[TYLKO U NAS] "Jesteśmy strategicznym partnerem Sił Zbrojnych" - wywiad z prezesem PZL-Świdnik Jackiem Libuchą

- Patrząc czysto biznesowo, jesteśmy firmą z kapitałem zagranicznym, zlokalizowaną w Polsce, z polską kadrą menadżerską, produkującą głównie na polski rynek i rynki ościenne, której załoga jest polska. Dla mnie to jest polski zakład – mówi Jacek Libucha, prezes zarządu PZL Świdnik w rozmowie z Konradem Wernickim.
Jacek Libucha, prezes zarządu PZL-Świdnik [TYLKO U NAS]
Jacek Libucha, prezes zarządu PZL-Świdnik / fot. PZL-Świdnik

PZL-Świdnik ma niezwykle bogatą historię. Tysiące wyprodukowanych śmigłowców, dziedzictwo lubelskiego lipca, którego sercem właśnie był ten zakład i jego dumni pracownicy. Czym dziś jest PZL-Świdnik?

- Myślę, że PZL-Świdnik zachował swoją tożsamość historyczną. Jest przede wszystkim polskim producentem śmigłowcowym, dumnym ze swojego dziedzictwa. W zeszłym roku obchodziliśmy 70-lecie, które było przypomnieniem sobie i społeczności, nie tylko świdnickiej, tej historycznej drogi i dzisiejszego znaczenia zakładów dla obronności.

Dzisiaj PZL-Świdnik jest zakładem bardzo nowoczesnym, który w ciągu ostatnich 10 lat intensywnie się rozwijał. Swoją działalność operacyjną mocno opieramy na dwóch filarach biznesowych. Jednym jest centrum doskonałości struktur lotniczych jakie tworzymy dla Leonardo Helicopters. Uczestniczymy w każdym programie śmigłowcowym koncernu, jesteśmy beneficjentem każdego programu, na każdym rynku na jakim Leonardo Helicopters działa. Daje nam to stabilność biznesową, dzięki której przychody świdnickich zakładów wzrosły czterokrotnie.

Natomiast drugim naszym filarem, który daje nam możliwość utrzymania tożsamości jest produkcja własnych śmigłowców. Ten cel strategiczny, o osiągnięcie którego zabiegałem od samego początku urzeczywistnia się wraz z uruchamianą linią produkcyjną AW149. Niemniej jednak działalność produkcyjna obejmuje także modernizację floty W-3, którą proponujemy resortowi obrony, a część załogi będzie w to mocno zaangażowana.

Na pewno dzisiaj jesteśmy innym zakładem niż 10 lat temu. Mamy unowocześnioną i dofinansowaną bazę technologiczną. Wciąż jesteśmy i chcemy, żeby tak pozostało, strategicznym partnerem Sił Zbrojnych RP. Aż 60% śmigłowców latających dziś w wojsku pochodzi z PZL-Świdnik, podczas gdy w szczytowym okresie było ich 80%. Chcemy być tak samo ważnym partnerem teraz i w przyszłości.

 

Od 2010 r. PZL-Świdnik jest częścią włoskiej grupy Leonardo, co często służy jako zarzut, że to tak naprawdę nie jest polski zakład, a zagraniczny. Jak to się przekłada na rzeczywistość, jak „polski” jest PZL-Świdnik?

W debacie publicznej przywołuje się różne wymiary „polskości” przemysłu. W lotnictwie skala ma kluczowe znaczenie. 10 lat temu PZL-Świdnik był zakładem z wąskim portfolio produktowym i miałby nikłe szanse na to, żeby przetrwać. To że jesteśmy w grupie Leonardo Helicopters, daje nam stabilność finansową, możliwość rozwoju, korzystania ze skali i bycia częścią dużej Grupy i  zasilania się jej technologią. Natomiast jeżeli dyskutujemy o polskości zakładu wtedy trzeba tu przyjechać, poznać tych 2600 zaangażowanych i oddanych pracowników – tak samo wspierających suwerenność Polski, jak w lipcu 1980 r. Jesteśmy gospodarzami na własnej ziemi.  

Zlokalizowani jesteśmy w Polsce, sieć naszych kooperantów jest polska i oczywiście także globalna, europejska, tak jak jest to zorganizowane na całym świecie. Od wielu lat jesteśmy zakładem zyskownym, pozbyliśmy się też długu, dzięki czemu jesteśmy realnym płatnikiem podatku w Polce. Patrząc czysto biznesowo, jesteśmy firmą z kapitałem zagranicznym, zlokalizowaną w Polsce, z polską kadrą menadżerską, produkującą głównie na polski rynek i rynki ościenne, której załoga jest polska. Dla mnie to jest polski zakład.

 

I czy to był jeden z tych czynników, który zadecydował, że Ministerstwo Obrony Narodowej zakontraktował u Państwa 32 śmigłowce wielozadaniowe AW149. Dlaczego wybrano PZL Świdnik?

Po pierwsze podstawą wyboru powiększenia floty śmigłowców wielozadaniowych dla Sił Zbrojnych była pilna potrzeba państwa. Po drugie poszukiwano najlepszego rozwiązania pod każdym względem - wybór padł na AW149 jako najbardziej nowoczesnego średniego śmigłowca w tej chwili na świecie. Jest to maszyna, która weszła do produkcji w 2014 r. Nie ma bardziej nowoczesnego śmigłowca, dlatego ta platforma służyć będzie jeszcze dziesiątki lat. Poza tym z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, fakt, że jesteśmy zlokalizowani w Polsce, że jest to polski zakład tworzący krajowe zaplecze techniczne miało również duże znaczenie - jest  to lekcja z okresu pandemii, kiedy światowe łańcuchy dostaw ulegały zakłóceniom, a także z konfliktu toczącego się na Ukrainie, który odsłania słabości logistyczne i produkcyjne na świecie. Doświadczenie ostatnich zaledwie kilku lat uczy, że łańcuchy dostaw trzeba skracać. Niemniej jednak, jakbyśmy nie mieli w swojej ofercie dobrego śmigłowca, to sam fakt, że istnieje polski zakład produkcyjny, nie miałoby takiego znaczenia. Bezpieczeństwo państwa jest związane z jakością i nowoczesnością techniki wojskowej i sprawnością logistyczną. Jesteśmy w stanie zabezpieczyć dostawy, serwisowanie i utrzymanie floty w całym cyklu użytkowania a także przyszłe modernizacje. Nawet jeśli w przyszłości będą jakieś światowe zawirowania, to my jesteśmy blisko wojska.

MON zamówił 32 śmigłowce AW-149 (grafika MON / Agencja Uzbrojenia)

 

Właśnie pandemia pokazała te ciemne strony globalizacji, że te globalne łańcuchy dostaw mogą być zerwane i wtedy robi się problem. I czy w tym kontekście cała Lubelszczyzna, wraz ze Świdnikiem, może być takim zagłębiem przemysłowym w Polsce. Jest taki potencjał?

Na pewno chciałbym, żeby była zagłębiem śmigłowcowym i na pewno jest na to potencjał. To my jesteśmy jedynym OEM-em, czyli Original Equipment Manufacturer (producent oryginalnego wyposażenia przyp. red). Posiadamy całe spektrum zdolności w zakresie projektowania, produkcji, utrzymywania, modernizowania śmigłowców. Siły Zbrojne mają ogromne potrzeby, a w Polsce jest mnóstwo śmigłowców radzieckiej i rosyjskiej produkcji, które nie mają racji bytu w przyszłości w wojsku i będą musiały zostać wymienione. Do tego armia się mocno rozrasta. Planuje się  jej dwukrotne zwiększenie.  Nie wyobrażam sobie, że flota śmigłowców zostanie taka, jaka jest i na dodatek na platformach, które są z poprzedniej epoki. Absolutnie widzę potrzebę dla zwiększania floty śmigłowców i nie wyobrażam sobie, by Świdnik nie brał udziału w budowie tego potencjału. Jesteśmy blisko, mamy infrastrukturę, którą współdzielimy z wojskiem. Ta współpraca nie odbywa się tylko przy okazji podpisywania kontraktów, ona jest od lat. Mamy swoich reprezentantów w każdej bazie, w której są śmigłowce. To nasi ludzie te śmigłowce wspierają, to my robimy szkolenia dla wojska i dla wielu instytucji, które mają śmigłowce. Nawet jak się spojrzy na naszych lokalnych konkurentów, to większość tamtych pilotów czy techników mają rodowód ze Świdnika, byli tu przeszkoleni.

Potencjał świdnickich zakładów jest olbrzymi i liczę na to, że właśnie na fali racjonalizacji łańcuchów dostaw, szczególnie dla segmentu obronnego, szeroko pojętego bezpieczeństwa państwa i na fali tych wzmożonych potrzeb Sił Zbrojnych my będziemy tym HUBem śmigłowcowym.

 

Zakładając optymistyczny scenariusz dla PZL Świdnik, to czy zakład ma odpowiednie siły przerobowe i potencjał pracowniczy, by stać się tym głównym dostawcą śmigłowców dla Wojska Polskiego?

Potencjał jest. Po pierwsze wciąż jesteśmy tym głównym, wiodącym dostawcą. Jak spojrzymy na Marynarkę Wojenną, to nie licząc kilku niszowych śmigłowców, to w zasadzie większość maszyn w służbie i wchodzących do służby to maszyny ze Świdnika. Natomiast jeśli mówimy o scenariuszu szybkiego wzrostu potrzeb i dostaw dla wojska, to mamy w tym doświadczenie i też tradycję. W czasach produkcji Mi-2, z naszego zakładu wychodził jeden śmigłowiec dziennie. Nie był oczywiście robiony w jeden dzień, ale tak był ustawiony cykl produkcyjny, że codziennie z bramy wyjeżdżał jeden śmigłowiec. Niekoniecznie dla polskiego wojska, bo sprzęt docierał w różne miejsca na świecie, ale taki jest maksymalny potencjał Świdnika, ten historyczny. Oczywiście w takich ilościach dziś już nikt nie produkuje, bo mamy inne czasy i inne śmigłowce, natomiast to pokazuje, że jest duża przestrzeń.

Jeśli miałbym mieć jakieś obawy, tak jak wszyscy w przemyśle w tej chwili, to zastanawiam się, czy będzie wystarczająco – mówiąc kolokwialnie talentu na rynku, czy będzie wystarczająca liczba wykwalifikowanych pracowników, żeby takie gwałtowne zapotrzebowanie  na moce produkcyjne zabezpieczyć. To był jeden z wiodących tematów dyskusji podczas ostatniego spotkania w Dolinie Lotniczej. Dyskutowaliśmy głównie w gronie prezesów największych firm lotniczych w Polsce o tym, czy rzeczywiście nasze politechniki, nasze technika i nasz rynek pracy jest w stanie zabezpieczyć to odbicie rynku lotniczego.

Podsumowując: potencjał i tradycja w udźwignięciu takich ciężarów absolutnie jest. Każdy oczywiście w tej branży z jakimiś wyzwaniami się mierzy. Natomiast spójrzmy prawdzie w oczy. Kontrakt na 32 śmigłowce, w stosunku do tego o czym wspomniałem, czyli produkowania setek śmigłowców rocznie, jest niewspółmierny, tu jest jeszcze duża przestrzeń do działania.

W-3 Anakonda w służbie Marynarki Wojennej (fot. PZL Świdnik)

 

Czyli ten kontrakt to może być dopiero początek

Ja to tak traktuję. Mówiąc zupełnie wprost, ja sobie nie wyobrażam, że na 32 śmigłowcach wojsko zakończy zamówienia. Jeżeli teraz ma grubo ponad 100 śmigłowców z przedrostkiem „Mi” w służbie, to wiemy, że one nie mogą dłużej niż do końca tej dekady w obecnych warunkach być  eksploatowane. Nie będą też rozwijane, nie będą modernizowane, bo to maszyny, od których musimy odejść. Nie ze względów biznesowych, ale bezpieczeństwa. I teraz jeżeli na to nałożymy, że armia ma się podwoić, to tych śmigłowców w wojsku jest potrzebnych naprawdę bardzo dużo. Ma być 6 dywizji, a w tym momencie tworzona jest trzecia i czwarta. Te dywizje muszą być zabezpieczone śmigłowcami wsparcia, transportowymi, ratowniczymi, rozpoznania, ewakuacji. Abstrahuję już od śmigłowców uderzeniowych, których mamy dużo, dużo mniej niż powinniśmy mieć.

Potrzeby będą olbrzymie więc myślę, że się wpiszemy w ich zaspokojenie jako zakład produkcyjny blisko wojska.

 

Polska teraz na potęgę kupuje sprzęt wojskowy, o którym mówimy głównie w kontekście wojny, odstraszania wroga, ale wspomniane śmigłowce są też przydatne w czasie pokoju.

Oczywiście, właśnie często się o tym zapomina, że nawet śmigłowce wojskowe w czasie pokoju wykonują dużo zadań. Już nie mówię nawet o takich zadaniach z zakresu bezpieczeństwa: patrolowanie granicy, wspieranie Straży Granicznej, Policji itd., ale przede wszystkim to zadania transportowe i ratownicze. Jak popatrzymy na okres pandemii, to śmigłowce wojskowe, zresztą nasze Sokoły, były wiodącą siłą do transportu personelu medycznego i pacjentów z COVIDem w warunkach bioizolacji. Śmigłowce LPR-u nie były w stanie zabrać pacjenta na tak dalekie odległości i przy ograniczeniach gabarytowych. Ten transport był zabezpieczony przez wojsko. Tak samo w sytuacjach kryzysowych, jak np. powodzie, to wojskowe śmigłowce są zaprzęgnięte do ewakuacji, jak są pożary to też wojskowe maszyny pomagają zwalczyć żywioł, a do tego dochodzi transport VIPów. Takich śmigłowców w służbie społeczności, a nie wykorzystywanych do zadań bojowych w Polsce jest około 100, mówimy o śmigłowcach LPR-u, policyjnych, ewakuacyjnych, wojskowych, TOPR-u, więc to też jest spora flota maszyn, która nie zajmuje się działaniami wojennymi, tylko takimi, które są na co dzień potrzebne.

 

Nie tak dawno, podczas walki z pożarami w Czechach, widzieliśmy czeskiego Sokoła, wyprodukowanego w Świdniku, który brał udział w gaszeniu pożarów.

Tak, Czesi nie mają cywilnego LPR-u jak u nas, tylko swoje siły ewakuacyjne mają zlokalizowane w wojsku i wojsko zabezpiecza te zadania naszymi Sokołami, z których są bardzo zadowoleni. Zawsze występują z nimi na różnych zawodach Search and Rescue (poszukiwanie i ratownictwo), zawsze je bardzo chwalą i jest to jeden z naszych najbardziej wdzięcznych klientów, bardzo zadowolony z tego śmigłowca.

 

Wróćmy do AW149. Jak bardzo „polski” będzie to śmigłowiec? To będzie tylko zagraniczna konstrukcja produkowana w Polsce czy będzie jakoś spolonizowana.

Nie o wszystkich szczegółach oczywiście możemy rozmawiać, bo umowa jest objęta klauzulą poufności w sporej części. Natomiast trzeba pamiętać, że tak jak przy każdym tego typu zakupie, Siły Zbrojne definiują konkretną konfigurację sprzętu, który chcą otrzymać. I tak samo jest w tym przypadku. Śmigłowce będą dostarczone w takiej wersji, pod takie zadania, jak to zostało  określone w zamówieniu. PZL-Świdnik dla tych śmigłowców będzie produkować komponenty i zintegruje wszystkie systemy w tym uzbrojenie. Będziemy wykonywać montaż końcowy i próby w locie, będziemy zarządzać konfiguracją tego śmigłowca, a w przyszłości modyfikować i serwisować. Będzie to na tyle polskiej produkcji śmigłowiec, na ile w dzisiejszych czasach może być, dostosowany konfiguracyjnie pod polskiego odbiorcę.

 

W PZL Świdnik działa kilka związków zawodowych, największym z nich jest NSZZ „Solidarność”. Jak układa się współpraca ze związkowcami?

Świdnik ma bardzo mocną tradycję związkową, ważną historycznie. W końcu bez Lubelskiego Lipca nie byłoby Sierpnia ‘80. To też stwarza fundament pod funkcjonowanie związków zawodowych, bo z tego pnia wywodzą się te związki i nawet niektórzy związkowcy wciąż te czasy pamiętają, brali udział w tych wydarzeniach. Związki zawodowe w Polsce mają pewien dorobek jeśli chodzi o dbanie o sprawy pracownicze. Ta współpraca u nas jest bardzo poprawna. Wynika to między innymi z tego, że nasze związki zawodowe, a zwłaszcza „Solidarność” wykazywały się ogromną odpowiedzialnością za zakład w tej najnowszej historii PZL-Świdnik. To była taka postawa, która wyraźnie dostrzegała bieżącą potrzebę pracownika i umiejętnie łączyła to z utrzymaniem zakładu pracy jako całości w dłuższej perspektywie. Ta odpowiedzialna postawa sprzyja stałemu dialogowi i wspólnie staramy się znaleźć konsensus we wszystkich sprawach.

 

A można pokusić się o tezę, że gdyby nie tak silne związki zawodowe w Świdniku, dobre warunki pracownicze, to PZL Świdnik nie miałby tak mocnej pozycji jako potencjalny dostawca dla MONu?

Ja bym raczej postawił tezę, że silne związki zawodowe i ich rola w Świdniku pomagają w tym, by głos społeczności świdnickiej był słyszany na różnych forach. A to zawsze pomaga w tym, że jak się lokalizuje produkcję w Polsce i chce się mieć ją blisko, to żeby pamiętać, że takie zakłady się ma, bo niektórzy czasem zapominają, że na Lubelszczyźnie jest taki zakład, który zatrudnia kilka tysięcy osób, funkcjonuje od 70 lat i ma takie zdolności, jakich nie ma żaden inny zakład w Polsce. Dlatego dobrze, by na wielu różnych forach mówić i pamiętać o takim zakładzie i tu związki swoją cegiełkę do tego dokładają.

 

 

„Sokół” zmodernizowany do wersji bojowej W-3 Głuszec (fot. PZL Świdnik)

 

 

Testowy oblot nowego AW101, który już niedługo trfi do Marynarki Wojennej RP (fot. Leonardo Helicopters)


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Nie żyje legendarny piłkarz z ostatniej chwili
Nie żyje legendarny piłkarz

Świat piłki nożnej w żałobie. Nie żyje legendarny piłkarz.

„Niemcy nie mają co zrobić z najgorszymi śmieciami. Nerwowo szukają miejsca” z ostatniej chwili
„Niemcy nie mają co zrobić z najgorszymi śmieciami. Nerwowo szukają miejsca”

Do 2035 roku firma składująca odpady w Meklemburgii-Pomorzu Przednim ma zakończyć swoją działalność. Nie wiadomo jednak, gdzie miałoby powstać nowe wysypisko. Chętnych bowiem brakuje.

„Czas ją zwolnić”. Burza po emisji popularnego programu Polsatu z ostatniej chwili
„Czas ją zwolnić”. Burza po emisji popularnego programu Polsatu

Po ostatnim odcinku popularnego programu Polsatu w sieci zawrzało. Widzowie nie kryją rozczarowania.

Znana aktorka trafiła do szpitala. Wydano oświadczenie z ostatniej chwili
Znana aktorka trafiła do szpitala. Wydano oświadczenie

Media obiegły niepokojące informacje. Znana aktorka trafiła do szpitala. Pojawiło się oświadczenie.

Żałoba w Pałacu Buckingham. Król Karol III wydał oświadczenie z ostatniej chwili
Żałoba w Pałacu Buckingham. Król Karol III wydał oświadczenie

Smutna wiadomość obiegła Pałac Buckingham. Król Karol III wydał w tej sprawie oficjalne oświadczenie.

Podjęto decyzję ws. ważnego stanowiska dla kolegi Ursuli von der Leyen z ostatniej chwili
Podjęto decyzję ws. ważnego stanowiska dla kolegi Ursuli von der Leyen

Markus Pieper, kolega Ursuli von der Leyen z CDU, nie obejmie stanowiska pełnomocnika Komisji Europejskiej ds. małych i średnich przedsiębiorstw. Taką decyzję podjął on sam po kontrowersjach związanych z rekrutacją na to stanowisko.

Będzie naprawdę niebezpiecznie. IMGW wydał komunikat z ostatniej chwili
Będzie naprawdę niebezpiecznie. IMGW wydał komunikat

Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej poinformował, że we wtorek na terenie całego województwa łódzkiego będzie wiał silny wiatr, w porywach do 75 km/h.

Jak Izrael zemści się na Iranie? z ostatniej chwili
Jak Izrael zemści się na Iranie?

Odwet Izraela wobec Iranu prawdopodobnie nie będzie polegał na bezpośrednim ataku na cele w tym kraju; należy spodziewać się raczej uderzenia w irańskie obiekty w Syrii, jednak nie wymierzonego w konkretne osoby, lecz np. w magazyny z bronią – oceniła we wtorek amerykańska stacja NBC.

Biskup zaatakowany przez nożownika. Są nowe informacje w sprawie z ostatniej chwili
Biskup zaatakowany przez nożownika. Są nowe informacje w sprawie

Poniedziałkowy atak nożownika w kościele w Sydney był aktem terroru, a sprawca przypuszczalnie kierował się ekstremizmem religijnym – ogłosiła we wtorek rano czasu miejscowego australijska policja.

Historyk: Podczas II wojny światowej Niemcy zamordowali ponad 1,5 tys. polskich sportowców z ostatniej chwili
Historyk: Podczas II wojny światowej Niemcy zamordowali ponad 1,5 tys. polskich sportowców

Niemcy zamordowali podczas II wojny światowej ponad 1,5 tys. polskich sportowców. Ginęli oni również z rąk sowietów. Wśród ofiar zbrodni katyńskiej było ponad 260 sportowców i działaczy sportowych – podkreślili uczestnicy dyskusji z cyklu „Tytani sportu” organizowanej przez stołeczny IPN.

REKLAMA

[TYLKO U NAS] "Jesteśmy strategicznym partnerem Sił Zbrojnych" - wywiad z prezesem PZL-Świdnik Jackiem Libuchą

- Patrząc czysto biznesowo, jesteśmy firmą z kapitałem zagranicznym, zlokalizowaną w Polsce, z polską kadrą menadżerską, produkującą głównie na polski rynek i rynki ościenne, której załoga jest polska. Dla mnie to jest polski zakład – mówi Jacek Libucha, prezes zarządu PZL Świdnik w rozmowie z Konradem Wernickim.
Jacek Libucha, prezes zarządu PZL-Świdnik [TYLKO U NAS]
Jacek Libucha, prezes zarządu PZL-Świdnik / fot. PZL-Świdnik

PZL-Świdnik ma niezwykle bogatą historię. Tysiące wyprodukowanych śmigłowców, dziedzictwo lubelskiego lipca, którego sercem właśnie był ten zakład i jego dumni pracownicy. Czym dziś jest PZL-Świdnik?

- Myślę, że PZL-Świdnik zachował swoją tożsamość historyczną. Jest przede wszystkim polskim producentem śmigłowcowym, dumnym ze swojego dziedzictwa. W zeszłym roku obchodziliśmy 70-lecie, które było przypomnieniem sobie i społeczności, nie tylko świdnickiej, tej historycznej drogi i dzisiejszego znaczenia zakładów dla obronności.

Dzisiaj PZL-Świdnik jest zakładem bardzo nowoczesnym, który w ciągu ostatnich 10 lat intensywnie się rozwijał. Swoją działalność operacyjną mocno opieramy na dwóch filarach biznesowych. Jednym jest centrum doskonałości struktur lotniczych jakie tworzymy dla Leonardo Helicopters. Uczestniczymy w każdym programie śmigłowcowym koncernu, jesteśmy beneficjentem każdego programu, na każdym rynku na jakim Leonardo Helicopters działa. Daje nam to stabilność biznesową, dzięki której przychody świdnickich zakładów wzrosły czterokrotnie.

Natomiast drugim naszym filarem, który daje nam możliwość utrzymania tożsamości jest produkcja własnych śmigłowców. Ten cel strategiczny, o osiągnięcie którego zabiegałem od samego początku urzeczywistnia się wraz z uruchamianą linią produkcyjną AW149. Niemniej jednak działalność produkcyjna obejmuje także modernizację floty W-3, którą proponujemy resortowi obrony, a część załogi będzie w to mocno zaangażowana.

Na pewno dzisiaj jesteśmy innym zakładem niż 10 lat temu. Mamy unowocześnioną i dofinansowaną bazę technologiczną. Wciąż jesteśmy i chcemy, żeby tak pozostało, strategicznym partnerem Sił Zbrojnych RP. Aż 60% śmigłowców latających dziś w wojsku pochodzi z PZL-Świdnik, podczas gdy w szczytowym okresie było ich 80%. Chcemy być tak samo ważnym partnerem teraz i w przyszłości.

 

Od 2010 r. PZL-Świdnik jest częścią włoskiej grupy Leonardo, co często służy jako zarzut, że to tak naprawdę nie jest polski zakład, a zagraniczny. Jak to się przekłada na rzeczywistość, jak „polski” jest PZL-Świdnik?

W debacie publicznej przywołuje się różne wymiary „polskości” przemysłu. W lotnictwie skala ma kluczowe znaczenie. 10 lat temu PZL-Świdnik był zakładem z wąskim portfolio produktowym i miałby nikłe szanse na to, żeby przetrwać. To że jesteśmy w grupie Leonardo Helicopters, daje nam stabilność finansową, możliwość rozwoju, korzystania ze skali i bycia częścią dużej Grupy i  zasilania się jej technologią. Natomiast jeżeli dyskutujemy o polskości zakładu wtedy trzeba tu przyjechać, poznać tych 2600 zaangażowanych i oddanych pracowników – tak samo wspierających suwerenność Polski, jak w lipcu 1980 r. Jesteśmy gospodarzami na własnej ziemi.  

Zlokalizowani jesteśmy w Polsce, sieć naszych kooperantów jest polska i oczywiście także globalna, europejska, tak jak jest to zorganizowane na całym świecie. Od wielu lat jesteśmy zakładem zyskownym, pozbyliśmy się też długu, dzięki czemu jesteśmy realnym płatnikiem podatku w Polce. Patrząc czysto biznesowo, jesteśmy firmą z kapitałem zagranicznym, zlokalizowaną w Polsce, z polską kadrą menadżerską, produkującą głównie na polski rynek i rynki ościenne, której załoga jest polska. Dla mnie to jest polski zakład.

 

I czy to był jeden z tych czynników, który zadecydował, że Ministerstwo Obrony Narodowej zakontraktował u Państwa 32 śmigłowce wielozadaniowe AW149. Dlaczego wybrano PZL Świdnik?

Po pierwsze podstawą wyboru powiększenia floty śmigłowców wielozadaniowych dla Sił Zbrojnych była pilna potrzeba państwa. Po drugie poszukiwano najlepszego rozwiązania pod każdym względem - wybór padł na AW149 jako najbardziej nowoczesnego średniego śmigłowca w tej chwili na świecie. Jest to maszyna, która weszła do produkcji w 2014 r. Nie ma bardziej nowoczesnego śmigłowca, dlatego ta platforma służyć będzie jeszcze dziesiątki lat. Poza tym z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, fakt, że jesteśmy zlokalizowani w Polsce, że jest to polski zakład tworzący krajowe zaplecze techniczne miało również duże znaczenie - jest  to lekcja z okresu pandemii, kiedy światowe łańcuchy dostaw ulegały zakłóceniom, a także z konfliktu toczącego się na Ukrainie, który odsłania słabości logistyczne i produkcyjne na świecie. Doświadczenie ostatnich zaledwie kilku lat uczy, że łańcuchy dostaw trzeba skracać. Niemniej jednak, jakbyśmy nie mieli w swojej ofercie dobrego śmigłowca, to sam fakt, że istnieje polski zakład produkcyjny, nie miałoby takiego znaczenia. Bezpieczeństwo państwa jest związane z jakością i nowoczesnością techniki wojskowej i sprawnością logistyczną. Jesteśmy w stanie zabezpieczyć dostawy, serwisowanie i utrzymanie floty w całym cyklu użytkowania a także przyszłe modernizacje. Nawet jeśli w przyszłości będą jakieś światowe zawirowania, to my jesteśmy blisko wojska.

MON zamówił 32 śmigłowce AW-149 (grafika MON / Agencja Uzbrojenia)

 

Właśnie pandemia pokazała te ciemne strony globalizacji, że te globalne łańcuchy dostaw mogą być zerwane i wtedy robi się problem. I czy w tym kontekście cała Lubelszczyzna, wraz ze Świdnikiem, może być takim zagłębiem przemysłowym w Polsce. Jest taki potencjał?

Na pewno chciałbym, żeby była zagłębiem śmigłowcowym i na pewno jest na to potencjał. To my jesteśmy jedynym OEM-em, czyli Original Equipment Manufacturer (producent oryginalnego wyposażenia przyp. red). Posiadamy całe spektrum zdolności w zakresie projektowania, produkcji, utrzymywania, modernizowania śmigłowców. Siły Zbrojne mają ogromne potrzeby, a w Polsce jest mnóstwo śmigłowców radzieckiej i rosyjskiej produkcji, które nie mają racji bytu w przyszłości w wojsku i będą musiały zostać wymienione. Do tego armia się mocno rozrasta. Planuje się  jej dwukrotne zwiększenie.  Nie wyobrażam sobie, że flota śmigłowców zostanie taka, jaka jest i na dodatek na platformach, które są z poprzedniej epoki. Absolutnie widzę potrzebę dla zwiększania floty śmigłowców i nie wyobrażam sobie, by Świdnik nie brał udziału w budowie tego potencjału. Jesteśmy blisko, mamy infrastrukturę, którą współdzielimy z wojskiem. Ta współpraca nie odbywa się tylko przy okazji podpisywania kontraktów, ona jest od lat. Mamy swoich reprezentantów w każdej bazie, w której są śmigłowce. To nasi ludzie te śmigłowce wspierają, to my robimy szkolenia dla wojska i dla wielu instytucji, które mają śmigłowce. Nawet jak się spojrzy na naszych lokalnych konkurentów, to większość tamtych pilotów czy techników mają rodowód ze Świdnika, byli tu przeszkoleni.

Potencjał świdnickich zakładów jest olbrzymi i liczę na to, że właśnie na fali racjonalizacji łańcuchów dostaw, szczególnie dla segmentu obronnego, szeroko pojętego bezpieczeństwa państwa i na fali tych wzmożonych potrzeb Sił Zbrojnych my będziemy tym HUBem śmigłowcowym.

 

Zakładając optymistyczny scenariusz dla PZL Świdnik, to czy zakład ma odpowiednie siły przerobowe i potencjał pracowniczy, by stać się tym głównym dostawcą śmigłowców dla Wojska Polskiego?

Potencjał jest. Po pierwsze wciąż jesteśmy tym głównym, wiodącym dostawcą. Jak spojrzymy na Marynarkę Wojenną, to nie licząc kilku niszowych śmigłowców, to w zasadzie większość maszyn w służbie i wchodzących do służby to maszyny ze Świdnika. Natomiast jeśli mówimy o scenariuszu szybkiego wzrostu potrzeb i dostaw dla wojska, to mamy w tym doświadczenie i też tradycję. W czasach produkcji Mi-2, z naszego zakładu wychodził jeden śmigłowiec dziennie. Nie był oczywiście robiony w jeden dzień, ale tak był ustawiony cykl produkcyjny, że codziennie z bramy wyjeżdżał jeden śmigłowiec. Niekoniecznie dla polskiego wojska, bo sprzęt docierał w różne miejsca na świecie, ale taki jest maksymalny potencjał Świdnika, ten historyczny. Oczywiście w takich ilościach dziś już nikt nie produkuje, bo mamy inne czasy i inne śmigłowce, natomiast to pokazuje, że jest duża przestrzeń.

Jeśli miałbym mieć jakieś obawy, tak jak wszyscy w przemyśle w tej chwili, to zastanawiam się, czy będzie wystarczająco – mówiąc kolokwialnie talentu na rynku, czy będzie wystarczająca liczba wykwalifikowanych pracowników, żeby takie gwałtowne zapotrzebowanie  na moce produkcyjne zabezpieczyć. To był jeden z wiodących tematów dyskusji podczas ostatniego spotkania w Dolinie Lotniczej. Dyskutowaliśmy głównie w gronie prezesów największych firm lotniczych w Polsce o tym, czy rzeczywiście nasze politechniki, nasze technika i nasz rynek pracy jest w stanie zabezpieczyć to odbicie rynku lotniczego.

Podsumowując: potencjał i tradycja w udźwignięciu takich ciężarów absolutnie jest. Każdy oczywiście w tej branży z jakimiś wyzwaniami się mierzy. Natomiast spójrzmy prawdzie w oczy. Kontrakt na 32 śmigłowce, w stosunku do tego o czym wspomniałem, czyli produkowania setek śmigłowców rocznie, jest niewspółmierny, tu jest jeszcze duża przestrzeń do działania.

W-3 Anakonda w służbie Marynarki Wojennej (fot. PZL Świdnik)

 

Czyli ten kontrakt to może być dopiero początek

Ja to tak traktuję. Mówiąc zupełnie wprost, ja sobie nie wyobrażam, że na 32 śmigłowcach wojsko zakończy zamówienia. Jeżeli teraz ma grubo ponad 100 śmigłowców z przedrostkiem „Mi” w służbie, to wiemy, że one nie mogą dłużej niż do końca tej dekady w obecnych warunkach być  eksploatowane. Nie będą też rozwijane, nie będą modernizowane, bo to maszyny, od których musimy odejść. Nie ze względów biznesowych, ale bezpieczeństwa. I teraz jeżeli na to nałożymy, że armia ma się podwoić, to tych śmigłowców w wojsku jest potrzebnych naprawdę bardzo dużo. Ma być 6 dywizji, a w tym momencie tworzona jest trzecia i czwarta. Te dywizje muszą być zabezpieczone śmigłowcami wsparcia, transportowymi, ratowniczymi, rozpoznania, ewakuacji. Abstrahuję już od śmigłowców uderzeniowych, których mamy dużo, dużo mniej niż powinniśmy mieć.

Potrzeby będą olbrzymie więc myślę, że się wpiszemy w ich zaspokojenie jako zakład produkcyjny blisko wojska.

 

Polska teraz na potęgę kupuje sprzęt wojskowy, o którym mówimy głównie w kontekście wojny, odstraszania wroga, ale wspomniane śmigłowce są też przydatne w czasie pokoju.

Oczywiście, właśnie często się o tym zapomina, że nawet śmigłowce wojskowe w czasie pokoju wykonują dużo zadań. Już nie mówię nawet o takich zadaniach z zakresu bezpieczeństwa: patrolowanie granicy, wspieranie Straży Granicznej, Policji itd., ale przede wszystkim to zadania transportowe i ratownicze. Jak popatrzymy na okres pandemii, to śmigłowce wojskowe, zresztą nasze Sokoły, były wiodącą siłą do transportu personelu medycznego i pacjentów z COVIDem w warunkach bioizolacji. Śmigłowce LPR-u nie były w stanie zabrać pacjenta na tak dalekie odległości i przy ograniczeniach gabarytowych. Ten transport był zabezpieczony przez wojsko. Tak samo w sytuacjach kryzysowych, jak np. powodzie, to wojskowe śmigłowce są zaprzęgnięte do ewakuacji, jak są pożary to też wojskowe maszyny pomagają zwalczyć żywioł, a do tego dochodzi transport VIPów. Takich śmigłowców w służbie społeczności, a nie wykorzystywanych do zadań bojowych w Polsce jest około 100, mówimy o śmigłowcach LPR-u, policyjnych, ewakuacyjnych, wojskowych, TOPR-u, więc to też jest spora flota maszyn, która nie zajmuje się działaniami wojennymi, tylko takimi, które są na co dzień potrzebne.

 

Nie tak dawno, podczas walki z pożarami w Czechach, widzieliśmy czeskiego Sokoła, wyprodukowanego w Świdniku, który brał udział w gaszeniu pożarów.

Tak, Czesi nie mają cywilnego LPR-u jak u nas, tylko swoje siły ewakuacyjne mają zlokalizowane w wojsku i wojsko zabezpiecza te zadania naszymi Sokołami, z których są bardzo zadowoleni. Zawsze występują z nimi na różnych zawodach Search and Rescue (poszukiwanie i ratownictwo), zawsze je bardzo chwalą i jest to jeden z naszych najbardziej wdzięcznych klientów, bardzo zadowolony z tego śmigłowca.

 

Wróćmy do AW149. Jak bardzo „polski” będzie to śmigłowiec? To będzie tylko zagraniczna konstrukcja produkowana w Polsce czy będzie jakoś spolonizowana.

Nie o wszystkich szczegółach oczywiście możemy rozmawiać, bo umowa jest objęta klauzulą poufności w sporej części. Natomiast trzeba pamiętać, że tak jak przy każdym tego typu zakupie, Siły Zbrojne definiują konkretną konfigurację sprzętu, który chcą otrzymać. I tak samo jest w tym przypadku. Śmigłowce będą dostarczone w takiej wersji, pod takie zadania, jak to zostało  określone w zamówieniu. PZL-Świdnik dla tych śmigłowców będzie produkować komponenty i zintegruje wszystkie systemy w tym uzbrojenie. Będziemy wykonywać montaż końcowy i próby w locie, będziemy zarządzać konfiguracją tego śmigłowca, a w przyszłości modyfikować i serwisować. Będzie to na tyle polskiej produkcji śmigłowiec, na ile w dzisiejszych czasach może być, dostosowany konfiguracyjnie pod polskiego odbiorcę.

 

W PZL Świdnik działa kilka związków zawodowych, największym z nich jest NSZZ „Solidarność”. Jak układa się współpraca ze związkowcami?

Świdnik ma bardzo mocną tradycję związkową, ważną historycznie. W końcu bez Lubelskiego Lipca nie byłoby Sierpnia ‘80. To też stwarza fundament pod funkcjonowanie związków zawodowych, bo z tego pnia wywodzą się te związki i nawet niektórzy związkowcy wciąż te czasy pamiętają, brali udział w tych wydarzeniach. Związki zawodowe w Polsce mają pewien dorobek jeśli chodzi o dbanie o sprawy pracownicze. Ta współpraca u nas jest bardzo poprawna. Wynika to między innymi z tego, że nasze związki zawodowe, a zwłaszcza „Solidarność” wykazywały się ogromną odpowiedzialnością za zakład w tej najnowszej historii PZL-Świdnik. To była taka postawa, która wyraźnie dostrzegała bieżącą potrzebę pracownika i umiejętnie łączyła to z utrzymaniem zakładu pracy jako całości w dłuższej perspektywie. Ta odpowiedzialna postawa sprzyja stałemu dialogowi i wspólnie staramy się znaleźć konsensus we wszystkich sprawach.

 

A można pokusić się o tezę, że gdyby nie tak silne związki zawodowe w Świdniku, dobre warunki pracownicze, to PZL Świdnik nie miałby tak mocnej pozycji jako potencjalny dostawca dla MONu?

Ja bym raczej postawił tezę, że silne związki zawodowe i ich rola w Świdniku pomagają w tym, by głos społeczności świdnickiej był słyszany na różnych forach. A to zawsze pomaga w tym, że jak się lokalizuje produkcję w Polsce i chce się mieć ją blisko, to żeby pamiętać, że takie zakłady się ma, bo niektórzy czasem zapominają, że na Lubelszczyźnie jest taki zakład, który zatrudnia kilka tysięcy osób, funkcjonuje od 70 lat i ma takie zdolności, jakich nie ma żaden inny zakład w Polsce. Dlatego dobrze, by na wielu różnych forach mówić i pamiętać o takim zakładzie i tu związki swoją cegiełkę do tego dokładają.

 

 

„Sokół” zmodernizowany do wersji bojowej W-3 Głuszec (fot. PZL Świdnik)

 

 

Testowy oblot nowego AW101, który już niedługo trfi do Marynarki Wojennej RP (fot. Leonardo Helicopters)



Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe