Harmonia społeczna – zapomniana wartość

Co musisz wiedzieć?
- Społeczeństwo demoliberalne staje się areną rywalizacji, w której każdy walczy o swoje i coraz rzadziej dostrzega powiązanie własnych działań z dobrem ogółu.
- Wielu myślicieli konserwatywnych dostrzegało, że to właśnie nadużycia elit i ich oderwanie od obowiązków wobec reszty społeczeństwa stały się zarzewiem rewolucji.
Pochwałę harmonii społecznej niosła już książka uważana za dzieło założycielskie doktryny konserwatywnej – „Rozważania o rewolucji we Francji” Edmunda Burke’a z 1790 roku. Burke argumentował, że lekkomyślnie obalane Stany Generalne we Francji składały się z różnorodnych elementów odpowiadających zróżnicowanym warstwom społecznym, które razem tworzyły harmonijną całość. Zauważał, że pomiędzy tymi warstwami istniały tarcia i sprzeczne interesy, ale właśnie dzięki ich instytucjonalnemu zakorzenieniu powstawała „zbawienna tama dla wszelkich pochopnych decyzji”. Zmiana społeczna była możliwa, lecz stawała się wynikiem kompromisu, który wymuszał umiarkowanie. Burke podkreślał także, że ludzie nie są jednakowi – powinni więc mieć różne przywileje i różne obowiązki – podczas gdy rewolucyjni „alchemicy” wrzucali wszystko do jednego kotła, by spreparować homogeniczną „biomasę”.
Dziś konserwatyzm nie oznacza już tego samego co w XVIII wieku – próba przywrócenia porządku stanowego może chodzić po głowie jedynie najbardziej zaciekłym reakcjonistom – jednak samo myślenie o społeczeństwie jako o organizmie, w którym następuje racjonalna dystrybucja przywilejów i obowiązków, pozostało aktualne. Można powiedzieć, że dla konserwatysty harmonia społeczna jest czymś w rodzaju dobra wspólnego – tym, co sprawia, że różne części ciała społecznego mogą współdziałać, a nie się zwalczać.
Między równością a hierarchią
Literatury przestrzegającej przed działaniami rewolucyjnymi, dążącymi do sztucznego ujednolicenia społeczeństwa, znajdziemy w kanonie konserwatywnym wiele. Rzadziej natomiast spotyka się krytykę dogmatycznej hierarchii – choć i taka istnieje. Wielu myślicieli dostrzegało, że to właśnie nadużycia elit i ich oderwanie od obowiązków wobec reszty społeczeństwa stały się zarzewiem rewolucji. „Często spacerowałem po pustym parku; tu, pośród orgii księcia Orleanu, zaczęła się rewolucja; park zdobiły nagie marmurowe figury i sztuczne ruiny, symbole lekkomyślności i rozpustnej polityki, która miała zapełnić Francję nierządnicami i gruzami” – pisał w „Pamiętnikach zza grobu” wicehrabia François-René de Chateaubriand.
- Sukces Solidarności w spółce Wodociągi Ustka! Antyzwiązkowy prezes odwołany
- Szef handlowej "S" Alfred Bujara: Ponad 800 tys. pracowników handlu pracuje na najniższej krajowej
- Koniec bezpłatnych staży? Jest projekt ustawy
- Solidarna kontra liberalna. Stary spór w nowej odsłonie
- Równość według Solidarności
Choć konserwatyści uznawali istnienie różnych warstw społecznych za coś naturalnego, a nawet wskazanego (uzasadniając to prawami Bożymi, naturą lub funkcjonalnością społeczną), nie romantyzowali samej hierarchii. Dostrzegali możliwość jej nadużyć i przestrzegali przed absolutyzacją jednej grupy kosztem innych. Zamiast tłumić różnice – co charakteryzuje rewolucje zarówno dawne, jak i współczesne – postulowali wykorzystanie ich w sposób korzystny dla całości.
„Ustalenie przez ustawodawstwo praw i obowiązków, które zakładają, że ludzie są równi, gdy nie są, to jak próba sprawienia, by niezdarne stopy wyglądały przystojnie za pomocą ciasnych butów” – pisał konserwatywny angielski sędzia James Fitzjames Stephen w 1873 roku – „prawa i obowiązki powinny być tak ukształtowane, aby ubrać, chronić i utrzymać społeczeństwo w pozycji, którą naturalnie przyjmuje”. Ostatnie zdanie zwraca również uwagę na samoistną adaptację wspólnoty do zmiennych warunków, pozwalających jej przetrwać. Powstałe w tym procesie instytucje zawsze jednak działają lepiej i (wbrew idealistom) mniej opresyjnie od tych zaprojektowanych przez pyszne rozumy rewolucjonistów.
Arena współpracy czy konfliktu
Prześwitująca w refleksji konserwatywnej metafora organizmu społecznego wskazuje na pewną całość, która zmierza do efektywnego – a więc harmonijnego – współdziałania. W takim ujęciu każda z części pełni swoją funkcję i jest potrzebna dla zdrowia całego organizmu. Zgoła odmienną perspektywę oferuje idea rewolucyjna. W jej świetle społeczeństwo nie jawi się jako ciało, lecz jako arena nieustannego konfliktu, w której walka o bezwzględną dominację stanowi naturalną kolej rzeczy. Cały sens życia społecznego zostaje tu sprowadzony do leninowskiego pytania: „kto kogo?”. Taka wizja jest jednak trudna do uzasadnienia.
Prześwitująca w refleksji konserwatywnej metafora organizmu społecznego wskazuje na pewną całość, która zmierza do efektywnego – a więc harmonijnego – współdziałania. W takim ujęciu każda z części pełni swoją funkcję i jest potrzebna dla zdrowia całego organizmu.
Po pierwsze, zakłada całkowite podporządkowanie jednej warstwy drugiej, tymczasem grupy społeczne są wielowymiarowe, a pola władzy nieustannie się ze sobą przecinają. Grupa A może mieć przewagę nad grupą B w jednej dziedzinie, lecz w innej – z racji kompetencji, specjalizacji czy doświadczenia – sytuacja może się odwrócić. Po drugie, istnieją sposoby łagodzenia niesprawiedliwości społecznych i form ucisku, które nie zakładają radykalnych rozwiązań rewolucyjnych. Po trzecie, instytucje powstałe w toku ewolucji społecznej często zawierają w sobie liczne „osłody” – mniej oczywiste niż gratyfikacje ekonomiczne, ale równie istotne. Mogą to być: uznanie, prestiż, szacunek czy możliwość realizacji aspiracji w ramach istniejącego ładu.
Od przyjęcia jednej bądź drugiej perspektywy zależy bardzo wiele, ponieważ staje się ona swoistą samospełniającą się przepowiednią. Jeżeli widzimy w społeczeństwie harmonijnie funkcjonującą całość – jak np. w klasycznej socjologii funkcjonalistycznej – tym większa szansa, że uda się utrzymać względny spokój społeczny i szukać kompromisów zamiast eskalacji konfliktów. Natomiast jeśli dominować będzie optyka „nieuniknionej walki klas” lub „politycznych tożsamości”, może to prowadzić do radykalizacji, rozbijania więzi społecznych i przekonania, że przemoc jest jedynym skutecznym narzędziem zmiany. Historia nowożytna wielokrotnie pokazywała, że tam, gdzie konflikt został uznany za jedyną zasadę życia zbiorowego, kończyło się to tragedią – czy to w postaci rewolucyjnego terroru, czy totalitaryzmów XX wieku. W tym sensie konserwatywna wizja harmonii społecznej nie jest jedynie marzeniem o „świętym spokoju”, ale praktycznym antidotum na destrukcję ładu, który – choć niedoskonały – daje ludziom szansę na współistnienie bez wzajemnej eksterminacji.
Harmonia w dobie demokracji liberalnej
Obecny ustrój liberalno-demokratyczny nie sprzyja harmonii społecznej na wielu płaszczyznach. Jego przechył w stronę skrajnego indywidualizmu każe widzieć w społeczeństwie zatomizowany zbiór jednostek, a nie ciało. Społeczeństwo staje się areną rywalizacji, w której każdy walczy o jak największą część tortu kosztem innych i coraz rzadziej dostrzega powiązanie własnych działań z dobrem ogółu – a niekiedy w ogóle neguje istnienie takiej kategorii.
Obecny ustrój liberalno-demokratyczny nie sprzyja harmonii społecznej na wielu płaszczyznach. Jego przechył w stronę skrajnego indywidualizmu każe widzieć w społeczeństwie zatomizowany zbiór jednostek,
Innym problemem jest wprowadzanie dodatkowych polaryzacji w celu osiągnięcia doraźnych korzyści przez podmioty kapitałowe czy polityczne. Mechanizm ten kawałkuje wspólnotę jeszcze bardziej, często wzdłuż sztucznie skonstruowanych linii podziału. Partie polityczne funkcjonują dzięki podsycaniu konfliktu – wrogość staje się ich paliwem. Równocześnie kult tolerancji zabrania oceniać reguły kulturowe pod kątem ich efektywności (np. prokreacyjnej), gdyż „każdy może żyć jak chce”. Wreszcie, prymat liberalnie rozumianej wolności każe patrzeć na wartość samego porządku społecznego z podejrzliwością – jako krępujący jednostkę, stanowiący preludium do autokracji i totalitaryzmów – zamiast widzieć w nim warunek pokoju społecznego i rozwoju jednostki. Jeżeli dodamy do tego rozkład kodów kulturowych i niemożność wzajemnego porozumienia się ludzi, zbliżamy się do wizji nowej liberalnej wieży Babel.
W dłuższej perspektywie ustanowienie harmonii społecznej (pod tą czy inną nazwą) na powrót istotną wartością wydaje się nieuniknione, bo chaos jest stanem z definicji nietrwałym. Społeczeństwa, które przez długi czas trwają w stanie ostrego konfliktu i rozproszenia, stopniowo marnują swoje zasoby, stają się niezdolne do obrony i utrzymania własnej autonomii. Harmonii nie można więc traktować jako konserwatywnej nostalgii, lecz jako konieczność cywilizacyjną: warunek przetrwania wspólnoty i jej dalszego rozwoju. Również materialnego.