Ostatnia porodówka w Bieszczadach zniknie 1 lipca. Szpital ratował się pożyczkami z parabanków

Co musisz wiedzieć:
- Szpital w Lesku jest zadłużony na ponad 110 mln zł, w większości u parabanków – to kluczowy powód zamknięcia porodówki.
- Ministerstwo zrezygnowało z pilotażu konsolidacji trzech porodówek: uznano go za zagrażający bezpieczeństwu rodzących.
- Od lipca najbliższy punkt porodowy będzie ponad godzinę jazdy z Leska – co zwiększa ryzyko i koszty dla pacjentek.
Resort zdrowia porzucił plan pilotażowy, zakładający konsolidację trzech bieszczadzkich porodówek – uznano go za zbyt ryzykowny dla bezpieczeństwa pacjentek. Braku jest również ustawy reformującej szpitalnictwo, która miała dać szansę wsparcia programu naprawczego w szpitalu i restrukturyzacji zadłużenia.
- Zużyte niemieckie turbiny wiatrowe trafiają do Polski
- Niemcy oszukali Ukraińców. "Któż mógłby się spodziewać"
- Już od 1 lipca rząd Tuska zaplanował potężne uderzenie w kieszenie Polaków
- Andrzej Duda wciąż poza Polską. Prezydencki samolot utknął w Singapurze
- Komunikat dla mieszkańców Krakowa
- Komunikat dla mieszkańców Gdańska
- Komunikat dla mieszkańców Wrocławia. Akcja z myślą o pasażerach na gapę
- "Noc długich noży w Platformie Obywatelskiej"
- Komunikat dla mieszkańców Katowic
Ekonomicznie nieopłacalne
Sytuacja pogarsza się po tym, jak lokalna placówka zadłużyła się na kwotę przekraczającą 110 mln zł, co spowodowane było przede wszystkim współpracą z parabankami.Tak ogromne obciążenie finansowe skutecznie uniemożliwiło utrzymanie funkcjonowania porodówki.
Analiza Ministerstwa Zdrowia wykazała, że utrzymywanie jednego punktu porodowego w regionie o tak niskiej liczbie porodów nie tylko jest ekonomicznie nieopłacalne, ale stwarza także potencjalne zagrożenie dla matek i noworodków.
W obliczu tej diagnozy resort zdecydował się zamknąć szpitalną porodówkę, co oznacza, że od lipca kobiety będą musiały podróżować do sąsiednich miast, co w praktyce oznacza co najmniej godzinny dojazd – często po górskich, zatłoczonych drogach.
Nawet godzina drogi
Koszty zastąpienia odległości dojazdu dla rodzących są już realne – najbliższy szpital prowadzący porody znajduje się co najmniej godzinę drogi od Leska, co może zadecydować o zdrowiu i życiu matek i noworodków.
Rada Społeczna Szpitala Powiatowego w Lesku (woj. podkarpackie) podjęła uchwałę opiniującą likwidację oddziału ginekologiczno-położniczego i noworodkowego w tym szpitalu. Jeśli do niej dojdzie, z mapy zniknie ostatnia porodówka w Bieszczadach. Wcześniej zamknięto takie oddziały w dwóch innych bieszczadzkich szpitalach: w Sanoku i Ustrzykach Dolnych.
Doszliśmy do ściany. Sytuacja jest dramatyczna
- mówiła podczas niedawnej (30 maja) nadzwyczajnej sesji Rady Powiatu w Lesku Małgorzata Bryndza, która od listopada 2024 roku zarządza szpitalem. Nie ma pieniędzy na regularne zakupy leków, placówka z opóźnieniem płaci wynagrodzenia personelowi kontraktowemu. -
Szpitalowi potrzebna jest finansowa pomoc, tu i teraz
- przekonuje.
Lokalna społeczność – położne, lekarze i samorządowcy – protestowali przeciwko decyzji likwidacji oddziału, wskazując zagrożenia logistyczne, finansowe oraz społeczne - godzinna podróż w razie komplikacji porodowych to ogromne ryzyko, nie wspominając o dodatkowym koszcie i stresie dla rodzin.
Ostatnia porodówka w Bieszczadach zniknie 1 lipca. Szpital ratował się pożyczkami z parabanków
Ministerstwo argumentowało, iż utrzymanie porodówki przy tak niskiej liczbie porodów i braku dostatecznego personelu specjalistycznego, zagraża bezpieczeństwu – zarówno medycznemu, jak i operacyjnemu – co może skutkować statystycznie wyższą zachorowalnością czy powikłaniami.
Podsumowując – od 1 lipca region Bieszczad straci swoją ostatnią porodówkę. Długi rzędu ponad 110 mln zł i wycofanie z zapowiadanej konsolidacji szpitali sprawiły, że ministerstwo nie widzi rozwiązania bez zamknięcia. Dla mieszkających tam kobiet to dramat – godziny dojazdu, stres, zagrożenie zdrowia i dodatkowe wydatki.