Prawdy, półprawdy i mity "Państwa Europejskiego"

Przekształcenie Unii Europejskiej w państwo związkowe to realny scenariusz mający swoich orędowników i niosący poważne ryzyko dla suwerenności Polski. Problem w tym, że towarzyszące mu legendy i uproszczenia paradoksalnie osłabiają jego wiarygodność w oczach opinii publicznej. Zamiast rzeczowej debaty temat ten bywa spychany do towarzystwa „foliowych czapeczek”.
Trójwymiarowa mapa Europy
Trójwymiarowa mapa Europy / AdobeStock

Co musisz wiedzieć:

  • Zdaniem autora wielu eurokratów realnie dąży do utworzenia "Państwa Europejskiego" i idącej z nim likwidacji suwerenności poszczególnych państw członkowskich.
  • Trudno jednak obronić tezę, że głównym motorem tego przedsięwzięcia są Niemcy, a  jego celem - ich interes narodowy.
  • Tekst broni też tezy, że narracja o procesie budowy komunistycznych Stanów Zjednoczonych Europy według pomysłu młodego Altiero Spinellego zawiera wiele nadmiernych uproszczeń i nieporozumień.

 

Spektakl obywatelski

W 2021 roku instytucje Unii Europejskiej zainicjowały tzw. Konferencję w sprawie przyszłości Europy, w której udział mieli wziąć także „zwykli obywatele UE”, zgłaszając swoje propozycje zmian i reform. Zwieńczeniem tego procesu był obszerny raport, w wielu punktach zmierzający do dalszej centralizacji Unii i upodobnienia jej do organizmu quasi-państwowego. Znalazły się w nim m.in. postulaty wspólnej polityki energetycznej, gospodarczej, migracyjnej i edukacyjnej, a także odejścia od jednomyślności na rzecz większości kwalifikowanej przy podejmowaniu decyzji.

To właśnie ten dokument stał się punktem wyjścia dla obecnych propozycji zmian traktatowych, które na osi „organizacja międzynarodowa – państwo europejskie” wyraźnie przesuwają Unię w stronę tego drugiego bieguna. Cały proces miał sprawiać wrażenie obywatelskiej inicjatywy – jakoby to sam „lud Europy” domagał się głębszej integracji, a przywódcy unijni jedynie wsłuchiwali się w jego głos. W rzeczywistości jednak skład uczestników konferencji był politycznie niereprezentatywny, a jej przebieg – podporządkowany środowiskom prointegracyjnym z Brukseli. Dyskusje i panele miały charakter fasadowy, nie odzwierciedlając rzeczywistych opinii mieszkańców Unii.

 

Symptomy

Pozór szerokiego poparcia dla centralizacji został jednak wytworzony. Jeśli dołożymy do tego inne sygnały, jak: wpisanie do umowy koalicyjnej niemieckiego rządu z 2021 roku postulatu przekształcenia UE w państwo związkowe, próbę wykorzystania ataku Rosji na Ukrainę do centralizacji, motywując to wzmocnieniem europejskiego bezpieczeństwa, czy otwarte poparcie tej idei przez takich polityków jak Martin Schulz, Matteo Renzi czy Guy Verhofstadt, a nawet całe europarlamentarne frakcje – widać wyraźnie, że w strukturach Unii istnieje silne stronnictwo konsekwentnie dążące do stworzenia z Unii czegoś w rodzaju „Stanów Zjednoczonych Europy”.

 

„Unia Niemiecka”

Same, dobrze udokumentowane argumenty przeciwko centralizacji Unii Europejskiej mają wystarczającą moc przekonywania, a dokładanie do nich tez „naciąganych” tylko im szkodzi. Często nie wynika to jednak ze złej woli czy ignorancji, lecz z politycznej pragmatyki. Przykładem może być popularna w Polsce narracja, według której integracja europejska to w istocie pokojowa operacja budowy „IV Rzeszy”.

Z punktu widzenia partii politycznych takie ujęcie ma pewną użyteczność: pozwala krytykować centralizację Unii bez przyjmowania otwarcie antyunijnego tonu, który odstraszyłby wciąż licznych wśród Polaków euroentuzjastów. Łatwiej więc przedstawić projekt centralizacji jako przykrywkę dla niemieckiej dominacji – zwłaszcza że Niemcy wciąż budzą niechęć w starszym, bardzo licznym elektoracie. Problem w tym, że osoby mające do Niemiec stosunek neutralny lub pozytywny nie kupują narracji o „Unii Niemieckiej”. Oba stanowiska, zarówno ignorowanie zagrożenia, jak i przekonanie o niemieckim spisku, są uproszczone i nie oddają rzeczywistej dynamiki integracji.

 

Eurokasta

Nie ulega wątpliwości, że Niemcy wykorzystują Unię Europejską do realizacji własnych interesów, nierzadko kosztem innych państw. Robi to jednak każdy uczestnik wspólnoty – tyle że Niemcy jako kraj najsilniejszy gospodarczo są w tym najskuteczniejsze. Z drugiej strony, teza o „Niemieckiej Unii” całkowicie pomija istnienie innego, kluczowego aktora: rozrastającej się eurokratycznej kasty, działającej przede wszystkim we własnym, urzędniczym interesie. To właśnie eurokraci: urzędnicy, komisarze, doradcy i eksperci instytucji unijnych – są głównym motorem centralizacji. W ich oczywistym interesie leży powiększanie własnych kompetencji, rozszerzanie obszarów decyzyjnych i podporządkowywanie kolejnych sfer życia publicznego ich zarządzaniu. Wielu z nich szczerze wierzy w ideę federalnej Europy: w przekonanie, że głęboka integracja ma chronić kontynent przed przyszłymi wojnami, wzmacniać jego globalną pozycję względem USA i Chin oraz przygotować go na cywilizacyjne wyzwania XXI wieku.

Obok tej ideologii działa jednak także mechanizm czysto materialny i polityczny: korzyści płynące z samego bycia częścią unijnej machiny. W rezultacie eurokraci stają się w dużej mierze grupą autonomiczną wobec rządów narodowych, przedkładającą interes Unii nad interes państwa swojego pochodzenia. To właśnie ta ponadnarodowa lojalność czyni z nich nowy typ władzy w Europie – władzy, która nie reprezentuje żadnego konkretnego narodu, lecz samą siebie. Taki obraz rzeczywistości jest oczywiście bardziej złożony i mniej efektowny niż prosta wizja „niemieckiej Unii”. Nic więc dziwnego, że wielu publicystów i polityków woli tę drugą: łatwiejszą do sprzedaży wyborcom i publice, bardziej emocjonalną i natychmiast zrozumiałą.

 

„Unia Komunistyczna”

Jeszcze większą przeszkodę w przekonaniu umiarkowanych obserwatorów życia publicznego stanowi rozpowszechniona teoria o Unii Europejskiej jako projekcie państwa komunistycznego. Sama ta teza jest wewnętrznie sprzeczna: komunizm, w klasycznym rozumieniu Marksa i jego następców, wiązał się przecież m.in. ze zniesieniem państwa, a nie jego rozbudową. Trudno więc utrzymywać, że współczesna biurokracja unijna dąży do celu całkowicie sprzecznego z jej naturą i interesem. Załóżmy jednak, że operujemy w potocznym rozumieniu pojęcia „komunizm”.

Źródłem tego mitu jest tzw. Manifest z Ventotene spisany przez włoskiego działacza Altiera Spinellego w czasie II wojny światowej. Dokument rzeczywiście zawierał elementy idealistycznej wizji „europejskiej komuny”: wspólnoty ponad narodami, opartej na solidarności i zniesieniu egoizmów narodowych. Na tej podstawie niektórzy publicyści budują dziś narrację, jakoby współczesna Unia była próbą wcielenia w życie jego marzeń z młodości. Wzmacnia to symboliczny fakt, że czołowi europejscy politycy odwiedzali wyspę Ventotene, oddając hołd pamięci Spinellego.

 

Spisek eurokomunistów?

A jednak ta teoria nie wytrzymuje konfrontacji z faktami. Po pierwsze, grupa spinellistów w Parlamencie Europejskim wcale nie jest dominującą siłą. Choć promuje wizję eurofederalizmu, to w realnej polityce unijnej znacznie większy wpływ mają dziś liberałowie, umiarkowani socjaldemokraci czy nawet konserwatyści. Eurokomnizm jest więc jednym z nurtów ideowych, ale nie stanowi rdzenia unijnego projektu. Po drugie, należy rozróżnić młodzieńczy komunizujący idealizm Spinellego od jego późniejszych poglądów. W dojrzałym okresie życia autor Planu Spinellego z 1984 roku postulował powołanie federacyjnego państwa europejskiego, pod względem gospodarczym będącego jednak kontynuacją EWG co do zasadniczych jej fundamentów, a więc z zachowaniem gospodarki rynkowej, konkurencji i własności prywatnej. Nie ma tam śladu marksistowskiego zniesienia klas czy likwidacji własności środków produkcji. Późny Spinelli był raczej socjalliberałem z federalistycznym zacięciem niż rewolucjonistą. A wyspa Ventotene miała dla jego współczesnych zwolenników znaczenie raczej symboliczne: jako akt sprzeciwu wobec nacjonalizmu, faszyzmu i wojen, nie zaś jako program budowy „komunizmu”. Chyba że rozszerzymy pojęcie „komunizmu” do tego stopnia, że obejmie ono wszelkie formy interwencjonizmu, biurokracji czy społecznej równości, to rzeczywiście można w ten sposób „udowodnić” wszystko, co się chce.

 

Współczesny federalizm

Warto też zadać pytanie o samą metodę interpretacji: dlaczego mielibyśmy zakładać, że o poglądach człowieka w późnych latach życia decydują jego młodzieńcze fascynacje? Gdyby konsekwentnie stosować tę zasadę, musielibyśmy uznać, że polska scena polityczna pełna jest „ukrytych” korwinistów, maoistów, anarchistów czy libertarian, bo wielu polityków w młodości deklarowało podobne poglądy. Życiowe doświadczenie zwykle jednak łagodzi skrajności, także u dawnych ideowych eurokomunistów.

Współcześni zwolennicy „państwa europejskiego” nie marzą więc o wspólnocie klasowej czy gospodarce w pełni centralnie sterowanej, a nowy „lud europejski” – oparty jest dla nich na wartościach takich jak tolerancja, inkluzywność, ekologizm czy wielokulturowość. Można (i należy) się z tym projektem spierać, wskazując jego destrukcyjne skutki społeczne, ale nie sposób mylić go z komunizmem w tradycyjnym sensie. To zupełnie inny projekt cywilizacyjny: miękki, biurokratyczny i postnarodowy, nie totalitarny.

 

Konkluzja

Czy suwerenność Polski jest więc zagrożona? Oczywiście, że tak. Jednak apokaliptyczne wizje oparte na swobodnym „łączeniu kropek” i selekcji faktów do z góry założonej tezy wcale nie zwiększają naszych szans na uniknięcie tego scenariusza. Przeciwnie – osłabiają powagę argumentów i zniechęcają tych, których jeszcze można przekonać. Nie potrzeba teorii spiskowych, by dostrzec realne zagrożenie. Wystarczy wsłuchać się w to, co prominentni przywódcy Unii Europejskiej mówią otwarcie i co zapisują w oficjalnych dokumentach. Już samo to wystarczy, by zrozumieć, że potrzeba oporu wobec centralizacji nie jest przejawem paranoi, lecz zdrowego instynktu państwowego.

[Tytuł, niektóre śródtytuły i sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]


 

POLECANE
Już się nie nabiorę na gładkie słówka rządzących. Babcia Kasia niezadowolona z ministra Żurka Wiadomości
"Już się nie nabiorę na gładkie słówka rządzących". "Babcia Kasia" niezadowolona z ministra Żurka

Katarzyna Augustynek, znana szerzej jako "Babcia Kasia" - ikona ulicznych protestów opozycyjnych w czasach rządów PiS - wyraziła głębokie rozczarowanie po spotkaniu z ministrem sprawiedliwości Waldemarem Żurkiem. Aktywistka, która brała udział w listopadowym spotkaniu w Prokuraturze Regionalnej w Warszawie, czuje się oszukana brakiem konkretnych działań w sprawie swoich spraw sądowych.

Karol Nawrocki odpowiedział na atak Donalda Tuska Wiadomości
Karol Nawrocki odpowiedział na atak Donalda Tuska

Prezydent Karol Nawrocki odpowiedział premierowi Donaldowi Tuskowi po krytyce jego słów o obronie zachodniej granicy Rzeczpospolitej. Spór wybuchł po sobotnim przemówieniu Nawrockiego podczas obchodów Powstania Wielkopolskiego w Poznaniu.

Zima uderzy przed Nowym Rokiem. Silne opady i mróz w całym kraju Wiadomości
Zima uderzy przed Nowym Rokiem. Silne opady i mróz w całym kraju

Końcówka roku przyniesie w Polsce prawdziwy atak zimy. Prognozy modeli pogodowych wskazują, że już od 30 grudnia do kraju zaczną napływać chłodne masy powietrza z północy. Kulminacja zimowej pogody ma przypaść na 1 stycznia.

Litwa wycofała się z traktatu ottawskiego. Decyzja weszła w życie z ostatniej chwili
Litwa wycofała się z traktatu ottawskiego. Decyzja weszła w życie

Litwa w sobotę oficjalnie wystąpiła z traktatu ottawskiego zakazującego używania, przechowywania i produkcji min przeciwpiechotnych.

„Teraz to mi się płakać chce”. Steczkowska nie kryła wzruszenia Wiadomości
„Teraz to mi się płakać chce”. Steczkowska nie kryła wzruszenia

Rok 2025 był dla Justyny Steczkowskiej jednym z najbardziej intensywnych w jej karierze. Artystka reprezentowała Polskę w Konkursie Piosenki Eurowizji, gdzie zajęła 14. miejsce, zdobywając łącznie 156 punktów od widzów i jurorów. Choć wynik nie dał miejsca na podium, występ przyniósł jej ogromne emocje.

Awantura w Polsat News. Poszło o decyzję prezydenta z ostatniej chwili
Awantura w Polsat News. Poszło o decyzję prezydenta

– Prezydent Nawrocki urodził się w 1983 roku. To nie jego wina, że ma dziś dopiero 42 lata, ale to w żaden sposób nie zabrania mu dokonywać ocen tego okresu historycznego – mówił na antenie Polsat News poseł PiS Radosław Fogiel. Na jego słowa zareagował europoseł KO Bartosz Arłukowicz.

Kryminał, który warto zobaczyć. Gratka dla fanów seriali Wiadomości
Kryminał, który warto zobaczyć. Gratka dla fanów seriali

Szykuje się gratka dla fanów seriali kryminalnych. Do oferty Disney+ trafił serial „Mroki Tulsy”, który wcześniej zrobił duże wrażenie na widzach i krytykach w USA. Produkcja z Ethanem Hawkiem w roli głównej zbiera wysokie oceny.

Rzym ma nową atrakcję. Turyści ustawiają się w kolejce Wiadomości
Rzym ma nową atrakcję. Turyści ustawiają się w kolejce

W Rzymie, gdzie w okresie świąteczno-noworocznym przebywa około miliona turystów, jedną z największych atrakcji jest nowa stacja metra - Colosseo. Inwestycję oddaną do użytku po 13 latach budowy nazwano archeo-stacją, ponieważ prezentowane są tam znaleziska archeologiczne odkryte podczas prac.

Komunikat dla mieszkańców woj. świętokrzyskiego z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców woj. świętokrzyskiego

Świętokrzyski Urząd Wojewódzki w Kielcach informuje o zmianach w pracy kasy pod koniec grudnia 2025 r. 31 grudnia kasa działa krócej i przyjmuje wyłącznie gotówkę, a w Ostrowcu Świętokrzyskim będzie nieczynna.

Budowa koszar niemieckiej brygady na Litwie może zniszczyć miejsce pamięci po żydowskich partyzantach tylko u nas
Budowa koszar niemieckiej brygady na Litwie może zniszczyć miejsce pamięci po żydowskich partyzantach

Budowa koszar niemieckiej brygady na Litwie, planowana w ramach wzmocnienia wschodniej flanki NATO, wzbudza kontrowersje związane z ochroną pamięci historycznej. W pobliżu inwestycji znajduje się miejsce po obozie żydowskich partyzantów z czasów II wojny światowej, a odpowiedź rządu w Berlinie na interpelację Bundestagu pokazuje, jak Niemcy odsuwają odpowiedzialność za jego ochronę.

REKLAMA

Prawdy, półprawdy i mity "Państwa Europejskiego"

Przekształcenie Unii Europejskiej w państwo związkowe to realny scenariusz mający swoich orędowników i niosący poważne ryzyko dla suwerenności Polski. Problem w tym, że towarzyszące mu legendy i uproszczenia paradoksalnie osłabiają jego wiarygodność w oczach opinii publicznej. Zamiast rzeczowej debaty temat ten bywa spychany do towarzystwa „foliowych czapeczek”.
Trójwymiarowa mapa Europy
Trójwymiarowa mapa Europy / AdobeStock

Co musisz wiedzieć:

  • Zdaniem autora wielu eurokratów realnie dąży do utworzenia "Państwa Europejskiego" i idącej z nim likwidacji suwerenności poszczególnych państw członkowskich.
  • Trudno jednak obronić tezę, że głównym motorem tego przedsięwzięcia są Niemcy, a  jego celem - ich interes narodowy.
  • Tekst broni też tezy, że narracja o procesie budowy komunistycznych Stanów Zjednoczonych Europy według pomysłu młodego Altiero Spinellego zawiera wiele nadmiernych uproszczeń i nieporozumień.

 

Spektakl obywatelski

W 2021 roku instytucje Unii Europejskiej zainicjowały tzw. Konferencję w sprawie przyszłości Europy, w której udział mieli wziąć także „zwykli obywatele UE”, zgłaszając swoje propozycje zmian i reform. Zwieńczeniem tego procesu był obszerny raport, w wielu punktach zmierzający do dalszej centralizacji Unii i upodobnienia jej do organizmu quasi-państwowego. Znalazły się w nim m.in. postulaty wspólnej polityki energetycznej, gospodarczej, migracyjnej i edukacyjnej, a także odejścia od jednomyślności na rzecz większości kwalifikowanej przy podejmowaniu decyzji.

To właśnie ten dokument stał się punktem wyjścia dla obecnych propozycji zmian traktatowych, które na osi „organizacja międzynarodowa – państwo europejskie” wyraźnie przesuwają Unię w stronę tego drugiego bieguna. Cały proces miał sprawiać wrażenie obywatelskiej inicjatywy – jakoby to sam „lud Europy” domagał się głębszej integracji, a przywódcy unijni jedynie wsłuchiwali się w jego głos. W rzeczywistości jednak skład uczestników konferencji był politycznie niereprezentatywny, a jej przebieg – podporządkowany środowiskom prointegracyjnym z Brukseli. Dyskusje i panele miały charakter fasadowy, nie odzwierciedlając rzeczywistych opinii mieszkańców Unii.

 

Symptomy

Pozór szerokiego poparcia dla centralizacji został jednak wytworzony. Jeśli dołożymy do tego inne sygnały, jak: wpisanie do umowy koalicyjnej niemieckiego rządu z 2021 roku postulatu przekształcenia UE w państwo związkowe, próbę wykorzystania ataku Rosji na Ukrainę do centralizacji, motywując to wzmocnieniem europejskiego bezpieczeństwa, czy otwarte poparcie tej idei przez takich polityków jak Martin Schulz, Matteo Renzi czy Guy Verhofstadt, a nawet całe europarlamentarne frakcje – widać wyraźnie, że w strukturach Unii istnieje silne stronnictwo konsekwentnie dążące do stworzenia z Unii czegoś w rodzaju „Stanów Zjednoczonych Europy”.

 

„Unia Niemiecka”

Same, dobrze udokumentowane argumenty przeciwko centralizacji Unii Europejskiej mają wystarczającą moc przekonywania, a dokładanie do nich tez „naciąganych” tylko im szkodzi. Często nie wynika to jednak ze złej woli czy ignorancji, lecz z politycznej pragmatyki. Przykładem może być popularna w Polsce narracja, według której integracja europejska to w istocie pokojowa operacja budowy „IV Rzeszy”.

Z punktu widzenia partii politycznych takie ujęcie ma pewną użyteczność: pozwala krytykować centralizację Unii bez przyjmowania otwarcie antyunijnego tonu, który odstraszyłby wciąż licznych wśród Polaków euroentuzjastów. Łatwiej więc przedstawić projekt centralizacji jako przykrywkę dla niemieckiej dominacji – zwłaszcza że Niemcy wciąż budzą niechęć w starszym, bardzo licznym elektoracie. Problem w tym, że osoby mające do Niemiec stosunek neutralny lub pozytywny nie kupują narracji o „Unii Niemieckiej”. Oba stanowiska, zarówno ignorowanie zagrożenia, jak i przekonanie o niemieckim spisku, są uproszczone i nie oddają rzeczywistej dynamiki integracji.

 

Eurokasta

Nie ulega wątpliwości, że Niemcy wykorzystują Unię Europejską do realizacji własnych interesów, nierzadko kosztem innych państw. Robi to jednak każdy uczestnik wspólnoty – tyle że Niemcy jako kraj najsilniejszy gospodarczo są w tym najskuteczniejsze. Z drugiej strony, teza o „Niemieckiej Unii” całkowicie pomija istnienie innego, kluczowego aktora: rozrastającej się eurokratycznej kasty, działającej przede wszystkim we własnym, urzędniczym interesie. To właśnie eurokraci: urzędnicy, komisarze, doradcy i eksperci instytucji unijnych – są głównym motorem centralizacji. W ich oczywistym interesie leży powiększanie własnych kompetencji, rozszerzanie obszarów decyzyjnych i podporządkowywanie kolejnych sfer życia publicznego ich zarządzaniu. Wielu z nich szczerze wierzy w ideę federalnej Europy: w przekonanie, że głęboka integracja ma chronić kontynent przed przyszłymi wojnami, wzmacniać jego globalną pozycję względem USA i Chin oraz przygotować go na cywilizacyjne wyzwania XXI wieku.

Obok tej ideologii działa jednak także mechanizm czysto materialny i polityczny: korzyści płynące z samego bycia częścią unijnej machiny. W rezultacie eurokraci stają się w dużej mierze grupą autonomiczną wobec rządów narodowych, przedkładającą interes Unii nad interes państwa swojego pochodzenia. To właśnie ta ponadnarodowa lojalność czyni z nich nowy typ władzy w Europie – władzy, która nie reprezentuje żadnego konkretnego narodu, lecz samą siebie. Taki obraz rzeczywistości jest oczywiście bardziej złożony i mniej efektowny niż prosta wizja „niemieckiej Unii”. Nic więc dziwnego, że wielu publicystów i polityków woli tę drugą: łatwiejszą do sprzedaży wyborcom i publice, bardziej emocjonalną i natychmiast zrozumiałą.

 

„Unia Komunistyczna”

Jeszcze większą przeszkodę w przekonaniu umiarkowanych obserwatorów życia publicznego stanowi rozpowszechniona teoria o Unii Europejskiej jako projekcie państwa komunistycznego. Sama ta teza jest wewnętrznie sprzeczna: komunizm, w klasycznym rozumieniu Marksa i jego następców, wiązał się przecież m.in. ze zniesieniem państwa, a nie jego rozbudową. Trudno więc utrzymywać, że współczesna biurokracja unijna dąży do celu całkowicie sprzecznego z jej naturą i interesem. Załóżmy jednak, że operujemy w potocznym rozumieniu pojęcia „komunizm”.

Źródłem tego mitu jest tzw. Manifest z Ventotene spisany przez włoskiego działacza Altiera Spinellego w czasie II wojny światowej. Dokument rzeczywiście zawierał elementy idealistycznej wizji „europejskiej komuny”: wspólnoty ponad narodami, opartej na solidarności i zniesieniu egoizmów narodowych. Na tej podstawie niektórzy publicyści budują dziś narrację, jakoby współczesna Unia była próbą wcielenia w życie jego marzeń z młodości. Wzmacnia to symboliczny fakt, że czołowi europejscy politycy odwiedzali wyspę Ventotene, oddając hołd pamięci Spinellego.

 

Spisek eurokomunistów?

A jednak ta teoria nie wytrzymuje konfrontacji z faktami. Po pierwsze, grupa spinellistów w Parlamencie Europejskim wcale nie jest dominującą siłą. Choć promuje wizję eurofederalizmu, to w realnej polityce unijnej znacznie większy wpływ mają dziś liberałowie, umiarkowani socjaldemokraci czy nawet konserwatyści. Eurokomnizm jest więc jednym z nurtów ideowych, ale nie stanowi rdzenia unijnego projektu. Po drugie, należy rozróżnić młodzieńczy komunizujący idealizm Spinellego od jego późniejszych poglądów. W dojrzałym okresie życia autor Planu Spinellego z 1984 roku postulował powołanie federacyjnego państwa europejskiego, pod względem gospodarczym będącego jednak kontynuacją EWG co do zasadniczych jej fundamentów, a więc z zachowaniem gospodarki rynkowej, konkurencji i własności prywatnej. Nie ma tam śladu marksistowskiego zniesienia klas czy likwidacji własności środków produkcji. Późny Spinelli był raczej socjalliberałem z federalistycznym zacięciem niż rewolucjonistą. A wyspa Ventotene miała dla jego współczesnych zwolenników znaczenie raczej symboliczne: jako akt sprzeciwu wobec nacjonalizmu, faszyzmu i wojen, nie zaś jako program budowy „komunizmu”. Chyba że rozszerzymy pojęcie „komunizmu” do tego stopnia, że obejmie ono wszelkie formy interwencjonizmu, biurokracji czy społecznej równości, to rzeczywiście można w ten sposób „udowodnić” wszystko, co się chce.

 

Współczesny federalizm

Warto też zadać pytanie o samą metodę interpretacji: dlaczego mielibyśmy zakładać, że o poglądach człowieka w późnych latach życia decydują jego młodzieńcze fascynacje? Gdyby konsekwentnie stosować tę zasadę, musielibyśmy uznać, że polska scena polityczna pełna jest „ukrytych” korwinistów, maoistów, anarchistów czy libertarian, bo wielu polityków w młodości deklarowało podobne poglądy. Życiowe doświadczenie zwykle jednak łagodzi skrajności, także u dawnych ideowych eurokomunistów.

Współcześni zwolennicy „państwa europejskiego” nie marzą więc o wspólnocie klasowej czy gospodarce w pełni centralnie sterowanej, a nowy „lud europejski” – oparty jest dla nich na wartościach takich jak tolerancja, inkluzywność, ekologizm czy wielokulturowość. Można (i należy) się z tym projektem spierać, wskazując jego destrukcyjne skutki społeczne, ale nie sposób mylić go z komunizmem w tradycyjnym sensie. To zupełnie inny projekt cywilizacyjny: miękki, biurokratyczny i postnarodowy, nie totalitarny.

 

Konkluzja

Czy suwerenność Polski jest więc zagrożona? Oczywiście, że tak. Jednak apokaliptyczne wizje oparte na swobodnym „łączeniu kropek” i selekcji faktów do z góry założonej tezy wcale nie zwiększają naszych szans na uniknięcie tego scenariusza. Przeciwnie – osłabiają powagę argumentów i zniechęcają tych, których jeszcze można przekonać. Nie potrzeba teorii spiskowych, by dostrzec realne zagrożenie. Wystarczy wsłuchać się w to, co prominentni przywódcy Unii Europejskiej mówią otwarcie i co zapisują w oficjalnych dokumentach. Już samo to wystarczy, by zrozumieć, że potrzeba oporu wobec centralizacji nie jest przejawem paranoi, lecz zdrowego instynktu państwowego.

[Tytuł, niektóre śródtytuły i sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]



 

Polecane