Prof. Zdzisław Krasnodębski: Przekleństwa polskie

Współczesna polszczyzna staje się areną wulgaryzmów, upraszczania grzeczności i utraty kulturowej tożsamości. Co to mówi o polskim społeczeństwie?
Prof. Zdzisław Krasnodębski Prof. Zdzisław Krasnodębski: Przekleństwa polskie
Prof. Zdzisław Krasnodębski / Tygodnik Solidarność

Nawet tym, którzy bardzo niewiele wiedzą o filozofii, obiło się zapewne o uszy słynne zdanie: „Granice mojego języka wyznaczają granice mojego świata” z „Traktatu logiczno-filozoficznego” Ludwiga Wittgensteina. Inni, bardziej obeznani, którzy słyszeli o hermeneutyce, wiedzą, że głosi ona, iż nasze rozumienie, nasze poznanie może mieć tylko charakter językowy. „Byt, który można zrozumieć, to język” – pisał Hans-Georg Gadamer. W ogóle w filozofii współczesnej język zastąpił świadomość jako sferę, w której jest dane nam wszystko to, czego doświadczamy. Każde nasze poznanie i każda nasza relacja z innym człowiekiem są zapośredniczone przez język. Historycy wskazują, że język jest także elementem tożsamości narodowej. Kiedyś twierdzono nawet, że objawia się w nim „charakter narodowy”. Antropolodzy kulturowi analizowali, jak w języku wyrażają się specyficzne doświadczenia danego ludu, jak różnie artykułują one rzeczywistość. Niektórzy filozofowie analityczni uważali nawet, że nie możemy żywić uczuć, których nie potrafimy nazwać, odróżnić od innych. Rozwój języka oddającego nasze stany uczuciowe i myśli to także rozwój samych tych uczuć i myśli. 

Politologowie zaś wykazywali, że to, co w systemach politycznych dzieje się z językiem, świadczy także o ich naturze. Powstała w komunizmie nowomowa stała się przedmiotem interesujących badań socjolingwistycznych. Kiedyś, w latach dziewięćdziesiątych, wysłuchałem wykładu wybitnego rosyjskiego lingwisty, który analizował proces ewolucji form zwracania się ludzi do siebie w Związku Sowieckim. W toku tej ewolucji zanikały formy grzecznościowe i ludzie sowieccy w końcu zwracali się do siebie po prostu „mężczyzno” lub „kobieto”. Językoznawca ów twierdził, że gdyby Związek Sowiecki przetrwał dłużej, degradacja języka postąpiłaby tak daleko, że pozostałyby tylko określenia czysto biologiczne „samiec” i samica”. 

 

Jaki jest dzisiejszy język Polaków?

A jaki jest dzisiejszy język Polaków, ich logos, który – jak wiedzieli już starożytni – odróżnia człowieka od zwierząt ? Jakie rozumienie siebie i świata, jaki stan ducha Polaków wyraża? Co mówi na przykład o naszym systemie politycznym fakt, że obecnie rządzący wygrali wybory dzięki wulgarnemu hasłu, które stało się nie tylko ich zawołaniem bojowym, ich pieśnią rycerską, ich „Bogurodzicą”, lecz także – jak się okazało – programem politycznym, jedynym, który tak naprawdę mają i realizują? Skąd w ogóle wzięła się w polskim życiu politycznym reguła, że im głośniej, wulgarniej i obelżywiej się wrzaśnie, tym bardziej jest się przekonującym i zyskuje poklask? Media pełne są zachwytów, że ktoś „nie gryzł się w język”, „nie wytrzymał”, „wygarnął”. 

Polacy wydają się najwulgarniejszym narodem na świecie. No, może z wyjątkiem Rosjan, od których tradycyjnie Polacy zapożyczali swoje „najgrubsze” słowa.

 

Wulgaryzmy w przestrzeni publicznej

Wulgaryzmy, przekleństwa otaczają nas dzisiaj wszędzie jak lepki brud, jak zaduch. Kiedyś mówiono, że ktoś „klnie jak szewc”; w świecie, z którego znikają szewcy, nawet „elity” klną jak szewcy. Wulgaryzmy słyszymy na ulicy, w tramwaju, w sklepie, w restauracji, teatrze, kinie. Najgrubszymi słowami konwersują ze sobą wiotkie licealistki i zażywne starsze panie, korpoludki i artyści, profesorowie i ministrowie. Nikomu już nie więdną z tego powodu uszy. Tak się mówi, tak wypada.

Co jednak można sądzić o granicach świata kogoś, kto co drugie zdanie używa słowa dezawuującego kiedyś kobietę źle się prowadzącą i grozi co chwila, że dokona aktu seksualnego? Można by to potraktować jako wyraz niepohamowanej witalności i jurności. Przeczą jednak temu dane z ostatniego raportu o stanie zdrowia Polaków, które pokazują, że jest wręcz przeciwnie. Mnożenie się we współczesnej mowie słów wulgarnie odnoszących się do czynności seksualnych odstręcza więc chyba ich podejmowanie. A może są kompensacją i wyrazem frustracji? 

Wulgaryzmy, przekleństwa, obelgi mają swoje funkcje w języku. Mogą wyrażać, oburzenie, dezaprobatę, pogardę, rozpacz. Ale we współczesnej Polsce stały się codziennym sposobem komunikowania. Rzadko już się zdarza, by tak odstręczały, jak wrzaski przerażających megier pod wodzą pani Marty Lempart. 

Ta wulgarna mowa, ten ponury bełkot to w gruncie rzeczy autodegradacja i samoponiżenie, jest świadectwem o sobie, o tym, kim się jest i na jakim poziomie. „Trzy czwarte literatury nowożytnej obraca się wokół jednego tematu: miłości kobiety i mężczyzny, wychodząc z założenie, że miłość jest najważniejszym i najcenniejszym doświadczeniem, jakie może się przydarzyć istocie ludzkiej” – zauważył kiedyś W.H. Auden, osobiście mało zainteresowany akurat tym rodzajem miłości, lecz świadomy jej znaczenia cywilizacyjnego. We współczesnej Polsce trzy czwarte wypowiedzi dotyczą tej samej sfery życia, ale nie są to miłosne wyznania Tristana i Izoldy, Romea i Julii.

 

Stopniowe zanikanie form grzecznościowych

Szerzeniu się wulgaryzmów i przekleństw towarzyszy zanikanie form grzecznościowych. Polska jest jedynym krajem w UE, który uznał, że używanie nazwisk jest niezgodne z dyrektywą o ochronie danych osobowych. W związku z tym każda firma wysyłkowa, w której mieliśmy nieszczęście dokonać zakupu, każda panienka z recepcji zwraca się do nas po imieniu. Większość młodych Polaków nie potrafi już także używać form grzecznościowych w liczbie mnogiej. Mylą się im „panowie”, „panie”, „państwo”, najczęściej poprzestają na swojskim „wy” – jak posłowie na Sejm RP. Może jest to wyraz ogólnej utraty pewności w rozróżnianiu rodzaju żeńskiego i męskiego, skoro nagle wielu ludzi, skądinąd inteligentnych i dobrze wykształconych, ma kłopoty z właściwym użyciem liczebników „półtorej” i „półtora”, a także „obaj”, „obie”, „oboje”, z którymi kiedyś nawet tak zwani prości ludzie nie mieli najmniejszych problemów. Wśród ogólnego schamienia pojawiła się wśród młodych kobiet „elegancka” maniera mizdrzenia się – pieszczotliwie-dziecięco-szczebiocząca wymowa głosek „dź”, „ś”, „dz” itp. Tak mówią aktorki, lektorki, redaktorki, tak, łkając, śpiewają swoje pieśni panie pieśniarki. Akcentowanie na ostatnią sylabę w „stylu radiowym” to inna „światowa” moda. Do tego dochodzi komiczno-straszny żargon poprawnościowy nowej lewicy, wszystkie te ministry i ministerki, oficerki i aktywiszcza, osoby z tym lub tamtym, mające świadczyć o światłości i moralnej wrażliwości mówiącego. 

Jeśli do tego dodamy takie zjawiska jak zanikanie wołacza oraz dopełniacza (te wszystkie „Paluszki od Lajkonika” czy „Krem od Nivea”; za chwilę nawet „Dziady” będą „od” Mickiewicza), nieodmienianie nazw firm zagranicznych, bo sobie nie życzą, by przestrzegać ustawy o ochronie języka polskiego, oraz plaga nowego makaronizmu (te wszystkie „eventy”, „gejty”, „bordingi”, „czekiny”, „agendy”, „dinery”, „dedykowania”, „frilenserowie” i „forsighty”), to dojdziemy do przykrego wniosku, że zapowiedź „nie damy pogrześć mowy” okazała się fałszywa. 

[Felieton pochodzi z Tygodnika Solidarność 18/2025]


 

POLECANE
Lubelskie: Przewodniczący Rady z PO odwołany głosami PiS i Trzeciej Drogi z ostatniej chwili
Lubelskie: Przewodniczący Rady z PO odwołany głosami PiS i Trzeciej Drogi

W czwartek 26 czerwca doszło do politycznego trzęsienia ziemi w Radzie Powiatu Lubelskiego. 

Serce wielkie jak ocean. Nie żyje amerykański aktor z ostatniej chwili
"Serce wielkie jak ocean". Nie żyje amerykański aktor

Nie żyje Joe Marinelli - aktor, którego widzowie doskonale kojarzą z takich seriali jak "Santa Barbara", "Guiding Light" czy "Szpital miejski". Odszedł 22 czerwca 2025 roku w Burbank w Kalifornii w wieku 68 lat. Informację o jego śmierci przekazała żona Jean Marinelli oraz agentka Julie Smith.

Nowa edycja Tańca z gwiazdami. Wiadomo, kogo zabraknie Wiadomości
Nowa edycja "Tańca z gwiazdami". Wiadomo, kogo zabraknie

Telewizja Polsat przygotowuje się do startu jubileuszowej, 15. edycji programu „Taniec z gwiazdami”. Premiera zaplanowana jest na koniec września 2025 roku. Jak informuje redakcja „Faktu”, lista zawodowych tancerzy została już zamknięta. Wiadomo, kogo zabraknie w programie.

Krzysztof Bosak: Niemcy stracili wszelkie hamulce z ostatniej chwili
Krzysztof Bosak: Niemcy stracili wszelkie hamulce

– Widać, że Niemcy stracili wszelkie hamulce. Będziemy domagać się dymisji ministra Siemoniaka – powiedział na czwartkowej konferencji prasowej jeden z liderów Konfederacji, Krzysztof Bosak.

Ukraina: Nowy sondaż zaufania. Duży problem Zełenskiego z ostatniej chwili
Ukraina: Nowy sondaż zaufania. Duży problem Zełenskiego

49 proc. Ukraińców ufa prezydentowi Wołodymyrowi Zełenskiemu, lecz były naczelny dowódca sił zbrojnych Walerij Załużny cieszy się zdecydowanie wyższym poziomem zaufania, wynoszącym aż 71 proc. – przekazał w czwartek portal Ukrainska Prawda, powołując się na wyniki badania opinii publicznej.

Prokuratura chce wysłać list gończy za prezesem znanej spółki. Siedem tysięcy pokrzywdzonych klientów z ostatniej chwili
Prokuratura chce wysłać list gończy za prezesem znanej spółki. "Siedem tysięcy pokrzywdzonych klientów"

Prokuratura Regionalna w Poznaniu chce wysłać list gończy za prezesem spółki Cinkciarz.pl. Aby mieć do tego podstawę, sąd ma zdecydować w sprawie aresztu dla Marcina P. Ma o tym zdecydować 9 lipca.

Nowy komunikat IMGW. Oto co nas czeka Wiadomości
Nowy komunikat IMGW. Oto co nas czeka

Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej ze względu na wystąpienie opadów deszczu i burz ogłosił ostrzeżenia pierwszego i drugiego stopnia.

Niemiecki przemysł stawia na wojnę z ostatniej chwili
Niemiecki przemysł stawia na wojnę

Po latach niskiego popytu przemysł w Europie oraz w Niemczech musi zwiększyć zdolności produkcyjne. To może stać się możliwe z pomocą środków na zbrojenia i obronność. Do 2029 eksperci niemieccy przewidują wielokrotne zwiększenie produkcji znanych produktów pod potrzeby "autonomii strategicznej" i obronny.

Jest decyzja ws. matki, która w kajdankach uczestniczyła w pogrzebie syna Wiadomości
Jest decyzja ws. matki, która w kajdankach uczestniczyła w pogrzebie syna

Według doniesień Polsat News matka zmarłego tragicznie czteromiesięcznego Oskara ma opuścić zakład karny. Kobieta została przywieziona na pogrzeb syna w kajdankach i w stroju więziennym.

Nowa presja na Sąd Najwyższy? Wulgarne i agresywne telefony, wszystko się nagrało z ostatniej chwili
Nowa presja na Sąd Najwyższy? "Wulgarne" i "agresywne" telefony, wszystko się nagrało

Sąd Najwyższy poinformował o powtarzających się "wulgarnych" telefonach do sądu i "agresywnym" zwracaniu się przez dzwoniących do pracowników tej instytucji. SN zapowiedział, że o każdym takim zdarzeniu będzie zawiadamiana prokuratura. Posiedzenie Sądu w sprawie podjęcia uchwały rozstrzygającej o ważności wyboru Prezydenta RP ma się odbyć 1 lipca br. 

REKLAMA

Prof. Zdzisław Krasnodębski: Przekleństwa polskie

Współczesna polszczyzna staje się areną wulgaryzmów, upraszczania grzeczności i utraty kulturowej tożsamości. Co to mówi o polskim społeczeństwie?
Prof. Zdzisław Krasnodębski Prof. Zdzisław Krasnodębski: Przekleństwa polskie
Prof. Zdzisław Krasnodębski / Tygodnik Solidarność

Nawet tym, którzy bardzo niewiele wiedzą o filozofii, obiło się zapewne o uszy słynne zdanie: „Granice mojego języka wyznaczają granice mojego świata” z „Traktatu logiczno-filozoficznego” Ludwiga Wittgensteina. Inni, bardziej obeznani, którzy słyszeli o hermeneutyce, wiedzą, że głosi ona, iż nasze rozumienie, nasze poznanie może mieć tylko charakter językowy. „Byt, który można zrozumieć, to język” – pisał Hans-Georg Gadamer. W ogóle w filozofii współczesnej język zastąpił świadomość jako sferę, w której jest dane nam wszystko to, czego doświadczamy. Każde nasze poznanie i każda nasza relacja z innym człowiekiem są zapośredniczone przez język. Historycy wskazują, że język jest także elementem tożsamości narodowej. Kiedyś twierdzono nawet, że objawia się w nim „charakter narodowy”. Antropolodzy kulturowi analizowali, jak w języku wyrażają się specyficzne doświadczenia danego ludu, jak różnie artykułują one rzeczywistość. Niektórzy filozofowie analityczni uważali nawet, że nie możemy żywić uczuć, których nie potrafimy nazwać, odróżnić od innych. Rozwój języka oddającego nasze stany uczuciowe i myśli to także rozwój samych tych uczuć i myśli. 

Politologowie zaś wykazywali, że to, co w systemach politycznych dzieje się z językiem, świadczy także o ich naturze. Powstała w komunizmie nowomowa stała się przedmiotem interesujących badań socjolingwistycznych. Kiedyś, w latach dziewięćdziesiątych, wysłuchałem wykładu wybitnego rosyjskiego lingwisty, który analizował proces ewolucji form zwracania się ludzi do siebie w Związku Sowieckim. W toku tej ewolucji zanikały formy grzecznościowe i ludzie sowieccy w końcu zwracali się do siebie po prostu „mężczyzno” lub „kobieto”. Językoznawca ów twierdził, że gdyby Związek Sowiecki przetrwał dłużej, degradacja języka postąpiłaby tak daleko, że pozostałyby tylko określenia czysto biologiczne „samiec” i samica”. 

 

Jaki jest dzisiejszy język Polaków?

A jaki jest dzisiejszy język Polaków, ich logos, który – jak wiedzieli już starożytni – odróżnia człowieka od zwierząt ? Jakie rozumienie siebie i świata, jaki stan ducha Polaków wyraża? Co mówi na przykład o naszym systemie politycznym fakt, że obecnie rządzący wygrali wybory dzięki wulgarnemu hasłu, które stało się nie tylko ich zawołaniem bojowym, ich pieśnią rycerską, ich „Bogurodzicą”, lecz także – jak się okazało – programem politycznym, jedynym, który tak naprawdę mają i realizują? Skąd w ogóle wzięła się w polskim życiu politycznym reguła, że im głośniej, wulgarniej i obelżywiej się wrzaśnie, tym bardziej jest się przekonującym i zyskuje poklask? Media pełne są zachwytów, że ktoś „nie gryzł się w język”, „nie wytrzymał”, „wygarnął”. 

Polacy wydają się najwulgarniejszym narodem na świecie. No, może z wyjątkiem Rosjan, od których tradycyjnie Polacy zapożyczali swoje „najgrubsze” słowa.

 

Wulgaryzmy w przestrzeni publicznej

Wulgaryzmy, przekleństwa otaczają nas dzisiaj wszędzie jak lepki brud, jak zaduch. Kiedyś mówiono, że ktoś „klnie jak szewc”; w świecie, z którego znikają szewcy, nawet „elity” klną jak szewcy. Wulgaryzmy słyszymy na ulicy, w tramwaju, w sklepie, w restauracji, teatrze, kinie. Najgrubszymi słowami konwersują ze sobą wiotkie licealistki i zażywne starsze panie, korpoludki i artyści, profesorowie i ministrowie. Nikomu już nie więdną z tego powodu uszy. Tak się mówi, tak wypada.

Co jednak można sądzić o granicach świata kogoś, kto co drugie zdanie używa słowa dezawuującego kiedyś kobietę źle się prowadzącą i grozi co chwila, że dokona aktu seksualnego? Można by to potraktować jako wyraz niepohamowanej witalności i jurności. Przeczą jednak temu dane z ostatniego raportu o stanie zdrowia Polaków, które pokazują, że jest wręcz przeciwnie. Mnożenie się we współczesnej mowie słów wulgarnie odnoszących się do czynności seksualnych odstręcza więc chyba ich podejmowanie. A może są kompensacją i wyrazem frustracji? 

Wulgaryzmy, przekleństwa, obelgi mają swoje funkcje w języku. Mogą wyrażać, oburzenie, dezaprobatę, pogardę, rozpacz. Ale we współczesnej Polsce stały się codziennym sposobem komunikowania. Rzadko już się zdarza, by tak odstręczały, jak wrzaski przerażających megier pod wodzą pani Marty Lempart. 

Ta wulgarna mowa, ten ponury bełkot to w gruncie rzeczy autodegradacja i samoponiżenie, jest świadectwem o sobie, o tym, kim się jest i na jakim poziomie. „Trzy czwarte literatury nowożytnej obraca się wokół jednego tematu: miłości kobiety i mężczyzny, wychodząc z założenie, że miłość jest najważniejszym i najcenniejszym doświadczeniem, jakie może się przydarzyć istocie ludzkiej” – zauważył kiedyś W.H. Auden, osobiście mało zainteresowany akurat tym rodzajem miłości, lecz świadomy jej znaczenia cywilizacyjnego. We współczesnej Polsce trzy czwarte wypowiedzi dotyczą tej samej sfery życia, ale nie są to miłosne wyznania Tristana i Izoldy, Romea i Julii.

 

Stopniowe zanikanie form grzecznościowych

Szerzeniu się wulgaryzmów i przekleństw towarzyszy zanikanie form grzecznościowych. Polska jest jedynym krajem w UE, który uznał, że używanie nazwisk jest niezgodne z dyrektywą o ochronie danych osobowych. W związku z tym każda firma wysyłkowa, w której mieliśmy nieszczęście dokonać zakupu, każda panienka z recepcji zwraca się do nas po imieniu. Większość młodych Polaków nie potrafi już także używać form grzecznościowych w liczbie mnogiej. Mylą się im „panowie”, „panie”, „państwo”, najczęściej poprzestają na swojskim „wy” – jak posłowie na Sejm RP. Może jest to wyraz ogólnej utraty pewności w rozróżnianiu rodzaju żeńskiego i męskiego, skoro nagle wielu ludzi, skądinąd inteligentnych i dobrze wykształconych, ma kłopoty z właściwym użyciem liczebników „półtorej” i „półtora”, a także „obaj”, „obie”, „oboje”, z którymi kiedyś nawet tak zwani prości ludzie nie mieli najmniejszych problemów. Wśród ogólnego schamienia pojawiła się wśród młodych kobiet „elegancka” maniera mizdrzenia się – pieszczotliwie-dziecięco-szczebiocząca wymowa głosek „dź”, „ś”, „dz” itp. Tak mówią aktorki, lektorki, redaktorki, tak, łkając, śpiewają swoje pieśni panie pieśniarki. Akcentowanie na ostatnią sylabę w „stylu radiowym” to inna „światowa” moda. Do tego dochodzi komiczno-straszny żargon poprawnościowy nowej lewicy, wszystkie te ministry i ministerki, oficerki i aktywiszcza, osoby z tym lub tamtym, mające świadczyć o światłości i moralnej wrażliwości mówiącego. 

Jeśli do tego dodamy takie zjawiska jak zanikanie wołacza oraz dopełniacza (te wszystkie „Paluszki od Lajkonika” czy „Krem od Nivea”; za chwilę nawet „Dziady” będą „od” Mickiewicza), nieodmienianie nazw firm zagranicznych, bo sobie nie życzą, by przestrzegać ustawy o ochronie języka polskiego, oraz plaga nowego makaronizmu (te wszystkie „eventy”, „gejty”, „bordingi”, „czekiny”, „agendy”, „dinery”, „dedykowania”, „frilenserowie” i „forsighty”), to dojdziemy do przykrego wniosku, że zapowiedź „nie damy pogrześć mowy” okazała się fałszywa. 

[Felieton pochodzi z Tygodnika Solidarność 18/2025]



 

Polecane
Emerytury
Stażowe