Magdalena Okraska: Ruskie drony nad Polską

Co musisz wiedzieć:
- Nalotowi rosyjskich dronów do Polski towarzyszyła celowa dezinformacja
- Wciąż mamy nadzieję, że wojna nie dojdzie do nas, z drugiej strony gromadzimy zapasy
- Dławimy, tłumimy i wyśmiewamy własny strach, bagatelizujemy go w rozmowach z innymi. Ale mamy do tego strachu prawo, zwłaszcza że czasu jest coraz mniej
Rosyjska dezinformacja
Wydarzeniom z nocy 9 września towarzyszy celowa dezinformacja, choć nie do końca ją widać, bo przywykliśmy wierzyć, że dyskutant w mediach społecznościowych, jeśli tylko posiada imię, nazwisko i kilka zdjęć profilowych, jest równy nam i „chce tylko wyrazić swoje zdanie”. Spod takich klawiatur w ostatnich tygodniach płynęło jednak zastanawiająco wiele opinii, które wskazywały raczej na podtrzymywanie rosyjskiej narracji. Np. o tym, że skoordynowana akcja pojawienia się głęboko na terytorium Polski obcych dronów, ma być akcją zainicjowaną przez Ukrainę, by zemścić się za odebranie 800+ niepracującym na terenie naszego kraju Ukraińcom.
- Tusk stał się politycznym wampirem
- Nie żyje Jacek z "Królowych życia"
- "Dezinformacja". Polskie wojsko dementuje doniesienia Ukraińców
- „Szlakiem Rzeszowskiej Solidarności”. 160 uczniów zgłębiało historię „S”
- „S” przeciw likwidacji Zakładu Poprawczego i Schroniska dla Nieletnich w Świdnicy
Piszę te słowa z Rumunii, kraju, którego nie dotyczą jeszcze nasze rozterki graniczne, choć sowiecką przeszłość dzielimy podobną. Jak mawia moja 75-letnia mama, „Rusek nigdy słowa prawdy nie powie”. Nic zatem dziwnego, że nasze pokolenie, nie mówiąc o starszych, sprawdza wytrzymałość piwnic, kupuje w szale zgrzewki wody i puszki z konserwami, gromadzi gotówkę i wyśmiewane przez wielu plecaki ewakuacyjne, bez względu na swój stosunek do Ukraińców i do przebiegu wojny na ich terytorium. Dokąd jednak będziemy się ewakuować? Czy kraj, który nie był w stanie wcielić nas do ZSRR, zaatakuje nas zbrojnie w takich czasach, jakie mamy, przy obecności NATO i Unii Europejskiej? I czy te ciała będą za nas umierać, a może nas poświęcą?
Nasze pokolenie, nie mówiąc o starszych, sprawdza wytrzymałość piwnic, kupuje w szale zgrzewki wody i puszki z konserwami, gromadzi gotówkę i wyśmiewane przez wielu plecaki ewakuacyjne
„Ostatnie takie lato”
Z jednej strony, czujemy się tak, jakby nic miało się jednak nie wydarzyć, jakby rzekomy „koniec historii” miał trwać w nieskończoność – a przynajmniej do końca naszych żyć, którym ton nadają Schengen, city breaki i kawa z automatu. Z drugiej strony jednak mamy trochę – a przynajmniej ja mam – wrażenie, jakbyśmy byli bohaterami książki „Ostatnie takie lato” o tygodniach bezpośrednio poprzedzających 1 września 1939 roku, gdy niby wiedziano, ale jednak nie wiedziano. Czekamy, nie wierząc, pełni obaw, a jednocześnie w nadziei, że obronią nas ci, którzy już wielokrotnie nas zawiedli. Sami dławimy, tłumimy i wyśmiewamy własny strach, bagatelizujemy go w rozmowach z innymi. Ale mamy do tego strachu prawo, zwłaszcza że czasu jest coraz mniej.
Tu się urodziłam i tu umrę.