Ryszard Czarnecki: "Dokąd zmierza Angela Merkel?"

Przedostatnia w tym roku sesja Parlamentu Europejskiego w Strasburgu upłynęła pod znakiem wystąpienia kanclerz RFN Angeli Merkel. Sporo wody w Renie i Sekwanie upłynęło od jej ostatniego przemówienia w europarlamencie – była to wspólna wizyta z ówczesnym prezydentem Francji Françoisem Hollande’em w październiku roku 2015.
 Ryszard Czarnecki: "Dokąd zmierza Angela Merkel?"
/ Youtube.com
Przedostatnia w tym roku sesja Parlamentu Europejskiego w Strasburgu upłynęła pod znakiem wystąpienia kanclerz RFN Angeli Merkel. Sporo wody w Renie i Sekwanie upłynęło od jej ostatniego przemówienia w europarlamencie – była to wspólna wizyta z ówczesnym prezydentem Francji Françoisem Hollande’em  w październiku roku 2015.

Merkel trwa - choć słabnie

Françoisa Hollande’a już nie ma – mając najniższe poparcie w historii V Republiki spośród wszystkich prezydentów zrezygnował z ponownego kandydowania. Nie ma też Nicolasa Sarkozy’ego, jego poprzednika, pochodzącego skądinąd z tej samej europejskiej rodziny politycznej, co wciąż jeszcze przewodnicząca CDU – Europejskiej Partii Ludowej. Nie ma też Jacquesa Chiraca, też gaullisty – jak Sarkozy. A Merkel wciąż trwa. Trwa, choć pozycje ma słabnącą. Skądinąd jej stosunki z francuskimi głowami państwa to osobna historia. Starszy od niej o 22 lata Chirac traktował ją na początku nieco paternalistycznie i nigdy nie było między nimi szczególnej chemii. Dla tego dwukrotnego prezydenta Francji, pamietającego jeszcze siedmioletnie kadencje głów  państwa (teraz są pięcioletnie) w jego kraju -tak na serio prawdziwym partnerem, według jego mniemania, był zbliżony do niego wiekiem (dwa lata różnicy) Helmuth Kohl, a nie Frau Kanzlerin, która przyczyniła się do politycznego uśmiercenia tegoż Kohla. Sarkozy był tym lokatorem Pałacu Elizejskiego, który bardzo pilnował, aby w tandemie Berlin-Paryż V Republika nie była w cieniu Republiki Federalnej. François Hollande dał się całkowicie zdominować niemieckiej kanclerz, a  Macron, choć oceniam go bardzo krytycznie ze względu na antypolskie wypowiedzi, nie dał sobie, mimo olbrzymiej różnicy wieku (Merkel w prywatnych rozmowach potrafiła mówić o nim z ledwo tajonym lekceważeniem, że najmłodszy prezydent w Europie mógłby być jej synem) narzucić dominacji sąsiadki z Berlina.
A więc Merkel trwa – choć słabnie − i w Strasburgu chciała pokazać Europie, że trwać chce. Niektórzy uważali, że jej mowa w Strasburgu będzie „politycznym testamentem” czterokrotnej kanclerz. Ja też uważam, ba, pisałem o tym jako jeden z pierwszych zaraz po wyborach w Niemczech, że Angela Merkel nie przetrwa do końca swojej kadencji – tym niemniej jednak, mówiąc Markiem Twainem, pogłoski o jej rychłej śmierci (politycznej) wydają się być przesadzone.

Niemcy mają swoje interesy – i w końcu o nich mówią!

Przed chwilą napisałem o „mowie Merkel”, choć tak naprawdę trudno ją uznać  za historyczne przemówienie. Merkel, jak to Merkel, nie popełniła podczas swojego wystąpienia w Strasburgu specjalnych błędów, nie obraziła nikogo, nie zirytowała jakoś szczególnie  eurosceptyków, ani też nie porwała euroentuzjastów. Była mało ekspresyjna, ale też przecież jej niebywała polityczna skuteczność nigdy nie miała źródła w jakiejś wyjątkowej  charyzmie. Mistrzyni gier gabinetowych, partyjnych i koalicyjnych przez przeszło ćwierćwiecze swojej kariery na szczeblu federalnym nigdy nie porywała tłumów – ale potrafiła skutecznie przycinać skrzydła przeciwnikom z własnej partii, z siostrzanej CSU oraz koalicyjnym partnerom – czy to socjalistom (pierwszy, trzeci i czwarty rząd Merkel )czy to liberałom (rząd „numer 2” utworzony w 2009 roku).
To, co godne zauważenia w jej strasburgskim wystąpieniu, to fakt, że w odpowiedzi na przemówienie Ryszarda Legutki, współprzewodniczącego Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, który skrytykował Nord Stream, powiedziała, że Niemcy mają i będą mieli swoje interesy, gdy chodzi o energetykę. To dobrze, że wreszcie wyszła spoza banałów o europejskiej jedności i przyznała wprost, że – co naturalne i trudno się temu dziwić – Berlin dba o tak, a nie inaczej pojmowane własne interesy. To w gruncie rzeczy ułatwia dialog: Berlin mówi o swoich interesach, Warszawa o swoich, inne stolice o swoich i wychodzimy z chocholego eurotańca, pełnego zaklęć o europejskiej solidarności. Europejskiej solidarności, która  dotychczas była swoistym kneblem mającym zniechęcić do podkreślania i realizowania własnych interesów przez kraje inne niż Francja czy Niemcy. Skądinąd godny uśmiechu jest fakt, że w tym samym wystąpieniu niemieckiej kanclerz podkreślającej prawo Berlina do obrony własnych interesów energetycznych, jak widać rozbieżnych z europejskimi, a przynajmniej z interesami Polski, krajów bałtyckich oraz państw skandynawskich znalazł się rytualny apel o  …  „solidarność europejską”, gdy chodzi o politykę imigracyjną. Jak widać, schizofrenia polityczna bywa użyteczna – pod warunkiem, że jest zbieżna z interesami tego, który z niej korzysta.

Teutońska większość

Kanclerz Merkel broniła przegranej sprawy, jaką jest jej polityka imigracyjna, co jeden jedyny raz wzbudziło  entuzjazm w Parlamencie Europejskim wciąż jeszcze zdominowanym przez lewicowo-liberalno-chadecką proimigracyjną koalicję. Charakterystyczne jest tez, że Angela Merkel była wyraźnie oszczędzana przez szefów grup politycznych, którzy  odnosili się do jej wystąpienia. Nic w tym dziwnego, skoro na siedmiu liderów grup politycznych, aż pięciu to Niemcy (sic!), a na dziewięciu aż sześć. Po Angeli Merkel przemawiał szef Europejskiej Partii Ludowej (tam, gdzie PO i PSL) Manfred Weber – kandydat tej frakcji na przewodniczącego  Komisji Europejskiej od przyszłego roku. Następnie wypowiadał się  lider socjalistów Udo Bullmann, potem polski przerywnik – profesor Ryszard Legutko w imieniu frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, potem szef liberałów Belg (Flamand) Guy Verhofstadt oraz kolejni Niemcy: liderka Zielonych Ska Keller, a w imieniu komunistów Gabriele Zimmer, zaś w imieniu eurosceptyków Marcus Pretzell. Przypomniało mi to, prawdę mówiąc, sytuację z początku pierwszej „polskiej” kadencji Parlamentu Europejskiego, z 2004 roku, gdy po wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej Niemcu Guentherze Verheugenie przemawiali szefowie największych frakcji ,a zarazem  jego rodacy − Hans Gert  Poettering w imieniu chadeków, a w imieniu socjalistów Martin Schulz. W rezultacie przemawiający po nim szef liberałów Brytyjczyk Graham Watson ironicznie przeprosił, że „nie  będzie mówił mową Teutonów”.
W czasie swojego wystąpienia kanclerz Merkel rytualnie, już  po raz kolejny, wsparła strefę euro, co pewnie i tak nie przekona Polaków czy Czechów, a jeszcze bardziej denerwuje Włochów, którzy przypisują kryzys ekonomiczny i bankowy swego kraju, w jakiejś mierze słusznie, właśnie działaniu „eurolandu”.

Europejska armia kontra NATO?

Co ważniejsze jednak, Merkel poparła ideę europejskiej armii. Wszak „Der Teufel steckt im Detail“, „diabeł tkwi w szczegółach” − europejska armia bowiem może ewidentnie osłabić NATO, co nie leży w polskim interesie. Ponadto można się spodziewać, że w koncepcji niemieckiej kanclerz praktyka euroarmii może sprowadzać się do składania większych zamówień dla przemysłu zbrojeniowego – tyle, że głownie niemieckiego i może  francuskiego. 

Angela Merkel nie składa broni, choć jej pozycja wydaje się być słabsza niż kiedykolwiek. Słabsza nawet niż wtedy, gdy Niemcy na demonstracjach domagali się jej odejścia w związku z fatalną polityką imigracyjną Berlina, która zaowocowała przyjęciem przeszło miliona „uchodźców”, z czego olbrzymią większość stanowili młodzi muzułmanie, kiepsko integrujący się z niemieckim społeczeństwem.

Tyle, że jeśli Angela Merkel jest w  Niemczech na równi pochyłej, to może to, paradoksalnie czy nie, oznaczać trampolinę dla jej potencjalnej kariery europejskiej. Ciekawe, co byłoby lepsze dla Polski?

*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (19.11.2018)

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Deutsche Quelle: Od 2 maja ekologiczne Niemcy konsumują surowce kosztem innych państw Wiadomości
Deutsche Quelle: Od 2 maja ekologiczne Niemcy konsumują surowce kosztem innych państw

W tym roku Niemcy już od 2 maja konsumują surowce naturalne na koszt innych państw – odnotowała lewicowa Tageszeitung, powołując się na dane organizacji Footprintnetwork monitorującej poziom zużycia surowców na świecie. Jak wynika z obliczeń Global Footprint Network, Niemcom zaledwie w cztery miesiące udało się wykorzystać wszystkie „przypisane im” na 2004 r surowce, a miniony czwartek stał się tym samym Dniem Przekroczenia Zasobów Ziemi. Podobno, gdyby wszystkie państwa świata zachowywały się jak Niemcy, nie starczyłoby nam trzech Ziem.

Tragiczny wypadek na warszawskim Wilanowie z ostatniej chwili
Tragiczny wypadek na warszawskim Wilanowie

Trzy osoby zginęły w wypadku w warszawskim Wilanowie. Kierowca BMW zjechał z drogi i uderzył w drzewo po czym samochód spłonął. Na miejscu trwa akcja służb - poinformowała PAP stołeczna policja.

Burza w Barcelonie. Wymowny komentarz ws. Lewandowskiego z ostatniej chwili
Burza w Barcelonie. Wymowny komentarz ws. Lewandowskiego

Robert Lewandowski przerwał złą passę i w ostatnim meczu Barcelony z Valencią (4:2) pokazał świetną formę. Dzięki temu znalazł się na świeczniku mediów i rozwiał krążące od miesięcy plotki dotyczące potencjalnego transferu do innego klubu.

Jasna deklaracja Lewicy. Chodzi o zasadę jednomyślności w UE z ostatniej chwili
Jasna deklaracja Lewicy. Chodzi o zasadę jednomyślności w UE

Lewica będzie walczyła o to, żeby w przyszłej kadencji Parlamentu Europejskiego znieść zasadę jednomyślności w UE - poinformowali na piątkowej konferencji współprzewodniczący Nowej Lewicy Robert Biedroń i ministra ds. równości Katarzyna Kotula. Według Biedronia prawo weta to narzędzie do "niszczenia UE od środka".

Uczestniczka Tańca z gwiazdami przerwała milczenie z ostatniej chwili
Uczestniczka "Tańca z gwiazdami" przerwała milczenie

Aktualna edycja "Tańca z gwiazdami" cieszy się dużym zainteresowaniem telewidzów. W walce o Kryształową Kulę już wkrótce zmierzą się trzy pary. Wraz z profesjonalnymi tancerzami będą to: Anita Sokołowska, Roksana Węgiel oraz Julia Kuczyńska.

Tragiczny wypadek w Gdańsku. Ucierpiała kobieta z dzieckiem  z ostatniej chwili
Tragiczny wypadek w Gdańsku. Ucierpiała kobieta z dzieckiem

Samochód osobowy wjechał w pieszych, a następnie uderzył w budynek przy ul. Lawendowe Wzgórze w Gdańsku. Ze wstępnych ustaleń wynika, że 50-letni mężczyzna zasłabł za kierownicą. Poszkodowani: kobieta z dzieckiem zostali przewiezieni do szpitala.

Prezydent na Święto Konstytucji 3 maja: Potrzebna jest silna armia i CPK z ostatniej chwili
Prezydent na Święto Konstytucji 3 maja: Potrzebna jest silna armia i CPK

O potrzebie obrony polskiej suwerenności i odradzającym się rosyjskim imperializmie mówił prezydent Andrzej Duda w rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja. Wśród wyzwań wymienił budowę silnej armii i wielkie inwestycje transportowe, w tym lotnisko, które byłoby "centrum logistyczno-transportowym".

Dramat gwiazdora Dzień dobry TVN z ostatniej chwili
Dramat gwiazdora "Dzień dobry TVN"

Marcin Prokop, który od lat jest prezenterem w "Dzień dobry TVN" podzielił się ze swoimi fanami przykrą opowieścią. Chodzi o jego pupila, który w ciężkim stanie trafił do weterynarza.

Toksyczna chmura nad Berlinem. Trwa akcja służb z ostatniej chwili
Toksyczna chmura nad Berlinem. Trwa akcja służb

W Berlinie, w dzielnicy Lichterfelde doszło do groźnego pożaru. Przed południem w płomieniach stanęła hala fabryczna, w której znajdowały się rozmaite substancje chemiczne m.in. cyjanek miedzi oraz kwas siarkowy. Wiadomo, że część budynku zawaliła się.

Niemieckie media: Polska chce wykorzystać słabość Niemiec z ostatniej chwili
Niemieckie media: Polska chce wykorzystać słabość Niemiec

Do tej pory Stany Zjednoczone przechowywały swoją broń jądrową w Niemczech. Polska stała się lepszą lokalizacją, a Warszawa wydaje ponad cztery procent swojej produkcji gospodarczej na zbrojenia - co czyni ją krajem numer jeden w sojuszu – pisze niemiecki Die Welt.

REKLAMA

Ryszard Czarnecki: "Dokąd zmierza Angela Merkel?"

Przedostatnia w tym roku sesja Parlamentu Europejskiego w Strasburgu upłynęła pod znakiem wystąpienia kanclerz RFN Angeli Merkel. Sporo wody w Renie i Sekwanie upłynęło od jej ostatniego przemówienia w europarlamencie – była to wspólna wizyta z ówczesnym prezydentem Francji Françoisem Hollande’em w październiku roku 2015.
 Ryszard Czarnecki: "Dokąd zmierza Angela Merkel?"
/ Youtube.com
Przedostatnia w tym roku sesja Parlamentu Europejskiego w Strasburgu upłynęła pod znakiem wystąpienia kanclerz RFN Angeli Merkel. Sporo wody w Renie i Sekwanie upłynęło od jej ostatniego przemówienia w europarlamencie – była to wspólna wizyta z ówczesnym prezydentem Francji Françoisem Hollande’em  w październiku roku 2015.

Merkel trwa - choć słabnie

Françoisa Hollande’a już nie ma – mając najniższe poparcie w historii V Republiki spośród wszystkich prezydentów zrezygnował z ponownego kandydowania. Nie ma też Nicolasa Sarkozy’ego, jego poprzednika, pochodzącego skądinąd z tej samej europejskiej rodziny politycznej, co wciąż jeszcze przewodnicząca CDU – Europejskiej Partii Ludowej. Nie ma też Jacquesa Chiraca, też gaullisty – jak Sarkozy. A Merkel wciąż trwa. Trwa, choć pozycje ma słabnącą. Skądinąd jej stosunki z francuskimi głowami państwa to osobna historia. Starszy od niej o 22 lata Chirac traktował ją na początku nieco paternalistycznie i nigdy nie było między nimi szczególnej chemii. Dla tego dwukrotnego prezydenta Francji, pamietającego jeszcze siedmioletnie kadencje głów  państwa (teraz są pięcioletnie) w jego kraju -tak na serio prawdziwym partnerem, według jego mniemania, był zbliżony do niego wiekiem (dwa lata różnicy) Helmuth Kohl, a nie Frau Kanzlerin, która przyczyniła się do politycznego uśmiercenia tegoż Kohla. Sarkozy był tym lokatorem Pałacu Elizejskiego, który bardzo pilnował, aby w tandemie Berlin-Paryż V Republika nie była w cieniu Republiki Federalnej. François Hollande dał się całkowicie zdominować niemieckiej kanclerz, a  Macron, choć oceniam go bardzo krytycznie ze względu na antypolskie wypowiedzi, nie dał sobie, mimo olbrzymiej różnicy wieku (Merkel w prywatnych rozmowach potrafiła mówić o nim z ledwo tajonym lekceważeniem, że najmłodszy prezydent w Europie mógłby być jej synem) narzucić dominacji sąsiadki z Berlina.
A więc Merkel trwa – choć słabnie − i w Strasburgu chciała pokazać Europie, że trwać chce. Niektórzy uważali, że jej mowa w Strasburgu będzie „politycznym testamentem” czterokrotnej kanclerz. Ja też uważam, ba, pisałem o tym jako jeden z pierwszych zaraz po wyborach w Niemczech, że Angela Merkel nie przetrwa do końca swojej kadencji – tym niemniej jednak, mówiąc Markiem Twainem, pogłoski o jej rychłej śmierci (politycznej) wydają się być przesadzone.

Niemcy mają swoje interesy – i w końcu o nich mówią!

Przed chwilą napisałem o „mowie Merkel”, choć tak naprawdę trudno ją uznać  za historyczne przemówienie. Merkel, jak to Merkel, nie popełniła podczas swojego wystąpienia w Strasburgu specjalnych błędów, nie obraziła nikogo, nie zirytowała jakoś szczególnie  eurosceptyków, ani też nie porwała euroentuzjastów. Była mało ekspresyjna, ale też przecież jej niebywała polityczna skuteczność nigdy nie miała źródła w jakiejś wyjątkowej  charyzmie. Mistrzyni gier gabinetowych, partyjnych i koalicyjnych przez przeszło ćwierćwiecze swojej kariery na szczeblu federalnym nigdy nie porywała tłumów – ale potrafiła skutecznie przycinać skrzydła przeciwnikom z własnej partii, z siostrzanej CSU oraz koalicyjnym partnerom – czy to socjalistom (pierwszy, trzeci i czwarty rząd Merkel )czy to liberałom (rząd „numer 2” utworzony w 2009 roku).
To, co godne zauważenia w jej strasburgskim wystąpieniu, to fakt, że w odpowiedzi na przemówienie Ryszarda Legutki, współprzewodniczącego Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, który skrytykował Nord Stream, powiedziała, że Niemcy mają i będą mieli swoje interesy, gdy chodzi o energetykę. To dobrze, że wreszcie wyszła spoza banałów o europejskiej jedności i przyznała wprost, że – co naturalne i trudno się temu dziwić – Berlin dba o tak, a nie inaczej pojmowane własne interesy. To w gruncie rzeczy ułatwia dialog: Berlin mówi o swoich interesach, Warszawa o swoich, inne stolice o swoich i wychodzimy z chocholego eurotańca, pełnego zaklęć o europejskiej solidarności. Europejskiej solidarności, która  dotychczas była swoistym kneblem mającym zniechęcić do podkreślania i realizowania własnych interesów przez kraje inne niż Francja czy Niemcy. Skądinąd godny uśmiechu jest fakt, że w tym samym wystąpieniu niemieckiej kanclerz podkreślającej prawo Berlina do obrony własnych interesów energetycznych, jak widać rozbieżnych z europejskimi, a przynajmniej z interesami Polski, krajów bałtyckich oraz państw skandynawskich znalazł się rytualny apel o  …  „solidarność europejską”, gdy chodzi o politykę imigracyjną. Jak widać, schizofrenia polityczna bywa użyteczna – pod warunkiem, że jest zbieżna z interesami tego, który z niej korzysta.

Teutońska większość

Kanclerz Merkel broniła przegranej sprawy, jaką jest jej polityka imigracyjna, co jeden jedyny raz wzbudziło  entuzjazm w Parlamencie Europejskim wciąż jeszcze zdominowanym przez lewicowo-liberalno-chadecką proimigracyjną koalicję. Charakterystyczne jest tez, że Angela Merkel była wyraźnie oszczędzana przez szefów grup politycznych, którzy  odnosili się do jej wystąpienia. Nic w tym dziwnego, skoro na siedmiu liderów grup politycznych, aż pięciu to Niemcy (sic!), a na dziewięciu aż sześć. Po Angeli Merkel przemawiał szef Europejskiej Partii Ludowej (tam, gdzie PO i PSL) Manfred Weber – kandydat tej frakcji na przewodniczącego  Komisji Europejskiej od przyszłego roku. Następnie wypowiadał się  lider socjalistów Udo Bullmann, potem polski przerywnik – profesor Ryszard Legutko w imieniu frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, potem szef liberałów Belg (Flamand) Guy Verhofstadt oraz kolejni Niemcy: liderka Zielonych Ska Keller, a w imieniu komunistów Gabriele Zimmer, zaś w imieniu eurosceptyków Marcus Pretzell. Przypomniało mi to, prawdę mówiąc, sytuację z początku pierwszej „polskiej” kadencji Parlamentu Europejskiego, z 2004 roku, gdy po wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej Niemcu Guentherze Verheugenie przemawiali szefowie największych frakcji ,a zarazem  jego rodacy − Hans Gert  Poettering w imieniu chadeków, a w imieniu socjalistów Martin Schulz. W rezultacie przemawiający po nim szef liberałów Brytyjczyk Graham Watson ironicznie przeprosił, że „nie  będzie mówił mową Teutonów”.
W czasie swojego wystąpienia kanclerz Merkel rytualnie, już  po raz kolejny, wsparła strefę euro, co pewnie i tak nie przekona Polaków czy Czechów, a jeszcze bardziej denerwuje Włochów, którzy przypisują kryzys ekonomiczny i bankowy swego kraju, w jakiejś mierze słusznie, właśnie działaniu „eurolandu”.

Europejska armia kontra NATO?

Co ważniejsze jednak, Merkel poparła ideę europejskiej armii. Wszak „Der Teufel steckt im Detail“, „diabeł tkwi w szczegółach” − europejska armia bowiem może ewidentnie osłabić NATO, co nie leży w polskim interesie. Ponadto można się spodziewać, że w koncepcji niemieckiej kanclerz praktyka euroarmii może sprowadzać się do składania większych zamówień dla przemysłu zbrojeniowego – tyle, że głownie niemieckiego i może  francuskiego. 

Angela Merkel nie składa broni, choć jej pozycja wydaje się być słabsza niż kiedykolwiek. Słabsza nawet niż wtedy, gdy Niemcy na demonstracjach domagali się jej odejścia w związku z fatalną polityką imigracyjną Berlina, która zaowocowała przyjęciem przeszło miliona „uchodźców”, z czego olbrzymią większość stanowili młodzi muzułmanie, kiepsko integrujący się z niemieckim społeczeństwem.

Tyle, że jeśli Angela Merkel jest w  Niemczech na równi pochyłej, to może to, paradoksalnie czy nie, oznaczać trampolinę dla jej potencjalnej kariery europejskiej. Ciekawe, co byłoby lepsze dla Polski?

*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (19.11.2018)


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe