Zapowiedziany w czasie kampanii wyborczej przez Donalda Tuska kredyt z oprocentowaniem 0 proc. na zakup pierwszego mieszkania okazał się jedynie półprawdą. Nowy rządowy program „Mieszkanie na start” gwarantuje takie dopłaty tylko dla liczących co najmniej pięć osób gospodarstw domowych. Tymczasem sytuację na rynku nieruchomości trudno nazwać jedynie kryzysem. Dziś nie można już zrezygnować z życia w mieście, wyprowadzić się na wieś i kupić tanio ziemię, by postawić dom. W gruncie rzeczy nie ma już dokąd się przenosić i z czego wybierać.
Nadaremne na dziś wydaje się to nieustające pomstowanie na Donalda Tuska i jego tyranię, że oto przeprowadza on demontaż polskiego państwa. Zapowiedź tego była już obecna w kampanii wyborczej. On sam mówił, że zacznie od rozliczeń, wyprowadzania ludzi z urzędów, wreszcie zrobi porządek w TVP.
W polskim przekazie medialnym pojawia się narracja o zakończeniu wojny polsko-polskiej. Publicyści i naukowcy postulują jej zakończenie, porównując naszą aktualną sytuację polityczną do upadku I Rzeczpospolitej w 1795 roku i likwidacji państwa polskiego. Przykład takiego artykułu podałem w moim ostatnim felietonie [prof. dr hab. Tomasz Grzegorz Grosse i dr hab. Anna Wojciuk (prof. UW), „Czas na koniec wojny polsko-polskiej”].
– Polska stała się centralnym elementem politycznego domina Zachodu, choć jej mieszkańcy nie do końca zdawali sobie z tego sprawę. Jeśli konserwatyzm upadnie również tutaj, to pomijając Węgry, nie będzie już większego oporu – mówi prof. David Engels, belgijski historyk, filozof i publicysta, w rozmowie z Cezarym Krysztopą.
Rządzący UE stracili do konserwatywnej Polski cierpliwość i dali zielone światło na to, co teraz oglądamy. Prawicy trzeba odciąć źródła. Na trwałe.
Jeszcze kilka tygodni temu wtargnięcie „silnych panów” do mediów publicznych, potem policji do Pałacu Prezydenckiego, wydawało się nierealnym scenariuszem. Dziś wiemy, że Donald Tusk jest zdolny wprowadzać swoje porządki absolutnie każdą dostępną metodą. Czy Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik są aż tak niebezpiecznymi przestępcami, że trzeba ich zatrzymać teraz, zaraz, natychmiast? Czy ukrywali się? Czy było ryzyko, że popełnią kolejne przestępstwa? Wreszcie, czy zostaliby aresztowani, gdyby nie ich przynależność partyjna? Wydaje się, że nie.
– W jakiej Europie będziemy żyć za 10 lat? – pyta Cezary Krysztopa prof. Davida Engelsa, belgijskiego historyka, filozofa i publicystę. Ten odpowiada gorzko, ale z nutą nadziei: – Będzie gorzej niż dzisiaj pod każdym względem, zarówno tym materialnym, jak i wolnościowym. Ale przynajmniej opór przeciwko upadkowi będzie najprawdopodobniej lepiej zorganizowany niż dotąd – stwierdza rozmówca. Właśnie przyszłość Europy i Polski jest tematem numeru nowego „Tygodnika Solidarność”. W wydaniu skupiamy się przede wszystkim nad sytuacją w Polsce, która daleka jest od praworządności.
Chaos, dezorientacja i mnożące się sprzeczności – tak rysuje się obraz Kościoła na początku nowego roku.
Nowy rząd daje przykład nie tylko praworządności, jak widzimy w TVP. Ciężko będą też mieli konserwatyści i Kościół. Polska wersja zapateryzmu jeszcze nie nastąpi, ale są przymiarki.
Rozradowani „naprawiacze mediów publicznych” nie dostrzegają, że przy okazji ich działań pod nóż idzie bezpieczeństwo informacyjne obywateli i obywatelek dużego kraju w środku Europy.
Coraz bardziej gorąco na Morzu Czerwonym. Coraz mniej statków handlowych przepływa przez Kanał Sueski. Mocno drożeje ropa, ceny paliwa na giełdzie paliw w Nowym Jorku szybko rosną w reakcji na wysłanie przez Iran okrętu na Morze Czerwone. Jednak zagrożony jest nie tylko ten akwen – cały wschodni region Morza Śródziemnego ogarniają konflikty zbrojne.
20 grudnia 2023 r. zapisze się w najnowszej historii Polski. Tego dnia rozpoczęła się bowiem próba siłowego przejęcia mediów publicznych. Przed godz. 12.00 został wyłączony sygnał TVP Info. Podobny los spotkał anteny regionalne czy TVP World. Wszystko to przy cichej aprobacie Brukseli i dopingu lewicowo-liberalnych mediów.
Izrael i Gaza zdominowały media w USA; Ukraina nie zniknęła całkowicie z medialnego przekazu, wciąż o niej słychać, mimo że z mniejszym natężeniem. Nie jest już jednak priorytetem. Spadła na drugie miejsce zainteresowań dziennikarskich. Przynajmniej na razie.
To, co najbardziej wulgarna koalicja w historii Polski zrobiła z ludźmi pracującymi we wszystkich kanałach Telewizji Polskiej, będzie przedmiotem badań socjologów, psychologów i ekspertów politologii. Dzisiaj, po dwóch tygodniach od siłowego zamachu na media w Polsce, widać już, jak wiele złego zrobiła obecna koalicja zwykłym ludziom, którzy nie tylko nie byli związani z PiS, ale zajmowali się po prostu dziennikarstwem. Dla wielu z nich była to pierwsza praca w tej branży lub pierwsza w ogóle.
9 stycznia 2017 r. w Leeds zmarł Zygmunt Bauman. „Wnikliwy filozof. Najlepszy analityk świata ponowoczesnego: świata internetu, rozpadających się więzi międzyludzkich, niepewności” – czytaliśmy w „Gazecie Wyborczej”. „Zapomniano” tylko o sprawie podstawowej – że Bauman aktywnie przyczynił się do rozpadu dawnego świata i jego tradycyjnych wartości i więzi.
Nowy rząd zaczął jak w filmie Alfreda Hitchcocka – od trzęsienia ziemi, a napięcie wciąż wzrasta. Tak się zaczyna rewolucje, a nie zasypuje polsko-polski spór. W naszej młodej demokracji cofamy się do lat 90.
W nowej X kadencji parlamentarnej w sejmowych ławach zasiada 117 debiutantów. Nie jest to jednak nadzwyczajna liczba. W poprzedniej kadencji do Sejmu weszło 142 nowych posłów, a po wyborach w 2015 roku aż 203 polityków bez stażu sejmowego.
Kiedy w Polsce rozpoczyna się kolejna faza wojny polsko-polskiej, niszcząca twórczą tkankę rozwoju narodu polskiego – współpracy wszystkich Polaków, za oceanem toczy się groźna dla bezpieczeństwa naszego kraju debata o przyszłości NATO. Debata ta związana jest z sytuacją wyborczą w Stanach Zjednoczonych, a konkretnie mówiąc, z prostym pytaniem: „Czy Donald Trump wycofa Stany Zjednoczone z NATO po wygranych wyborach w 2024 roku?”.
„Tusk robi dzisiaj to wszystko, przed czym przez 8 lat ostrzegał, że zrobi to Kaczyński” – napisał ktoś na platformie X, komentując przeprowadzone z osobliwą finezją przejęcie przez ekipę Tuska mediów publicznych. Ale akurat nie o Donaldzie Tusku chcę pisać. Po nim spodziewałem się niewiele dobrego i bardzo wiele złego. Jak dotąd nie zawodzi, a mam podstawy sądzić, że ostatniego słowa jeszcze nie powiedział.
W oczach międzynarodowych organizacji dziennikarskich oraz tych zajmujących się prawami człowieka Polska staje się krajem zniewolonych mediów. Reforma mediów publicznych zapowiedziana przez Donalda Tuska i nieprawnie – za to siłowo – przeprowadzana przez ministra Bartłomieja Sienkiewicza zbliża nas do pozycji, którą w międzynarodowych rankingach zajmują… Rosja czy Iran. Nie chodzi o samą reformę, ale także o sposób traktowania dziennikarzy, często ludzi w ogóle niezwiązanych ani z obecną, ani z poprzednią władzą.