Monika Małkowska: Wrocławskie alternatywy

Wrocław kojarzy mi się ze skrajnościami. Ze zjawiskami z pogranicza zgrywu, prowokacji i śmiertelnej powagi. Z eksperymentem artystycznym doprowadzonym do ściany. Zaczynem tego ryzykanctwa – zaryzykuję – były powojenne przetasowania kulturowe.
 Monika Małkowska: Wrocławskie alternatywy
/ Monika Małkowska / Tygodnik Solidarność

Co musisz wiedzieć:

  • Pod koniec lat 50. nastąpiła prawdziwa erupcja twórczej inwencji, i to w różnych dyscyplinach. Wrocławski tygiel wydał twórcze owoce rzutujące na całą rodzimą kulturę, a także na plan ogólnoświatowy.

  • Hermansdorfer stworzył od podstaw jedną z najwybitniejszych kolekcji polskiej sztuki współczesnej, wówczas powstającej na bieżąco.

  • – Pamiętam przełomową, trzecią edycję triennale – kilka dni przed ogłoszeniem stanu wojennego, od 30 listopada 1981. Czy wyczuwało się zagrożenie? W oparach konceptualizmu – niekoniecznie – pisze autorka.

Kulturowy tygiel

Breslau, przed wojną prawie milionowa aglomeracja, po 1945 roku zamienił się w „dzikie pola”: zniszczeniu uległo około 70% tkanki miasta, większość autochtonów ewakuowano (około 700 tysięcy osób!) lub przymusowo przesiedlono. Powojenny zdewastowany Wrocław (w 1945 roku w spisie powszechnym liczył ledwie 170 tys. mieszkańców) zamienił się w „przytulisko” dla polskiej ludności napływowej wysiedlanej z Kresów Wschodnich oraz Polski Centralnej. Tak oto do miasta gotyckich kościołów i radykalnej koncepcji urbanistycznej, realizowanej przez dwie pierwsze dekady XX stulecia pod okiem niemieckiego architekta i polityka Maxa Berga (przypomnę: najsłynniejsza jego budowla to Hala Stulecia z 1924 roku wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO), przybyli ludzie z zupełnie innymi tradycjami i estetyczną wizją. Trochę trwało, zanim na Ziemiach Odzyskanych udało się uporządkować zamęt, ustały międzyludzkie konflikty, zabliźniły się rany osobiste. Jednak pod koniec lat 50. nastąpiła prawdziwa erupcja twórczej inwencji, i to w różnych dyscyplinach. Wrocławski tygiel wydał twórcze owoce rzutujące na całą rodzimą kulturę, a także na plan ogólnoświatowy.

 

Zaczęło się w Laboratorium

Awangarda nie uznawała ograniczeń gatunkowych. Jedna dziedzina i zrodzone w jej obrębie koncepcje promieniowały na inne pola kreacji. Znamienny przykład – pokrewieństwo teatru eksperymentalnego i performance’ów. Toteż zanim dojdziemy do najbardziej dziś rozpoznawalnego wrocławskiego interdyscyplinarnego działania – Pomarańczowej Alternatywy – warto przywołać wcześniejszy wrocławski fenomen, także trudny do ujęcia w jednogatunkowe ramy. Instytut Badania Metody Aktorskiej, czyli Teatr Laboratorium Jerzego Grotowskiego. Zjawisko, które podbiło świat. Połowa lat 60., premiery dwóch kolejnych wariantów „Księcia niezłomnego” w reżyserii Jerzego Grotowskiego. W 1967 roku Grotowski z zespołem prezentują kilka pokazów zamkniętych spektaklu (zarzuconego) „Ewangelie”. Etiudy obrazujące życie Jezusa i współczesny wymiar postawy chrześcijańskiej to jednak wstrząs w dobie PRL-u. Przedstawienie, choć niedoprowadzone do finału, znajduje kontynuację w przełomowym dziele Grotowskiego – „Apocalypsis cum figuris”, w którym teksty z Biblii zderzały się z cytatami z Fiodora Dostojewskiego, Thomasa Stearnsa Eliota i Simone Weil. Laboratorium robi światową karierę, choć aktorzy (zwłaszcza Ryszard Cieślak) płacą za to najwyższą cenę. To właśnie ta ekstaza, przekraczanie granic sacrum i profanum, zacierania podziału pomiędzy twórcą i odbiorcą, stały się znakiem rozpoznawczym kreacji znad Odry. Grotowski od 1973 roku przedsiębrał otwarte dla każdego projekty treningowo-performatywne, na które zjeżdżali uczestnicy z całego świata. Dziewięć lat później, podczas stanu wojennego, mistrz wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Jednak jego doświadczenia – choć nie w tak ekstremalnej formie – podejmowali inni artyści, którym na pozór daleko było do Laboratorium.

 

Trochę klasyki

Lata 60. i 70. to był czas, kiedy nie kasa, lecz prywatne kontakty decydowały o profilu i randze zbiorów narodowych muzeów. We Wrocławiu tamtych lat rolę arbitra pełnił Mariusz Hermansdorfer (urodzony w 1940 roku we Lwowie), wieloletni dyrektor Muzeum Narodowego. Kierował placówką przez 30 lat (1983–2013), lecz jego estetyczne decyzje wyznaczyły profil MNW już dekadę wcześniej, kiedy pełnił funkcję kustosza działu sztuki współczesnej. Na tamte czasy – prawdziwy wizjoner, nieunikający ryzyka kupowania dzieł młodych/nieznanych artystów. Hermansdorfer stworzył od podstaw jedną z najwybitniejszych kolekcji polskiej sztuki współczesnej, wówczas powstającej na bieżąco. Odmiennie niż inni dyrektorzy nie ograniczał się do zakupów pojedynczych obiektów, nie bał się kupować większych ciągów, bo widział w tym historyczny sens – dzięki czemu Wrocław może poszczycić się niemal gotowymi zestawami do wystaw indywidualnych. Magdalena Abakanowicz, Władysław Hasior, Jan Tarasin, Jerzy Nowosielski, Jerzy Kalina… to tylko ci najsławniejsi, bez których trudno wyobrazić sobie panoramę współczesnej sztuki polskiej. „To dzięki niemu istnieje Muzeum Narodowe, Panorama Racławicka i Muzeum Etnograficzne, a także Pawilon Czterech Kopuł, z unikalną kolekcją polskiej sztuki współczesnej” – wspominano zasługi Hermansdorfera. Taaa… Przypominam tę postać i jego dokonania, bo to jeden z ważniejszych punktów panoramy wrocławskiej kultury. Nie dla wszystkich oczywisty.

 

Guru awangardy

Dekadę starszy był Jerzy Ludwiński. Urodzony w 1930 roku we wsi Zakrzówek w Lubelskiem, w latach 1950–1955 studiował historię sztuki na KUL – a był to czas stalinizmu, od którego co bardziej niezależne umysły uciekały na humanistyczne wydziały Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Trudno to sobie dziś wyobrazić: apogeum socrealizmu, a oni tam knują, snują swoje wizje, pod prąd ówczesnej doktrynie, bez strachu. Ludwiński pełnił wiele ról: teoretyka i współzałożyciela Grupy „Zamek”, redaktora (w „Strukturach”, lata 1959–1961, potem w „Odrze”), organizatora sympozjum w Puławach „Sztuka w zmieniającym się świecie” (1966). Najważniejsze: przeprowadzka do Wrocławia i organizacja Galerii Pod Moną Lizą oraz Ośrodka Dokumentacji Sztuki. Zdaniem wielu to tam narodził się polski konceptualizm. Kiedy teraz o tym myślę, to uważam, że było to zjawisko zbieżne, a nawet wyprzedzające „ducha czasów”. W PRL-u stan posiadania większości rodaków był raczej skromny – a konceptualizm (sztuka koncepcji) współgrał z materialnym ubóstwem obywateli swym „nieistnieniem”. Niestety, filozoficzno-teoretyczny podkład tych „projektów” często zamieniał się w niby-intelektualny bełkot. Ale słuchano tego z otwartymi gębami: raptem dekadę po socu brzmiało to jak eksplozja twórczej wolności.

 

Architektura, rysunek, polityka

Długo by wyliczać, co „jedyne w Polsce” zlokalizowane było/jest we Wrocławiu. Wymienię Muzeum Architektury (data założenia 1965 rok), gdzie poza wystawami odbywały się parateatralne eventy (spektakle Cricot 2 Tadeusza Kantora, Teatru Ósmego Dnia, Teatru

Gardzienice czy Sceny Plastycznej KUL). I z innej sfery – koncerty Wratislavia Cantas, kolejnej wizytówki nadodrzańskiego miasta. Było jeszcze coś, o czym trochę zapomniano: pierwszy w Polsce konkurs dedykowany rysunkowi – najpierw w skali ogólnopolskiej (1965), od 1974 roku przekształcony w Międzynarodowe Triennale Rysunku. Ostatnia edycja odbyła się w 1995 roku, ale co tam się działo, co się działo! To znów była wylęgarnia sztuki konceptualnej, niepokornej, nietradycyjnej. A lista uczestniczących w niej gwiazd byłaby dziś przedmiotem zazdrości najbardziej prestiżowych muzeów świata – Christo, Herman Nitsch, Marlene Dumas, A.R. Penck, Valie Export, Nancy Spero… i wielu innych. Pamiętam przełomową, trzecią edycję triennale – kilka dni przed ogłoszeniem stanu wojennego, od 30 listopada 1981 roku. Czy wyczuwało się zagrożenie? W oparach konceptualizmu – niekoniecznie.

 

Zrób to sam

Jak wiadomo, za PRL-u plakat urósł do pozycji naszej narodowej specjalności. Ten gatunek miał lokalne odnogi – także we Wrocławiu (trzon stanowiła „czwórka wrocławska”: Jan Jaromir Aleksiun, Jerzy Czerniawski, Jan Sawka, Eugeniusz Get-Stankiewicz). Co zadziwiające, w przeciwieństwie do konceptualnych trendów w nadodrzańskim afiszu dominowała stylistyka poetycko-surrealistyczna. Był wyjątek: Get-Stankiewicz, urodzony w 1942 roku w Oszmianie na Wileńszczyźnie. Człowiek instytucja. Sceptyk, filozof, fenomen manualizmu (rysunek, miedzioryt, odręczne pisanie), gigantyczne poczucie humoru i autoironii. Związany z ruchem Solidarności, laureat nagrody Komitetu Kultury Niezależnej „Solidarność” za lata 1981-1982. Jego bodaj najsłynniejszym, a z pewnością najbardziej nośnym dziełem jest malutka kompozycja, ledwie 93 cm wysokości i 65 szerokości. Tytuł „Zrób to sam” z 1976 roku nawiązywał do popularnych zestawów „brikolażowych” dla młodzieży – z tym że w tym przypadku majsterkowiczem miał/mógł być każdy. W pudełko-zestawie Get umieścił krzyż, figurkę Chrystusa, młotek i gwoździe. Plus tytuł-instrukcję. Mało jest prac równie wymownych, a syntetycznych w formie. Oraz tak ponadczasowych.

 

Żaden luksus, tylko papier toaletowy

W stanie wojennym – o paradoksie! – kwitła sztuka niezależna. Wrocław miał swoich protagonistów, wywodzących się z kilku źródeł: konceptualizmu, plakatowego skrótu, buntowniczego undergroundu i… teatru.

Pod koniec 1982 roku ukazał się pierwszy numer ręcznie wykonanego studenckiego fanzina „Luxus” w nakładzie trzech egzemplarzy. Formalnie tak zatytułowana grupa artystyczna zaistniała dopiero od 1983 roku (funkcjonowała do 1995 roku), a i to pewności nie ma, bo członkowie nie postrzegali siebie jako artystycznej formacji, lecz jako zespół uprawiający „działalność towarzyską”, wdającą się w dyskusje i organizującą wystawy. A także wydającą magazyn „Luxus”. I tu znów pojawiają się interdyscyplinarne konotacje: związki z grupami muzycznymi jak Klaus Mitffoch, Kormorany, Miki Mousoleum. Co do ogólnego klimatu „Luxus” miał wiele wspólnego z Pomarańczową Alternatywą (i działalnością „Majora” Waldemara Fydrycha): zgrywuśny, wymuszony uśmiech klauna połączony z grymasem rozpaczy. I determinacją: dobra, idziemy na rympał, rzeczywistość jest zbyt surrealistyczna, żeby się nią przejmować. Z rozlicznych akcji Pomarańczowej Alternatywy zapamiętałam „Papier toaletowy” (1987), podczas której ten powszechnie pożądany towar wydzielany był każdemu po identycznym kawałku. Pod hasłem „Niech sprawiedliwość zacznie się od papieru”. Jestem za.


 

POLECANE
Kolej na Pomorzu wraca do życia. Komunikat dla turystów i mieszkańców Wiadomości
Kolej na Pomorzu wraca do życia. Komunikat dla turystów i mieszkańców

Po ponad 25 latach na tory między Kartuzami a Lęborkiem wrócą pociągi pasażerskie. Linia kolejowa nr 229 zostanie odbudowana, a inwestycja, choć w głównej mierze ma obsłużyć transport do pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej, przyniesie też korzyści mieszkańcom Pomorza i turystom odwiedzającym Kaszuby.

Wyłączenia prądu w woj. Pomorskim. Ważny komunikat dla mieszkańców z ostatniej chwili
Wyłączenia prądu w woj. Pomorskim. Ważny komunikat dla mieszkańców

Mieszkańcy województwa pomorskiego muszą przygotować się na planowane przerwy w dostawie energii elektrycznej. Energa Operator opublikowała harmonogram wyłączeń prądu, które obejmą zarówno Trójmiasto, jak i wiele gmin w regionie. Sprawdź, czy Twoja ulica znalazła się na liście.

Dzięki Bogu nie tym razem. Groźny wypadek aktorskiej pary Wiadomości
"Dzięki Bogu nie tym razem". Groźny wypadek aktorskiej pary

W piątek po południu w miejscowości Niechanowo koło Gniezna doszło do groźnie wyglądającego wypadku z udziałem znanej pary aktorskiej - Karoliny Gorczycy i Krzysztofa Czeczota. Ich mercedes został uderzony przez citroena wyjeżdżającego z drogi podporządkowanej.

Hołownia nie będzie przewodniczym Polski 2050. Wyjaśnił powody z ostatniej chwili
Hołownia nie będzie przewodniczym Polski 2050. Wyjaśnił powody

Lider i założyciel Polski 2050 Szymon Hołownia przekazał w sobotę, że nie będzie ubiegał się o funkcję przewodniczącego partii. Wskazał, że nadszedł odpowiedni moment, aby przekazać „pałeczkę w sztafecie”.

Co dalej z Hołownią po zakończeniu funkcji marszałka? Jest decyzja Polski 2050 z ostatniej chwili
Co dalej z Hołownią po zakończeniu funkcji marszałka? Jest decyzja Polski 2050

Rada Krajowa Polski 2050 jednogłośnie rekomenduje marszałka Szymona Hołownię na pozycję wicemarszałka Sejmu - powiedziała w sobotę I wiceprzewodnicząca tej partii Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz po posiedzeniu Rady Krajowej. Dodała, że we wtorek Rada Krajowa wskaże kandydata na wicepremiera.

Dolnośląskie: Karambol na S8. Nie żyją dwie osoby z ostatniej chwili
Dolnośląskie: Karambol na S8. Nie żyją dwie osoby

Do zderzenia dwóch ciężarówek i dwóch aut osobowych doszło w sobotę na trasie S8 między węzłami Oleśnica Zachód – Oleśnica Północ. W wypadku zginęły dwie osoby – droga w kierunku Warszawy jest zablokowana.

Trudna sytuacja w Platformie. Błądzimy w ciemnościach z ostatniej chwili
Trudna sytuacja w Platformie. "Błądzimy w ciemnościach"

Na łamach tygodnika "Newsweek" red. Dominika Długosz opisuje kryzys w Platformie Obywatelskiej. "Donald Tusk ma problem z partią" – podano w publikacji.

mBank wydał ważny komunikat z ostatniej chwili
mBank wydał ważny komunikat

mBank zapowiada przerwę technologiczną w nocy z 27 na 28 września. Część usług nie będzie dostępna przez kilka godzin. Klienci powinni przygotować się wcześniej i zlecić ważne przelewy przed wyłączeniem niektórych usług.

Zestrzeliwanie rosyjskich myśliwców naruszających przestrzeń NATO. Polacy zabrali głos [SONDAŻ] z ostatniej chwili
Zestrzeliwanie rosyjskich myśliwców naruszających przestrzeń NATO. Polacy zabrali głos [SONDAŻ]

Zdecydowana większość Polaków uważa, że rosyjskie myśliwce przekraczające granice państw NATO powinny być zestrzeliwane – wynika z badania pracowni SW Research dla Onetu. 

Rozpoczęło się posiedzenie Rady Krajowej Polski 2050. Mają zapaść ważne decyzje z ostatniej chwili
Rozpoczęło się posiedzenie Rady Krajowej Polski 2050. Mają zapaść ważne decyzje

W sobotę w Warszawie rozpoczęło się posiedzenie Rady Krajowa Polski 2050. Według lidera ugrupowania, marszałka Sejmu Szymona Hołowni, podczas posiedzenia zapadną ważne decyzje, również personalne. Rada ma też zatwierdzić regulamin i harmonogram wyborów wewnątrz partii oraz rozmawiać o „nowym otwarciu”.

REKLAMA

Monika Małkowska: Wrocławskie alternatywy

Wrocław kojarzy mi się ze skrajnościami. Ze zjawiskami z pogranicza zgrywu, prowokacji i śmiertelnej powagi. Z eksperymentem artystycznym doprowadzonym do ściany. Zaczynem tego ryzykanctwa – zaryzykuję – były powojenne przetasowania kulturowe.
 Monika Małkowska: Wrocławskie alternatywy
/ Monika Małkowska / Tygodnik Solidarność

Co musisz wiedzieć:

  • Pod koniec lat 50. nastąpiła prawdziwa erupcja twórczej inwencji, i to w różnych dyscyplinach. Wrocławski tygiel wydał twórcze owoce rzutujące na całą rodzimą kulturę, a także na plan ogólnoświatowy.

  • Hermansdorfer stworzył od podstaw jedną z najwybitniejszych kolekcji polskiej sztuki współczesnej, wówczas powstającej na bieżąco.

  • – Pamiętam przełomową, trzecią edycję triennale – kilka dni przed ogłoszeniem stanu wojennego, od 30 listopada 1981. Czy wyczuwało się zagrożenie? W oparach konceptualizmu – niekoniecznie – pisze autorka.

Kulturowy tygiel

Breslau, przed wojną prawie milionowa aglomeracja, po 1945 roku zamienił się w „dzikie pola”: zniszczeniu uległo około 70% tkanki miasta, większość autochtonów ewakuowano (około 700 tysięcy osób!) lub przymusowo przesiedlono. Powojenny zdewastowany Wrocław (w 1945 roku w spisie powszechnym liczył ledwie 170 tys. mieszkańców) zamienił się w „przytulisko” dla polskiej ludności napływowej wysiedlanej z Kresów Wschodnich oraz Polski Centralnej. Tak oto do miasta gotyckich kościołów i radykalnej koncepcji urbanistycznej, realizowanej przez dwie pierwsze dekady XX stulecia pod okiem niemieckiego architekta i polityka Maxa Berga (przypomnę: najsłynniejsza jego budowla to Hala Stulecia z 1924 roku wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO), przybyli ludzie z zupełnie innymi tradycjami i estetyczną wizją. Trochę trwało, zanim na Ziemiach Odzyskanych udało się uporządkować zamęt, ustały międzyludzkie konflikty, zabliźniły się rany osobiste. Jednak pod koniec lat 50. nastąpiła prawdziwa erupcja twórczej inwencji, i to w różnych dyscyplinach. Wrocławski tygiel wydał twórcze owoce rzutujące na całą rodzimą kulturę, a także na plan ogólnoświatowy.

 

Zaczęło się w Laboratorium

Awangarda nie uznawała ograniczeń gatunkowych. Jedna dziedzina i zrodzone w jej obrębie koncepcje promieniowały na inne pola kreacji. Znamienny przykład – pokrewieństwo teatru eksperymentalnego i performance’ów. Toteż zanim dojdziemy do najbardziej dziś rozpoznawalnego wrocławskiego interdyscyplinarnego działania – Pomarańczowej Alternatywy – warto przywołać wcześniejszy wrocławski fenomen, także trudny do ujęcia w jednogatunkowe ramy. Instytut Badania Metody Aktorskiej, czyli Teatr Laboratorium Jerzego Grotowskiego. Zjawisko, które podbiło świat. Połowa lat 60., premiery dwóch kolejnych wariantów „Księcia niezłomnego” w reżyserii Jerzego Grotowskiego. W 1967 roku Grotowski z zespołem prezentują kilka pokazów zamkniętych spektaklu (zarzuconego) „Ewangelie”. Etiudy obrazujące życie Jezusa i współczesny wymiar postawy chrześcijańskiej to jednak wstrząs w dobie PRL-u. Przedstawienie, choć niedoprowadzone do finału, znajduje kontynuację w przełomowym dziele Grotowskiego – „Apocalypsis cum figuris”, w którym teksty z Biblii zderzały się z cytatami z Fiodora Dostojewskiego, Thomasa Stearnsa Eliota i Simone Weil. Laboratorium robi światową karierę, choć aktorzy (zwłaszcza Ryszard Cieślak) płacą za to najwyższą cenę. To właśnie ta ekstaza, przekraczanie granic sacrum i profanum, zacierania podziału pomiędzy twórcą i odbiorcą, stały się znakiem rozpoznawczym kreacji znad Odry. Grotowski od 1973 roku przedsiębrał otwarte dla każdego projekty treningowo-performatywne, na które zjeżdżali uczestnicy z całego świata. Dziewięć lat później, podczas stanu wojennego, mistrz wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Jednak jego doświadczenia – choć nie w tak ekstremalnej formie – podejmowali inni artyści, którym na pozór daleko było do Laboratorium.

 

Trochę klasyki

Lata 60. i 70. to był czas, kiedy nie kasa, lecz prywatne kontakty decydowały o profilu i randze zbiorów narodowych muzeów. We Wrocławiu tamtych lat rolę arbitra pełnił Mariusz Hermansdorfer (urodzony w 1940 roku we Lwowie), wieloletni dyrektor Muzeum Narodowego. Kierował placówką przez 30 lat (1983–2013), lecz jego estetyczne decyzje wyznaczyły profil MNW już dekadę wcześniej, kiedy pełnił funkcję kustosza działu sztuki współczesnej. Na tamte czasy – prawdziwy wizjoner, nieunikający ryzyka kupowania dzieł młodych/nieznanych artystów. Hermansdorfer stworzył od podstaw jedną z najwybitniejszych kolekcji polskiej sztuki współczesnej, wówczas powstającej na bieżąco. Odmiennie niż inni dyrektorzy nie ograniczał się do zakupów pojedynczych obiektów, nie bał się kupować większych ciągów, bo widział w tym historyczny sens – dzięki czemu Wrocław może poszczycić się niemal gotowymi zestawami do wystaw indywidualnych. Magdalena Abakanowicz, Władysław Hasior, Jan Tarasin, Jerzy Nowosielski, Jerzy Kalina… to tylko ci najsławniejsi, bez których trudno wyobrazić sobie panoramę współczesnej sztuki polskiej. „To dzięki niemu istnieje Muzeum Narodowe, Panorama Racławicka i Muzeum Etnograficzne, a także Pawilon Czterech Kopuł, z unikalną kolekcją polskiej sztuki współczesnej” – wspominano zasługi Hermansdorfera. Taaa… Przypominam tę postać i jego dokonania, bo to jeden z ważniejszych punktów panoramy wrocławskiej kultury. Nie dla wszystkich oczywisty.

 

Guru awangardy

Dekadę starszy był Jerzy Ludwiński. Urodzony w 1930 roku we wsi Zakrzówek w Lubelskiem, w latach 1950–1955 studiował historię sztuki na KUL – a był to czas stalinizmu, od którego co bardziej niezależne umysły uciekały na humanistyczne wydziały Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Trudno to sobie dziś wyobrazić: apogeum socrealizmu, a oni tam knują, snują swoje wizje, pod prąd ówczesnej doktrynie, bez strachu. Ludwiński pełnił wiele ról: teoretyka i współzałożyciela Grupy „Zamek”, redaktora (w „Strukturach”, lata 1959–1961, potem w „Odrze”), organizatora sympozjum w Puławach „Sztuka w zmieniającym się świecie” (1966). Najważniejsze: przeprowadzka do Wrocławia i organizacja Galerii Pod Moną Lizą oraz Ośrodka Dokumentacji Sztuki. Zdaniem wielu to tam narodził się polski konceptualizm. Kiedy teraz o tym myślę, to uważam, że było to zjawisko zbieżne, a nawet wyprzedzające „ducha czasów”. W PRL-u stan posiadania większości rodaków był raczej skromny – a konceptualizm (sztuka koncepcji) współgrał z materialnym ubóstwem obywateli swym „nieistnieniem”. Niestety, filozoficzno-teoretyczny podkład tych „projektów” często zamieniał się w niby-intelektualny bełkot. Ale słuchano tego z otwartymi gębami: raptem dekadę po socu brzmiało to jak eksplozja twórczej wolności.

 

Architektura, rysunek, polityka

Długo by wyliczać, co „jedyne w Polsce” zlokalizowane było/jest we Wrocławiu. Wymienię Muzeum Architektury (data założenia 1965 rok), gdzie poza wystawami odbywały się parateatralne eventy (spektakle Cricot 2 Tadeusza Kantora, Teatru Ósmego Dnia, Teatru

Gardzienice czy Sceny Plastycznej KUL). I z innej sfery – koncerty Wratislavia Cantas, kolejnej wizytówki nadodrzańskiego miasta. Było jeszcze coś, o czym trochę zapomniano: pierwszy w Polsce konkurs dedykowany rysunkowi – najpierw w skali ogólnopolskiej (1965), od 1974 roku przekształcony w Międzynarodowe Triennale Rysunku. Ostatnia edycja odbyła się w 1995 roku, ale co tam się działo, co się działo! To znów była wylęgarnia sztuki konceptualnej, niepokornej, nietradycyjnej. A lista uczestniczących w niej gwiazd byłaby dziś przedmiotem zazdrości najbardziej prestiżowych muzeów świata – Christo, Herman Nitsch, Marlene Dumas, A.R. Penck, Valie Export, Nancy Spero… i wielu innych. Pamiętam przełomową, trzecią edycję triennale – kilka dni przed ogłoszeniem stanu wojennego, od 30 listopada 1981 roku. Czy wyczuwało się zagrożenie? W oparach konceptualizmu – niekoniecznie.

 

Zrób to sam

Jak wiadomo, za PRL-u plakat urósł do pozycji naszej narodowej specjalności. Ten gatunek miał lokalne odnogi – także we Wrocławiu (trzon stanowiła „czwórka wrocławska”: Jan Jaromir Aleksiun, Jerzy Czerniawski, Jan Sawka, Eugeniusz Get-Stankiewicz). Co zadziwiające, w przeciwieństwie do konceptualnych trendów w nadodrzańskim afiszu dominowała stylistyka poetycko-surrealistyczna. Był wyjątek: Get-Stankiewicz, urodzony w 1942 roku w Oszmianie na Wileńszczyźnie. Człowiek instytucja. Sceptyk, filozof, fenomen manualizmu (rysunek, miedzioryt, odręczne pisanie), gigantyczne poczucie humoru i autoironii. Związany z ruchem Solidarności, laureat nagrody Komitetu Kultury Niezależnej „Solidarność” za lata 1981-1982. Jego bodaj najsłynniejszym, a z pewnością najbardziej nośnym dziełem jest malutka kompozycja, ledwie 93 cm wysokości i 65 szerokości. Tytuł „Zrób to sam” z 1976 roku nawiązywał do popularnych zestawów „brikolażowych” dla młodzieży – z tym że w tym przypadku majsterkowiczem miał/mógł być każdy. W pudełko-zestawie Get umieścił krzyż, figurkę Chrystusa, młotek i gwoździe. Plus tytuł-instrukcję. Mało jest prac równie wymownych, a syntetycznych w formie. Oraz tak ponadczasowych.

 

Żaden luksus, tylko papier toaletowy

W stanie wojennym – o paradoksie! – kwitła sztuka niezależna. Wrocław miał swoich protagonistów, wywodzących się z kilku źródeł: konceptualizmu, plakatowego skrótu, buntowniczego undergroundu i… teatru.

Pod koniec 1982 roku ukazał się pierwszy numer ręcznie wykonanego studenckiego fanzina „Luxus” w nakładzie trzech egzemplarzy. Formalnie tak zatytułowana grupa artystyczna zaistniała dopiero od 1983 roku (funkcjonowała do 1995 roku), a i to pewności nie ma, bo członkowie nie postrzegali siebie jako artystycznej formacji, lecz jako zespół uprawiający „działalność towarzyską”, wdającą się w dyskusje i organizującą wystawy. A także wydającą magazyn „Luxus”. I tu znów pojawiają się interdyscyplinarne konotacje: związki z grupami muzycznymi jak Klaus Mitffoch, Kormorany, Miki Mousoleum. Co do ogólnego klimatu „Luxus” miał wiele wspólnego z Pomarańczową Alternatywą (i działalnością „Majora” Waldemara Fydrycha): zgrywuśny, wymuszony uśmiech klauna połączony z grymasem rozpaczy. I determinacją: dobra, idziemy na rympał, rzeczywistość jest zbyt surrealistyczna, żeby się nią przejmować. Z rozlicznych akcji Pomarańczowej Alternatywy zapamiętałam „Papier toaletowy” (1987), podczas której ten powszechnie pożądany towar wydzielany był każdemu po identycznym kawałku. Pod hasłem „Niech sprawiedliwość zacznie się od papieru”. Jestem za.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe