"Trump dance" podbija Amerykę

Użytkowników mediów społecznościowych w USA ogarnęło szaleństwo "tańca Trumpa" ("Trump dance"), zwanego także "tańcem zwycięstwa" ("victory dance") i wykonywanego do jego głównej piosenki w kampanii wyborczej, czyli "YMCA" - przeboju zespołu Village People z roku 1978.
Trump dance
Trump dance / Wikipedia CC BY-SA 2,0 Gage Skidmore

To pozornie błaha sprawa, ale w rzeczywistości symptom czegoś ważnego. O popularności "tańca Trumpa" świadczyć może cud, jaki nastąpił tuż przed i po wyborach. Cud dotyczył piosenki "YMCA", która po 46 latach (!) powróciła i utrzymała się przez 5 tygodni na pierwszym miejscu na liście Billboard Dance - najlepiej sprzedających się cyfrowych singli. Bezprecedensowe! Tak spektakularnego powrotu nie było nigdy w historii. Współautor piosenki Victor Willis przyznał, że zarobił na nim parę milionów dolarów. Oczywiście, stało się to wyłącznie dzięki popularności "tańca Trumpa".

Taniec ten, który były prezydent i obecny prezydent elekt zainaugurował już w 2020 roku, polega na nieskomplikowanych ruchach ramion i bioder. Z czasem Trump dodał do tego imitację uderzania kijem golfowym wyobrażonej piłeczki. I to chwyciło.

 

Zaczęło się od sportu

Na początku wykonywali go sportowcy po swoich zwycięstwach, np. zawodnicy NFL jak Brock Bowers, Calvin Ridley, Nick Bosa czy Za'Darius Smith. Liga za czapkę z logo MAGA kazała Nickowi Bosa zapłacić 11 tysięcy dolarów kary, ale na taniec zezwoliła wszystkim. Taniec pojawił się na stadionach piłkarskich. Z kolei mistrz wagi ciężkiej (mieszane sztuki walki) Jon Jones wykonał go po walce, którą z trybun oglądał Trump.
"Taniec Trumpa" stał się viralem po wygranych wyborach. Pojawiły się tysiące, może nawet dziesiątki tysięcy klipów, na których nie tylko pojedynczy ludzie, ale całe rodziny, grupy znajomych, a nawet kilkusetosobowe tłumy entuzjastów Trumpa go wykonują.

Trump na wiecach wyborczych wyrażał tym tańcem zdecydowane "wygram!". I mówił też: "wygram, mimo że chcą mnie zniszczyć. Nie robi to na mnie wrażenia". Ten taniec był wyzywający w swojej nonszalancji i prostocie. Lekceważący. Parę ruchów od niechcenia. Na pełnym luzie. Teraz tysiące ludzi wyrażają nim swoją satysfakcję ze zwycięstwa Trumpa, odpowiadając mu "wygrałeś!". Stał się ikonicznym wyrazem i symbolem tryumfu.

 

Entuzjazm

Jest to wyraz zjawiska nowego w polityce i kulturze amerykańskiej, bo nieobecnego w ostatnich dwóch pokoleniach, a może znacznie dłużej. Tym nowym zjawiskiem jest entuzjazm powyborczy. Uczestniczyłem jako wyborca i pilny obserwator we wszystkich wyborach prezydenckich w USA w ostatnich 40 latach. Nigdy, po żadnym zwycięstwie nie widziałem takiego entuzjazmu. Nawet po wybraniu Ronalda Reagana na drugą kadencję w roku 1984. A przecież jego wygrana była daleko bardziej miażdżąca niż zwycięstwo Trumpa. Reagan zdobył wówczas 525 głosów elektorskich, a jego przeciwnik z partii demokratycznej - zaledwie marne 13. Tegoroczna proporcja wynosiła 312 do 226. Jednak nawet wówczas nie było atmosfery oczekiwania na zmiany, jaka jest obecna w Stanach teraz. I nie istniała - rzecz jasna - platforma, jaką są media społecznościowe, na której dałoby się publicznie wyrażać takie emocje.

 

Partie wymieniają się rolami

Przyczyna sukcesu tego niepoważnego, triumfalnego tańca jest jak najbardziej poważna. Kończy się epoka i wypływamy na nieznane wody. Listopadowe wybory odbyły się na tle największej - we współczesnej historii USA - zmiany politycznej, która dokonuje się na naszych oczach. Jest to zamiana ról, jakie w Stanach spełniały obie partie - republikańska i demokratyczna. Dotychczas, to partia demokratyczna reprezentowała interesy tzw. klasy pracującej ("working class") i niższej klasy średniej. Republikanie byli tradycyjnie utożsamiani z bogatszymi warstwami społeczeństwa. To jest już całkiem nieaktualne. Demokraci poddali się w okresie prezydentury Obamy procesowi zlewaczenia i zgodnie z obecnym kierunkiem lewicowej ideologii skupili się na marginesowych grupach społecznych, mniejszościach etnicznych i rasowych, na BLM-ach, "wokeizmach", prawach mniejszości seksualnych. Tym samym stracili poparcie w tych wszystkich "wahających się" stanach, które zapewniły Trumpowi zwycięstwo, bo tam głos decydujący ma porzucona przez demokratów klasa pracująca. Za zlewaczeniem demokratów stoi - co z pozoru zaskakujące - wielki biznes, który popiera i finansuje te "księżycowe" cele, najczęściej wydumane i marginalne, obojętne większości społeczeństwa. Wszystko wyłącznie po to, żeby nikomu nie starczyło czasu i energii na zajęcie się rzeczywistymi problemami, czyli narastającymi w Stanach nierównościami ekonomicznymi. Tego tematu wielki biznes i zależne od niego elity się boją - w przeciwieństwie do tematu rzekomych nierówności w traktowaniu osób transpłciowych, czy innych wąskich marginesów społecznych.

 

Rewolucja Trumpa

W tej sytuacji zjawił się Donald Trump - paradoksalnie, sam miliarder - i występując jako republikanin, zrobił z partii republikańskiej, wbrew woli jej establishmentu, reprezentantkę interesów "zwykłego człowieka". Dokonał tego samotnie i na przekór wszystkim. Oczywiście, z wyjątkiem tych prawie 80 milionów "zwykłych ludzi", którzy na niego zagłosowali. A teraz ma Izbę Reprezentantów, Senat i Sąd Najwyższy. Dzięki niemu partia republikańska jest "cool" jak nigdy wcześniej w historii. To kopernikański przewrót.

Nic więc dziwnego, że "taniec Trumpa" cieszy się taką popularnością właśnie wśród zwykłych ludzi. Zarazem nic dziwnego, że Trump napotkał na nieporównywalny z niczym opór elit rządzących oraz tradycyjnych, już konających, ale wciąż potężnych, papierowo-telewizyjnych mediów głównego nurtu. I że dwa razy próbowano go zamordować. Stanowi przecież zagrożenie dla sprawujących władzę i dla wszystkich "wielkich", czerpiących kolosalne zyski z globalizacji.

 

Zniszczyć Trumpa

Stany Zjednoczone są nadal - ponad półtora miesiąca od wyborów - pod wrażeniem zwycięstwa Trumpa. Było ono niezwykłe nie tylko dlatego, że spodziewano się -  na podstawie fejkowych sondaży - wyrównanego pojedynku, a Trump wygrał zdecydowanie. Przede wszystkim, przez ostatnie cztery lata przeciwnicy Trumpa chcieli usunąć go z polityki, uniemożliwiając mu udział w kolejnych wyborach. Paradoksalnie, w ten sposób zapewnili mu stałą obecność w mediach i wykreowali go na ofiarę przemocy aparatu państwa. Media głównego nurtu, zdecydowanie wrogie Trumpowi, popełniły kolosalny błąd, robiąc wszystko - każdego dnia, miesiąc po miesiącu i rok po roku - żeby przedstawić go w jak najgorszym świetle, wykorzystując do tego także "fake news". Nie wzięły pod uwagę, że ciągły atak w połączeniu z blisko setką oskarżeń kryminalnych przeciwko Trumpowi, stworzą jego wizerunek niepokonywalnego bojownika i męczennika "za sprawę". Ludzie Bidena użyli wszelkich możliwych metod przeciwko Trumpowi, wykorzystując Departament Sprawiedliwości i tajne służby (FBI). Rezultat był dokładnie przeciwny do zamierzonego. Popularność Trumpa - zamiast zmniejszać się - rosła. Próbowano wmówić wyborcom, że jest "zagrożeniem dla demokracji", porównywano go do Hitlera, oskarżano o faszyzm, wreszcie usiłowano go skompromitować fałszywymi, absurdalnymi zarzutami, że jest sterowany przez Rosję. Wyborcy się na to nie dali nabrać. Prawo i demokracja okazały się silniejsze.

 

Taniec sygnalizuje niebezpieczeństwa

Jednak Trumpa czekają jeszcze większe wyzwania i niebezpieczeństwa. Bo czy będzie on w stanie sprostać oczekiwaniom milionów Amerykanów, którzy zainwestowali w niego emocjonalnie, jak nigdy wcześniej w żadnego polityka? Których uwiódł skutecznie hasłem o "znów wspaniałej" Ameryce. To jest trudna sytuacja. Przecież zawsze, gdy ludzie wiążą swoje nadzieje z pojedynczym politykiem, z wyjątkową rolą jakiejś postaci, w której upatrują zbawcy, wówczas istnieje ogromne niebezpieczeństwo, że to się źle skończy. Powszechność i popularność "tańca Trumpa" jest dowodem, jakie wielkie emocje wzbudziły w amerykańskich wyborcach te cztery lata nieustępliwości, wytrzymałości i odwagi Trumpa. Entuzjazm może cieszyć, ale ma prawo też niepokoić, a może nawet przerażać. Im bardziej zacięta walka, tym cenniejsze są sukcesy. Im wspanialsze sukcesy, tym większe nadzieje na przyszłość, a im większe nadzieje, tym bardziej realne staje się zagrożenie, że się nie spełnią. Logiczne, że ten, od kogo oczekuje się najwięcej, najbardziej narażony jest na porażkę.

Ale na razie nie jest czas na martwienie się na zapas. Ludzie tańczą i do dnia inauguracji prezydentury Trumpa, która odbędzie się 20 stycznia, mogą tańczyć - jak we śnie.


 

POLECANE
Gryzła mnie do krwi. Poważne oskarżenia wobec rzekomej działaczki młodzieżówki Partii Razem tylko u nas
"Gryzła mnie do krwi". Poważne oskarżenia wobec rzekomej działaczki młodzieżówki Partii Razem

Na platformach X oraz Instagram pojawiły się zarzuty wobec domniemanej działaczki młodzieżowej przybudówki partii Razem. Aktywistka ma być osobą „wysoko postawioną” w młodzieżówce, a zarzuty wobec niej wysuwa transseksualista, który miał być wcześniej z nią związany. Wśród zarzutów są oskarżenia o brutalne ataki i gwałt. Zarzuty wywołały spore poruszenie w sieci.

Energetyczna rewolucja na Księżycu. NASA chce tam postawić reaktor jądrowy Wiadomości
Energetyczna rewolucja na Księżycu. NASA chce tam postawić reaktor jądrowy

Tymczasowy szef NASA i jednocześnie minister transportu Sean Duffy ogłosił plan, który może zmienić układ sił w kosmicznym wyścigu. Podczas konferencji prasowej zapowiedział rozpoczęcie budowy reaktora jądrowego na Księżycu.

Zatrucie w hali produkcyjnej na Śląsku. Pracownicy tracili przytomność z ostatniej chwili
Zatrucie w hali produkcyjnej na Śląsku. Pracownicy tracili przytomność

W hali zakładu w Kornicach doszło do zatrucia, w wyniku którego ucierpiało 17 osób. Początkowo podejrzewano wyciek gazu ziemnego, lecz przyczyna okazała się inna.

PiS na prowadzeniu, koalicja traci większość. Najnowszy sondaż parlamentarny pilne
PiS na prowadzeniu, koalicja traci większość. Najnowszy sondaż parlamentarny

„Uzyskane wyniki nie są korzystne dla koalicji rządzącej – nie miałaby większości. Stworzenie rządu byłoby trudne również dla obecnej opozycji i wymagałoby zawarcia szerokich kompromisów” - komentuje Urszula Krassowska z sondażowni Opinia24.

Pedofil wystąpił w roli eksperta na sejmowym zespole ds. ochrony dzieci pilne
Pedofil wystąpił w roli "eksperta" na sejmowym zespole ds. ochrony dzieci

4 sierpnia, podczas posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Dzieci w Procesie Rozstania Rodziców, doszło do sytuacji, która wywołała prawdziwą burzę. Wśród zaproszonych głos zabrał... mężczyzna prawomocnie skazany za seksualne wykorzystanie małoletniego. Widnieje on w publicznym Rejestrze Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym. Przewodniczył obradom poseł KO Marcin Józefaciuk.

Miękka rura tylko u nas
"Miękka rura"

Z góry przepraszam państwa za ten tytuł. Można powiedzieć, że napisał go premier. To jego nomenklatura. „Niektórym się wydaje, że prezydent Duda będzie wielkim problemem dla tych, którzy wygrają i będą chcieli utworzyć rząd. Symboliczny zakład bym zaproponował: zobaczycie, jak panu prezydentowi rura zmięknie” - mówił w sierpniu 2023 r. w Ustroniu Donald Tusk, czym wzbudził salwy śmiechu zebranej publiki.

Maja Ostaszewska została ambasadorką marki odzieżowej oferującej ubrania ze skóry Wiadomości
Maja Ostaszewska została "ambasadorką" marki odzieżowej oferującej ubrania ze skóry

Znana z zaangażowania w obronę karpi i walki o prawa zwierząt aktorka Maja Ostaszewska została ambasadorką luksusowej marki Patrizia Aryton na sezon jesień–zima 2025. W kampanii promuje m.in. klasyczne płaszcze – w tym modele z naturalnych materiałów, takich jak wełna i skóra. Sama mówi o modzie jako formie wyrażania siebie: „To rodzaj języka, dzięki któremu mogę wyrażać siebie i podkreślać swój charakter bez używania jakichkolwiek słów”.

Karol Nawrocki podpisał swoją pierwszą inicjatywę ustawodawczą z ostatniej chwili
Karol Nawrocki podpisał swoją pierwszą inicjatywę ustawodawczą

Prezydent Karol Nawrocki podpisał w czwartek w Kaliszu swoją pierwszą inicjatywę ustawodawczą. Dotyczy ona projektu ustawy o jednej z kluczowych inwestycji mających wzmocnić pozycję Polski w Europie.

Netanjahu z zaskakującą deklaracją: Chcemy przejąć kontrolę nad Gazą i oddać ją siłom arabskim Wiadomości
Netanjahu z zaskakującą deklaracją: Chcemy przejąć kontrolę nad Gazą i oddać ją siłom arabskim

Premier Izraela Benjamin Netanjahu zapowiedział w czwartek przejęcie pełnej kontroli wojskowej nad całym terytorium Strefy Gazy. Jak podkreślił, celem operacji ma być całkowite usunięcie Hamasu i przekazanie władzy w ręce „sił arabskich”, które – jak zaznaczył – „nie będą zagrażać Izraelowi”.

Unia Europejska jest organizacją nielegalną tylko u nas
Unia Europejska jest organizacją nielegalną

Została ustanowiona w wyniku zamachu stanu przeciwko europejskim narodom i ich konstytucjom.

REKLAMA

"Trump dance" podbija Amerykę

Użytkowników mediów społecznościowych w USA ogarnęło szaleństwo "tańca Trumpa" ("Trump dance"), zwanego także "tańcem zwycięstwa" ("victory dance") i wykonywanego do jego głównej piosenki w kampanii wyborczej, czyli "YMCA" - przeboju zespołu Village People z roku 1978.
Trump dance
Trump dance / Wikipedia CC BY-SA 2,0 Gage Skidmore

To pozornie błaha sprawa, ale w rzeczywistości symptom czegoś ważnego. O popularności "tańca Trumpa" świadczyć może cud, jaki nastąpił tuż przed i po wyborach. Cud dotyczył piosenki "YMCA", która po 46 latach (!) powróciła i utrzymała się przez 5 tygodni na pierwszym miejscu na liście Billboard Dance - najlepiej sprzedających się cyfrowych singli. Bezprecedensowe! Tak spektakularnego powrotu nie było nigdy w historii. Współautor piosenki Victor Willis przyznał, że zarobił na nim parę milionów dolarów. Oczywiście, stało się to wyłącznie dzięki popularności "tańca Trumpa".

Taniec ten, który były prezydent i obecny prezydent elekt zainaugurował już w 2020 roku, polega na nieskomplikowanych ruchach ramion i bioder. Z czasem Trump dodał do tego imitację uderzania kijem golfowym wyobrażonej piłeczki. I to chwyciło.

 

Zaczęło się od sportu

Na początku wykonywali go sportowcy po swoich zwycięstwach, np. zawodnicy NFL jak Brock Bowers, Calvin Ridley, Nick Bosa czy Za'Darius Smith. Liga za czapkę z logo MAGA kazała Nickowi Bosa zapłacić 11 tysięcy dolarów kary, ale na taniec zezwoliła wszystkim. Taniec pojawił się na stadionach piłkarskich. Z kolei mistrz wagi ciężkiej (mieszane sztuki walki) Jon Jones wykonał go po walce, którą z trybun oglądał Trump.
"Taniec Trumpa" stał się viralem po wygranych wyborach. Pojawiły się tysiące, może nawet dziesiątki tysięcy klipów, na których nie tylko pojedynczy ludzie, ale całe rodziny, grupy znajomych, a nawet kilkusetosobowe tłumy entuzjastów Trumpa go wykonują.

Trump na wiecach wyborczych wyrażał tym tańcem zdecydowane "wygram!". I mówił też: "wygram, mimo że chcą mnie zniszczyć. Nie robi to na mnie wrażenia". Ten taniec był wyzywający w swojej nonszalancji i prostocie. Lekceważący. Parę ruchów od niechcenia. Na pełnym luzie. Teraz tysiące ludzi wyrażają nim swoją satysfakcję ze zwycięstwa Trumpa, odpowiadając mu "wygrałeś!". Stał się ikonicznym wyrazem i symbolem tryumfu.

 

Entuzjazm

Jest to wyraz zjawiska nowego w polityce i kulturze amerykańskiej, bo nieobecnego w ostatnich dwóch pokoleniach, a może znacznie dłużej. Tym nowym zjawiskiem jest entuzjazm powyborczy. Uczestniczyłem jako wyborca i pilny obserwator we wszystkich wyborach prezydenckich w USA w ostatnich 40 latach. Nigdy, po żadnym zwycięstwie nie widziałem takiego entuzjazmu. Nawet po wybraniu Ronalda Reagana na drugą kadencję w roku 1984. A przecież jego wygrana była daleko bardziej miażdżąca niż zwycięstwo Trumpa. Reagan zdobył wówczas 525 głosów elektorskich, a jego przeciwnik z partii demokratycznej - zaledwie marne 13. Tegoroczna proporcja wynosiła 312 do 226. Jednak nawet wówczas nie było atmosfery oczekiwania na zmiany, jaka jest obecna w Stanach teraz. I nie istniała - rzecz jasna - platforma, jaką są media społecznościowe, na której dałoby się publicznie wyrażać takie emocje.

 

Partie wymieniają się rolami

Przyczyna sukcesu tego niepoważnego, triumfalnego tańca jest jak najbardziej poważna. Kończy się epoka i wypływamy na nieznane wody. Listopadowe wybory odbyły się na tle największej - we współczesnej historii USA - zmiany politycznej, która dokonuje się na naszych oczach. Jest to zamiana ról, jakie w Stanach spełniały obie partie - republikańska i demokratyczna. Dotychczas, to partia demokratyczna reprezentowała interesy tzw. klasy pracującej ("working class") i niższej klasy średniej. Republikanie byli tradycyjnie utożsamiani z bogatszymi warstwami społeczeństwa. To jest już całkiem nieaktualne. Demokraci poddali się w okresie prezydentury Obamy procesowi zlewaczenia i zgodnie z obecnym kierunkiem lewicowej ideologii skupili się na marginesowych grupach społecznych, mniejszościach etnicznych i rasowych, na BLM-ach, "wokeizmach", prawach mniejszości seksualnych. Tym samym stracili poparcie w tych wszystkich "wahających się" stanach, które zapewniły Trumpowi zwycięstwo, bo tam głos decydujący ma porzucona przez demokratów klasa pracująca. Za zlewaczeniem demokratów stoi - co z pozoru zaskakujące - wielki biznes, który popiera i finansuje te "księżycowe" cele, najczęściej wydumane i marginalne, obojętne większości społeczeństwa. Wszystko wyłącznie po to, żeby nikomu nie starczyło czasu i energii na zajęcie się rzeczywistymi problemami, czyli narastającymi w Stanach nierównościami ekonomicznymi. Tego tematu wielki biznes i zależne od niego elity się boją - w przeciwieństwie do tematu rzekomych nierówności w traktowaniu osób transpłciowych, czy innych wąskich marginesów społecznych.

 

Rewolucja Trumpa

W tej sytuacji zjawił się Donald Trump - paradoksalnie, sam miliarder - i występując jako republikanin, zrobił z partii republikańskiej, wbrew woli jej establishmentu, reprezentantkę interesów "zwykłego człowieka". Dokonał tego samotnie i na przekór wszystkim. Oczywiście, z wyjątkiem tych prawie 80 milionów "zwykłych ludzi", którzy na niego zagłosowali. A teraz ma Izbę Reprezentantów, Senat i Sąd Najwyższy. Dzięki niemu partia republikańska jest "cool" jak nigdy wcześniej w historii. To kopernikański przewrót.

Nic więc dziwnego, że "taniec Trumpa" cieszy się taką popularnością właśnie wśród zwykłych ludzi. Zarazem nic dziwnego, że Trump napotkał na nieporównywalny z niczym opór elit rządzących oraz tradycyjnych, już konających, ale wciąż potężnych, papierowo-telewizyjnych mediów głównego nurtu. I że dwa razy próbowano go zamordować. Stanowi przecież zagrożenie dla sprawujących władzę i dla wszystkich "wielkich", czerpiących kolosalne zyski z globalizacji.

 

Zniszczyć Trumpa

Stany Zjednoczone są nadal - ponad półtora miesiąca od wyborów - pod wrażeniem zwycięstwa Trumpa. Było ono niezwykłe nie tylko dlatego, że spodziewano się -  na podstawie fejkowych sondaży - wyrównanego pojedynku, a Trump wygrał zdecydowanie. Przede wszystkim, przez ostatnie cztery lata przeciwnicy Trumpa chcieli usunąć go z polityki, uniemożliwiając mu udział w kolejnych wyborach. Paradoksalnie, w ten sposób zapewnili mu stałą obecność w mediach i wykreowali go na ofiarę przemocy aparatu państwa. Media głównego nurtu, zdecydowanie wrogie Trumpowi, popełniły kolosalny błąd, robiąc wszystko - każdego dnia, miesiąc po miesiącu i rok po roku - żeby przedstawić go w jak najgorszym świetle, wykorzystując do tego także "fake news". Nie wzięły pod uwagę, że ciągły atak w połączeniu z blisko setką oskarżeń kryminalnych przeciwko Trumpowi, stworzą jego wizerunek niepokonywalnego bojownika i męczennika "za sprawę". Ludzie Bidena użyli wszelkich możliwych metod przeciwko Trumpowi, wykorzystując Departament Sprawiedliwości i tajne służby (FBI). Rezultat był dokładnie przeciwny do zamierzonego. Popularność Trumpa - zamiast zmniejszać się - rosła. Próbowano wmówić wyborcom, że jest "zagrożeniem dla demokracji", porównywano go do Hitlera, oskarżano o faszyzm, wreszcie usiłowano go skompromitować fałszywymi, absurdalnymi zarzutami, że jest sterowany przez Rosję. Wyborcy się na to nie dali nabrać. Prawo i demokracja okazały się silniejsze.

 

Taniec sygnalizuje niebezpieczeństwa

Jednak Trumpa czekają jeszcze większe wyzwania i niebezpieczeństwa. Bo czy będzie on w stanie sprostać oczekiwaniom milionów Amerykanów, którzy zainwestowali w niego emocjonalnie, jak nigdy wcześniej w żadnego polityka? Których uwiódł skutecznie hasłem o "znów wspaniałej" Ameryce. To jest trudna sytuacja. Przecież zawsze, gdy ludzie wiążą swoje nadzieje z pojedynczym politykiem, z wyjątkową rolą jakiejś postaci, w której upatrują zbawcy, wówczas istnieje ogromne niebezpieczeństwo, że to się źle skończy. Powszechność i popularność "tańca Trumpa" jest dowodem, jakie wielkie emocje wzbudziły w amerykańskich wyborcach te cztery lata nieustępliwości, wytrzymałości i odwagi Trumpa. Entuzjazm może cieszyć, ale ma prawo też niepokoić, a może nawet przerażać. Im bardziej zacięta walka, tym cenniejsze są sukcesy. Im wspanialsze sukcesy, tym większe nadzieje na przyszłość, a im większe nadzieje, tym bardziej realne staje się zagrożenie, że się nie spełnią. Logiczne, że ten, od kogo oczekuje się najwięcej, najbardziej narażony jest na porażkę.

Ale na razie nie jest czas na martwienie się na zapas. Ludzie tańczą i do dnia inauguracji prezydentury Trumpa, która odbędzie się 20 stycznia, mogą tańczyć - jak we śnie.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe