Marek Jan Chodakiewicz dla "TS": Wiedza i dyplomacja

W zamierzchłych czasach żartowano sobie, że na Zachodzie wiedza o Polsce ograniczała się do tego, że niedźwiedzie chodzą po ulicach w Warszawie. Jeszcze tak było w okresie przedwojennym, a niektórzy słyszeli takie głupoty w Londynie w czasie wojny. 
/ Georgette Mosbacher, screen YT
Mój kalifornijski opiekun śp. Zdzicho Zakrzewski (1939, Narwik, Francja, Miranda, Anglia – 304. Eskadra RAF Ziemi Śląskiej im. ks. Józefa Poniatowskiego) w przerwach między bombardowaniem U-bootów jeździł w celach dyplomacji publicznej z chórem oficerskim lotników po Wielkiej Brytanii. Często zapraszano ich do siedzib prywatnych, również do majątków arystokratycznych. W jednym wypadku gospodyni przeprosiła gości i oznajmiła, że musi zrzucić z serca coś, co jej ciążyło od dawna. Mianowicie była zdumiona, że Polacy – tacy dzielni ludzie – tak pozwalają się bez niczego okupować przez Niemców. „My, Anglicy – powiedziała dama – gdyby tutaj przyszli Szwaby (Jerrys), to po prostu zamknęlibyśmy wszystkie sklepy i odmówilibyśmy ich obsługiwać, sprzedawać im czegokolwiek. I musieliby sobie pójść precz”. Autentyczna historia.

Często ludzie inteligentni usiłowali nadrobić swoją ignorancję metodą zwaną „lustrzane odbicie” (mirror imaging). Jest to próba wytłumaczenia nieznanego zjawiska poprzez analogię ze znanym. Na przykład: Sowieci kochają swoje dzieci i my kochamy nasze dzieci, czyli Sowieci są dokładnie tacy jak my. Bez dogłębnych badań i stałego wzbogacania zasobu swojej wiedzy skazujemy się na poleganie na okruszynach gdzieś zasłyszanych stereotypów i uprzedzeń oraz na metodę lustrzanego odbicia.

Podobnie ma się niestety z wieloma dyplomatami, szczególnie tzw. politycznie naznaczonymi (political appointees). Ostatnio dała popis ignorancji i lustrzanego odbicia namaszczona na nowego ambasadora USA w Polsce Georgette Mosbacher. Uznała ona m.in., że poprawka do ustawy o IPN spowodowała wzrost antysemityzmu w Europie Wschodniej, w tym i w Polsce. 

Tymczasem wszelkie dane i sondaże temu zaprzeczają. Nie tylko w ostatnim czasie nastąpił spadek incydentów antyżydowskich, ale ich charakter nigdy nie osiągnął takich szczytów jak w Europie Zachodniej. Żydzi z Polski nie wyjeżdżają tak jak ze Szwecji. Żydów nikt nie morduje jak we Francji. Żydów nie napada się tak jak w Niemczech. Ostatnio w Berlinie izraelski chłopak dostał w dziób za to, że na swoim iPhonie odgrywał hebrajską piosenkę. Polska to dla Żydów oaza spokoju, co wielokrotnie podkreślał Matt Tyrmand. Tak samo na Węgrzech, co ostatnio opisał David Goldman, czyli „Spengler”.

Georgette Mosbacher tego nie wie. Zresztą niewiele wie. Jest nowojorską multimilionerką, zna się głównie na modzie i kosmetykach oraz na ludziach jej podobnych. Jej główny atut to Donald Trump, zna się z nim od dawna. A według zasady prezydenta, jak o czymś nie słyszał, to znaczy, że to nie istnieje, a jak słyszał, to znaczy, że już sobie wyrobił zdanie i trudno jest go od tego odwieść. Ponadto pamiętajmy, że każda osoba au courant wie, że podczas przesłuchań w Kongresie na temat Polski warto wyrobić sobie dobrą markę, powtarzając to, co każdy wie: antysemityzm, antysemityzm, nieuleczalny antysemityzm. I wtedy przesłuchując Mosbacher czy każdego innego, senatorowie poczują wspólną nić, jak przyjemnie jest bowiem zgadzać się z inną osobą w temacie, w którym wszyscy inni się zgadzają. 

Mianowana na ambasadora w RP pani Mosbacher legitymuje się średnią przeciętną amerykańskiej elity wytresowanej przez tutejsze media liberalne. W jej wypadku jest to szczególnie ciężki przypadek, bo wie z „The New York Timesa”, najbardziej chyba polakożerczej gazety w USA od końca XIX w. Ale nie tylko polakożerczej. W czasie zimnej wojny konserwatyści nazywali ją „The New York TASS”. Jest to po prostu nowojorska mutacja nadwiślańskiej „Gazety Wyborczej”. Czyli co innego może Georgette Mosbacher „wiedzieć” o Polsce? Czym innym może się popisać?

Marzyłoby się, aby pani Mosbacher się trochę poduczyła, ale wiele nie można od niej oczekiwać. I zresztą nie wygląda na to, że w Polsce za długo będzie gościć, więc nie ma się co przyzwyczajać. Warszawa to wciąż ani Wiedeń, ani Paryż. Ponadto klimat jest kiepski: listopad to najokrutniejszy miesiąc. Pewnie odbębni szybko swoją turę, zaliczy tytuł ambasadora i oddali się na przyjemniejsze pastwisko. Ale zanim zniknie z kartek historii, Georgette Mosbacher wypełni ważną funkcję, mianowicie zastąpi obecnego ambasadora USA w Polsce. 

Paul W. Jones to nie tylko liberał, ale również typowy człowiek biurokracji systemu dyplomatycznego. Nawet jak się nieco nauczy o miejscu, w którym służy, jest to natychmiast przemielone przez sieczkarnie politycznej poprawności i dostosowane do lewackich mód, uprzedzeń i stereotypów. A te od dawna wymuszają szczególnie postępową politykę Departamentu Stanu. I większość personelu taką politykę popiera, nawet zanim stanie się ona oficjalną wykładnią Waszyngtonu. 

Na przykład od dłuższego czasu życzliwym okiem ludzie z The Foggy Bottom spoglądali na rozmaite patologie rewolucji seksualnej, starając się ich bronić pod egalitarnym parasolem „równych praw”. I dlatego wsparcie dla ślubów wesołkowatych i innych meandrów, którym oficjalnie w końcu pobłogosławił poprzedni prezydent, Barack Obama. Niestety Donald Trump nie odszedł od tej polityki jeszcze na poziomie międzynarodowym, a szczególnie nie wydał odpowiednich instrukcji swojej dyplomacji, aby wstała z kolan przed idolem LGBT. 

Stąd dyplomaci amerykańscy maszerują i popierają w Polsce nadwiślańskich wesołków i ich sojuszników z totalnej opozycji. Twitter Ambasady USA piał z radości: „Jesteśmy dziś na #PARADA RÓWNOŚCI w Warszawie. Wspieramy akcję na rzecz równości dla wszystkich i ochrony praw człowieka. #prawaczłowieka #równość #akceptacja”. A gdzie prawa człowieka do wolności religijnej? A gdzie równość dla tradycjonalistów, konserwatystów i normalnych ludzi do obrony przed patologią? Przed niszczeniem rodzin? Ambasador Jones nie dostał takiego memorandum jeszcze z Waszyngtonu niestety.

Rozumie doskonale, co to jest wolność poniżej pasa, ale nie za bardzo kapuje, co to są wolne wybory. Inaczej nie napisałby na Twitterze: „Dzisiejsza 29. rocznica pierwszych po II WŚ wolnych wyborów parlamentarnych w Polsce to wielkie święto Polaków i wolności”. Wolne wybory czy wolne żarty? Czerwiec 1989 r. to ustawione, a więc sfałszowane wybory, gdzie 65 proc. w parlamencie było gwarantowane dla komunistów, a tylko 35 proc. było otwarte do współzawodnictwa. 

Jak by się ambasadorowi Jonesowi podobało, gdyby w następnych wyborach do Kongresu 65 proc. miejsc zostało zagwarantowanych dla zwolenników Trumpa z populistycznej orientacji? Nie dla Republikanów, a właśnie dla Trumpników? A lewacy i liberałowie z Partii Demokratycznej i Republikańskiej zadowoliliby się zmaganiami o 35 proc.? Czy Jones podpisałby się pod takim systemem? Czy nazwałby taką farsę „wolnymi wyborami”? I don’t think so. To też trzeba zmienić w Waszyngtonie. Dość niedźwiedzi na ulicach Warszawy.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 30 czerwca 2018 r.
www.iwp.edu

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (26/2018) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.

 

POLECANE
Do polskiej armii trafią drony z polskiej spółki. 360 dronów Warmate za 100 mln zł Wiadomości
Do polskiej armii trafią drony z polskiej spółki. 360 dronów Warmate za 100 mln zł

Jeszcze w tym roku Wojsko Polskie otrzyma 360 dronów Warmate – nowoczesnej amunicji krążącej, zdolnej do rażenia celów opancerzonych i piechoty. To pierwszy duży krok w realizacji szerszej umowy ramowej przewidującej nawet 10 tys. takich maszyn.

Rozżalona Lempart opuszcza Polskę. „Myślałam, że walczę o kraj, a walczyłam o stołki” z ostatniej chwili
Rozżalona Lempart opuszcza Polskę. „Myślałam, że walczę o kraj, a walczyłam o stołki”

Liderka pro-aborcyjnych Strajków Kobiet Marta Lempart ogłosiła, że opuszcza Polskę i przenosi się do Brukseli. W rozmowie z serwisem Goniec.pl przyznała, że nie zamierza już działać w kraju, a powodem ma być obawa przed wykorzystaniem wobec niej materiałów służb specjalnych. "Myślałam, że walczę o Polskę, a walczyłam o stołki dla różnych ludzi" – wyznała gorzko.

Jeśli Fidesz przegra wybory, Orban ma plan. „Rozważana opcja od dawna” z ostatniej chwili
Jeśli Fidesz przegra wybory, Orban ma plan. „Rozważana opcja od dawna”

Według Bloomberga Viktor Orban miał sygnalizować w rozmowach, że „plan ten zawsze był rozważany”, a jego celem byłoby utrzymanie wpływu na politykę państwa nawet w razie przegranej Fideszu.

Przełom w Brukseli: Rosyjskie aktywa bezterminowo zamrożone. Co to oznacza? z ostatniej chwili
Przełom w Brukseli: Rosyjskie aktywa bezterminowo zamrożone. Co to oznacza?

Państwom UE udało się porozumieć w czwartek w sprawie zamrożenia rosyjskich aktywów na stałe, bez konieczności przedłużania co pół roku za zgodą wszystkich stolic - ogłosiła duńska prezydencja. Przybliża to Wspólnotę do decyzji o wykorzystaniu tych aktywów do sfinansowania wsparcia dla Ukrainy.

Wstrząsające zeznania Polaków w Szwecji. „Zabrali dokumenty, kazali pracować bez przerwy” z ostatniej chwili
Wstrząsające zeznania Polaków w Szwecji. „Zabrali dokumenty, kazali pracować bez przerwy”

Według prokuratury w Malmö cała działalność oskarżonych opierała się na mechanizmie podporządkowania ofiar, którym odbierano dokumenty i wmawiano długi. Polscy robotnicy mieli pracować bez przerwy, w fatalnych warunkach i za symboliczne kwoty.

Zamordował księdza toporkiem. Sąd umorzył sprawę Wiadomości
Zamordował księdza toporkiem. Sąd umorzył sprawę

Sąd Okręgowy w Olsztynie umorzył postępowanie wobec Szymona K., oskarżonego o brutalne zabójstwo proboszcza ze Szczytna. Kluczowa okazała się opinia biegłych potwierdzająca całkowitą niepoczytalność mężczyzny. Sprawca nie odpowie karnie — zamiast tego zostanie umieszczony w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym.

Prezydent Nawrocki na wschodniej flance NATO. Spotkanie z żołnierzami i jazda czołgiem pilne
Prezydent Nawrocki na wschodniej flance NATO. Spotkanie z żołnierzami i jazda czołgiem

Podczas wizyty w bazie Adazi prezydent Karol Nawrocki podkreślił, że polscy żołnierze wzmacniają nie tylko bezpieczeństwo kraju, lecz także całej wschodniej flanki NATO. Mówił o ich determinacji, gotowości i znaczeniu dla międzynarodowej pozycji Polski.

Marcin Wojewódka został odwołany z rady nadzorczej PKP Cargo z ostatniej chwili
Marcin Wojewódka został odwołany z rady nadzorczej PKP Cargo

Marcin Wojewódka został odwołany ze składu rady nadzorczej PKP Cargo - poinformowała spółka w czwartkowym raporcie bieżącym. Wojewódkę odwołał największy akcjonariusz kolejowego przewoźnika - spółka PKP SA, która kontroluje pakiet 33,01 akcji.

Politico: Polska traci atuty, które miała na początku wojny, i ląduje na marginesie polityka
Politico: Polska traci atuty, które miała na początku wojny, i ląduje na marginesie

Politico odnotowuje, że Polska – mimo roli jednego z głównych filarów wsparcia dla Kijowa – ponownie nie została zaproszona do rozmów o planie pokojowym dla Ukrainy. To drugi przypadek w ostatnich miesiącach i, jak podaje portal, wywołuje to narastającą irytację w rządzie.

Nowy cel klimatyczny UE. Szydło ostrzega: To zniszczenie gospodarki i zubożenie mieszkańców Unii   z ostatniej chwili
Nowy cel klimatyczny UE. Szydło ostrzega: To zniszczenie gospodarki i zubożenie mieszkańców Unii  

Unia Europejska przyjęła cel klimatyczny, zakładający redukcję emisji CO2 o 90 proc. do 2040 roku. Europoseł PiS i była premier Beata Szydło alarmuje, że jego realizacja może doprowadzić do zniszczenia europejskiej gospodarki i zubożenia mieszkańców UE.

REKLAMA

Marek Jan Chodakiewicz dla "TS": Wiedza i dyplomacja

W zamierzchłych czasach żartowano sobie, że na Zachodzie wiedza o Polsce ograniczała się do tego, że niedźwiedzie chodzą po ulicach w Warszawie. Jeszcze tak było w okresie przedwojennym, a niektórzy słyszeli takie głupoty w Londynie w czasie wojny. 
/ Georgette Mosbacher, screen YT
Mój kalifornijski opiekun śp. Zdzicho Zakrzewski (1939, Narwik, Francja, Miranda, Anglia – 304. Eskadra RAF Ziemi Śląskiej im. ks. Józefa Poniatowskiego) w przerwach między bombardowaniem U-bootów jeździł w celach dyplomacji publicznej z chórem oficerskim lotników po Wielkiej Brytanii. Często zapraszano ich do siedzib prywatnych, również do majątków arystokratycznych. W jednym wypadku gospodyni przeprosiła gości i oznajmiła, że musi zrzucić z serca coś, co jej ciążyło od dawna. Mianowicie była zdumiona, że Polacy – tacy dzielni ludzie – tak pozwalają się bez niczego okupować przez Niemców. „My, Anglicy – powiedziała dama – gdyby tutaj przyszli Szwaby (Jerrys), to po prostu zamknęlibyśmy wszystkie sklepy i odmówilibyśmy ich obsługiwać, sprzedawać im czegokolwiek. I musieliby sobie pójść precz”. Autentyczna historia.

Często ludzie inteligentni usiłowali nadrobić swoją ignorancję metodą zwaną „lustrzane odbicie” (mirror imaging). Jest to próba wytłumaczenia nieznanego zjawiska poprzez analogię ze znanym. Na przykład: Sowieci kochają swoje dzieci i my kochamy nasze dzieci, czyli Sowieci są dokładnie tacy jak my. Bez dogłębnych badań i stałego wzbogacania zasobu swojej wiedzy skazujemy się na poleganie na okruszynach gdzieś zasłyszanych stereotypów i uprzedzeń oraz na metodę lustrzanego odbicia.

Podobnie ma się niestety z wieloma dyplomatami, szczególnie tzw. politycznie naznaczonymi (political appointees). Ostatnio dała popis ignorancji i lustrzanego odbicia namaszczona na nowego ambasadora USA w Polsce Georgette Mosbacher. Uznała ona m.in., że poprawka do ustawy o IPN spowodowała wzrost antysemityzmu w Europie Wschodniej, w tym i w Polsce. 

Tymczasem wszelkie dane i sondaże temu zaprzeczają. Nie tylko w ostatnim czasie nastąpił spadek incydentów antyżydowskich, ale ich charakter nigdy nie osiągnął takich szczytów jak w Europie Zachodniej. Żydzi z Polski nie wyjeżdżają tak jak ze Szwecji. Żydów nikt nie morduje jak we Francji. Żydów nie napada się tak jak w Niemczech. Ostatnio w Berlinie izraelski chłopak dostał w dziób za to, że na swoim iPhonie odgrywał hebrajską piosenkę. Polska to dla Żydów oaza spokoju, co wielokrotnie podkreślał Matt Tyrmand. Tak samo na Węgrzech, co ostatnio opisał David Goldman, czyli „Spengler”.

Georgette Mosbacher tego nie wie. Zresztą niewiele wie. Jest nowojorską multimilionerką, zna się głównie na modzie i kosmetykach oraz na ludziach jej podobnych. Jej główny atut to Donald Trump, zna się z nim od dawna. A według zasady prezydenta, jak o czymś nie słyszał, to znaczy, że to nie istnieje, a jak słyszał, to znaczy, że już sobie wyrobił zdanie i trudno jest go od tego odwieść. Ponadto pamiętajmy, że każda osoba au courant wie, że podczas przesłuchań w Kongresie na temat Polski warto wyrobić sobie dobrą markę, powtarzając to, co każdy wie: antysemityzm, antysemityzm, nieuleczalny antysemityzm. I wtedy przesłuchując Mosbacher czy każdego innego, senatorowie poczują wspólną nić, jak przyjemnie jest bowiem zgadzać się z inną osobą w temacie, w którym wszyscy inni się zgadzają. 

Mianowana na ambasadora w RP pani Mosbacher legitymuje się średnią przeciętną amerykańskiej elity wytresowanej przez tutejsze media liberalne. W jej wypadku jest to szczególnie ciężki przypadek, bo wie z „The New York Timesa”, najbardziej chyba polakożerczej gazety w USA od końca XIX w. Ale nie tylko polakożerczej. W czasie zimnej wojny konserwatyści nazywali ją „The New York TASS”. Jest to po prostu nowojorska mutacja nadwiślańskiej „Gazety Wyborczej”. Czyli co innego może Georgette Mosbacher „wiedzieć” o Polsce? Czym innym może się popisać?

Marzyłoby się, aby pani Mosbacher się trochę poduczyła, ale wiele nie można od niej oczekiwać. I zresztą nie wygląda na to, że w Polsce za długo będzie gościć, więc nie ma się co przyzwyczajać. Warszawa to wciąż ani Wiedeń, ani Paryż. Ponadto klimat jest kiepski: listopad to najokrutniejszy miesiąc. Pewnie odbębni szybko swoją turę, zaliczy tytuł ambasadora i oddali się na przyjemniejsze pastwisko. Ale zanim zniknie z kartek historii, Georgette Mosbacher wypełni ważną funkcję, mianowicie zastąpi obecnego ambasadora USA w Polsce. 

Paul W. Jones to nie tylko liberał, ale również typowy człowiek biurokracji systemu dyplomatycznego. Nawet jak się nieco nauczy o miejscu, w którym służy, jest to natychmiast przemielone przez sieczkarnie politycznej poprawności i dostosowane do lewackich mód, uprzedzeń i stereotypów. A te od dawna wymuszają szczególnie postępową politykę Departamentu Stanu. I większość personelu taką politykę popiera, nawet zanim stanie się ona oficjalną wykładnią Waszyngtonu. 

Na przykład od dłuższego czasu życzliwym okiem ludzie z The Foggy Bottom spoglądali na rozmaite patologie rewolucji seksualnej, starając się ich bronić pod egalitarnym parasolem „równych praw”. I dlatego wsparcie dla ślubów wesołkowatych i innych meandrów, którym oficjalnie w końcu pobłogosławił poprzedni prezydent, Barack Obama. Niestety Donald Trump nie odszedł od tej polityki jeszcze na poziomie międzynarodowym, a szczególnie nie wydał odpowiednich instrukcji swojej dyplomacji, aby wstała z kolan przed idolem LGBT. 

Stąd dyplomaci amerykańscy maszerują i popierają w Polsce nadwiślańskich wesołków i ich sojuszników z totalnej opozycji. Twitter Ambasady USA piał z radości: „Jesteśmy dziś na #PARADA RÓWNOŚCI w Warszawie. Wspieramy akcję na rzecz równości dla wszystkich i ochrony praw człowieka. #prawaczłowieka #równość #akceptacja”. A gdzie prawa człowieka do wolności religijnej? A gdzie równość dla tradycjonalistów, konserwatystów i normalnych ludzi do obrony przed patologią? Przed niszczeniem rodzin? Ambasador Jones nie dostał takiego memorandum jeszcze z Waszyngtonu niestety.

Rozumie doskonale, co to jest wolność poniżej pasa, ale nie za bardzo kapuje, co to są wolne wybory. Inaczej nie napisałby na Twitterze: „Dzisiejsza 29. rocznica pierwszych po II WŚ wolnych wyborów parlamentarnych w Polsce to wielkie święto Polaków i wolności”. Wolne wybory czy wolne żarty? Czerwiec 1989 r. to ustawione, a więc sfałszowane wybory, gdzie 65 proc. w parlamencie było gwarantowane dla komunistów, a tylko 35 proc. było otwarte do współzawodnictwa. 

Jak by się ambasadorowi Jonesowi podobało, gdyby w następnych wyborach do Kongresu 65 proc. miejsc zostało zagwarantowanych dla zwolenników Trumpa z populistycznej orientacji? Nie dla Republikanów, a właśnie dla Trumpników? A lewacy i liberałowie z Partii Demokratycznej i Republikańskiej zadowoliliby się zmaganiami o 35 proc.? Czy Jones podpisałby się pod takim systemem? Czy nazwałby taką farsę „wolnymi wyborami”? I don’t think so. To też trzeba zmienić w Waszyngtonie. Dość niedźwiedzi na ulicach Warszawy.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 30 czerwca 2018 r.
www.iwp.edu

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (26/2018) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.


 

Polecane