Prof. Romuald Szeremietiew: W łapach "Ludowej" cz. 3

Część V. Więzienie
 Prof. Romuald Szeremietiew: W łapach "Ludowej" cz. 3
/ KPRP fot. K. Sitkowski

 

 

Historyk IPN opisując moją działalność podaje, że dopiero "od 1976 r. SB wiedziała także o kontaktach Szeremietiewa z Leszkiem Moczulskim i o prowadzonej przez niego działalności w ramach Nurtu Niepodległościowego" i dalej "Służba Bezpieczeństwa, pomimo dosyć dobrego rozpoznania sytuacji, napotykała jednak spore trudności w inwigilacji Szeremietiewa. Zasadniczy problem stanowił brak agentury w jego najbliższym otoczeniu, co wynikało przede wszystkim z przyjętych przez niego metod działania.” – tak przedstawiał „trudności operacyjne” rozpracowania mnie naczelnik Wydziału IV KW MO w Lesznie mjr Władysław Spychaj.

W 1976 r. wiedziałem, że SB rozpoznała mnie jako wroga i dalsze ukrywanie tego, zwłaszcza po wyrzuceniu z PAX-u nie miało sensu. Od roku byłem mężem ślicznej dziewczyny. Żona wiedziała, że konspiruję i ze zrozumieniem przyjęła, że będę działał jawnie będąc świadomą, jakie to będzie miało dla niej konsekwencje. Znosiła później represje bardzo dzielnie i była dla mnie oparciem, mocną podstawą w działaniu. Żona została po ogłoszeniu stanu wojennego zamknięta w więzieniu w Ostrowie Wielkopolskim. Okazało się, że SB chciała ją zmusić do podpisania lojalki. Powiedzieli, że ją wypuszczą z więzienia, jeżeli zdeklaruje poparcie dla stanu wojennego. Żona odmówiła. Później powiedziała mi: „Zrozumiałam, że chcą uderzyć w ciebie. Jakbyś się czuł, gdyby przynieśli ci do celi „Trybunę Ludu” z informacją, że twoja żona popiera stan wojenny? Nie mogłam czegoś takiego ci zrobić”. Wypuścili ją po pewnym czasie. Im chodziło zawsze o złamanie przeciwnika. W przypadku mojej żony to się nie udało.

W 1976 r. dostrzegałem też, że powstały zewnętrzne warunki do podjęcia działalności jawnej. Komuniści byli w sytuacji kryzysowej, ZSRR musiał zmniejszyć obciążenia zbrojeniowe, jego gospodarka nie podołała wyścigowi zbrojeń z Zachodem. Doszło do Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Zachód postawił wówczas rzecz bardzo ważną dla nas, mianowicie prawa człowieka. Wtedy to ratyfikowano po stronie sowieckiej Deklarację Praw Człowieka. Stała się ona częścią wewnętrznego prawa w PRL. Władze komunistyczne musiały deklarację nie tylko ratyfikować, ale też ogłosić w Dzienniku Ustaw, aby dowieść, że ona obowiązuje. Ten numer Dziennika Ustaw w PRL był traktowany jak najtajniejszy dokument, nie można go było zdobyć, ale dla nas było wystarczające, że to prawo jest i jego naruszenia będą wywoływały reakcje Zachodu. To bardzo ograniczało możliwości represyjne komunistycznego aparatu przemocy i umożliwiało nam jawną działalność.

Początkowo z grupą kolegów wyrzuconych z PAX-u utworzyliśmy Narodowy Związek Katolików, który wszedł w skład współtworzonej przez nas w 1979 r. Konfederacji Polski Niepodległej. Od czerwca 1980 r., po aresztowaniu przew. KPN Leszka Moczulskiego przejąłem jego obowiązki. W końcu października dowiedziałem się, że będę aresztowany i zacząłem ukrywać się. Od listopada 1980 r. byłem poszukiwany listem gończym. Mimo tego SB nie była w stanie mnie złapać. W zaplanowanym już przez Kiszczaka procesie kierownictwa KPN miało zasiąść nas czterech (Moczulski, Stański, Jandziszak i ja), a ponieważ mnie nie złapali zdecydowano, że jako czwarty wystąpi ktoś inny. W opinii Moczulskiego to oznaczałoby nasze osłabienie na procesie. Koncepcja była bowiem taka, że występując w sądzie docieramy z programem Konfederacji do społeczeństwa – przez więzienie idziemy do zwycięstwa – tak to formułował Moczulski. W związku z tym Moczulski przekazał mi wiadomość z więzienia, że mam dać się złapać i 23 stycznia 1981 r. pokazałem się świadomie esbekom - zostałem aresztowany.

 

W okresie 15 czerwca 1981 r. do 8 października 1982 r. byłem sądzony w procesie przywódców KPN i skazany przez Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego na 5 lat więzienia za próbę obalenia ustroju PRL przemocą. Cały czas, także w okresie „karnawału” Solidarności, siedziałem w areszcie śledczym na ul Rakowieckiej w Warszawie. Latem 1983 r. trafiłem do więzienia w Barczewie. Siedzieli tam poza liderami KPN inni „skazani”: socjalista Edmund Bałuka (po prawej), działacz związkowy z grudnia 1970 r., Patrycjusz Kosmowski przew. regionu NSZZ „Solidarność” Podbeskidzie, Jerzy Kropiwnicki zastępca przew. regionu Ziemia Łódzka, Andrzej Słowik przew. regionu Ziemia Łódzka oraz Piotr Bednarz zastępca przew. regionu Dolny Śląsk. Po pewnym czasie do nas dołączył Władysław Frasyniuk przew. regionu Dolny Śląsk.
 

Cele w których nas trzymano znajdowały się w wybudowanym przez Niemców w latach trzydziestych pawilonie. Każda miała powierzchnie ok. 6,5 m.kw. Za Niemców były przeznaczone dla jednego więźnia (nas trzymano po 2 lub 3). Zimne, zagrzybione, całkowicie zastawione pryczami, stołem, śmierdzącym kubłem (nie było kanalizacji). Drewniana przegniła podłoga położna na betonie wylanym bezpośrednio na ziemi – w zimie w celach było przeraźliwie zimno. Pawilon służył do osadzania więźniów „niebezpiecznych” ukaranych dyscyplinarnie oraz chorych na żółtaczkę zakaźną, a także siedział tu zbrodniarz niemiecki Erich Koch – po naszym przyjeździe został przeniesiony w lepsze warunki, do separatki szpitalnej. Wszystkich osadzonych dozorowali wspólni strażnicy, którzy pobierali dodatek za pracę w warunkach szkodliwych dla zdrowia, a więźniowie chorzy zakaźnie i zdrowi korzystali ze wspólnej łaźni.

 

Zapytałem naczelnika więzienia, czy w takich warunkach powinni być trzymani więźniowie polityczni. Naczelnik odparł, że w PRL nie ma żadnych więźniów politycznych i będziemy traktowani tak jak inni „kryminaliści”. Okazało się jednak, że nawet tego nie będzie. Na początku grudnia 1983 r. na polecenie z Warszawy „przykręcono śrubę”. Zabrano nam własne książki, ubrania, koce i odebrano hurtem wszystkie uprawnienia regulaminowe przysługujące więźniom kryminalnym. Nie mogliśmy np. pisać listów do domu, spotykać się z bliskimi i adwokatami. Mnie dodatkowo odmówiono zgody na pisanie pracy doktorskiej.
 

Jerzy Kropiwnicki i Andrzej Słowik podjęli bezterminową głodówkę. Była to bierna formą oporu. Rozważaliśmy ze Stańskim w jakiej formie włączyć się do protestu kolegów.
 

Kiedy trafiłem do Barczewa zastanawialiśmy się z Tadeuszem Stańskim co sprawiło, że wywieziono nas z Rakowieckiej. Późną jesienią 1983 r. dotarła za pośrednictwem mojego obrońcy i przyjaciela śp. Jerzego Woźniaka wiadomość, że Kiszczak rozpoczął poufne rozmowy z wyselekcjonowaną grupą działaczy i doradców „Solidarności” siedzących na Rakowieckiej. Jakieś rozmowy toczyły się w rządowym pałacyku w Otwocku. To było kiepskie miejsce. W czasach saskich tam spotkali się król August II Mocny, który likwidował wojsko Rzeczpospolitej z carem Piotrem I budującym imperialną potęgę Rosji. Obaj monarchowie snuli wtedy plany rozbioru Polski. Stański zauważył, że teraz w Otwocku też mogą omawiać coś równie paskudnego. Sądził, że wywiezienie nas do Barczewa było elementem przygotowań do tych rozmów. Nasza obecność na Rakowieckiej mogła w konszachtach przeszkadzać. Rozważaliśmy, co możemy zrobić aby te rozmowy zablokować. Doszliśmy do przekonania, że trzeba wykorzystać do tego protest, który podejmiemy w związku z zaostrzeniem reżimu więziennego.
 

Więzienie jest miejscem, gdzie panuje cisza. Hałas burzy ten porządek. Postanowiliśmy ze Stańskim, że będziemy hałasować o różnych porach dnia i nocy. Poinformowaliśmy o tym planie Kosmowskiego. Bez zastrzeżeń zgodził się uczestniczyć w akcji. Namówiliśmy Frasyniuka, nie wspominając mu o politycznych powodach naszego zamiaru. Frasyniuk był typem więziennego zadymiarza i zgodził się wziąć udział w naszym buncie. Nie udało się porozumieć z Bednarzem, który był w głębokiej depresji. Dopiero później dowiedziałem się, że Piotrowi podawano leki psychotropowe. Przedstawiliśmy koncepcję Moczulskiemu. Nie zgodził się z nami, wolał opór bierny. Podobnie postąpił Bałuka. W efekcie rozpoczęliśmy walkę w czterech i ta grupa została poddana brutalnej pacyfikacji. Ciężkie chwile przeżywali też głodujący Słowik i Kropiwnicki. Ich usiłowano karmić siłą stosując brutalne metody.
 

Więzienie chciało nas spacyfikować. Większość czasu przetrzymywani byliśmy w kajdankach. Kuto nas w sposób szczególnie dotkliwy – do tyłu, przekuwając jedynie na noc ręce do przodu. Zdarzało się, że oprócz zakucia w kajdany zaklejano nam plastrem usta w identyczny sposób, jak robili to kiedyś hitlerowcy rozstrzeliwujący Polaków – Niemcy używali gipsu. Zakładano nam kaftany bezpieczeństwa, twierdząc, że jesteśmy psychicznie chorzy. Kiedyś powieszono mnie zahaczając taki kaftan na haku w ścianie. Stosowano też specjalne urządzenie krępujące, wykorzystywane przy wykonywaniu kary śmierci przez powieszenie. Używano gazy paraliżująco-łzawiące. Świadomie oblewano nam gazem oczy z odległości kilku centymetrów w celu uszkodzenia wzroku. Pamiętam słowa klawisza: „Daj mu mocniej po ślepiach niech oślepnie”. Byliśmy wielokroć zamykani do specjalnej celi. Było to pomieszczenie o pow. 5 m.kw., bardzo szczelne, bez okien i dostępu powietrza. Już po kilku minutach osoby osadzone odczuwały brak tlenu. Wtedy obserwujący przez wizjer klawisz otwierał drzwi i… można było oddychać. Takie podduszanie trwało godzinami. Stański nazwał tę celę „bunkrem głodowym” bowiem zdarzało się, że zamkniętemu w nim nie podawano posiłków. „Podstawą prawną” zastosowania takich metod było podobno zarządzenie ministra sprawiedliwości z 1975 r. pozwalające na stosowanie takiego rodzaju tortur.
 

Zgodnie z naszymi przewidywaniami protest miał swoje reperkusje poza więzieniem. Mimo izolacji byliśmy w stanie przekazywać grypsy z informacjami o sytuacji w Barczewie. Stało się to przedmiotem pytań dziennikarzy zachodnich na konferencjach prasowych rzecznika rządu Urbana. W Polsce zjawiła się delegacja szwajcarskiego Czerwonego Krzyża. Nie wpuszczono jej do Barczewa. Zaczęły się interwencje Kościoła, także Ojca Świętego. W końcu władze nie mogły wytrzymać nacisku i polecono naczelnikowi, aby spełnił nasze żądania. Wywalczyliśmy warunki jakie powinny przysługiwać więźniom polityczny. Wygraliśmy. Na pierwszym spotkaniu z adwokatami dowiedziałem się, że w czasie naszego protestu otwockie rozmowy przerwano.
 

Nasz bunt zakończył się sukcesem. Okupionym jednak stratami: Kropiwnicki i Słowik głodówkami spowodowali trwałe uszkodzenie zdrowia. Nieżyjący dziś Piotr Bednarz (zmarł w 2009 r.) został znaleziony w celi z brzuchem rozprutym nożem. Piotr cudem przeżył. Ja trafiłem do szpitala więziennego z poważną niewydolnością serca. Ponadto pod zarzutem pobicia klawisza przygotowano mi kolejny proces, prokuratura skierował  do sądu akt oskarżenia,  miałem spędzić za kratami następne pięć lat.

 

W archiwum IPN jest następujący dokument z więzienia w Barczewie:

 

Barczewo, dnia 16 kwietnia 1984 r.

Wojskowy Sąd Garnizonowy w Olsztynie 

Wniosek o umieszczenie w oddziale izolacyjnym na okres

6 m-cy.

Skazany Szeremietiew Romuald […]

Zachowanie skazanego od samego początku odbywania kary jest niewłaściwe.

Nie przestrzega ustalonego porządku dnia i wymogów regulaminu.

Odmawia dostosowania się do ogólnie przyjętych wymogów jak: słania łóżka, meldowania się przełożonym (klawiszom RSz) wstawania na pobudkę i na apel.

Twierdzi, że regulamin wykonania kary pozbawienia wolności go nie dotyczy – domaga się przyznania „statutu więźnia politycznego” (chodziło o status, naczelnik nie zrozumiał - RSz).

W stosunku do przełożonych jest ironiczno - cyniczny.

Bezkrytycznie ustosunkowany do popełnionego przestępstwa oraz obecnego postępowania.

Popełnił kilkadziesiąt przekroczeń regulaminowych, za które był łącznie kilkanaście razy karany dyscyplinarnie.

Skazany był inspiratorem wszelkich wystąpień skazanych z pobudek politycznych przeciwko administracji zakładu karnego, co stanowi groźne niebezpieczeństwo dla bezpieczeństwa zakładu.

Za stawianie oporu przy wyjściu z celi na przeszukanie był zastosowany w stosunku do skazanego szczególny środek bezpieczeństwa w postaci siły fizycznej w dniu 7.12.1983 r.

Za swoje wysoce naganne zachowanie został decyzją Komisji Penitencjarnej w dniu 28.02.1984 r. zdegradowany do rygoru obostrzonego.

W dniu 29.03.1984 r. dopuścił się czynnej napaści na wykonującego obowiązki służbowe funkcjonariusza SW.

Ogólna ocena zachowania – negatywna.

Zastępca Naczelnika Zakładu Karnego,

podpis nieczytelny. 30.03.1984.


W lipcu 1984 r., po 42 miesiącach za kratami, wyszedłem z więzienia zwolniony na mocy amnestii.
 

Toczyłem kiedyś spór w sprawie represji stanu wojennego. Prof. Jerzy Przystawa nie kwestionując moich przypadków surowego traktowania w więzieniu wziął w obronę pensjonariuszy obozu w Jaworzu, gdzie w wojskowym ośrodku wypoczynkowym w komfortowych warunkach przebywali późniejsi prominenci Kiszczakowej „konstruktywnej opozycji”, m.in. Tadeusz Mazowiecki, Władysław Bartoszewski, Bronisław Geremek, Bronisław Komorowski, Lesław Maleszka, Andrzej Drawicz, Andrzej Szczypiorski, Andrzej Celiński, Waldemar Kuczyński i inni.
 

Mój oponent nie widział w tym niczego nadzwyczajnego bo „w więzieniach Jaruzelskiego były warunki bardzo różne”. I dodawał: „A dlaczego różne, kto o tym decydował itd. itp., to jest zadanie dla historyków stanu wojennego.” Profesor siedział w więzieniu w Nysie, gdzie - jak mówi - nikogo nie pobito. To przypomina anegdotę o dobroci Lenina. Komsomolca, który coś zbroił, dyktator walnął po głowie. A gdzie tu dobroć Włodzimierza Ilicza? Tylko uderzył, a mógł zabić!
 

Chcąc oceniać represje władz PRL w czasach schyłkowych reżimu musimy więc zastanowić się co wpływało na zachowanie komunistów. System rządów rozpadał się, chwiała się potęga sowiecka i przed ludźmi władzy stawało pytanie, czy nie trzeba będzie ponieść odpowiedzialności za popełnione grzeszki. Po strajkach sierpniowych 1980 r. i powstaniu „Solidarności” reżim wyraźnie zakreślił granice ustępstw. Można, było uznając „kierowniczą rolę partii” reformować i naprawiać gospodarkę PRL, ale nie wolno domagać się dla Polski niepodległości. Zamknięcie kierownictwa KPN w więzieniu w czasie „karnawału Solidarności” wskazywało, co spotka nieposłusznych. Jednak w wielomilionowym ruchu idea niepodległościowa zyskiwała zwolenników. KPN, zyskiwała na znaczeniu (np. legitymacje konfederackie miało 12% delegatów na pierwszy zjazd „Solidarności”).
 

Władze PRL zdawał sobie sprawę, że trzeba znaleźć jakichś sojuszników w społeczeństwie, aby uniknąć odpowiedzialności. Co było nie do uniknięcia w razie wygranej niepodległościowców. Wtedy po reżimowej stronie zaczęły pojawiać się opinie, że nie każdy opozycjonista musi być zaraz wrogiem. Analitycy reżimowi bez wątpienia czytali książkę Adama Michnika „Kościół, lewica, dialog” w której autor ogłosił, że głównym wrogiem „lewicy laickiej” jest "polski nacjonalizm”. W ośrodkach władzy z czasem pojawił się pomysł wykreowania „opozycji konstruktywnej”, z którą będzie można rozmawiać „jak Polak z Polakiem”, aby zapewnić sobie bezpieczne lądowanie w nowej rzeczywistości. Zaczęło się zacieranie dawnego zasadniczego podziału na polską lewicę niepodległościową (PPS) i agenturalną, komunistyczną (KPP-PPR-PZPR). Jednocześnie przypisywano środowiskom niepodległościowym faszyzm, nacjonalizm, antysemityzm, ciągoty autorytarne.

 

 

Obok wielu efektów stanu wojennego najważniejszym było zablokowanie niekorzystnego dla władzy niepodległościowego trendu w Solidarności. Represje stanu wojennego nie mogły jednak być zastosowane wybiórczo, tylko wobec wrogów reżimu PRL. Pozostawienie w spokoju Wałęsy i jego doradców skompromitowałoby ich i uczyniło nieużytecznymi w sterowaniu społeczeństwem. Dlatego 13 grudnia 1981 r. zamykano wszystkich, traktując możliwie łagodnie, „atłasowo”, przyszłych partnerów „dialogu i porozumienia” i surowo, „zgodnie z prawem stanu wojennego”, zdeklarowanych wrogów reżimu. To powodowało, że w więzieniach Jaruzelskiego były warunki bardzo różne. Jedni znajdowali się w wygodnych ośrodkach wypoczynkowych, a inni w brudnych więziennych celach.
 

Należałem do wrogów PRL – sądzono mnie za obalanie ustroju. Był to mój świadomy wybór. W następstwie podjąłem cywilną walkę z reżimem PRL. Walkę, a to oznaczało, że po przeciwnej stronie nie było partnerów do rozmów. Był wróg, którego należało pokonać. Uwiezienia nie traktowałem jako przerwy w walce. To też było „pole bitwy”. Podkreślam, że prowadziłem walkę, ale nie strzelałem, była to bowiem walka cywilna. Prezentowałem cały czas postawę odrzucania komunizmu, nie poddawałem się represjom. Potwierdzałem w ten sposób wierność ideałom. Natomiast reżim usiłował wmanewrować mnie w sytuacje, gdy dla ratowania własnej skóry zapomnę o niepodległości. Na tym polegało moje zasadnicze starcie z reżimem. I to starcie wygrałem!


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Unia Europejska uderza w polskie przetwórstwo rybne z ostatniej chwili
Unia Europejska uderza w polskie przetwórstwo rybne

Na skutek decyzji Parlamentu Europejskiego, niebawem wejdą w życie nowe unijne przepisy dot. przetwarzania łososia. Autorzy przepisów tłumaczą, że przepisy mają zwiększyć bezpieczeństwo produktów dla konsumentów. Sęk jednak w tym, że zmiany mogą okazać się dużym problemem dla polskich przetwórców tych ryb, a jak podkreślają przedstawiciele branży, nie stoją za nimi żadne dowody naukowe.

Ekspert: Chiny są bardziej zadowolone z wizyty Scholza niż USA z ostatniej chwili
Ekspert: Chiny są bardziej zadowolone z wizyty Scholza niż USA

Handel, wojna Rosji z Ukrainą i odnawialne źródła energii, to trzy najważniejsze tematy poruszone podczas wizyty Olafa Scholza w Chinach – stwierdził we wtorek w rozmowie z PAP prof. Bogdan Góralczyk, politolog i sinolog, komentując kończącą się trzydniową podróż kanclerza Niemiec.

Brukselska policja rozbiła konserwatywną konferencję z udziałem Ordo Iuris z ostatniej chwili
Brukselska policja rozbiła konserwatywną konferencję z udziałem Ordo Iuris

Po dwóch godzinach obrad policja belgijska wkroczyła do centrum konferencyjnego Claridge w centrum Brukseli i zamknęła obrady spotkania europejskich konserwatystów zwanego NatCon, w których uczestniczą Mateusz Morawiecki, Victor Orban, Nigel Farage i kardynał Gerhard Mueller – informuje w mediach społecznościowych dr Rafał Brzeski, ekspert ds. wojny informacyjnej, służb specjalnych i terroryzmu, publicysta m.in Tysol.pl.

Dyrektywa budynkowa to nie tylko zamach na własność. Czy naprawdę chcemy być niewolnikami? Wiadomości
Dyrektywa budynkowa to nie tylko zamach na własność. Czy naprawdę chcemy być niewolnikami?

Rada UE formalnie przyjęła w piątek zmienioną dyrektywę w sprawie charakterystyki energetycznej budynków, której oficjalnym celem jest pomoc w ograniczeniu emisji gazów cieplarnianych i ubóstwa energetycznego w UE. Problem w tym, że wygeneruje ona kryzys, jakiego Europa nie widziała chyba nigdy, prowadząc nie tylko do ubóstwa energetycznego, ale do masowej utraty własności przez obywateli UE, która przejdzie w ręce „inwestorów” z wielkich korporacji zgodnie z planem zapisanym w Manifeście z Ventotene Altiero Spinellego i Ernesta Rossiego.

Żona Macieja Wąsika z postępowaniem dyscyplinarnym w pracy z ostatniej chwili
Żona Macieja Wąsika z postępowaniem dyscyplinarnym w pracy

Podczas wtorkowej konferencji prasowej Maciej Wąsik poinformował, że wobec jego żony Romy Wąsik wszczęto postępowanie dyscyplinarne. Małżonka polityka pracuje w instytucji publicznej.

Niepokojące doniesienia w sprawie znanego aktora. Nie wróci do obsady popularnego serialu z ostatniej chwili
Niepokojące doniesienia w sprawie znanego aktora. Nie wróci do obsady popularnego serialu

Media obiegły niepokojące informacje w sprawie znanego aktora. Konieczna operacja.

Rząd przyjął projekt zmian w Kodeksie pracy z ostatniej chwili
Rząd przyjął projekt zmian w Kodeksie pracy

MRPiPS poinformowało, że rząd przyjął we wtorek projekt zmian w Kodeksie pracy. Wdraża on dyrektywę UE ws. ochrony pracowników przed działaniem czynników rakotwórczych lub mutagenów. Dyrektywa rozszerza ich wykaz o substancje reprotoksyczne, czyli szkodliwe m.in. dla płodności i funkcji seksualnych.

Sensacyjne doniesienia. Robert Lewandowski nie będzie jedynym Polakiem w Barcelonie z ostatniej chwili
Sensacyjne doniesienia. Robert Lewandowski nie będzie jedynym Polakiem w Barcelonie

Reprezentantka Polski w piłce nożnej Ewa Pajor, występująca obecnie w VfL Wolfsburg, od nowego sezonu zagra w Barcelonie - informują niemieckie i hiszpańskie media. Transfer ma wynieść prawie pół miliona euro, co jest rekordem w historii kobiecej drużyny z Katalonii.

Nie żyje znany dziennikarz. Tuż przed śmiercią opublikował wpis z ostatniej chwili
Nie żyje znany dziennikarz. Tuż przed śmiercią opublikował wpis

We wtorek media poinformowały o śmierci Tomasza Świderka - doświadczonego dziennikarza, publicysty m.in dziennika "Rzeczpospolita", "Dzienniku Gazecie Prawnej" czy "Gazecie Wyborczej". Uwagę zwraca ostatni wpis dziennikarza opublikowany w mediach społecznościowych.

Spotkanie Duda–Trump w USA? Prezydent RP zabiera głos   z ostatniej chwili
Spotkanie Duda–Trump w USA? Prezydent RP zabiera głos

– Jeśli będzie możliwość, to tak, towarzysko się z nim (Donaldem Trumpem – red.) spotkam – powiedział prezydent Andrzej Duda.

REKLAMA

Prof. Romuald Szeremietiew: W łapach "Ludowej" cz. 3

Część V. Więzienie
 Prof. Romuald Szeremietiew: W łapach "Ludowej" cz. 3
/ KPRP fot. K. Sitkowski

 

 

Historyk IPN opisując moją działalność podaje, że dopiero "od 1976 r. SB wiedziała także o kontaktach Szeremietiewa z Leszkiem Moczulskim i o prowadzonej przez niego działalności w ramach Nurtu Niepodległościowego" i dalej "Służba Bezpieczeństwa, pomimo dosyć dobrego rozpoznania sytuacji, napotykała jednak spore trudności w inwigilacji Szeremietiewa. Zasadniczy problem stanowił brak agentury w jego najbliższym otoczeniu, co wynikało przede wszystkim z przyjętych przez niego metod działania.” – tak przedstawiał „trudności operacyjne” rozpracowania mnie naczelnik Wydziału IV KW MO w Lesznie mjr Władysław Spychaj.

W 1976 r. wiedziałem, że SB rozpoznała mnie jako wroga i dalsze ukrywanie tego, zwłaszcza po wyrzuceniu z PAX-u nie miało sensu. Od roku byłem mężem ślicznej dziewczyny. Żona wiedziała, że konspiruję i ze zrozumieniem przyjęła, że będę działał jawnie będąc świadomą, jakie to będzie miało dla niej konsekwencje. Znosiła później represje bardzo dzielnie i była dla mnie oparciem, mocną podstawą w działaniu. Żona została po ogłoszeniu stanu wojennego zamknięta w więzieniu w Ostrowie Wielkopolskim. Okazało się, że SB chciała ją zmusić do podpisania lojalki. Powiedzieli, że ją wypuszczą z więzienia, jeżeli zdeklaruje poparcie dla stanu wojennego. Żona odmówiła. Później powiedziała mi: „Zrozumiałam, że chcą uderzyć w ciebie. Jakbyś się czuł, gdyby przynieśli ci do celi „Trybunę Ludu” z informacją, że twoja żona popiera stan wojenny? Nie mogłam czegoś takiego ci zrobić”. Wypuścili ją po pewnym czasie. Im chodziło zawsze o złamanie przeciwnika. W przypadku mojej żony to się nie udało.

W 1976 r. dostrzegałem też, że powstały zewnętrzne warunki do podjęcia działalności jawnej. Komuniści byli w sytuacji kryzysowej, ZSRR musiał zmniejszyć obciążenia zbrojeniowe, jego gospodarka nie podołała wyścigowi zbrojeń z Zachodem. Doszło do Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Zachód postawił wówczas rzecz bardzo ważną dla nas, mianowicie prawa człowieka. Wtedy to ratyfikowano po stronie sowieckiej Deklarację Praw Człowieka. Stała się ona częścią wewnętrznego prawa w PRL. Władze komunistyczne musiały deklarację nie tylko ratyfikować, ale też ogłosić w Dzienniku Ustaw, aby dowieść, że ona obowiązuje. Ten numer Dziennika Ustaw w PRL był traktowany jak najtajniejszy dokument, nie można go było zdobyć, ale dla nas było wystarczające, że to prawo jest i jego naruszenia będą wywoływały reakcje Zachodu. To bardzo ograniczało możliwości represyjne komunistycznego aparatu przemocy i umożliwiało nam jawną działalność.

Początkowo z grupą kolegów wyrzuconych z PAX-u utworzyliśmy Narodowy Związek Katolików, który wszedł w skład współtworzonej przez nas w 1979 r. Konfederacji Polski Niepodległej. Od czerwca 1980 r., po aresztowaniu przew. KPN Leszka Moczulskiego przejąłem jego obowiązki. W końcu października dowiedziałem się, że będę aresztowany i zacząłem ukrywać się. Od listopada 1980 r. byłem poszukiwany listem gończym. Mimo tego SB nie była w stanie mnie złapać. W zaplanowanym już przez Kiszczaka procesie kierownictwa KPN miało zasiąść nas czterech (Moczulski, Stański, Jandziszak i ja), a ponieważ mnie nie złapali zdecydowano, że jako czwarty wystąpi ktoś inny. W opinii Moczulskiego to oznaczałoby nasze osłabienie na procesie. Koncepcja była bowiem taka, że występując w sądzie docieramy z programem Konfederacji do społeczeństwa – przez więzienie idziemy do zwycięstwa – tak to formułował Moczulski. W związku z tym Moczulski przekazał mi wiadomość z więzienia, że mam dać się złapać i 23 stycznia 1981 r. pokazałem się świadomie esbekom - zostałem aresztowany.

 

W okresie 15 czerwca 1981 r. do 8 października 1982 r. byłem sądzony w procesie przywódców KPN i skazany przez Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego na 5 lat więzienia za próbę obalenia ustroju PRL przemocą. Cały czas, także w okresie „karnawału” Solidarności, siedziałem w areszcie śledczym na ul Rakowieckiej w Warszawie. Latem 1983 r. trafiłem do więzienia w Barczewie. Siedzieli tam poza liderami KPN inni „skazani”: socjalista Edmund Bałuka (po prawej), działacz związkowy z grudnia 1970 r., Patrycjusz Kosmowski przew. regionu NSZZ „Solidarność” Podbeskidzie, Jerzy Kropiwnicki zastępca przew. regionu Ziemia Łódzka, Andrzej Słowik przew. regionu Ziemia Łódzka oraz Piotr Bednarz zastępca przew. regionu Dolny Śląsk. Po pewnym czasie do nas dołączył Władysław Frasyniuk przew. regionu Dolny Śląsk.
 

Cele w których nas trzymano znajdowały się w wybudowanym przez Niemców w latach trzydziestych pawilonie. Każda miała powierzchnie ok. 6,5 m.kw. Za Niemców były przeznaczone dla jednego więźnia (nas trzymano po 2 lub 3). Zimne, zagrzybione, całkowicie zastawione pryczami, stołem, śmierdzącym kubłem (nie było kanalizacji). Drewniana przegniła podłoga położna na betonie wylanym bezpośrednio na ziemi – w zimie w celach było przeraźliwie zimno. Pawilon służył do osadzania więźniów „niebezpiecznych” ukaranych dyscyplinarnie oraz chorych na żółtaczkę zakaźną, a także siedział tu zbrodniarz niemiecki Erich Koch – po naszym przyjeździe został przeniesiony w lepsze warunki, do separatki szpitalnej. Wszystkich osadzonych dozorowali wspólni strażnicy, którzy pobierali dodatek za pracę w warunkach szkodliwych dla zdrowia, a więźniowie chorzy zakaźnie i zdrowi korzystali ze wspólnej łaźni.

 

Zapytałem naczelnika więzienia, czy w takich warunkach powinni być trzymani więźniowie polityczni. Naczelnik odparł, że w PRL nie ma żadnych więźniów politycznych i będziemy traktowani tak jak inni „kryminaliści”. Okazało się jednak, że nawet tego nie będzie. Na początku grudnia 1983 r. na polecenie z Warszawy „przykręcono śrubę”. Zabrano nam własne książki, ubrania, koce i odebrano hurtem wszystkie uprawnienia regulaminowe przysługujące więźniom kryminalnym. Nie mogliśmy np. pisać listów do domu, spotykać się z bliskimi i adwokatami. Mnie dodatkowo odmówiono zgody na pisanie pracy doktorskiej.
 

Jerzy Kropiwnicki i Andrzej Słowik podjęli bezterminową głodówkę. Była to bierna formą oporu. Rozważaliśmy ze Stańskim w jakiej formie włączyć się do protestu kolegów.
 

Kiedy trafiłem do Barczewa zastanawialiśmy się z Tadeuszem Stańskim co sprawiło, że wywieziono nas z Rakowieckiej. Późną jesienią 1983 r. dotarła za pośrednictwem mojego obrońcy i przyjaciela śp. Jerzego Woźniaka wiadomość, że Kiszczak rozpoczął poufne rozmowy z wyselekcjonowaną grupą działaczy i doradców „Solidarności” siedzących na Rakowieckiej. Jakieś rozmowy toczyły się w rządowym pałacyku w Otwocku. To było kiepskie miejsce. W czasach saskich tam spotkali się król August II Mocny, który likwidował wojsko Rzeczpospolitej z carem Piotrem I budującym imperialną potęgę Rosji. Obaj monarchowie snuli wtedy plany rozbioru Polski. Stański zauważył, że teraz w Otwocku też mogą omawiać coś równie paskudnego. Sądził, że wywiezienie nas do Barczewa było elementem przygotowań do tych rozmów. Nasza obecność na Rakowieckiej mogła w konszachtach przeszkadzać. Rozważaliśmy, co możemy zrobić aby te rozmowy zablokować. Doszliśmy do przekonania, że trzeba wykorzystać do tego protest, który podejmiemy w związku z zaostrzeniem reżimu więziennego.
 

Więzienie jest miejscem, gdzie panuje cisza. Hałas burzy ten porządek. Postanowiliśmy ze Stańskim, że będziemy hałasować o różnych porach dnia i nocy. Poinformowaliśmy o tym planie Kosmowskiego. Bez zastrzeżeń zgodził się uczestniczyć w akcji. Namówiliśmy Frasyniuka, nie wspominając mu o politycznych powodach naszego zamiaru. Frasyniuk był typem więziennego zadymiarza i zgodził się wziąć udział w naszym buncie. Nie udało się porozumieć z Bednarzem, który był w głębokiej depresji. Dopiero później dowiedziałem się, że Piotrowi podawano leki psychotropowe. Przedstawiliśmy koncepcję Moczulskiemu. Nie zgodził się z nami, wolał opór bierny. Podobnie postąpił Bałuka. W efekcie rozpoczęliśmy walkę w czterech i ta grupa została poddana brutalnej pacyfikacji. Ciężkie chwile przeżywali też głodujący Słowik i Kropiwnicki. Ich usiłowano karmić siłą stosując brutalne metody.
 

Więzienie chciało nas spacyfikować. Większość czasu przetrzymywani byliśmy w kajdankach. Kuto nas w sposób szczególnie dotkliwy – do tyłu, przekuwając jedynie na noc ręce do przodu. Zdarzało się, że oprócz zakucia w kajdany zaklejano nam plastrem usta w identyczny sposób, jak robili to kiedyś hitlerowcy rozstrzeliwujący Polaków – Niemcy używali gipsu. Zakładano nam kaftany bezpieczeństwa, twierdząc, że jesteśmy psychicznie chorzy. Kiedyś powieszono mnie zahaczając taki kaftan na haku w ścianie. Stosowano też specjalne urządzenie krępujące, wykorzystywane przy wykonywaniu kary śmierci przez powieszenie. Używano gazy paraliżująco-łzawiące. Świadomie oblewano nam gazem oczy z odległości kilku centymetrów w celu uszkodzenia wzroku. Pamiętam słowa klawisza: „Daj mu mocniej po ślepiach niech oślepnie”. Byliśmy wielokroć zamykani do specjalnej celi. Było to pomieszczenie o pow. 5 m.kw., bardzo szczelne, bez okien i dostępu powietrza. Już po kilku minutach osoby osadzone odczuwały brak tlenu. Wtedy obserwujący przez wizjer klawisz otwierał drzwi i… można było oddychać. Takie podduszanie trwało godzinami. Stański nazwał tę celę „bunkrem głodowym” bowiem zdarzało się, że zamkniętemu w nim nie podawano posiłków. „Podstawą prawną” zastosowania takich metod było podobno zarządzenie ministra sprawiedliwości z 1975 r. pozwalające na stosowanie takiego rodzaju tortur.
 

Zgodnie z naszymi przewidywaniami protest miał swoje reperkusje poza więzieniem. Mimo izolacji byliśmy w stanie przekazywać grypsy z informacjami o sytuacji w Barczewie. Stało się to przedmiotem pytań dziennikarzy zachodnich na konferencjach prasowych rzecznika rządu Urbana. W Polsce zjawiła się delegacja szwajcarskiego Czerwonego Krzyża. Nie wpuszczono jej do Barczewa. Zaczęły się interwencje Kościoła, także Ojca Świętego. W końcu władze nie mogły wytrzymać nacisku i polecono naczelnikowi, aby spełnił nasze żądania. Wywalczyliśmy warunki jakie powinny przysługiwać więźniom polityczny. Wygraliśmy. Na pierwszym spotkaniu z adwokatami dowiedziałem się, że w czasie naszego protestu otwockie rozmowy przerwano.
 

Nasz bunt zakończył się sukcesem. Okupionym jednak stratami: Kropiwnicki i Słowik głodówkami spowodowali trwałe uszkodzenie zdrowia. Nieżyjący dziś Piotr Bednarz (zmarł w 2009 r.) został znaleziony w celi z brzuchem rozprutym nożem. Piotr cudem przeżył. Ja trafiłem do szpitala więziennego z poważną niewydolnością serca. Ponadto pod zarzutem pobicia klawisza przygotowano mi kolejny proces, prokuratura skierował  do sądu akt oskarżenia,  miałem spędzić za kratami następne pięć lat.

 

W archiwum IPN jest następujący dokument z więzienia w Barczewie:

 

Barczewo, dnia 16 kwietnia 1984 r.

Wojskowy Sąd Garnizonowy w Olsztynie 

Wniosek o umieszczenie w oddziale izolacyjnym na okres

6 m-cy.

Skazany Szeremietiew Romuald […]

Zachowanie skazanego od samego początku odbywania kary jest niewłaściwe.

Nie przestrzega ustalonego porządku dnia i wymogów regulaminu.

Odmawia dostosowania się do ogólnie przyjętych wymogów jak: słania łóżka, meldowania się przełożonym (klawiszom RSz) wstawania na pobudkę i na apel.

Twierdzi, że regulamin wykonania kary pozbawienia wolności go nie dotyczy – domaga się przyznania „statutu więźnia politycznego” (chodziło o status, naczelnik nie zrozumiał - RSz).

W stosunku do przełożonych jest ironiczno - cyniczny.

Bezkrytycznie ustosunkowany do popełnionego przestępstwa oraz obecnego postępowania.

Popełnił kilkadziesiąt przekroczeń regulaminowych, za które był łącznie kilkanaście razy karany dyscyplinarnie.

Skazany był inspiratorem wszelkich wystąpień skazanych z pobudek politycznych przeciwko administracji zakładu karnego, co stanowi groźne niebezpieczeństwo dla bezpieczeństwa zakładu.

Za stawianie oporu przy wyjściu z celi na przeszukanie był zastosowany w stosunku do skazanego szczególny środek bezpieczeństwa w postaci siły fizycznej w dniu 7.12.1983 r.

Za swoje wysoce naganne zachowanie został decyzją Komisji Penitencjarnej w dniu 28.02.1984 r. zdegradowany do rygoru obostrzonego.

W dniu 29.03.1984 r. dopuścił się czynnej napaści na wykonującego obowiązki służbowe funkcjonariusza SW.

Ogólna ocena zachowania – negatywna.

Zastępca Naczelnika Zakładu Karnego,

podpis nieczytelny. 30.03.1984.


W lipcu 1984 r., po 42 miesiącach za kratami, wyszedłem z więzienia zwolniony na mocy amnestii.
 

Toczyłem kiedyś spór w sprawie represji stanu wojennego. Prof. Jerzy Przystawa nie kwestionując moich przypadków surowego traktowania w więzieniu wziął w obronę pensjonariuszy obozu w Jaworzu, gdzie w wojskowym ośrodku wypoczynkowym w komfortowych warunkach przebywali późniejsi prominenci Kiszczakowej „konstruktywnej opozycji”, m.in. Tadeusz Mazowiecki, Władysław Bartoszewski, Bronisław Geremek, Bronisław Komorowski, Lesław Maleszka, Andrzej Drawicz, Andrzej Szczypiorski, Andrzej Celiński, Waldemar Kuczyński i inni.
 

Mój oponent nie widział w tym niczego nadzwyczajnego bo „w więzieniach Jaruzelskiego były warunki bardzo różne”. I dodawał: „A dlaczego różne, kto o tym decydował itd. itp., to jest zadanie dla historyków stanu wojennego.” Profesor siedział w więzieniu w Nysie, gdzie - jak mówi - nikogo nie pobito. To przypomina anegdotę o dobroci Lenina. Komsomolca, który coś zbroił, dyktator walnął po głowie. A gdzie tu dobroć Włodzimierza Ilicza? Tylko uderzył, a mógł zabić!
 

Chcąc oceniać represje władz PRL w czasach schyłkowych reżimu musimy więc zastanowić się co wpływało na zachowanie komunistów. System rządów rozpadał się, chwiała się potęga sowiecka i przed ludźmi władzy stawało pytanie, czy nie trzeba będzie ponieść odpowiedzialności za popełnione grzeszki. Po strajkach sierpniowych 1980 r. i powstaniu „Solidarności” reżim wyraźnie zakreślił granice ustępstw. Można, było uznając „kierowniczą rolę partii” reformować i naprawiać gospodarkę PRL, ale nie wolno domagać się dla Polski niepodległości. Zamknięcie kierownictwa KPN w więzieniu w czasie „karnawału Solidarności” wskazywało, co spotka nieposłusznych. Jednak w wielomilionowym ruchu idea niepodległościowa zyskiwała zwolenników. KPN, zyskiwała na znaczeniu (np. legitymacje konfederackie miało 12% delegatów na pierwszy zjazd „Solidarności”).
 

Władze PRL zdawał sobie sprawę, że trzeba znaleźć jakichś sojuszników w społeczeństwie, aby uniknąć odpowiedzialności. Co było nie do uniknięcia w razie wygranej niepodległościowców. Wtedy po reżimowej stronie zaczęły pojawiać się opinie, że nie każdy opozycjonista musi być zaraz wrogiem. Analitycy reżimowi bez wątpienia czytali książkę Adama Michnika „Kościół, lewica, dialog” w której autor ogłosił, że głównym wrogiem „lewicy laickiej” jest "polski nacjonalizm”. W ośrodkach władzy z czasem pojawił się pomysł wykreowania „opozycji konstruktywnej”, z którą będzie można rozmawiać „jak Polak z Polakiem”, aby zapewnić sobie bezpieczne lądowanie w nowej rzeczywistości. Zaczęło się zacieranie dawnego zasadniczego podziału na polską lewicę niepodległościową (PPS) i agenturalną, komunistyczną (KPP-PPR-PZPR). Jednocześnie przypisywano środowiskom niepodległościowym faszyzm, nacjonalizm, antysemityzm, ciągoty autorytarne.

 

 

Obok wielu efektów stanu wojennego najważniejszym było zablokowanie niekorzystnego dla władzy niepodległościowego trendu w Solidarności. Represje stanu wojennego nie mogły jednak być zastosowane wybiórczo, tylko wobec wrogów reżimu PRL. Pozostawienie w spokoju Wałęsy i jego doradców skompromitowałoby ich i uczyniło nieużytecznymi w sterowaniu społeczeństwem. Dlatego 13 grudnia 1981 r. zamykano wszystkich, traktując możliwie łagodnie, „atłasowo”, przyszłych partnerów „dialogu i porozumienia” i surowo, „zgodnie z prawem stanu wojennego”, zdeklarowanych wrogów reżimu. To powodowało, że w więzieniach Jaruzelskiego były warunki bardzo różne. Jedni znajdowali się w wygodnych ośrodkach wypoczynkowych, a inni w brudnych więziennych celach.
 

Należałem do wrogów PRL – sądzono mnie za obalanie ustroju. Był to mój świadomy wybór. W następstwie podjąłem cywilną walkę z reżimem PRL. Walkę, a to oznaczało, że po przeciwnej stronie nie było partnerów do rozmów. Był wróg, którego należało pokonać. Uwiezienia nie traktowałem jako przerwy w walce. To też było „pole bitwy”. Podkreślam, że prowadziłem walkę, ale nie strzelałem, była to bowiem walka cywilna. Prezentowałem cały czas postawę odrzucania komunizmu, nie poddawałem się represjom. Potwierdzałem w ten sposób wierność ideałom. Natomiast reżim usiłował wmanewrować mnie w sytuacje, gdy dla ratowania własnej skóry zapomnę o niepodległości. Na tym polegało moje zasadnicze starcie z reżimem. I to starcie wygrałem!



Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe