Marcin Bak: Władzy nie zdobywa się na ulicy

4 czerwca dla części środowisk opozycyjnych ma być momentem przełomu w drodze do odebrania władzy PiS – owi. Marsz w stolicy naszego kraju, organizowany i reklamowany od dawna bardzo szeroko, to ma być początek właściwego marszu po władzę, który zakończy się ostatecznie wygraną w jesiennych wyborach parlamentarnych.
Demonstracja
Demonstracja "w obronie demokracji". Ilustracja poglądowa / Pixabay.com

Marsze nie zdobywają władzy

Gdyby organizowanie marszy pod różnymi hasłami przekładało się bezpośrednio na sukcesy polityczne, to Ruch Narodowy rządziłby Polską niepodzielnie i to już od lat. Środowiska narodowe organizują bowiem z sukcesem największy tego typu marsz  w dniu 11 listopada, w rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Owszem, marsze, wiece, demonstracje aktywności politycznej mają wpływ na życie zbiorowe w demokratycznym kraju, mają też wpływ na władzę ale same w sobie władzy nie przynoszą. Gdy parę lat temu byłem w Hiszpanii a ściśle mówiąc w hiszpańskiej Galicji, trafiłem na wielką demonstrację uliczną w Santiago de Compostella. To znaczy – mnie się wydawało, że to wielka, agresywna, hałaśliwa demonstracja. Wyglądało to na początek jakiejś rewolucji. Kelner obsługujący mnie w kawiarni ze spokojem wyjaśnił, że to nie żadna rewolucja ale zupełnie przeciętna demonstracja z okazji czegoś tam. Co ciekawe, w demonstracji brali udział przedstawiciele różnych partii i ugrupowań, od lewa do prawa. Byli tam komuniści, socjaliści, były ugrupowania anarchistyczne, łatwo rozpoznawalne po czarno – czerwonych barwach z literą „A”, byli przedstawiciele ruchów separatystycznych, dążących do zwiększenia autonomii Galicji w ramach Hiszpanii. Były w końcu ruchy miejskie, samorządowcy i jakieś zupełnie „odklejone” ugrupowania, walczące o uwolnienie zwierząt, planetę wolną od ludzi i tym podobne sprawy. Gdy dłużej przyglądałem się przechodzącym obok tłumom, zaczęło do mnie docierać, że ci ludzie maszerują dlatego – bo mogą. Niosą transparenty, skandują hasła, grają na bębnach, trąbkach i ogólnie hałasują ale nie wszczynają awantur. Ulica po ich przejściu wyglądała mniej więcej tak samo jak wcześniej. Ludzie nie biorący udziału w demonstracji nawet nie za bardzo zwracali na maszerujących uwagę. Wtedy zacząłem zdawać sobie sprawę, że to, co dla nas Polaków wciąż jest jeszcze wielkim wydarzeniem politycznym, w Europie zachodniej nie robi już na nikim specjalnego wrażenia. Być może duża waga, jaką przykładamy wciąż do marszów i zgromadzeń publicznych to jeszcze dziedzictwo PRL, gdzie takie manifestacje były nielegalne i udział w nich stanowił zawsze pewne wyzwanie.

W rozwiniętych, starych demokracjach można sobie demonstrować do woli, nie ma to większego przełożenia na ostateczny kształt sceny politycznej. Parę lat temu przez Francję przetoczyły się potężne protesty „Żółtych Kamizelek” a nie były to bynajmniej protesty pokojowe. I co? – I nic, ci wszyscy, którzy liczyli na załamanie się poparcia społecznego dla urzędującego prezydenta Emmanuela Macrona – przeliczyli się.

 

„Marszowe” złudzenia

Udział w każdej dużej imprezie, takiej jak marsz, wiec, demonstracja polityczna, pielgrzymka czy koncert rockowy wiążą się z przeżywaniem dość silnych emocji. Stajemy się na pewien czas częścią większej całości, stapiamy z otaczającym nas tłumem, zaczynamy skandować hasła. Z tego też powodu często uczestnicy takich dużych zgromadzeń ulegają pewnym złudzeniom. Wydaje się im, że posiadają ogromną moc, że są częścią potężnego ruchu, skandują hasła, które są słuszne i za chwilę zostaną zrealizowane, bo przecież stoi za nimi niepochamowana siła. Takim iluzjom ulegali swego czasu uczestnicy, zapomnianych już trochę, manifestacji KOD-u. Sam jako reporter byłem na kilku takich marszach i doskonale pamiętam rozchwianie emocjonalne uczestników, które znacznie osłabiało ich zdolność oceny faktów. Co tam zresztą uczestnicy manifestacji, sami politycy Totalnej Opozycji ulegali złudzeniom, że wystarczy jeszcze jedno, góra dwa potężne uliczne wystąpienia i jak mawiał Stefan Niesiołowski – „Będą pisowcy z okien skakać”. Podobnym iluzjom ulegała niegdyś, również trochę już zapomniana, aktywistka feministyczna, pani Marta Lempart. Też wydawało jej się, że poglądy i emocje, jakie wyrażają uczestniczki organizowanych przez nią wystąpień, są poglądami dominującymi w polskim społeczeństwie. Łatwo ulec takim złudzeniom, gdy maszeruje się wśród tłumu innych, rozemocjonowanych, skandujących proste hasła ludzi. W takich sytuacjach mądry socjolog powie jednak – „No dobrze, wiemy że X tysięcy ludzi wyszło na marsz i skandowało swoje racje. Warto jednak przyjrzeć się tym, którzy na marsz NIE WYSZLI. Czy oni również podpisali by się pod wszystkimi hasłami? I najważniejsze – których ludzi jest faktycznie więcej? Tych co na marsz przyszli, czy tych co zostali w domach?”

 

Marsz istotny dla Opozycji

4 czerwca i marsz zorganizowany przez Donalda Tuska w Warszawie jest wydarzeniem o dużym politycznym znaczeniu, głownie jednak ze względu na roszady i przesunięcia na samej opozycji. Widać wyraźnie, jak zaciska się chwyt duszący na szyjach liderów mniejszych partii, Lewicy, PSL czy Polska 2050. Chwyt założony wprawną ręka przez Donalda Tuska, który swoją retoryką poprzedzająca marsz 4 czerwca skutecznie zaszantażował polityków opozycyjnych i przymusił do włączenia się w jednolity front. Udało mu się, jak mniemam, doprowadzić do sytuacji niczym w tytule niniejszego tekstu - "kto nie maszeruje (wraz ze mną), ten ginie!"

Co z tego wszystkiego wyłoni się ostatecznie po jesiennych wyborach – kto to może wiedzieć...


 

POLECANE
Sukces Barcelony w meczu z Osasuną. Drużyna z Katalonii kontynuuje dobrą passę Wiadomości
Sukces Barcelony w meczu z Osasuną. Drużyna z Katalonii kontynuuje dobrą passę

Piłkarze Barcelony, bez Polaków na boisku, w meczu 16. kolejki ekstraklasy Hiszpanii po bramkach Brazylijczyka Raphinhi wygrali z Osasuną Pampeluna 2:0. Katalończycy umocnili się na prowadzeniu w tabeli i do siedmiu punktów powiększyli przewagę nad drugim Realem Madryt.

Wiecie, że na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI Magazynu TIME jest dwóch Polaków? gorące
Wiecie, że na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI Magazynu TIME jest dwóch Polaków?

Dwóch 30-letnich Polaków znalazło się na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI magazynu TIME – obok Elona Muska, Sama Altmana i Marka Zuckerberga. Mati Staniszewski wraz z Piotrem Dąbkowskim stworzyli globalną firmę wartą miliardy dolarów, która dziś wyznacza światowe standardy w sztucznej inteligencji. Na liście magazynu TIME znalazł się również wybitny polski informatyk JakubPachocki.

Legendarny aktor walczy z chorobą. Są nowe doniesienia z ostatniej chwili
Legendarny aktor walczy z chorobą. Są nowe doniesienia

Bruce Willis od kilku lat walczy z poważnymi problemami zdrowotnymi. W 2022 roku zdiagnozowano u niego afazję, a rok później demencję czołowo-skroniową. Choroba postępuje, dlatego aktor przebywa obecnie w specjalistycznym ośrodku pod stałą opieką.

Pośród więźniów politycznych uwolnionych przez białoruski reżim brak Andrzeja Poczobuta. Jest komentarz Andżeliki Borys Wiadomości
Pośród więźniów politycznych uwolnionych przez białoruski reżim brak Andrzeja Poczobuta. Jest komentarz Andżeliki Borys

W sobotę 13 grudnia 2025 r. reżim Alaksandra Łukaszenki uwolnił 123 więźniów politycznych. Decyzja jest efektem negocjacji z administracją prezydenta USA Donalda Trumpa - w zamian Stany Zjednoczone zniosły sankcje na kluczowy dla Białorusi koncern nawozowy Bielaruskali.

Komunikat dla mieszkańców woj. warmińsko-mazurskiego Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców woj. warmińsko-mazurskiego

W nowym rozkładzie jazdy, który zacznie obowiązywać 14 grudnia, będzie więcej regionalnych połączeń kolejowych, m.in. z Olsztyna do Działdowa i Elbląga - przekazał w sobotę Urząd Marszałkowski w Olsztynie. Na finansowanie transportu kolejowego samorząd województwa przeznacza ponad 100 mln zł rocznie.

Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków zamierza umieścić najpoważniejsze ostrzeżenie na szczepionkach przeciwko COVID-19 Wiadomości
Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków zamierza umieścić najpoważniejsze ostrzeżenie na szczepionkach przeciwko COVID-19

Amerykańska FDA planuje dodać ostrzeżenie w czarnej ramce (black box warning) do szczepionek przeciwko COVID-19. To najpoważniejsze ostrzeżenie agencji, stosowane przy ryzyku śmierci, poważnych reakcji czy niepełnosprawności.

„Prowadzi nas z uśmiechem w przepaść”. Ostre podsumowanie dwóch lat rządów Tuska Wiadomości
„Prowadzi nas z uśmiechem w przepaść”. Ostre podsumowanie dwóch lat rządów Tuska

W sobotę, 13 grudnia 2025 roku, mijają dokładnie dwa lata od zaprzysiężenia koalicyjnego rządu Donalda Tuska - złożonego z KO, PSL, Polski 2050 i Nowej Lewicy. Z tej okazji Sławomir Mentzen, lider Konfederacji, opublikował na X ostrą krytykę premiera i jego ekipy. „Ten rząd jest dokładnie taki, jakiego można było się spodziewać po Tusku - leniwy i pozbawiony ambicji” - napisał.

Działaczka białoruskiej opozycji: Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia z ostatniej chwili
Działaczka białoruskiej opozycji: Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia

Mieszkająca we Włoszech białoruska działaczka opozycyjna Julia Juchno poinformowała w sobotę PAP, że dziennikarz przebywający w białoruskim więzieniu Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia i dlatego nie znalazł się na liście osób uwolnionych przez reżim Łukaszenki.

IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka

Jak informuje IMGW, północna Europa oraz Wyspy Brytyjskie pozostaną pod wpływem głębokiego niżu islandzkiego. Również północno-zachodnia Rosja będzie w obszarze niżu. Natomiast południowa, centralna części kontynentu oraz większość zachodniej Europy będą pod wpływem rozległego wyżu z centrami nad Alpami oraz Bałkanami. Polska pozostanie w obszarze przejściowym pomiędzy wyżej wspomnianym wyżem a niżem islandzkim. Będziemy w dość ciepłym powietrzu polarnym morskim.

Bundeswehra na wschodniej granicy Polski. Niemieckie media ujawniają plany z ostatniej chwili
Bundeswehra na wschodniej granicy Polski. Niemieckie media ujawniają plany

Niemieckie media informują o planowanym zaangażowaniu Bundeswehry we wzmocnienie wschodniej granicy Polski. Żołnierze mają uczestniczyć w działaniach inżynieryjnych w ramach polskiej operacji ochronnej, której celem jest zabezpieczenie granicy z Białorusią i Rosją. Misja ma rozpocząć się w kwietniu 2026 roku i potrwać kilkanaście miesięcy.

REKLAMA

Marcin Bak: Władzy nie zdobywa się na ulicy

4 czerwca dla części środowisk opozycyjnych ma być momentem przełomu w drodze do odebrania władzy PiS – owi. Marsz w stolicy naszego kraju, organizowany i reklamowany od dawna bardzo szeroko, to ma być początek właściwego marszu po władzę, który zakończy się ostatecznie wygraną w jesiennych wyborach parlamentarnych.
Demonstracja
Demonstracja "w obronie demokracji". Ilustracja poglądowa / Pixabay.com

Marsze nie zdobywają władzy

Gdyby organizowanie marszy pod różnymi hasłami przekładało się bezpośrednio na sukcesy polityczne, to Ruch Narodowy rządziłby Polską niepodzielnie i to już od lat. Środowiska narodowe organizują bowiem z sukcesem największy tego typu marsz  w dniu 11 listopada, w rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Owszem, marsze, wiece, demonstracje aktywności politycznej mają wpływ na życie zbiorowe w demokratycznym kraju, mają też wpływ na władzę ale same w sobie władzy nie przynoszą. Gdy parę lat temu byłem w Hiszpanii a ściśle mówiąc w hiszpańskiej Galicji, trafiłem na wielką demonstrację uliczną w Santiago de Compostella. To znaczy – mnie się wydawało, że to wielka, agresywna, hałaśliwa demonstracja. Wyglądało to na początek jakiejś rewolucji. Kelner obsługujący mnie w kawiarni ze spokojem wyjaśnił, że to nie żadna rewolucja ale zupełnie przeciętna demonstracja z okazji czegoś tam. Co ciekawe, w demonstracji brali udział przedstawiciele różnych partii i ugrupowań, od lewa do prawa. Byli tam komuniści, socjaliści, były ugrupowania anarchistyczne, łatwo rozpoznawalne po czarno – czerwonych barwach z literą „A”, byli przedstawiciele ruchów separatystycznych, dążących do zwiększenia autonomii Galicji w ramach Hiszpanii. Były w końcu ruchy miejskie, samorządowcy i jakieś zupełnie „odklejone” ugrupowania, walczące o uwolnienie zwierząt, planetę wolną od ludzi i tym podobne sprawy. Gdy dłużej przyglądałem się przechodzącym obok tłumom, zaczęło do mnie docierać, że ci ludzie maszerują dlatego – bo mogą. Niosą transparenty, skandują hasła, grają na bębnach, trąbkach i ogólnie hałasują ale nie wszczynają awantur. Ulica po ich przejściu wyglądała mniej więcej tak samo jak wcześniej. Ludzie nie biorący udziału w demonstracji nawet nie za bardzo zwracali na maszerujących uwagę. Wtedy zacząłem zdawać sobie sprawę, że to, co dla nas Polaków wciąż jest jeszcze wielkim wydarzeniem politycznym, w Europie zachodniej nie robi już na nikim specjalnego wrażenia. Być może duża waga, jaką przykładamy wciąż do marszów i zgromadzeń publicznych to jeszcze dziedzictwo PRL, gdzie takie manifestacje były nielegalne i udział w nich stanowił zawsze pewne wyzwanie.

W rozwiniętych, starych demokracjach można sobie demonstrować do woli, nie ma to większego przełożenia na ostateczny kształt sceny politycznej. Parę lat temu przez Francję przetoczyły się potężne protesty „Żółtych Kamizelek” a nie były to bynajmniej protesty pokojowe. I co? – I nic, ci wszyscy, którzy liczyli na załamanie się poparcia społecznego dla urzędującego prezydenta Emmanuela Macrona – przeliczyli się.

 

„Marszowe” złudzenia

Udział w każdej dużej imprezie, takiej jak marsz, wiec, demonstracja polityczna, pielgrzymka czy koncert rockowy wiążą się z przeżywaniem dość silnych emocji. Stajemy się na pewien czas częścią większej całości, stapiamy z otaczającym nas tłumem, zaczynamy skandować hasła. Z tego też powodu często uczestnicy takich dużych zgromadzeń ulegają pewnym złudzeniom. Wydaje się im, że posiadają ogromną moc, że są częścią potężnego ruchu, skandują hasła, które są słuszne i za chwilę zostaną zrealizowane, bo przecież stoi za nimi niepochamowana siła. Takim iluzjom ulegali swego czasu uczestnicy, zapomnianych już trochę, manifestacji KOD-u. Sam jako reporter byłem na kilku takich marszach i doskonale pamiętam rozchwianie emocjonalne uczestników, które znacznie osłabiało ich zdolność oceny faktów. Co tam zresztą uczestnicy manifestacji, sami politycy Totalnej Opozycji ulegali złudzeniom, że wystarczy jeszcze jedno, góra dwa potężne uliczne wystąpienia i jak mawiał Stefan Niesiołowski – „Będą pisowcy z okien skakać”. Podobnym iluzjom ulegała niegdyś, również trochę już zapomniana, aktywistka feministyczna, pani Marta Lempart. Też wydawało jej się, że poglądy i emocje, jakie wyrażają uczestniczki organizowanych przez nią wystąpień, są poglądami dominującymi w polskim społeczeństwie. Łatwo ulec takim złudzeniom, gdy maszeruje się wśród tłumu innych, rozemocjonowanych, skandujących proste hasła ludzi. W takich sytuacjach mądry socjolog powie jednak – „No dobrze, wiemy że X tysięcy ludzi wyszło na marsz i skandowało swoje racje. Warto jednak przyjrzeć się tym, którzy na marsz NIE WYSZLI. Czy oni również podpisali by się pod wszystkimi hasłami? I najważniejsze – których ludzi jest faktycznie więcej? Tych co na marsz przyszli, czy tych co zostali w domach?”

 

Marsz istotny dla Opozycji

4 czerwca i marsz zorganizowany przez Donalda Tuska w Warszawie jest wydarzeniem o dużym politycznym znaczeniu, głownie jednak ze względu na roszady i przesunięcia na samej opozycji. Widać wyraźnie, jak zaciska się chwyt duszący na szyjach liderów mniejszych partii, Lewicy, PSL czy Polska 2050. Chwyt założony wprawną ręka przez Donalda Tuska, który swoją retoryką poprzedzająca marsz 4 czerwca skutecznie zaszantażował polityków opozycyjnych i przymusił do włączenia się w jednolity front. Udało mu się, jak mniemam, doprowadzić do sytuacji niczym w tytule niniejszego tekstu - "kto nie maszeruje (wraz ze mną), ten ginie!"

Co z tego wszystkiego wyłoni się ostatecznie po jesiennych wyborach – kto to może wiedzieć...



 

Polecane