Niech prezydent Warszawy wyda kolejne zakazy dla dobra jej mieszkańców.
Niewinne pytania ministra sprawiedliwości do Trybunału Konstytucyjnego (batalion czy kompania − któż to wie? − anonimowych prawników-„specjalistów” i nieanonimowy Matczak M. uznali „za poważny krok do Polexitu”. Jak to kiedyś powiedział Joachim Brudziński − „proszę mnie nie rozśmieszać, bo mi zajady pękną”. Straszenie Polexitem zaczyna przypominać straszenie PiS-em. To drugie miało dla straszących opłakane skutki, bo podwójnie przegrali wybory w 2015 roku. Właściwie zatem nasuwa się wniosek: niech straszą dalej…
Z nieznanych mi przyczyn zarówno ówczesny minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak jak jego następca Joachim Brudziński uporczywie nazywają to miejsce pamięci narodowej Kopcem Czynu Niepodległościowego - Mogiłą Mogił.
Wczoraj były premier Donald Tusk zeznawał przed sejmową komisją śledczą d/s afery Amber Gold i mówiąc najoględniej to przesłuchanie nie wypadło dla niego korzystnie.
Trump codziennie walczy z mainstream mediami przyklejając im łatkę “fake news”, w zamian ci piszą i informują o nim stawiając go w złym świetle aż w 92%! Ostatnio jeden z gości występujących na stacji CNN wyznał, że Trump jest dużo gorszy niż ISIS! Dla globlewicy Trump jest nacjonalistą, rasistą, demagogiem, antysemitą i diabłem wcielonym! A pomyśleć, że jeszcze 20, 30 lat temu CNN stacja z której płynęły informacje z całego świata, a teraz z niej tylko płynie tylko nienawiść do prezydenta Trumpa. Lewica jest też za wolnością słowa, ale to ona decyduje co i kto może powiedzieć, w jaki sposób i w jakich okolicznościach...
Opadł już kampanijny kurz, proponuję zatem lekturę mojego wywiadu dla „Polska The Times”. Przeprowadziła go pani redaktor Anna Wojciechowska. Cóż, to nie była łatwa rozmowa...
W tym jednym dniu w roku należy zapomnieć o dzielących nas różnicach, wznieść się ponad wszelkie podziały i cieszyć się z tego, że możemy wszyscy - bez względu na poglądy - radośnie świętować w suwerennym kraju.
Choć PiS wie, na jakich polach musi się ścierać z przeciwnikiem, to kompletnie zapomniał, jak to robić. Na nieszczęście Kacpra Płażyńskiego i Małgorzaty Wassermann zostały gdzieś tam w pamięci strzępy świadomości, że trzeba uderzać „młodym PiS-em”. Póki się nie zużyje albo nie przebije. Teraz akurat jesteśmy na tym pierwszym etapie.
Ktoś złośliwy powiedziałby, że to norma, bo pół kadencji już minęło. Stan rzeczy zdefiniuję jednak inaczej: nie można hamletyzować nad brzegiem Rubikonu. Trzeba go przekroczyć.
Ku rozpaczy prof. Leszka Balcerowicza, który twierdzi, że „PIS realizuje najgorszy scenariusz dla polskiej gospodarki i nie realizuje ograniczania deficytu budżetu”, zapowiada się na koniec 2018 r. dawno niewidziana nadwyżka salda pierwotnego budżetu państwa. Ku rozpaczy głównego ekonomisty PO dr Andrzeja Rzońcy, który złowrogo wieszczył 100 miliardowy deficyt budżetu państwa, zapowiada się jedno z najniższych wykonań deficytu na poziomie ok. 20-23 mld zł w tym roku.
Rezultaty drugiej tury wyborów w naszych wielkich miastach nie zaskoczyły mnie ani trochę. Było to klasyczne głosowanie nie "na", tylko "przeciw". Przeciw PiS-owi ma się rozumieć. Przeciwko tej sile politycznej, która "chce nas wyprowadzić z Europy". I tutaj żadne zapewnienia i zaklinania naszego rządu nie pomogą.
Uważam, że jest to poważne niedopatrzenie, zważywszy na tajność wyborów.
Jak podał Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (EUNB) dwa największe polskie banki z wiodącym udziałem Skarbu Państwa, znalazły się na pierwszym i trzecim miejscu w UE, jeżeli chodzi o odporność na negatywne scenariusze makroekonomiczne w testach warunków skrajnych przeprowadzonych przez ten Urząd.
Wbrew pozorom, Polska wyrwana z porządku pojałtańskiego, współdecydująca o Europie – oczywiście proporcjonalnie do swoich możliwości i znaczenia politycznego – powstrzymuje rozpad „starej” Unii, chroni jej chrześcijańskie korzenie.
Na początku siostrze Łukaszka nikt nie uwierzył.\n- Ja, owszem, wierzę, ale częściowo - zastrzegła się babcia Łukaszka. - Uwierzę, że ten baner naprawdę tam wisi i że ma taki napis. Ale nie wierzę, żeby ktokolwiek to tak napisał. To przecież szkoła
Raz jeszcze proszę Pana Prezydenta RP o uhonorowanie wielkiego bohatera - stosownie do jego zasług dla Polski - najwyższym odznaczeniem, jakim dysponuje Rzeczpospolita.
Właściciel lokalu gastronomicznego przy ulicy Zygmunta Glogera 53 na Prądniku Białym w Krakowie Bartosz Kozieł postanowił wyprzedawać wieczorem za złotówkę te dania, które pozostały po całym dniu .
Wydawane w Brukseli „Politico” po informacji ,że Angela Merkel nie wystartuje na przewodniczącą CDU
To jest jakiś skandal! Albo wręcz sabotaż. Kto tam pracuje w tym Radio Poland? W szczególności w tym niemieckojęzycznym Auslanddienst? Co oni tam za hucpę odstawiają? Nie dalej jak wczoraj wrzuciłem tutaj ich zupełnie idiotyczną zajawkę do audycji w języku niemieckim, o tym czy przypadkiem (cytuję): "My, w Polsce, nie zanadto przywiązani jesteśmy do naszych zmarłych" (jest gdzieś tam poniżej). A dzisiaj trafiam tam na notatkę na temat wizyty Angeli Merkel w Warszawie, która jest niczym innym tylko bezmyślną kompilacją komunikatów z zachodnich agencji prasowych, albo wręcz żywcem zerżnięta z jakiegoś niemieckiego cajtunga. Może z FAZ, gdyż użyte zostało dokładnie to samo skandaliczne sformułowanie na określenie naszego rządu, jakie dzisiaj spotkałem w tekście z tej właśnie gazety:
Bardzo przyzwoity tekst - tak mi się przynajmniej wydaje. Tekst o reparacjach. Oczywiście w medium niezależnym, opozycyjnym, bo w mediach ich "głównego wścieku" czegoś takiego raczej nie uświadczyć. Co prawda w kilku punktach poczułem - mówiąc oględnie - dyskomfort, albo po prostu nie do końca zrozumiałem o co autorowi może chodzić, gdy dokonując tych swoich wyliczeń, ni stąd ni zowąd każe odliczyć od sumy należnej Polsce jakieś tam rzekome koszta związane z koniecznością "utrzymywania" polskich "uciekinierów", którzy w latach 1980-2004 (czyli do momentu wejścia Polski do Unii) przybyli do Niemiec. Doprawdy nie wiem, kogo autor ma tu na myśli? Czyżby tych tak zwanych "późnych wypędzonych"? Ewentualnie tej w sumie wcale nielicznej grupy Polaków, którzy otrzymali w Niemczech azyl polityczny lub inną formę prawa pobytu? I którzy przecież zbyt długo - jeśli w ogóle - na tym państwowym garnuszku nie pozostawali, szybko znajdując sobie pracę i asymilując się - w przeciwieństwie do kogoś tam. Zresztą owi "późni wypędzeni" to przecież formalnie Niemcy, ich "Landsleute", dlaczegóż więc dolicza się ich do jakichś tam kosztów poniesionych przez RFN?