, po upadku Napoleona, kraj ten zawdzięcza zachowanie statusu mocarstwa. Osiągnął sukces dzięki zręczności, inteligencji i oddaniu krajowi. 

Dziś jednak to wszystko przestaje mieć znaczenie. Prześwietlanie życia prywatnego polityków sięgnęło takiego poziomu absurdu, że w zasadzie każdy może zostać uznany za przestępcę, a przynajmniej podejrzanego. W erze smartfonów zdjęcia i filmy powstają cały czas. Wystarczy wyciąć odpowiedni fragment i nagle wierny mąż, lekko podpity, staje się lubieżnikiem, a rozbawiona wzorowa żona – panienką lekkich obyczajów. Wystarczy odpowiedni kontekst i komentarz. Potem tylko trzeba podbijać. 

Uzależnieni od logiki mediów społecznościowych i rządzących nimi algorytmów kreatorzy rzeczywistości nawet nie próbują rozmawiać o podatkach, demografii czy doktrynie obronnej. Nawet nie dlatego że się na tym nie znają – choć oczywiście nikt nie wymaga od nich, by mieli w tych sprawach jakieś pojęcie – ale z powodu emocji. Ich celem jest wyłącznie wywoływanie strachu, egzaltacji, nienawiści czy uwielbienia. Każde z tych uczuć ma swoją cenę: przyciąga widzów i utrzymuje ich przy wyświetlaczu smarfona czy monitorze komputera. 

Emocje te najlepiej wzbudzić przez eksponowanie ludzkich słabości. To właśnie dlatego życie polityków ma być prześwietlane niczym promieniami Roentgena. 

 

Amerykański sen 

Można oczywiście powiedzieć, że z zasady tej wyrwał się Donald Trump, który w każdym wymiarze jest zaprzeczeniem tej poprawności i swoistej przezroczystości. 

Tyle tylko że obecny prezydent USA wygrał także dlatego, że bardzo skutecznie sięgał po współczesne narzędzia komunikacji. Mając na karku setki prawników, zarzutów, pozwów i świadków, skupił się na prostym przekazie. Fakty w zasadzie przestały mieć znaczenie, Trump postawił na emocje. Zaprezentował siebie jako ofiarę systemu i jednocześnie jedynego z niego wybawiciela. 

Nawet jeśli więc pozornie wymyka się definicji gładkiego książątka z dobrego domu, to w rzeczywistości był centralnym punktem tego systemu. Jego celebrycka popularność była budowana przez dziesiątki lat, na skandalach z nim związanych brukowce zarobiły miliony, a on sam cynicznie wykorzystywał media do swoich celów. Prezydentura była więc oczywistą konsekwencją od lat budowanego wizerunku. 

W zasadzie wygranie przez Donalda Trumpa wyborów jest właśnie dowodem na to, że w takich sytuacjach decydują właśnie emocje. Najlepiej skrajne i ekstremalnie silne. 

Trump nie tylko jednak w ten sposób wygrał wybory, ale tak samo rządzi. Zaskakuje wszystkich zmianami ceł, grozi inwazjami, straszy zarówno wrogów i sojuszników, a zdanie w sprawie Putina potrafi całkowicie zmieniać z dnia na dzień. Daleko tu do powagi, polityki opartej na dyplomacji i przewidywalności. Trump prowadzi politykę w ten sposób, jakby naprawdę rozgrywała się na platformie X. 

 

Ironia i szyderstwo 

Kpina stała się bronią dziennikarzy i analityków. Rozmowa o polityce na poważnie nie przyciąga, jest więc nic nie warta. Spór toczy się celniejsze uszczypliwości i opowiedzenie prawdziwej, ale jednocześnie zabawnej lub przerażającej historyjki. 

Czy Ignacy Jan Paderewski, wielki pianista, kompozytor i postać znana na całym świecie, mógłby dziś zostać premierem Rzeczpospolitej? Czy zdołałby sprowadzić do Polski Błękitną Armię? Raczej nie, gdyż nie miał do tego odpowiednich kompetencji.

Co z tego, że dla niego drzwi do najważniejszych gabinetów zawsze były otwarte, a pod jego wypływem prezydent Stanów Zjednoczonych Woodrow Wilson wpisał odtworzenie polskiej państwowości jako warunek zawarcia pokoju po I wojnie światowej. We współczesnej rzeczywistości byłby jedynie celebrytą, którego konserwatywno-narodowe poglądy zostałyby uznane za ekstremistyczne. Nie wyjaśniłby przecież stosunku do mniejszości narodowych i ich złożonej sytuacji w II Rzeczpospolitej podczas minutowej rolki. 

Zostałby wyszydzony i zaszufladkowany w kategorii ekstrawaganckich artystów-dziwaków i co najwyżej mógłby pojawiać się na wiecach jako rodzaj osobliwości. Jego koncerty byłyby bojkotowane, a zastępy internetowych miernot rozpętałyby kampanię drwin i nienawiści, gdyż nie byłby wystarczająco, a właściwie ani trochę, postępowy. 

 

Brak sensu 

Współczesna polityka uzależniona od TikTokowych influencerów staje się nie tylko parodią demokracji, ale wręcz dyktaturą idiotów, dla których nie liczy się nic poza chwilowym wrażeniem. Istotne przestały być konsekwencje podejmowanych decyzji oraz programy, które tworzą model państwa i kierunki rozwoju społeczeństwa. 

Główne znaczenie mają chwilowe, proste do odczytania emocje. Nad ich rozbudzeniem pracują dziś sztaby z dziesiątkami zatrudnionych macherów od przekazów podprogowych. Potrafią wywołać taką falę informacji, że człowiek, który tylko pobieżnie interesujący się polityką, czyli zdecydowana większość wyborców, nie jest w stanie się zorientować, co jest blagą. A dobrze podany fałsz rozchodzi się w internecie sześć razy szybciej niż prawda. 


 

POLECANE
Tadeusz Płużański: Przedwojenny prawnik. Stalinowski morderca. Józef (Goldberg) Różański tylko u nas
Tadeusz Płużański: Przedwojenny prawnik. Stalinowski morderca. Józef (Goldberg) Różański

22 czerwca 1941 roku, gdy Armia Czerwona - wobec nacierających Niemców - uciekała z terenów II Rzeczpospolitej zagarniętych przez ZSRS w 1939 roku, funkcjonariusze NKWD wymordowali w więzieniach tysiące Polaków, m. in. we Lwowie, w Łucku i Wilnie. Wśród mordujących był Józef Goldberg (późniejszy Jacek Różański).

Tȟašúŋke Witkó: Niemcy – najwięksi degeneraci Europy z ostatniej chwili
Tȟašúŋke Witkó: Niemcy – najwięksi degeneraci Europy

Ostatnimi czasy, opinię publiczną w Polsce rozgrzewa głownie konflikt izraelsko-irański, a także działalność ruchu na rzecz ponownego liczenia głosów oddanych w wyborach prezydenckich, któremu patronuje i którego działaniom nadaje ton pewien znany mecenas, obecnie tryskający tężyzną fizyczną, choć – jak wiemy z doniesień medialnych – nie zawsze cieszył się on końskim zdrowiem.

Odszedł, aby podziwiać widok. Tragiczna śmierć Polaka we Włoszech Wiadomości
"Odszedł, aby podziwiać widok". Tragiczna śmierć Polaka we Włoszech

Do tragicznego wypadku doszło w piątek w rejonie Gargnano, miejscowości położonej nad malowniczym jeziorem Garda na północy Włoch. Podczas rowerowej wycieczki z przyjaciółmi zginął 43-letni turysta z Polski.

Putin grozi Ukrainie: „Brudna bomba byłaby ostatnią pomyłką” Wiadomości
Putin grozi Ukrainie: „Brudna bomba byłaby ostatnią pomyłką”

Rosyjski przywódca Władimir Putin oświadczył w piątek podczas Forum Ekonomicznego w Petersburgu, że Rosjanie i Ukraińcy to ten sam lud i w tym sensie "cała Ukraina" należy do Rosji.

Rosyjska „flota cieni” na celowniku Zachodu. Polska dołącza do sojuszu 14 państw z ostatniej chwili
Rosyjska „flota cieni” na celowniku Zachodu. Polska dołącza do sojuszu 14 państw

Czternaście krajów, w tym Polska, zobowiązało się do podjęcia skoordynowanych działań przeciwko rosyjskiej "flocie cieni" operującej na wodach Morza Bałtyckiego i Północnego – poinformowało w piątek brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych.

„Nie mogłabym wtedy spać spokojnie”. Trenerka szczerze o Idze Świątek Wiadomości
„Nie mogłabym wtedy spać spokojnie”. Trenerka szczerze o Idze Świątek

Po rozstaniu Igi Świątek z Tomaszem Wiktorowskim pojawiło się wiele spekulacji, kto mógłby zostać nowym trenerem jednej z najlepszych tenisistek świata. Wśród potencjalnych nazwisk wymieniano także Sandrę Zaniewską - uznaną polską trenerkę, obecnie pracującą z Martą Kostiuk. Sama zainteresowana rozwiała jednak wszelkie wątpliwości.

Znany prezenter w Tańcu z gwiazdami? Padła jasna deklaracja Wiadomości
Znany prezenter w "Tańcu z gwiazdami"? Padła jasna deklaracja

Trwają intensywne przygotowania do kolejnej edycji „Tańca z gwiazdami”. Polsat już kompletuje listę uczestników, a wśród medialnych spekulacji pojawiło się nazwisko Karola Strasburgera. Czy zobaczymy go na parkiecie? Sam zainteresowany nie pozostawia wątpliwości.

3000 PLN. Są pierwsze kary dla autorów niestandardowych protestów wyborczych z ostatniej chwili
3000 PLN. Są pierwsze kary dla autorów "niestandardowych" protestów wyborczych

Sąd Najwyższy proceduje dziesiątki tysięcy protestów wyborczych złożonych przez zwolenników Romana Giertycha. Są już pierwsze kary dla autorów wulgarnych protestów.

„Khatanga” odholowana. Rosyjski wrak po 8 latach zniknął z Portu Gdynia z ostatniej chwili
„Khatanga” odholowana. Rosyjski wrak po 8 latach zniknął z Portu Gdynia

Po ośmiu latach przymusowego postoju w Porcie Gdynia rosyjski zbiornikowiec „Khatanga” został w końcu odholowany. Jak poinformował minister infrastruktury Dariusz Klimczak, jednostka została przygotowana do usunięcia z portu i trafi do zezłomowania w Danii.

Skandaliczna próba profanacji w konkatedrze w Lubaczowie Wiadomości
Skandaliczna próba profanacji w konkatedrze w Lubaczowie

Do szokującego incydentu doszło podczas Mszy świętej w uroczystość Bożego Ciała w konkatedrze w Lubaczowie. W trakcie liturgii agresywny mężczyzna pod wpływem alkoholu wtargnął do prezbiterium i rzucił butelką w stronę tabernakulum, próbując zakłócić przebieg uroczystości.

REKLAMA

Współczesna polityka uzależniona jest od tiktokowych influencerów

Współczesna polityka to nie arena mężów stanu, lecz scenografia dla przystojnych, wyretuszowanych postaci z TikToka. Liczą się emocje, nie wartości.
Ludzie ze smartfonami, zdjęcie podglądowe Współczesna polityka uzależniona jest od tiktokowych influencerów
Ludzie ze smartfonami, zdjęcie podglądowe / Unsplash

Co musisz wiedzieć?

  • Obecnie polityka prowadzona jest coraz częściej w mediach społecznościowych.
  • Wielu wybitnych mężów stanu miałoby problem z uzyskaniem nominacji swoich partii na najważniejsze urzędy.
  • Uzależnieni od mediów społecznościowych kreatorzy rzeczywistości nawet nie próbują rozmawiać o ważnych sprawach.
  • Współczesna polityka uzależniona od influencerów staje się parodią demokracji.

 

To nie jest czas mężów stanu, ale gładkich, wymuskanych paniczyków, najlepiej stworzonych przez sztuczną inteligencję. Bez wyrazu, jasnych poglądów i błędów młodości. Swoją historię muszą umieć opowiedzieć w sześćdziesięciosekundowej rolce, bo w przeciwnym razie odbiorcy mediów społecznościowych odrzucą go jako nudziarza. 

Jaki byłby dzisiejszy idealny polityk? Jeśli chodzi o mężczyznę, to powinien być twardy, ale i czuły, wykształcony i prosty, bogaty, ale nie za bardzo, przystojny, choć nie uwodzicielski. W rzeczywistości najlepiej nijaki. Kobieta natomiast powinna być nowoczesna, a jednak z rodziną, wyglądać elegancko, ale nie wystrzałowo, powinna być atrakcyjna i skromna jednocześnie, bo inaczej znienawidziłby ją głosujące panie. 

Czas mediów społecznościowych i krótkich przekazów – TikToków, rolek, Instagramów – pozwala szybko z miernoty zrobić gwiazdę. Trudniej jednak w ciągu kilkudziesięciu sekund wytłumaczyć, że prawdziwych zmian dokonują ludzie, którzy w przeszłości doznawali wielu porażek. Ich siłą nie są zwycięstwa, ale umiejętność podnoszenia się po przegranej. Dziś zanim taki człowiek zdołałby odnieść sukces w polityce, zostałby okrzyknięty „przegrywem”, którym nawet nie warto sobie zawracać głowy. 

 

Siła nieudaczników

Wielu wybitnych mężów stanu odpadłoby dziś w przedbiegach i nie miało szans na uzyskanie nominacji swoich partii na najważniejsze urzędy. Weźmy niskiego, grubego, łysego i brzydkiego Winstona Churchilla. Media społecznościowe rozpisywałby się o jego długach, piciu whisky od rana, a w zasadzie południa, bo wcześniej nie wstawał. Zostałby okrzyknięty leniem i nieudolnym malarzem, który nie nadaje się na sprawowanie urzędu, gdyż nie potrafi zapanować nawet nad budżetem domowym. 

A Józef Piłsudski? Zadymiarz, rozwodnik, terrorysta, który chodził w rozwalonych butach, a za pieniądze współpracował z japońskim wywiadem. Zidiociałe media i pracujący w niech niedouczeni dziennikarze, a raczej przebrani za nich propagandziści, na chłodno ważyliby racje czy porządnemu politykowi wypadało napadać na pociąg? Czy może jednak przemoc nie przystoi człowiekowi, który ma brać odpowiedzialność za innych? 

Podobnie byłoby z Ronaldem Reaganem. Człowiek, który doprowadził do upadku Związku Sowieckiego, spowodował, że Stany Zjednoczone wygrały zimną wojnę i całkowicie zdominowały światową politykę, w czasie TikToków nie miałby szans zaistnieć na poważnie. Jego słowa o tym, że jeśli faszyzm kiedyś przybędzie do USA, to przyprowadzą go liberałowie, z pewnością stałby się wiralem i spowodowałby, że z Reagana śmiałoby się pół YouTube’a. Wtedy wyciągnięta zostałaby także inna, wyrwana z kontekstu wypowiedź o tym, że wolałby, aby jego córka umarła, niż miałaby stracić wiarę w Boga. Reagan stałby się jednowymiarowym aktorem, który nie zrobił kariery, a do tego przeobraził się w groźnego fanatyka. Gdy drwiny z niego przestałby się wreszcie klikać, trafiłby gdzieś na margines politycznego życia. Nikt przecież nie chce poważnie rozmawiać o polityce, wartościach i racji stanu. 

Nie ma dziś dyskusji o tym, że nie da się budować nowoczesnego silnego państwa bez opierania go na wartościach. Bez moralności i odpowiedzialności. Spór o to zastępuje skrolowanie rolek i wyłapywanie kiksów, lapsusów i przejęzyczeń. Na koniec gwiazdka żurnalistyki z internetowego serwisu z wielkim nadęciem będzie się zastanawiała, czy pomyłki były tylko przypadkiem, czy może są skutkiem jakichś środków, których polityk nadużywa. I w ten sposób zaczęłaby się kolejna historia: „Niech się podda badaniom”. Najlepiej na obecność wszystkiego. 

 

Tryumf głupoty 

Czy taka postać jak Talleyrand, a właściwie Charles-Maurice de Talleyrand-Périgord, miała by dziś szansę kierować dyplomacją mocarstwa jak niegdysiejsza Francja? W dobie krótkich przekazów i wymagania pełnej przejrzystości polityków nie dałoby się wytłumaczyć, że duchowny, który zrzucił sutannę i został koneserem kobiet wolnych oraz zamężnych, do tego obdarzony niezbyt nachalną urodą i chromy, miałby odpowiadać za losy kraju. Mógłby co najwyżej zostać youtuberem albo influencerem i zarabiać na szokowaniu swojej widowni. 

Choć w dzisiejszym świecie zostałby wyrzutkiem, we Francji w czasie rewolucji i po niej był kluczową postacią. Właśnie jemu, po upadku Napoleona, kraj ten zawdzięcza zachowanie statusu mocarstwa. Osiągnął sukces dzięki zręczności, inteligencji i oddaniu krajowi. 

Dziś jednak to wszystko przestaje mieć znaczenie. Prześwietlanie życia prywatnego polityków sięgnęło takiego poziomu absurdu, że w zasadzie każdy może zostać uznany za przestępcę, a przynajmniej podejrzanego. W erze smartfonów zdjęcia i filmy powstają cały czas. Wystarczy wyciąć odpowiedni fragment i nagle wierny mąż, lekko podpity, staje się lubieżnikiem, a rozbawiona wzorowa żona – panienką lekkich obyczajów. Wystarczy odpowiedni kontekst i komentarz. Potem tylko trzeba podbijać. 

Uzależnieni od logiki mediów społecznościowych i rządzących nimi algorytmów kreatorzy rzeczywistości nawet nie próbują rozmawiać o podatkach, demografii czy doktrynie obronnej. Nawet nie dlatego że się na tym nie znają – choć oczywiście nikt nie wymaga od nich, by mieli w tych sprawach jakieś pojęcie – ale z powodu emocji. Ich celem jest wyłącznie wywoływanie strachu, egzaltacji, nienawiści czy uwielbienia. Każde z tych uczuć ma swoją cenę: przyciąga widzów i utrzymuje ich przy wyświetlaczu smarfona czy monitorze komputera. 

Emocje te najlepiej wzbudzić przez eksponowanie ludzkich słabości. To właśnie dlatego życie polityków ma być prześwietlane niczym promieniami Roentgena. 

 

Amerykański sen 

Można oczywiście powiedzieć, że z zasady tej wyrwał się Donald Trump, który w każdym wymiarze jest zaprzeczeniem tej poprawności i swoistej przezroczystości. 

Tyle tylko że obecny prezydent USA wygrał także dlatego, że bardzo skutecznie sięgał po współczesne narzędzia komunikacji. Mając na karku setki prawników, zarzutów, pozwów i świadków, skupił się na prostym przekazie. Fakty w zasadzie przestały mieć znaczenie, Trump postawił na emocje. Zaprezentował siebie jako ofiarę systemu i jednocześnie jedynego z niego wybawiciela. 

Nawet jeśli więc pozornie wymyka się definicji gładkiego książątka z dobrego domu, to w rzeczywistości był centralnym punktem tego systemu. Jego celebrycka popularność była budowana przez dziesiątki lat, na skandalach z nim związanych brukowce zarobiły miliony, a on sam cynicznie wykorzystywał media do swoich celów. Prezydentura była więc oczywistą konsekwencją od lat budowanego wizerunku. 

W zasadzie wygranie przez Donalda Trumpa wyborów jest właśnie dowodem na to, że w takich sytuacjach decydują właśnie emocje. Najlepiej skrajne i ekstremalnie silne. 

Trump nie tylko jednak w ten sposób wygrał wybory, ale tak samo rządzi. Zaskakuje wszystkich zmianami ceł, grozi inwazjami, straszy zarówno wrogów i sojuszników, a zdanie w sprawie Putina potrafi całkowicie zmieniać z dnia na dzień. Daleko tu do powagi, polityki opartej na dyplomacji i przewidywalności. Trump prowadzi politykę w ten sposób, jakby naprawdę rozgrywała się na platformie X. 

 

Ironia i szyderstwo 

Kpina stała się bronią dziennikarzy i analityków. Rozmowa o polityce na poważnie nie przyciąga, jest więc nic nie warta. Spór toczy się celniejsze uszczypliwości i opowiedzenie prawdziwej, ale jednocześnie zabawnej lub przerażającej historyjki. 

Czy Ignacy Jan Paderewski, wielki pianista, kompozytor i postać znana na całym świecie, mógłby dziś zostać premierem Rzeczpospolitej? Czy zdołałby sprowadzić do Polski Błękitną Armię? Raczej nie, gdyż nie miał do tego odpowiednich kompetencji.

Co z tego, że dla niego drzwi do najważniejszych gabinetów zawsze były otwarte, a pod jego wypływem prezydent Stanów Zjednoczonych Woodrow Wilson wpisał odtworzenie polskiej państwowości jako warunek zawarcia pokoju po I wojnie światowej. We współczesnej rzeczywistości byłby jedynie celebrytą, którego konserwatywno-narodowe poglądy zostałyby uznane za ekstremistyczne. Nie wyjaśniłby przecież stosunku do mniejszości narodowych i ich złożonej sytuacji w II Rzeczpospolitej podczas minutowej rolki. 

Zostałby wyszydzony i zaszufladkowany w kategorii ekstrawaganckich artystów-dziwaków i co najwyżej mógłby pojawiać się na wiecach jako rodzaj osobliwości. Jego koncerty byłyby bojkotowane, a zastępy internetowych miernot rozpętałyby kampanię drwin i nienawiści, gdyż nie byłby wystarczająco, a właściwie ani trochę, postępowy. 

 

Brak sensu 

Współczesna polityka uzależniona od TikTokowych influencerów staje się nie tylko parodią demokracji, ale wręcz dyktaturą idiotów, dla których nie liczy się nic poza chwilowym wrażeniem. Istotne przestały być konsekwencje podejmowanych decyzji oraz programy, które tworzą model państwa i kierunki rozwoju społeczeństwa. 

Główne znaczenie mają chwilowe, proste do odczytania emocje. Nad ich rozbudzeniem pracują dziś sztaby z dziesiątkami zatrudnionych macherów od przekazów podprogowych. Potrafią wywołać taką falę informacji, że człowiek, który tylko pobieżnie interesujący się polityką, czyli zdecydowana większość wyborców, nie jest w stanie się zorientować, co jest blagą. A dobrze podany fałsz rozchodzi się w internecie sześć razy szybciej niż prawda. 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe