Smutne stulecie Polskiego Radia

Co musisz wiedzieć:
- Obchody 100-lecia Polskiego Radia w 2025 roku trwały cały rok, a ich kulminacją była gala 30 września w Muzeum Historii Polski z udziałem gwiazd i transmisją na wszystkich antenach.
- Pierwszą audycję radiową w Polsce nadano 1 lutego 1925 roku ze studia przy ul. Narbutta 25 w Warszawie, a regularne nadawanie rozpoczęto 18 kwietnia 1926 roku.
- W latach 20. i 30. XX wieku powstały rozgłośnie regionalne w Krakowie, Poznaniu, Katowicach, Wilnie i Lwowie; w tej ostatniej emitowano m.in. popularną audycję „Wesoła Lwowska Fala”.
- W czasie II wojny światowej radio odgrywało kluczową rolę informacyjną – m.in. nadano przez nie ostatnie przemówienie Stefana Starzyńskiego 20 września 1939 roku.
- Wanda Tatarkiewicz-Małkowska, kierowniczka Działu Dziecięcego od 1926 roku, była pionierką słuchowisk dla dzieci i współpracowała z wieloma wybitnymi pisarzami, takimi jak Korczak, Dąbrowska czy Fiedler.
- Po 1989 roku Polskie Radio przeszło transformację technologiczną i organizacyjną – od audycji montowanych do programów na żywo – a po 2010 roku zaczęło opierać zatrudnienie na umowach krótkoterminowych i cywilnoprawnych.
Jubileusz nie dla wszystkich
Uroczyste obchody stulecia Polskiego Radia trwały podobno cały rok 2025, z kilkoma punktami kulminacyjnymi. Crescendo – to była gala jubileuszowa 30 września, transmitowana live z Muzeum Historii Polski na wszystkich programach radiowych jednocześnie. Było śpiewane, a jakże, z udziałem zasłużonych gwiazd; było grane pod kierownictwem artystycznym Łukasza L.U.C. Rostkowskiego. Były przemowy w podniosłym duchu i wręczanie Złotych Mikrofonów oraz Gloria Artis dla zasłużonych ludzi radia.
O fecie wiem z relacji. Podobnie jak wielu innych, którym dane było pracować w radiu „za PiS-u”, zostałam pominięta przy rozsyłaniu zaproszeń.
Ukarani za poglądy
Wiem, że głos zabrał Paweł Majcher, aktualnie dyrektor naczelny oraz likwidator spółki PR S.A.:
„Tego dnia z pewnością nie zabraknie wzruszeń, wspomnień. Tego, co na antenie wybrzmiało, ale także tych historii, które zostają w naszej pamięci mimo upływającego czasu…”.
Nie wiem, do kogo adresował te banały, ale na pewno nie do tych, których po dojściu do władzy Koalicji 13 grudnia mailem poinformowano, że już w radiu nie pracują. I czym prędzej zablokowano ich magnetyczne karty wstępu.
W takiej właśnie formie podziękowano mi za to, że całe moje dorosłe życie współpracowałam z publicznym radiem, i to ze wszystkimi antenami. Kara za… poglądy?
A co z ćwierćwieczem, kiedy współpracowałam z Trójką, potem z Dwójką i Jedynką? Co ciekawe, ostracyzmem objęto także moją babcię i ojca, co boli jeszcze dotkliwiej, bo oni już nie upomną się o nic. Chodziło chyba o to, żeby nazwisko wymazać z ludzkiej pamięci.
Zamierzchłość
Wracając do jubileuszowej fety – jej termin wybrano trochę od czapy. Nie pasowała ani data, ani prawna pozycja PR S.A. Może obecni szefowie bali się, że nie doczekają przyszłorocznej rocznicy, jako że przecież przejęli stacje abordażem i w równie piracki sposób mogą zostać swych pozycji pozbawieni?
„Halo, halo, Polskie Radio Warszawa, fale 480”
– tak się zaczęła w kwietniu 1926 roku historia medium, która trwa do dziś, choć nie do końca wiadomo, jaki jest jego status – no bo oficjalnie znajduje się w likwidacji. Cofając się w przeszłość – pierwszą audycję nadaną z rozgłośni Polskiego Towarzystwa Radiotechnicznego wyemitowano 1 lutego 1925 roku na falach średnich ze studia przy ul. Narbutta 25 w Warszawie. Spółka Polskie Radio dostała koncesję do ogólnopolskiego programu 18 sierpnia 1925 roku, zaś regularne nadawanie zaczęła 18 kwietnia 1926 roku o godz. 17.00.
Ten pionierski program nadawany był tylko wieczorami, na żywo, tak jak współcześnie większość audycji. W 1927 roku wystartowała pierwsza rozgłośnia regionalna w Krakowie, co pozwoliło wszystkim w Polsce wysłuchać bicia dzwonu Zygmunta i hejnału mariackiego w czasie rzeczywistym.
Lokalne stacje
W ślad za Krakowem powstawały lokalne stacje w Poznaniu, Katowicach, Wilnie i Lwowie. Ostatnie z wymienionych miast wystartowało z pierwszą audycją satyryczną „Wesoła Lwowska Fala”, z duetem dwóch „baciarów”, Szczepcia i Tońcia. W 1935 roku wprowadzono innowację: rejestrację dźwięku na stalowej taśmie – a w związku z tym możliwość odtwarzania nagrań.
Podczas inwazji niemieckiej w 1939 roku radio odegrało ogromną rolę: z „eteru” w stolicy dochodziły powiadomienia o postępach walk, sytuacji w mieście, ewakuacjach. Także przez radio emitowano ostatnie przemówienie Stefana Starzyńskiego z 20 września 1939 roku, w którym padły gorzkie słowa o „humanitarnej niemieckiej wojnie, której celem jest niszczenie pamiątek narodowych”.
"Rosłam w cieniu anteny"
Taki tytuł narzucił mi redaktor naczelny tygodnika „Antena”, kiedy podczas karnawału Solidarności pojawiłam się w radiowej Jedynce z felietonami o sztuce. Zupełnie nie znając medium, choć z radiowej rodziny. Wspomniany redaktor zauważył moją obecność w radiu i „zadał” temat do odrobienia na okładkę jego tygodnika, skojarzył bowiem znane (wtedy) nazwisko. Miał rację, naprawdę „rosłam w cieniu anteny”.
O Wandzie Tatarkiewicz-Małkowskiej
Od kiedy sięgam pamięcią, radio – jako przedmiot i twórcza aktywność – stanowiło oś życia w naszym mieszkaniu przy Narbutta. I teraz właśnie, z racji jubileuszu Polskiego Radia, dopełnię historię tego medium, przywołując postać Wandy Tatarkiewicz-Małkowskiej. Aktorka z wykształcenia, społeczniczka z powołania, dość wcześnie skoncentrowała się na edukowaniu najmłodszych za pośrednictwem najwyższej próby literatury dziecięcej. Najpierw był objazdowy teatrzyk dla dzieci (założony w 1924 roku wraz z Benedyktem Hertzem), a dwa lata później – teatr wyobraźni, czyli słuchowiska radiowe.
Jak przystało na pozytywistkę z tamtej epoki, uważała radio za cud, który daje dostęp do najwyższej kultury młodym z najbardziej zapyziałych dziur w Polsce.
Po raz pierwszy wystąpiła przed mikrofonem w lutym 1926 roku i… została do końca życia. Już w maju tego samego roku dostała etat kierownika Działu Dziecięcego, gdzie oprócz przedstawianych po aktorsku bajek poruszano tematy związane z przyrodą, sportem, podróżami, a nawet życiem szkolnym. Z biegiem lat babcia pozyskiwała do radiowej współpracy takie tuzy literatury, jak Janusz Korczak, Maria Dąbrowska, Arkady Fiedler i wielu innych. Ba, to ona wprowadziła na antenę Jana Żabińskiego, który przybliżał małolatom (i nie tylko im) tajemnice fauny, czy Henryka Stanisława Mościckiego, znawcę historii. Nie zająknięto się o niej podczas fety na 100-lecie.
Szumy, szepty, krzyki
Po wojnie Wanda Tatarkiewicz-Małkowska już 13 stycznia 1945 roku zgłosiła się na posterunku radiowym (wtedy na Pradze) jako kierownik Działu Dziecięcego. Po reorganizacji radia w 1949 roku została reżyserem Teatru dla Dzieci PR i trwała przy tej robocie także po przejściu na emeryturę, aż do momentu, kiedy w 1970 roku pracę uniemożliwił jej wylew.
Proszę sobie wyobrazić, że wyreżyserowała około 3500 audycji! A były to precyzyjnie przygotowywane spektakle, poprzedzone licznymi próbami, ze specjalnie komponowaną muzyką oraz całym arsenałem dźwięków.
Bywało, że babcia zabierała mnie do radia na Myśliwiecką (tam nagrywała słuchowiska, w studiu, w którym i mnie potem wielokrotnie zdarzyło się nagrywać programy). To było święto! Jazda trolejbusem numer 55 z alei Niepodległości na Myśliwiecką, potem przemycanie mnie do reżyserki. Gały wychodziły mi z niedowierzania, że dorośli panowie i panie wydają z siebie cienkie, dziecięce głosiki. Babcia miała ulubionych aktorów, takich, co to potrafili wszystko – m.in. Irenę Kwiatkowską i Stefana Friedmanna. Po nagraniu – wizyta w Łazienkach na zasłużonej kawie (dla babci) i lodach (dla mnie).
"Debiut"
Jednak największym przeżyciem był udział w słuchowiskach. Debiutowałam w wieku 5 lat… No, trochę przesadzam – wraz z innymi dziećmi i dorosłymi statystami wydawaliśmy „paszczą” dźwięki potrzebne jako tło mówionych kwestii. To robimy szum uliczny! A to szepczemy, jak w szkole. Udajemy zgiełk bitewny, wydając dzikie okrzyki. Procesu montażu słuchowisk nie dane mi było obserwować, za to emisję musiałam zaliczyć. Święta godzina – trzecia po południu w każdą niedzielę. Babcia zamieniała się w słuch, żeby wyłapać ewentualne niedociągnięcia; ja musiałam jej towarzyszyć i biada mi, gdybym odważyła się przeszkadzać. Zresztą, uwielbiałam te audycje, jak większość dzieci, a często i dorosłych w całej Polsce.
Radio poprzełomowe
Po 1989 roku media szukały ludzi „nieumoczonych” za komuny, a coś tam potrafiących. Szczególne zapotrzebowanie było na umiejętność mówienia „z głowy”, „krótko i na temat”. Umiałam, więc miałam branie. Dziwne to były czasy, kiedy stare rozgłośnie przechodziły z tradycyjnych formuł audycji nagrywanych i montowanych do programów prowadzonych na żywo, do czego nie każdy się nadawał.
Z oficjalnymi mediami, ongiś monopolistami, zaczęły konkurować powstające w lawinowym tempie prywatne stacje, gdzie mowy nie było o nagrywaniu i montowaniu, za to liczyła się szybkość zdobywania i upubliczniania nowinek.
Mogły to być informacje z d… dolnej, ale dla lokalsów ważniejsze niż wiadomości z górnej półki. Jednak stacje publicznego radia miały przebicie w postaci pewniaków: zasięgu anteny, stałych audycji i etatów dla pracowników. Ba, stali współpracownicy też podpisywali umowy (wiem coś o tym) i otrzymywali honoraria za antenową aktywność. Z czasem (o ile pamiętam, około 2010 roku) Polskie Radio S.A. przestało zatrudniać ludzi na uczciwych zasadach, przestawiając się na system śmieciówek.
Kiedy w 2016 roku zaproponowano mi pracę w Trójce i PR 24, dostałam papiery uprawniające do prowadzenia audycji przez rok i pobierania za nie wynagrodzenia. Nic więcej. I tak traktowano wielu – co oznaczało zero zobowiązań ze strony firmy oraz łatwość pożegnania się z pracownikiem wraz z wygaśnięciem jego umowy (rocznej bądź półrocznej). Etatowcy byli górą, choćby nawet ich popularność dołowała.
Publiczne, czyli prywatne
Za pierwszego Tuska w Trójce usadowiła się grupka ludzi, którzy publiczną antenę uznali za własność prywatną. Oni „som tu” i nie dopuszczą konkurencji. No bo niby jak? Wtedy zniknęli współpracownicy. Etatowcy uznali antenę za trampolinę do autopromocji i zdobywania wielu dodatkowych fuch. Wielokrotne powtarzanie tych samych nazwisk stwarzało wrażenie, że tylko oni są utalentowani i władni prowadzić programy.
Jasne, że zbyt wyrazista osobowość kogoś nie zakotwiczonego etatowo, a tylko współpracującego, była im nie na rękę. W zespole trzymającym sztamę nie było trudno pozbyć się konkurencji.
Trójka była najbardziej „elitarna”, czytaj – najlepiej ustawiona w innych mediach. TVP Kultura, „Gazeta Wyborcza”, inne periodyki. Ale nie tylko tam gardę trzymały lewicowe media. Podobnie było w Dwójce. Po latach szefowa tej rozgłośni przyznała, że ulękła się donosu złożonego na mnie i nie dała mi audycji. Tak, radio przestało być wylęgarnią talentów. Ale… czy ktokolwiek to zauważył?
[Sekcje "Co musisz wiedzieć" oraz lead i niektóre śródtytuły od Redakcji]